Wiktor Suworow – eksagent GRU i pisarz – jest solą w oku współczesnej Rosji i jej prezydenta Władimira Putina. Dla skompromitowania Związku Radzieckiego i jego rosyjskich pogrobowców na Kremlu uczynił więcej niż niejeden zachodni agent. W książce „Cofam wypowiedziane słowa”, która jest drugą częścią trylogii o marszałku Gieorgiju Żukowie, bezpardonowo rozprawia się on z legendą człowieka, którego kult przetrwał państwo komunistyczne i jeszcze dzisiaj służy do cementowania społeczeństwa.
Na bohaterów popyt minął…
[Wiktor Suworow „Cofam wypowiedziane słowa” - recenzja]
Wiktor Suworow – eksagent GRU i pisarz – jest solą w oku współczesnej Rosji i jej prezydenta Władimira Putina. Dla skompromitowania Związku Radzieckiego i jego rosyjskich pogrobowców na Kremlu uczynił więcej niż niejeden zachodni agent. W książce „Cofam wypowiedziane słowa”, która jest drugą częścią trylogii o marszałku Gieorgiju Żukowie, bezpardonowo rozprawia się on z legendą człowieka, którego kult przetrwał państwo komunistyczne i jeszcze dzisiaj służy do cementowania społeczeństwa.
Wiktor Suworow
‹Cofam wypowiedziane słowa›
Biorąc pod uwagę to, co przydarzyło się w 2006 roku byłemu agentowi rosyjskich służb specjalnych Aleksandrowi Litwinience, nie można się dziwić, że Wiktor Suworow (a w rzeczywistości Władimir Rezun) jest człowiekiem pilnie strzeżonym. Tym bardziej, że wydany nań w Związku Radzieckim po ucieczce agenta GRU do Wielkiej Brytanii wyrok śmierci po dziś dzień nie został uchylony… Mimo to Suworow, przynajmniej jak dotąd, dość często wyruszał poza granice Zjednoczonego Królestwa, przybywając nawet do Polski, gdzie jego książki od czasu politycznego przełomu 1989 roku cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Być może jednak zabójstwo Litwinienki spowoduje, że i on – z obawy o własne życie – ograniczy swoje kontakty ze światem zewnętrznym. Byle tylko nie przestał pisać książek!
„Cofam wypowiedziane słowa” to – po „Cieniu zwycięstwa” – część druga trylogii poświęconej marszałkowi Gieorgijowi Żukowowi, bohaterowi Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Człowiekowi, który w Związku Radzieckim, począwszy od czasów II wojny światowej, aż do upadku komunizmu, a nawet – co dla Polaków może wydawać się niepojęte – we współczesnej Rosji uznawany jest za wzór herosa. Kto wie czy to nie ostatnia postać rodem z zamierzchłej przeszłości, przed którą dziś jeszcze kłania się prezydent Putin. Usunięto pomniki Lenina, Stalina, Czapajewa, Ordżonikidzego, Budionnego, Chruszczowa i Breżniewa, a Żukow przetrwał, więcej nawet – sądząc z książki Suworowa, jego kult ma się znakomicie i popierany jest przez „odpowiednie czynniki” na Kremlu. Zaiste, źle musi być ze świadomością historyczną Rosjan, skoro w poszukiwaniu bohaterów narodowych sięgają bądź to do początków XVII wieku (Minin i Pożarski), bądź wybierają nań indywidua pokroju marszałka Żukowa. Z podobnego założenia wyszedł Wiktor Suworow, postanawiając w swojej trylogii odbrązowić tę postać. Co więcej, uczynił to opierając się tylko i wyłącznie na dostępnych powszechnie źródłach, pośród których poczesne miejsce zajmują wspomnienia wojenne samego Żukowa.
