WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Na wodach Błękitu |
Tytuł oryginalny | On Blue′s Water |
Data wydania | 2003 |
Autor | Gene Wolfe |
Przekład | Wojciech Szypuła |
Wydawca | MAG |
Cykl | Księga Krótkiego Słońca |
ISBN | 83-89004-52-6 |
Format | 378s. 115×185mm |
Cena | 29,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Na wodach BłękituGene Wolfe
Gene WolfeNa wodach BłękituKoniec z listami! To farsa! Białozór zaproponował, że zabierze mnie do Nowego Vironu. Podziękowałem mu, ale odmówiłem z trzech powodów, które wymienię tu, aby dały świadectwo stanu mojego umysłu w czasie gdy opuszczałem Jaszczurkę. Po pierwsze chciałem porozmawiać spokojnie z rodziną. Wolałem nie poddawać ich – zwłaszcza Ciebie, moja kocha Pokrzywo – presji, jaką z pewnością wywieraliby na nich Szpik, Rozeta i Białozór. Odczekałem najpierw do kolacji, a potem jeszcze trochę, aby uciszyć plotki i wyjaśnić wątpliwości wywołane wizytą pięciorga gości. Kiedy kroiłem podaną przez Ścięgno pieczeń, zapytał, o czym rozmawialiśmy z Remorą i pozostałymi, kiedy oddaliliśmy się na sam koniuszek Ogona. – Słyszałeś naszą rozmowę – odpowiedziałem, krojąc mięso. – Wiesz, czego chcieli. – Nie bardzo was słuchałem. Westchnęłaś wtedy, Pokrzywo. Przypomniałem sobie, jak podsłuchiwałaś pod drzwiami, kiedy Jedwab konferował z dwoma radcami. Doszedłem – pochopnie – do wniosku, że słyszałaś również, o czym rozmawiałem na osobności ze Szpikiem i innymi, i czekałem, aż wyjaśnisz całą sprawę naszym synom, ale Ty powiedziałaś co innego: – Chcą, żebyśmy przestali pisać. Czy nie o to właśnie im chodzi? Pomysł był tak absurdalny, że z najwyższym trudem zachowałem powagę. Nie roześmiałem się jednak, a Ty dodałaś: – Byłam przekonana, że to właśnie ich sprowadza. Nadal jestem. Spochmurniałeś, Rogu, a na co dzień jesteś przecież taki pogodny. Nigdy się za takiego nie uważałem. – Chcieli dostać papier na kredyt – wtrącił Racica. – W mieście źle się dzieje. Stokrotka niedawno stamtąd wróciła. Mówi, że to straszne miejsce. – Sprzedałeś im papier na kredyt, ojcze? – zapytał Skóra. – Nie – odparłem. – Ale sprzedałbym. – Te kasetki z kartami… – Ścięgno wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Nie miałbyś wyboru. – Mylisz się. – Wycelowałem w niego nóż, którym kroiłem mięso. – Chciałbym, żeby jedno było jasne: nie muszę spełniać ich zachcianek. Grozili mi, przynajmniej Białozór mi groził. A właściwie powinienem powiedzieć: próbował mi grozić, bo specjalnie się nie przestraszyłem. Może teraz próbowałby wywrzeć nacisk na nas wszystkich, ale jestem pewien, że gdybym chciał, po roku jadłby mi z ręki. Ścięgno prychnął. – Nie wierzysz mi? To dlatego że przez wzgląd na matkę zawsze traktowałem cię łagodnie. Zapewniam cię, że w mojej rodzinie było inaczej. W jej zresztą też. Czy przyznasz się do błędu, jeśli przed jutrzejszym zaciemnieniem będziesz mnie błagał o litość? – Uderzyłem trzonkiem noża w stół, żeby zaakcentować te słowa. – Masz dość odwagi? Spojrzał na mnie wyzywająco. Nie odpowiedział. Jest najstarszy z naszych