Ursula K. Le Guin
‹Tehanu›
MC: No dobrze, ale po świątynnej przygodzie Tenar wraca do zwyczajnego życia: jak gdyby całe jej dorastanie w odciętym od świata i zwyczajnych ludzi zakątku nie wywarło na niej zupełnie żadnego wpływu. Jak gdyby Le Guin chciała powiedzieć, że niezależnie od przygód, młodzieńczych pasji i życiowych pragnień wszystkie kobiety pozostają takie same i jedyne, czego im do szczęścia trzeba to mąż, własna zagroda i gromadka dzieci. I nawet jeśli w pełni wpisuje się to w przepełniony prostotą świat Archipelagu, to jednak stanowi bardzo bolesne uproszczenie, które kładzie się cieniem na całej powieści.
AH: Jak powiedziałam wcześniej: wydaje mi się, że Tenar po dorastaniu w odciętym od świata zakątku dostała aż nadto zmian, całe jej życie zostało wywrócone do góry nogami, a ona niekoniecznie była przygotowana psychicznie do tego, żeby sobie poradzić z taką rewolucją. Sądzę też, że dokładnie ostatnią rzeczą, jaką mówi Le Guin, to że kobiety do szczęścia potrzebują tylko męża i własnej zagrody. Mam raczej wrażenie, że chciała napisać książkę o prawdziwej, archetypicznej kobiecie. Nam, wychowanym na księżniczce Lei, Xenie i Larze Croft, może się to nie podobać, ale archetypiczna kobieta nie walczy ze smokami. Archetypiczna kobieta w realnym świecie (nie mylić z wzorcem przedstawianym przez autorkę do naśladowania – chodzi mi o rolę, w którą wchodzi się niejako z automatu, czy się tego chce, czy nie) jest matką, żoną i podporą ogniska domowego. Jest też opiekunką słabych, pielęgnuje chorych, czuwa przy umierających. Olbrzymia większość kobiet – również jeśli są aktywne zawodowo i nie są matkami ani żonami – w którymś momencie swojego życia musi wykonywać jakąś część tych funkcji (czy to w formie zajmowania się domem, czy opieki nad członkami rodziny). Tenar w „Tehanu” egzystuje w sferze tych czynności, obowiązków, obciążeń i obaw, które nawet w naszym rozwiniętym społeczeństwie, nawet w dobie równouprawnienia pozostają w większym stopniu domeną kobiet niż mężczyzn.
BN: Z tą opieką, pielęgnacją i czuwaniem to – jak sądzę nieco idealizujesz… Cóż tu napisać – podobnie jak Miłosz wolałabym, żeby pisarka przewidziała dla swojej bohaterki jakiś ciekawszy los. Oczywiście, że dla bardzo wielu kobiet priorytetem jest założenie rodziny, ale była kapłanka z Atuanu wydawała się kimś wyjątkowym. Choć z drugiej strony, gdyby Tenar nie odebrano rodzicom i nie przeznaczono do świątyni, wiodłaby ona pewnie takie właśnie życie, tyle że wśród swojego ludu.
MK: Coś w tym jest. W pewnym sensie Tenar chyba odzyskała zwyczajne życie, które jej odebrano, gdy została kapłanką. Pozostanie na dworze nie było dla niej (chociaż gdy czytałam książkę, nie mogłam tego zrozumieć). Sądzę za to, że poszłaby za Gedem, gdyby tylko poprosił. Nie wiem, czy nigdy nie zostało to wyjaśnione, czy po prostu zapomniałam, dlaczego tak się nie stało?
