Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dan Brown
‹Kod Leonarda da Vinci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKod Leonarda da Vinci
Tytuł oryginalnyDa Vinci Code
Data wydania18 marca 2004
Autor
Wydawca Albatros, Sonia Draga
CyklRobert Langdon
ISBN83-7359-167-2
Format568s. 120×195mm
Cena30,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Herezja dla każdego

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 »
„Prawda jest zawsze dziwna, dziwniejsza od fikcji” — Lord Byron
„Ta książka to bez wątpienia najgłupszy, najbardziej bezsensowny, prostacki, stereotypowy, niedoinformowany, nieuporządkowany przykład pulp-fiction, jaki czytałem.” — Peter Millar „Święta farsa”, „The Times”, Londyn, 21 czerwca 2003

Marcin T.P. Łuczyński

Herezja dla każdego

„Prawda jest zawsze dziwna, dziwniejsza od fikcji” — Lord Byron
„Ta książka to bez wątpienia najgłupszy, najbardziej bezsensowny, prostacki, stereotypowy, niedoinformowany, nieuporządkowany przykład pulp-fiction, jaki czytałem.” — Peter Millar „Święta farsa”, „The Times”, Londyn, 21 czerwca 2003

Dan Brown
‹Kod Leonarda da Vinci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKod Leonarda da Vinci
Tytuł oryginalnyDa Vinci Code
Data wydania18 marca 2004
Autor
Wydawca Albatros, Sonia Draga
CyklRobert Langdon
ISBN83-7359-167-2
Format568s. 120×195mm
Cena30,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Czyniąc zadość potrzebie uporządkowania rozbrykanych nieco i urwanych refleksji, chciałbym tu skreślić parę słów na temat dość ciekawego w moim przekonaniu zjawiska, którego świadkami byliśmy w zeszłym roku. Chodzi o „cały ten zgiełk” wokół książki Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”. Mówiąc w dużym skrócie, chciałbym wyjaśnić, dlaczego uważam tę książkę za gniota i dlaczego gorąco polecam jej przeczytanie – sprzeczność jest tu tylko pozorna.
Z tego rodzaju dziełami, jak wspomniana książka czy choćby głośny ubiegłoroczny film „Pasja” Mela Gibsona, jest trochę jak z człowiekiem uwięzionym w bagnie – im energiczniejsze podejmuje on wysiłki, by się uwolnić, tym szybciej i głębiej się pogrąża. Im bardziej dany film czy książka są obrzucane epitetami typu „kontrowersyjny”, „obrazoburczy”, „skandalizujący” etc., tym więcej ludzi – dotąd niezłomnie obojętnych – zaczyna zwracać baczniejszą uwagę. Efekt końcowy jest – wiadomo – dokładnie odwrotny od zamierzonego przez krytyków (no, chyba że nie jest to krytyka, lecz wykonany z premedytacją, starannie skalkulowany marketing). Metoda skandalizowania atmosfery wokół różnych „dzieł”, często miernych, jest już dziś kanonem sztuki reklamowej. Druga strona owego zjawiska, również powszechnie znana i bezwzględnie wykorzystywana, to prawidłowość, że starczy obrzucić kogoś lub coś wystarczająco dużą ilością błota (żeby nie napisać tego słowa na „g”, w końcu to kulturalne łamy) – zawsze coś przylgnie.
Piszę o tych banalnych do bólu oczywistościach, bo wspomniane produkty kultury są tego bardzo dobrym przykładem. Wielka popularność książki Dana Browna (ze zjawiskiem o podobnej skali mieliśmy dotąd do czynienia jedynie przy okazji kolejnych tomów Harry’ego Pottera) stała się przyczynkiem dość nerwowych sporów: o jej rzetelność, o granice subiektywności w propagowaniu pewnych tez, którym dość lekko przydaje się znamion historycznych, o wprowadzanie w treść twierdzeń częstokroć niedających się dowieść, stosowanie licznych uproszczeń, przeinaczeń, przemilczeń. Zrodziła się obawa, że dla nieprzygotowanego merytorycznie czytelnika „Kod Leonarda da Vinci” może być mylący, a przez to szkodliwy (w tle snuł się zarzut o zwodzeniu maluczkich).
Długo nie trzeba było czekać, aby książka taką reakcję budząca trafiła pod przysłowiowe strzechy. Sprzedane egzemplarze liczy się w milionach, książka przetłumaczona została na 30 języków, w księgarniach można już znaleźć nie tylko zwyczajne „paperbackowe” stosy jej egzemplarzy, ale również eleganckie, wielkoformatowe wydania (o rozmiarach albumów), z kredowym papierem, ilustracjami i zdjęciami. Obok leżą „Nieautoryzowane przewodniki po »Kodzie Leonarda da Vinci«”, a także analogiczne pozycje dotyczące wcześniejszej książki pisarza pt. „Anioły i demony”. Wytwórnia Columbia Pictures zapłaciła autorowi sześć milionów dolarów za prawa do przygotowywanej na maj 2006 r. ekranizacji (której obsada zmienną jest: pierwotnie mieli tam grać Russel Crowe i Kate Beckinsale, aktualnie mowa o Tomie Hanksie, Audrey Tautou i Jeanie Reno), zaś liczne biura podróży mają komplety chętnych na wycieczki po Starym Kontynencie „Śladem »Kodu Leonarda da Vinci«”. Niech no wyjdzie jeszcze komiks, gra komputerowa i film w wersji porno – będzie komplet.
Cała sprawa staje się bardzo ciekawa, jeśli zauważyć, że Dan Brown właściwie nie ujawnił niczego nowego, nie odkrył żadnych sensacyjnych faktów, a co najwyżej trochę je odkurzył i sprzedał w efektownym opakowaniu – choć może na tym właśnie cały wic polega. Wszelkie dywagacje związane:
  • z Przeoratem Syjonu (oryg. Prieure de Sion), tajną niby organizacją, usadowioną wewnątrz rycerskiego zakonu templariuszy;