synów, ale mimo że go kochałem, nigdy go nie lubiłem. W każdym razie nie wtedy. Na Zieleni wiele rzeczy się zmieniło. Jestem zresztą przekonany, że i on mnie nie lubił. (Oczywiście Pokrzywa to wszystko dobrze wie). – To gorsze od wszystkiego, co nam powiedzieli – mruknęłaś. – A co właściwie powiedzieli? – zainteresował się Racica. – Czego chcieli, matko? – zawtórował mu Skóra, jak to miał w zwyczaju. Wtedy właśnie (jestem tego pewien) podałem Ci, kochanie, kawałek pieczeni, który dla Ciebie ukroiłem. To bardzo dziwne, ale dobrze pamiętam, jak wyglądał. Musiałem zdawać sobie sprawę, że dzieją się rzeczy niezwykłej wagi, i w jakiś sposób skojarzyłem je z tym udźcem zielonka. – W pewnym sensie masz rację – powiedziałem, zwracając się do Ciebie. – To nasza książka ich tu sprowadziła, chociaż dopiero zapędzeni w kozi róg przyznali się do tego. Ty, Racico, również się nie mylisz. Z roku na rok wszystkim żyje się coraz trudniej i coraz głodniej. Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje? Racica wzruszył ramionami. Bliźniacy są przystojni. Na mój gust bardziej przypominają Twoją matkę niż któreś z nas, chociaż wiem, że udajesz, iż uważasz ich za podobnych do mnie. – Kiepska pogoda, mizerne zbiory. Coraz słabsze ziarno. – Ten chudy o tym wspomniał – dodał Skóra. – To było nawet ciekawe. Nałożyłem Ścięgnu, który zawsze – w dobrych i złych czasach – potrafił zjeść konia z kopytami, gruby plaster mięsa z mnóstwem chrząstek. – Dlaczego z każdym rokiem zbiory są coraz mniejsze? – zapytałem. – Czemu mnie o to pytasz? Ja nic takiego nie powiedziałem. – Co za różnica, kto to powiedział? Tak się składa, że to prawda, a ty, jako starszy od bliźniaków, powinieneś być od nich mądrzejszy. Uważasz się za takiego, więc to udowodnij. Dlaczego spada wydajność upraw? A może byłeś tak zajęty rzucaniem kamieniami do wody, że nie miałeś czasu słuchać? – Nadal nie rozumiem… – zaczął Racica. – … czego chcieli ci ludzie. Właśnie o tym mówimy. – Dobre ziarno to ziarno z lądowników – odparł Ścięgno, cedząc słowa. – Wszyscy tak mówią. Ziarno, które farmerzy odkładają ze zbiorów na siew, jest dużo słabsze. Najgorzej jest z kukurydzą, ale i inne rośliny są do niczego. Pokiwałaś głową, kochanie. – Rzeczywiście, mówili o tym. Wiedziałam o tym już wcześniej; twój ojciec z pewnością również, ale Strup i Rozeta i tak postanowili zrobić nam wykład. Skupmy się na razie na kukurydzy. To najważniejszy i najbardziej wyrazisty przykład. Dawniej, w domu, mieliśmy wiele odmian kukurydzy. Pamiętasz, Rogu? Skinąłem z uśmiechem głową. – Pamiętam co najmniej cztery odmiany żółtej, a niespecjalnie interesowałam się rolnictwem. Poza tym mieliśmy czarną, czerwoną, błękitną i kilka odmian białej. A wy, chłopcy, widzieliście kiedyś kukurydzę, która nie byłaby żółta? Nikt nie odpowiedział. Kiedy mówiłaś, kroiłem dalej pieczeń. Nałożyłem po kawałku Racicy i Skórze. – W domu nigdy nie widziałem takiej kukurydzy, jak ta z naszych pierwszych zbiorów na farmie – dodałem. – Kolby na łokieć długie, nabite ogromnymi ziarnami. Później