BN: Ja również nie widzę dla tego przekonującego wyjaśnienia. Owszem, potem pojawiają się jakieś, ale bardziej odbieram to tak, że Le Guin potrzebny był do „Grobowców Atuanu” wątek relacji Geda i Tenar, a na „Najdalszy brzeg” miała już inny pomysł fabularny, więc tak napisała. Może też podobała jej się wizja Geda-wolnego ptaka, wędrującego, gdzie go oczy poniosą. Albo nie chciała, by uznano, że jak kobieta pisze fantasy, to jej romans wychodzi. Mam wrażenie dziury pomiędzy „Grobowcami Atuanu” a „Najdalszym brzegiem”, gdzie czytelnik spotyka Geda w zupełnie innym momencie życia, a Tenar została usunięta ze sceny. Brakuje mi sceny ich rozstania. Le Guin łata to potem pobieżnie jakimiś wzmiankami, ale sprawiają one wrażenie wysilonych. Choć być może relacja Geda i Tenar byłaby nierówna… Tymczasem, kiedy ci dwoje spotykają się po latach, ona ma swoje życiowe doświadczenia, on zaś jest wręcz kreślony na bezbronnego i zniechęconego.
MK: Właściwie w „Grobowcach…” tej relacji można raczej się domyślać niż faktycznie ją zaobserwować. Tenar prawdopodobnie faktycznie na nim zależało, w końcu porzuciła pod jego wpływem wszystko, co kiedykolwiek znała – ale czy ona była dla niego kimś więcej niż kolejną osobą napotkaną na ścieżce? On nie potrafiłby zrobić tego, co ona, zrezygnować ze swojej magii, pozycji, życia, podróży. W „Tehanu” w pewnym sensie chyba wraca do niej, bo nie ma już zupełnie niczego.
BN: W zasadzie to smok go przywozi, bo samemu Gedowi niekoniecznie wpadłoby to do głowy, tak był załamany, a i bez pomocy magii (i bez chęci do życia) podróż przez Archipelag byłaby długa i niebezpieczna… Ale celnie to ujęłaś. Co do „Grobowców…” – tak, Ged był życzliwy wobec Tenar, ale trudno powiedzieć, by się w niej durzył. Pod koniec drugiego tomu widać było, że pomiędzy bohaterami zadzierzgnęła się pewna więź, ale to dopiero początek drogi. Można byłoby pójść nią dalej, ale potrzebne byłyby określone gesty, zdecydowane działania. A bez podtrzymywania takiej relacji, bohaterowie faktycznie mogli rozejść się każdy w swoją stronę i to nawet bez żalu względem drugiej osoby. Moim zdaniem Ged nie musiałby rezygnować ze swojej magii i podróży, ale fakt, każdy związek wymaga kompromisów. Wreszcie końcówka Twojej wypowiedzi – gorzka, ale prawdziwa. Teraz sobie pomyślałam: niby fajnie – Ged i Tenar zostali parą – ale jednak głupio, skoro główny powód tego był taki, że mężczyzna nie miał nic innego do roboty i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
MC: Czy nie należy dopatrywać się w tym prób przekazania nam przez Le Guin kolejnych życiowych prawd i uniwersalnych wartości, które okazują się jednak dość toporne? Jest Mężczyzna, jest Kobieta, jest Uczucie, są Wydarzenia, które nie pozwalają im być razem, ale w końcu i tak kończą ze sobą… Owszem, pisząc „Najdalszy brzeg” autorka uniknęła rozwijania tego wątku i pisania romansu, w którym On, Arcymag, musi wybierać między swoją mocą a Nią, ale czy prezentując kontynuację relacji między Gedem a Tenar w „Tehanu” nie stworzyła czegoś, owszem, nietypowego, ale przy tym wciąż zahaczającego o romans i to w pozbawionej magii i przygody otoczce?
AH: Ja to widzę tak, że dopóki Ged był magiem, magia stanowiła sens i cel jego istnienia. W momencie, kiedy ją utracił, najpierw musiał odchorować żałobę, a potem stopniowo odkrył, że zwykłe życie zwyczajnego człowieka też może dawać satysfakcję i radość. I w pewnym sensie dojrzał do tego, żeby nawiązać bliską relację z drugą osobą. Dopóki był magiem, to takiej relacji nie potrzebował, bo czuł się szczęśliwy jako wędrowiec, wolny ptak.