Pisarz nie ukrywa przy tym, że przed laty sam był wyznawcą kultu marszałka. Do ogromnego błędu przyznaje się w ostatnich zdaniach książki: „Pomyliłem się. Żukow nie był ani wielkim, ani dowódcą. Cofam swoje słowa o jego rzekomej wielkości, o tym, że nie poniósł ani jednej porażki. Wszystkich moich czytelników przepraszam za błąd”. Cytując ten fragment, niczego nie zdradziłem – równie dobrze mógłby on zostać zamieszczony we wstępie, jak też na okładce książki. Tej bowiem tezie podporządkowana jest cała jej treść. Ilość zgromadzonego przez Suworowa materiału źródłowego, jego szczegółowa analiza robią spore wrażenie. Pisarz porównał wszystko, co było dlań dostępne – prace zawodowych historyków, pamiętniki z czasów wojny, artykuły prasowe, dokumenty sztabowe i wiele innych. Obraz, który się wyłonił po tej analizie mógł, jeśli nie wprawić pisarza w zdumienie, to co najmniej poważnie zaskoczyć. Ilość kłamstw, na jakich „przyłapał” Żukowa, mogłaby przyprawić każdego historyka o zawrót głowy. Na dodatek sam marszałek niezwykle często „zmieniał zeznania” w kolejnych wydaniach swoich wspomnień z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, czynił tak nawet po… swojej śmierci. Choć akurat za to ostatnie odpowiedzialna jest córka marszałka, posiadająca prawa autorskie do całej spuścizny literackiej po ojcu. A ciągłe zmiany wynikały z potrzeby dopasowania przedstawionej przez Żukowa wersji wydarzeń z lat 1941-1945 do oficjalnej doktryny politycznej Kremla. I tak – jeśli wierzyć Suworowowi, który dokonał analizy porównawczej wszystkich trzynastu wydań „Wspomnień i refleksji” marszałka – jest aż do dzisiaj.
„Cofam wypowiedziane słowa” nie jest książką stricte historyczną. Łączy ona w sobie elementy fabularyzowanego reportażu z felietonistycznym zacietrzewieniem autora, który wzorem wielu emigracyjnych pisarzy nie obawia się głosić własnych – często bardzo niewygodnych dla rodaków – poglądów. Najciekawsze partie książki poświęcone są pierwszym tygodniom wojny hitlerowsko-sowieckiej i przygotowaniom Stalina do ataku na III Rzeszę. Dziś teoria ta nikogo już nie dziwi, przyjmują ją jako pewnik także zawodowi historycy. Pamiętać jednak należy, że jako pierwszy przedstawił ją właśnie Wiktor Suworow w „Lodołamaczu”. Teraz jednak eksagent GRU prezentuje szczegółowy wywód, który doprowadził go do wysnucia tej początkowo, zdawałoby się, fantastycznej hipotezy. Niepodważalnych dowodów przedstawia aż nadto. Przyjęcie wersji Suworowa nie zmieni naszego spojrzenia na II wojną światową, a jednak uznać ją należy za przełom – wytrąca ona bowiem z rąk apologetom Stalina i Związku Radzieckiego argumenty usprawiedliwiające krwawy marsz Armii Czerwonej na Zachód (a pamiętajmy, że jedną z ofiar tego marszu stała się w latach 1944-45 także Polska). „Cofam wypowiedziane słowa” można potraktować również jako przyczynek do zrozumienia agresywnego charakteru państwa radzieckiego. Dla Polaków to wprawdzie żadne odkrycie, ale książka Suworowa nie była pisana jedynie z myślą o czytelnikach nad Wisłą. Łudzić się za bardzo nie wypada, ale jeśli do podobnych wniosków dojdą także czytelnicy w Europie Zachodniej bądź Stanach Zjednoczonych – pisarz osiągnie swój cel.
Żukow przedstawiony przez Suworowa, odarty z mitów, nie ma w sobie nic z antycznego bohatera, jakim go w Związku Radzieckim czyniono. Sprawia raczej wrażenie pozbawionego skrupułów dyletanta i megalomana, pyszałka i karierowicza, który należycie przyswoił sobie nauki Machiavellego. Czy jednak ktoś taki naprawdę zasługuje na miano „bohatera narodowego”? Kupiec Minin i kniaź Pożarski pewnie się w grobach przewracają…