kolby były najwyżej długości mojej dłoni. – Ostatnio na bazarach i w ogrodach znów pojawiły się takie duże. – Zgadza się. Ci ludzie powiedzieli nam jednak coś, o czym nie wiedziałem: najlepszą kukurydzę uzyskuje się, krzyżując dwie odmiany. Jak łatwo się domyślić, krzyżówki bywają lepsze i gorsze, ale te najlepsze dają plony dużo wyższe od obu pierwotnych odmian, są odporniejsze na zarazę i potrzebują mniej wody. Usiadłem i zacząłem kroić swój kawałek mięsa. Po minach Skóry i Racicy poznałem, że nadal nic nie rozumieją. – Można na przykład skrzyżować czarną kukurydzę z czerwoną, prawda, Rogu? – zapytałaś. – Właśnie. Problem polega na tym, że te najlepsze cechy krzyżówki po roku zanikają. Drugie zbiory są zwykle słabsze od zbiorów z każdej ze skrzyżowanych odmian, a zawsze słabsze od zbioru sprzed roku. – Nie mamy żadnych czystych odmian – mruknął Ścięgno. – Mamy dobre ziarno, ale dobre to nie znaczy czyste. – Odchylił się na krześle, aż uderzył oparciem o ścianę. Zawsze mnie to denerwowało. – Bóg, który zapełnił ładownie lądowników, wrzucił do nich mieszane ziarno, prawda? Nie dał nam żadnych czystych odmian, żebyśmy nie mogli sami produkować nowych krzyżówek. – To Pah – powiedziałaś. – Pah w swojej nieskończonej mądrości przygotował dla nas lądowniki. Możesz nie uznawać jego zasług, ale to wielki bóg. – Może i był wielki we whorlu długiego słońca. – Ścięgno wzruszył ramionami. – Ale nie tutaj. – Wszyscy ci bogowie, o których mówicie, zostali w domu – wtrącił Racica. – Tak jak Scylla i jej siostry. Uśmiechnęłaś się wtedy tak smutno, Pokrzywo najdroższa, że żal było na ciebie patrzeć. – Są jednak piękne i prawdziwe – odparłaś. – Rzeczywiste jak moi rodzice i ojciec waszego ojca, choć ich też tu nie ma. – To prawda – przytaknąłem. – Natomiast ty nie masz racji – dodałem, zwracając się do Racicy. – Z twoich słów wynikałoby, że Pah był bogiem tylko we whorlu długiego słońca. W duchu się z nim zgadzałem, ale nie chciałem tego głośno mówić. Ku mojemu zaskoczeniu – miłemu zaskoczeniu – Ścięgno stanął w obronie brata: – W każdym razie tutaj żaden z Paha bóg. Nawet jeśli stary prolokutor w mieście mówi co innego. – Może i tak, ale obaj zapominacie… Nie wiem, jak wam to wytłumaczyć. Nazywamy ten whorl Błękitem, a jego słońce krótkim słońcem. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Przeczytaj to jeszcze raz: Szukając i oszukując siebie
— Beatrycze Nowicka
Cień i Pazur: Czeladnik małodobry i jego miecz
— Miłosz Cybowski
Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Suma całej pamięci
— Jarosław Loretz
Wszystko i nic
— Beatrycze Nowicka
Przeczytaj to jeszcze raz: Szukając i oszukując siebie
— Beatrycze Nowicka
W stronę Nowego Słońca: Namnożyło się tych postaci a wszystko to ty
— Beatrycze Nowicka
W stronę Nowego Słońca: Wędrówką życie jest człowieka
— Beatrycze Nowicka
W stronę Nowego Słońca: Przypadek ojca Zosimy
— Beatrycze Nowicka
W stronę Nowego Słońca: A jak królem, a jak katem będziesz
— Beatrycze Nowicka
„Ciemna strona Długiego Słońca” – recenzja
— Wojciech Gołąbowski