Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Królik
‹Drzewo różane›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDrzewo różane
Data wydania19 maja 2013
Autor
Wydawca RW2010
ISBN978-83-63598-83-9
FormatePub, Mobipocket, PDF
Cena9,90 zł
Gatunekobyczajowa
WWW
Zobacz czytniki w
Skąpiec.pl
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Drzewo skonstruowane
[Marcin Królik „Drzewo różane” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Drzewo różane” to opowieść rozedrgana, unikająca jasnego zamknięcia wątków. Z jednej strony, opisując jednostkowe dramaty, ma ambicje snucia refleksji ogólnych – o śmierci, krzywdzie i rozliczeniu się ze zbrodni. Z drugiej – pytanie o możliwość katharsis od razu rozmywa się w postmodernistycznych autotematycznych wtrętach, w ujawnianiu szwów tej rzeczywistości, w którą czytelnik już (niemal) zdążył uwierzyć, która zaczęła być może coś w nim otwierać. To drzewo może i zostało poskładane częściowo z prawdziwej kory i liści, ale jest konstruktem, nie organizmem.

Zofia Marduła

Drzewo skonstruowane
[Marcin Królik „Drzewo różane” - recenzja]

„Drzewo różane” to opowieść rozedrgana, unikająca jasnego zamknięcia wątków. Z jednej strony, opisując jednostkowe dramaty, ma ambicje snucia refleksji ogólnych – o śmierci, krzywdzie i rozliczeniu się ze zbrodni. Z drugiej – pytanie o możliwość katharsis od razu rozmywa się w postmodernistycznych autotematycznych wtrętach, w ujawnianiu szwów tej rzeczywistości, w którą czytelnik już (niemal) zdążył uwierzyć, która zaczęła być może coś w nim otwierać. To drzewo może i zostało poskładane częściowo z prawdziwej kory i liści, ale jest konstruktem, nie organizmem.