  • z ukrytym nurtem chrześcijaństwa, które czciło Marię z Magdali jako żonę Jezusa i matkę jego dziecka;
  • z zagadkową sprawą maleńkiej miejscowości Rennes-le-Chateau i tajemnicy jej proboszcza księdza Francoisa Berengera Sauniere’a oraz rzekomo odkrytych przez niego dokumentów (tej kwestii Brown nie porusza w ogóle, czyni jedynie aluzję, dając zamordowanemu kustoszowi Luwru nazwisko księdza);
  • z obrazem francuskiego malarza Nicolasa Poussina pt. „Pasterze arkadyjscy” i słynnej sentencji „Et in arcadia ego”
– to wszystko można znaleźć w powszechnie dostępnych publikacjach, jak chociażby w książce Michaela Baigenta, Henry’ego Lincolna i Richarda Leigha „Święty Graal, Święta Krew” (głośnej w latach 60.), czy w „Grobie Boga” Richarda Andrewsa i Paula Schellenbergera. To naprawdę nie są żadne tajemnice – niektóre księgarnie mają działy, gdzie od literatury tego typu półki się uginają, a podejrzewam, że poszukiwania w Internecie byłyby równie owocne (próba „googlania” hasła „Prieure de Sion” dała 13,300 linków).
Erupcja tego niezwykłego (żeby nie powiedzieć „owczego”) pędu za „Kodem Leonarda da Vinci” obserwowalnego w księgarniach ma oczywiście źródło w solidnym marketingu uwypuklającym dla jednych rzeczywistą, dla innych domniemaną obrazoburczość i kontrowersyjność książki eksponującej fakty, teorie i dywagacje dotąd niezbyt znane. Do tego dochodzi sugestia (do pewnego niewielkiego stopnia być może i słuszna) o erudycji i inteligencji bijącej z kart książki. Cały ten cyrk jest o tyle skuteczny, o ile uda się ludzi ołgać, umyślnie sprawiając wrażenie, jakoby Brown ujawniał nieznane dotąd fakty, budząc w dodatku tym postępkiem dziki sprzeciw Kościoła (w potocznym mniemaniu oznacza to, że coś musi być na rzeczy). Tymczasem tak naprawdę ludzie mogą traktować tę książkę jak dzieło demaskatorskie wyłącznie dlatego, że są zbyt leniwi, aby rozejrzeć się za od dawna dostępną literaturą na poruszany przez nią temat. Zaś Kościół (zresztą nie tylko on) oprotestował ją nie tyle za poruszaną tematykę, ile za nierzetelność i wierutne często bzdury.
Przykład pierwszy z brzegu to albinos Sylas, zły duch powieści, ascetyczny aż do krwistych umartwień mnich przedstawiony jako członek Opus Dei, która to organizacja (dla wielu dość niejednoznaczna) ma ten feler, że jest budowana nade wszystko na ludziach świeckich i nie przyjmuje w swe szeregi zakonników (choć oczywiście duchowni tam są).
Albo weźmy taki oto cytat: „[…] papież nakreślił przemyślny plan operacji, która miała doprowadzić do zniszczenia templariuszy”. Szkopuł w tym, że ów plan (rzeczywiście bardzo spektakularny, jak na owe czasy – na terenie Francji aresztowania templariuszy rozpoczęły się tego samego dnia o tej samej godzinie, do tego przy pełnym zaskoczeniu – Wielkiego Mistrza Jakuba de Molaya wyciągnięto prosto z łóżka) ułożył nie papież, lecz król Francji Filip zwany Pięknym. W jego państwie panował wówczas kryzys finansowy, któremu nie mogły zaradzić takie numery, jak psucie pieniądza czy pogromy Żydów, których majątki przy tej okazji konfiskowano (we Francji Żydów wtedy już zwyczajnie nie było, bo albo wyemigrowali, albo zostali wymordowani poprzednim razem w 1306 r.). Jedynym rezerwuarem gotowizny, jaki król miał pod ręką, były skarbce zakonu (który miał wtedy pieczę również nad skarbcem królewskim).
Papież Klemens V zachowywał się bardzo niejednoznacznie wobec przedstawianych mu oskarżeń wobec braci zakonnych: o herezję, nieobyczajność, homoseksualizm, oddawanie czci diabłu, sekretne praktyki, bluźnierstwa, itp. Z początku nie dawał im wiary, lecz stopniowo ulegał naciskom samego króla (a właściwie jego kanclerza, Wilhelma de Nogaret), a także wielu swoim bezpośrednim współpracownikom i doradcom w Kurii. Na pewno pamiętał, że to Filipowi zawdzięcza tron (słabą pamięć wspomagało to, że rezydował wtedy w Poitiers, pod bokiem monarchy), pamiętał los swego poprzednika, Bonifacego VIII, na którego de Nogaret nie zawahał się rzucić wyssanych z palca oskarżeń o herezję, zaś król urządzić napadu, w trakcie którego Bonifacy został spoliczkowany i znieważony, a wkrótce ze wstydu i zgryzoty umarł. Klemens V słyszał krążące tu i ówdzie plotki, że król planuje ekshumować ciało Bonifacego i zwłoki spalić na stosie za wspomnianą już herezję. Czuł się zaszczuty i powoli oddawał pole, krok po kroku, zostawiając templariuszy na pastwę króla i jego kanclerza.
Można mu to oczywiście mieć za złe – w końcu templariusze odpowiadali wyłącznie przed nim, byli przez długi czas zbrojnym ramieniem Kościoła, zwłaszcza podczas krucjat, więc mogli się chyba spodziewać dużo większego zaangażowania ze strony swego protektora (zwłaszcza w sprawie tak kuriozalnej i na milę pachnącej ordynarną nagonką). Natomiast w żadnym razie nie był on inicjatorem i mózgiem całej operacji. Tymczasem Brown rzuca tak leciutko wspomniane zdanko i nie zadaje sobie przy tym trudu, by właściwie nakreślić całe tło. Zamiast tego łże w żywe oczy, bo tak mu jest wygodniej – można już teraz bez problemu oskarżyć o machinacje Kościół, a nie przebiegłego króla. Prymitywne i żałosne, ale pewnie skuteczne, bo kto to sprawdzi, najlepiej w kilku źródłach?
1 2 3 »