BN: Obawiam się, że Ged wybierający między mocą a domowym ogniskiem okazałby się jeszcze bardziej kiczowatym pomysłem. Choć naprawdę nie pogniewałabym się, gdyby Tenar została czarodziejką i wyruszyła na swoją własną podróż w poszukiwaniu rozumienia świata. Niechby się i zajęła zgłębianiem mocy ziemi i natury, w czym bieglejsze były kobiety. A potem, będąc już odpowiednio potężna, mogłaby stanąć u boku Geda jako równoprawna partnerka. I nawet dałoby się to doprowadzić do głównego pomysłu fabularnego z tomu piątego, czyli niespokojnych duchów i natury Suchej Krainy. Takie rozwiązanie pewnie byłoby z kolei bardziej ograne… Ale przyjemniej by mi się to czytało.
AH: Bardziej podobałoby Ci się rozwiązanie baśniowe… A Le Guin na etapie „Tehanu” ewidentnie chciała napisać książkę realistyczną, bez upiększeń. Dlatego Tenar nie jest potężną czarodziejką, tylko prawdziwą kobietą, a jedyna moc, jaką posiada, to siła charakteru. To rzeczywiście nie jest rozwiązanie typowe dla fantasy. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że bohaterowie w fantasy są heroiczni, biegają z mieczami i ratują świat, a nie strzygą owce i szyją sukienki dla dziecka.
BN: Zatem w znacznej mierze jej się to udało. I – jak zawsze bywa z odbiorem każdej literatury – część czytelników takie rozwiązanie pochwali, natomiast innej części się ono nie spodoba. Jak wspomniałam na początku – „Tehanu” mnie drażni. Z całego cyklu lubię ten tom najmniej. Choć może Le Guin, sama przecież starsza (czwarty tom został wydany 18 lat po „Najdalszym brzegu”), chciała pokazać, że istnieje jeszcze życie na emeryturze.
MK: Wiesz… coś w tym jest. O ile nie przeszkadza mi koncentracja na codziennym życiu i wątkach obyczajowych, o tyle ta uwaga o życiu na emeryturze jest chyba trafna. Jak się nad tym zastanowić, to faktycznie wygląda jak próba pokazania, co takiego arcymag i dziewczyna z opowieści robią, gdy się zestarzeją. Tyle że to już niekoniecznie pozostaje tak samo ciekawe, jak ich dawne przygody… Chociaż wierni fani cyklu pewnie ucieszyli się z możliwości zobaczenia „co stało się dalej”.
BN: Powiem też tak – gdybym chciała czytać historię o tym, jak pewna wdowa, której dzieci dorosły, odnawia relację ze swoją dawną miłością – mężczyzną, przeżywającym załamanie nerwowe po stracie pracy, a potem razem zakładają ekologiczne gospodarstwo rolne oraz adoptują dziecko po traumatycznych przejściach… Albo też historię borykania się z niechęcią i nietolerancją ludzi, żyjących „po sąsiedzku” – to sięgnęłabym po powieść obyczajową. Fantasy czytam dla magii, przygód, a co najważniejsze, dla owego przekonania, że wszystko jest możliwe. Nie dla opisów wypasania kóz i pielęgnowania ogródka. Zarówno kozy, jak i ogródek miałam okazję poznać w zwykłym życiu. Arcymagów, zamykających szczeliny świata jedną runą – nie. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie należy pisać takiej fantasy. Po prostu ja w takiej nie gustuję. Owszem, podejrzewam, że zdarzają się wyjątki, ale są one rzadkie, teraz nie jestem w stanie sobie przypomnieć powieści fantasy o takiej przewadze zwykłego nad niezwykłym, jak w „Tehanu”. Niektóre opowiadania Beagle’a z „Olbrzymich kości” były przede wszystkim obyczajowe i bardzo mi się spodobały. Ale coś musi mnie urzec – styl, klimat, trafność psychologicznych portretów i dialogów. „Tehanu” mnie nie urzekła.