Marcin Królik
‹Drzewo różane›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDrzewo różane
Data wydania19 maja 2013
Autor
Wydawca RW2010
ISBN978-83-63598-83-9
FormatePub, Mobipocket, PDF
Cena9,90 zł
Gatunekobyczajowa
WWW
Zobacz czytniki w
Skąpiec.pl
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
W przypadku „Drzewa różanego” okładka nieźle oddaje klimat zawartości; wystarczy rzut oka, by wiedzieć, że to nie będzie przyjemna lektura – embrion wpisany w spopieloną gwiazdę Dawida i płonące litery zapowiadają dwa wielkie problemy poruszone w debiutanckiej powieści Marcina Królika. Najpierw czytelnik zostaje brutalnie wrzucony w rozpacz Pauliny – młodej kobiety, która straciła nienarodzone dziecko. Terapia nie przynosi większych efektów, a rozdzierający ból i samotność bohaterki wysypują się spomiędzy stron jak odłamki szkła. Drugim bohaterem jest Philip Rosen, stary naukowiec, który po wielu latach wraca z USA do Cisowa, gdzie jako Felek Rosenbaum stracił rodziców, spalonych żywcem podczas pogromu. Obie historie spina postać – czy raczej narracja, do czego jeszcze wrócę – dziennikarza Bartka z prowincjonalnego miasteczka, który próbuje łapać chwiejną równowagę między wegetowaniem w zapyziałej lokalnej redakcji a niespełnionymi ambicjami literackimi.
Autor przedstawia troje bohaterów, którzy próbują przetrwać cierpienie, stosując różne strategie: ucieczkę, próby pogodzenia się z losem, próby samobójcze czy wreszcie traktowanie rzeczywistości jak fikcji literackiej, czegoś wiarygodnego i zarazem realizującego wymogi artystycznych chwytów. Obserwacje życia ze wszystkimi małymi, brudnymi szczegółami (patologiczna rodzina Pauliny, megalomania redaktora lokalnej gazety, układy w małomiasteczkowym środowisku, szarość i bylejakość otoczenia) są wiarygodne, dopóki czytelnik nie spostrzeże, że to tylko tworzywo – materiał, z którego można ulepić literaturę. Dla Bartka depresja jego żony jest elementem artystycznej układanki, jej przewidywane samobójstwo – „strzelbą, która musi wypalić”. Tragiczna historia ocalałego z pogromu Rosena ma być trampoliną do literackiej sławy. Egoizm bohatera wobec ludzi, których ma wokół siebie sprawia, że jego rozważania o okrucieństwie, jakiego dopuszczano się wobec Żydów, jakie wciąż ma miejsce podczas współczesnych wojen – trąci hipokryzją.
Styl powieści w wielu miejscach jest pretensjonalny, przekombinowany, pokazujący „literackość” („Amelia Sobotkowa była dobrym duchem redakcji, księżycową obecnością łagodzącą wulkaniczne wybuchy męża”), czy obeznanie z literaturą („Przebiegł go dreszcz trwogi – i bynajmniej nie była to oklepana figura stylistyczna z opowiadania Erika-Emmanuela Schmidta, jaką mogłaby w swojej recenzji napiętnować Agnieszka Wolny-Hamkało, lecz jak najrealniejsze poczucie, że jego wyobraźnia stoi wobec czegoś, co ją przekracza”) bądź odwołujący się do niby-erudycyjnych metafor („Takie rzeczy, taki melodramatycznie kuriozalny syf, nie powinny przydarzać się fajnym chłopakom, którzy jeszcze w relatywnie niedalekiej przeszłości, praktycznie przedwczoraj, traktowali czekające ich życie jak ciąg zamkniętych pudełek z kotami Schrödingera. Przy otwieraniu nie powinno się okazywać, że większość kotów dogorywa lub już zdechła, a jeden znajduje się w stadium zaawansowanego rozkładu”). Ironia, dystans do bohaterów zastosowane w nadmiarze sprawiają, że zamiast historii, które mogłyby poruszać emocje i być może wywoływać refleksje (portret Pauliny i jej próba wyjścia z kryzysu są wiarygodne) otrzymujemy groteskowe manekiny, ustawiane we właściwych pozach. Nawet Paulina z czasem zdaje sobie sprawę, że jest dla męża być może tylko materiałem do obróbki literackiej („Wiem, że mówię pompatycznie. Potem to sobie przeredagujesz tak, żeby nie było obciachu przed krytykami”).
Wątki w książce zostały rozłożone nierówno. Przykładem może być niepotrzebne przytoczenie w całości bardzo długiego referatu Patrycji o historii cisowskich Żydów – dzieje sporu dwóch rabinów nie mają żadnego wpływu na losy bohaterów. Poza tym odniosłam wrażenie, że autor w miarę rozwoju powieści spontanicznie dopisywał nawiązania do co bardziej krwawych tragedii – rzezi Tutsi i Hutu, pogromów czarnych Amerykanów – których związek z fabułą jest pretekstowy. Ot, dodajmy jeszcze jedną masakrę, więcej krwi, świetnie. O, jacyż jesteśmy paskudni, my ludzie. Co z tego wynika? Literacka gra, w której jedno ludobójstwo rymuje się z drugim, a wszystko razem ma służyć artystycznemu wyżyciu się powieściowego dziennikarza, który teatralnie załamie ręce nad ludzką naturą. Przemyślenia Bartka na ten temat są takie: „Jakkolwiek głupio lub infantylnie to brzmi, temat zła jest jak podstawowy zamysł sztandarowego produktu Billa Gatesa. Zmienia się szata graficzna i funkcjonalności, lecz jądro opartej na okienkach idei trwa nienaruszone. Dochodzą tylko aktualizacje”. W wypadku „Drzewa różanego” aktualizacja – jeśli to właśnie było celem pisarza – w rzeczywistości niewiele wnosi. Samo zestawienie śmierci nienarodzonego dziecka i ofiar ludobójstwa nie wystarczy, żeby nadać całości głęboki symboliczny sens, bardziej pojemny niż stwierdzenie, że cierpienie jest niesprawiedliwe. W rezultacie czytelnik nie otrzymuje ani wiarygodnej psychologicznie opowieści, ani traktatu moralnego, tylko przestylizowane dumania inteligenta, który odkrył, że ludzie są okrutni.
Aby dowiedzieć się czegoś więcej o autorze, sięgnęłam do jego bloga. Znalazłam tam autowywiad opatrzony takim wstępem: „Jak to mówią: chcesz, by coś było zrobione dobrze, licz na siebie – chcesz, by w wywiadzie padły właściwe pytania, to sam je sobie zadaj. Rozmowa z samym sobą to zresztą nadzwyczaj orzeźwiające umysł doświadczenie. Tu gadam(y) trochę o powieści, która wreszcie ma się na dniach ukazać, oraz, przy okazji, o kilku wątkach dookolnych, luźno z nią powiązanych. Sceptycy oczywiście już pukają się w czółka. No tak, do reszty mu odbiło z tego niedocenienia. Nikogo nie interesują jego zwariowane teoryjki, więc korzystając z dobrodziejstwa powszechnej dostępności nowoczesnych mediów, odwala tu istną siarę w hooy. So be it! Zapraszam do lektury mojego autowywiadu. Szykuje się ich więcej, bo forma ta ogromnie przypadła mi do gustu, a i do powiedzenia mam sobie całkiem sporo”. Samowystarczalność autora rzeczywiście jest w tej sytuacji pociechą: sam sobie twórcą, wydawcą, sam ze sobą przeprowadza wywiady – zatem i o czytelników nie musi się martwić.
koniec
5 maja 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

O miłości, owszem, o detektywach – niekoniecznie
Wojciech Gołąbowski

16 V 2024

Parker Pyne, Hercules Poirot, Harley Quin i pan Satterthwaite… Postacie znane miłośnikom twórczości Agaty Christie wracają na stronach wydanych oryginalnie w Wielkiej Brytanii w 1991 roku zbiorze „Detektywi w służbie miłości” – choć pod innym tytułem.

więcej »

Alchemia
Joanna Kapica-Curzytek

15 V 2024

„Rozbite lustro” to saga rodzinna, ale przede wszystkim proza o najwyższych walorach językowych i literackich.

więcej »

Przeżyj to jeszcze raz
Miłosz Cybowski

14 V 2024

Nagrodzona World Fantasy Award „Powtórka” Kena Grimwooda to klasyka gatunku i jedna z lepszych powieści wydanych w ramach serii „Wehikuł Czasu” wydawnictwa Rebis.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.