Komentarze

16 II 2013   18:14:25

Wacław Korabiewicz autor bezsensownej ksiązki, m.in. cytat "Należy uprzytomnić sobie, że wszelkie rozporządzenia
dotyczące zakazu tej metody uśmiercania to tylko teoria. Chociaż cesarz Konstantyn już w IV wieku zniósł karę krzyżowania, trwała ona jeszcze długie wieki. Nasz Henryk Sienkiewicz wbija Azje na pal w wieku... siedemnastym." Od kiedy ukrzyżowanie jest tożsame w wbiciem na pal?

20 II 2018   17:57:53

"wszystkie te informacje podaję za Waldemarem Łysiakiem i jego „Malarstwem Białego Człowieka”"
warto wiedzieć, iż Historia wg Łysiaka całkiem przypomina Browna
http://kompromitacje.blogspot.com/2011/12/waldemar-ysiak-zgebia-zycie-rzymian.html

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Sztuka, morderstwa, tajemnice… Przepis na bestseller według Dana Browna
— Kamil Armacki

Literatura „kodowana”
— Marcin Łuczyński

Świat nie runął
— Marcin Łuczyński

Blubry starego Ziutka Browna
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Co się kryje na dnie piekła?
— Kamil Armacki

Dżinn w akceleratorze
— Marcin T. P. Łuczyński

Pan Samochodzik i Iluminaci
— Artur Długosz

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.