MC: Nie ukrywajmy, „Tehanu” jest najgorszą częścią cyklu, który przyzwyczaił nas w pierwszych trzech tomach do przygód, magii oraz poznawania świata. Tutaj nie dostajemy żadnej z tych rzeczy (no dobrze, dostajemy trochę magii, ale w ilościach śladowych). Z pewnością nie tego można by oczekiwać po powrocie do Ziemiomorza po osiemnastu latach od „Najdalszego brzegu"!
AH: Będę krzyczeć, choć widzę, że to wołanie na puszczy: „Tehanu” to gorzka obyczajówka w świecie fantasy. Nie jest słabą książką, jest „tylko i aż” diametralnie inna od pozostałych. Nie ma w niej baśniowości, przygody, jest bardzo mało optymizmu. Jest za to ładnie pokazana proza codzienności, która staje się punktem wyjścia do refleksji, jest psychologia, rozważania i symbole.
BN: Jakoś ani ta psychologia, ani rozważania mnie nie porwały. Symboli, moim zdaniem, więcej było w tomach poprzednich. Dwa – oczywiście, że autor może ze swoim dziełem zrobić cokolwiek. Ale po drugiej stronie są czytelnicy, którzy czytając dany cykl, wyrobili sobie już jakąś wizję. I którzy zazwyczaj źle reagują na diametralne zmiany.
MC: O tym, że Ziemiomorze nie stanowi zwyczajnego fantasy, było wiadomo już w „Czarnoksiężniku”, kiedy największym problemem, z którym musiał zmagać się Ged był jego własny cień. Z czasem zaś było widać stopniową ewolucję i umacnianie tego mało heroicznego, a bardzo codziennego obrazu świata przedstawionego. I, do pewnego momentu, nie było w tym nic złego, ale nagła zmiana, która zaszła między „Najdalszym brzegiem” a „Tehanu”, decyzja o tym, by pisać o zwykłych ludziach bez mocy w świecie pełnym magii (no dobrze, może nie aż tak pełnym) wyszła trochę bokiem całej serii.
BN: I jeszcze jedno – to znów moje (choć zapewne nie tylko moje, sądząc po bohaterach większości książek fantasy) oczekiwania: bardzo lubię czytać o ludziach/elfach/krasnoludach/i innych, którzy są dobrzy w tym, co robią. A najbardziej lubię tych, którzy są najlepsi. Czytanie o Gedzie-najpotężniejszym magu Ziemiomorza sprawiało mi frajdę. Czytanie o Krogulcu pozbawionym mocy, parającym się pasterstwem i sadownictwem mnie nie pociąga. A nawet, rzekłabym, denerwuje. Podobnie bardziej interesowała mnie Tenar-Arha, najwyższa kapłanka starożytnych mrocznych bogów, przemierzająca podziemny labirynt i tańcząca ze sztyletami i bardziej spodobałaby mi się Tenar-czarodziejka, razem z Gedem wędrująca po świecie, niż Tenar-Goha, wzorowa gospodyni z Gontu. Natomiast jeśli chodzi o powieści obyczajowe – sądzę, że powinny zawierać celne i trafne obserwacje oraz postaci i wątki, które wywołują emocje. Teoretycznie w „Tehanu” mamy historię okaleczonej dziewczynki, cierpiącego Geda i spotkania po latach będącego w pewnym sensie drugą szansą bohaterów na związek. Tyle że, czysto subiektywnie, jedyne głębsze uczucie, jakie wywoływały we mnie losy postaci to frustracja, że zostały tak a nie inaczej poprowadzone.
Też tak o nim myślę. Choć szanuję go za pracowitość. Jego fani mogą liczyć na to, że jeśli nie wydarzą się jakieś nieprzewidziane wypadki losowe tom następny dostaną w swoje ręce w sensownym terminie.