„Orkiestra bezbronnych” nigeryjskiego pisarza Chigozie Obiomy to wybitna pod względem literackim powieść o człowieku zdającym się w imię miłości na siły, na które nie ma wpływu. To studium poświęcenia i tragedii egzystencji, po mistrzowsku łączące mityczne wątki z Odysei oraz kosmologii afrykańskiego ludu Igbo.
Powieść z czułym narratorem
[Chigozie Obioma „Orkiestra bezbronnych” - recenzja]
„Orkiestra bezbronnych” nigeryjskiego pisarza Chigozie Obiomy to wybitna pod względem literackim powieść o człowieku zdającym się w imię miłości na siły, na które nie ma wpływu. To studium poświęcenia i tragedii egzystencji, po mistrzowsku łączące mityczne wątki z Odysei oraz kosmologii afrykańskiego ludu Igbo.
Chigozie Obioma
‹Orkiestra bezbronnych›
Z Nigerii wywodzi się wielu młodych pisarzy, którzy już są mocno obecni w światowym obiegu. Znane są u nas na przykład: Chimamanda Ngozi Adichie (i jej świetna „
Ameykaana”) czy Oyinkan Braithwaite (powieść: „
Moja siostra morduje seryjnie”). Do najbardziej obiecujących i uznanych prozaików swojego kraju należy także urodzony w 1986 roku Chigozie Obioma. Już jego debiut „
Rybacy” znalazł się w ścisłym finale nagrody Bookera w 2015 roku. Ten sam sukces powtórzyła w 2019 roku „Orkiestra bezbronnych”.
„Zrobię wszystko, żeby się z nią ożenić”, postanawia Chinonso, dwudziestokilkuletni młody mężczyzna, zakochany w Ndali. Jakiś czas temu uratował ją przed samobójstwem, za co dziewczyna jest mu wdzięczna. Z czasem rodzi się między nimi uczucie. Oboje myślą o przyszłości i chcą rozpocząć wspólne życie. Jak wielu młodych ludzi na całym świecie.
Jest jednak ogromna przeszkoda: Ndali wywodzi się z bogatej wyższej klasy. Chinonso jest „tylko” hodowcą drobiu i zarabia, sprzedając jajka. Nie ma wykształcenia, podczas gdy Ndali edukowała się w Wielkiej Brytanii i teraz kontynuuje studia na farmacji. Jej snobistyczna rodzina nigdy nie pozwoli na to, by wyszła za – ich zdaniem – nic sobą nie reprezentującego chłopaka. Gdy Chinonso składa im wizytę, doznaje wielkiego upokorzenia. Nie da się nic zrobić, bariera klasowa jest tu nie do przezwyciężenia.
Chinonso jednak nie składa broni. Decyduje się na wstąpienie na studia. Może wtedy rodzina Ndali spojrzy na niego łaskawszym wzrokiem? Miłość wymaga przecież poświęceń. Główny bohater spotyka swojego dawnego szkolnego kolegę, który proponuje mu jeszcze lepsze rozwiązanie: po co studiować na miejscu, kiedy można wyjechać na jeszcze lepsze i bardziej prestiżowe studia do Europy – konkretnie na Cypr. Jamike wszystko mu załatwi, zapłaci na miejscu za czesne i mieszkanie. Aby móc sobie na to pozwolić, Chinonso sprzedaje absolutnie wszystko, co posiada.
I tutaj mam żal do wydawcy, który od razu na okładce ujawnia za dużo i moim zdaniem za wcześnie zdradza, że Chinonso po przyjeździe na Cypr zostanie oszukany. Wielka szkoda, że czytelnik, ściskający mocno kciuki za powodzenie głównego bohatera w miłości i w życiu, nie przeżywa jednocześnie z bohaterem tego skrajnie głębokiego rozczarowania, przemieszanego z paraliżującym egzystencjalnym lękiem („co teraz będzie?”) oraz poczuciem bezpowrotnej straty. W ten sposób podczas lektury dużo się traci – i jest to powód, dla którego obniżyłam ocenę książki o 10%. Chinonso, obcy w obcym kraju, rozpaczliwie próbuje natrafić na ślad Jamikiego, ale bezskutecznie. Uruchamia się dramatyczny ciąg wydarzeń, nad którymi główny bohater nie ma kontroli i jest zdany na łaskę i niełaskę losu. Co wydarzy się dalej? Tego już zdradzać nie będę, ale powiem tylko, że dalszy ciąg relacji między głównym bohaterem a Jamikiem zaskoczy chyba wszystkich czytelników.
Pisząc parę lat temu o „Rybakach”, wskazywałam na niedostatki warsztatowe debiutującego pisarza. W „Orkiestrze bezbronnych” widać, jakiego ogromnego postępu w tej kwestii dokonał Chigozie Obioma, co stawia jego ostatnią powieść w kręgu światowych arcydzieł. Powstała ona jeszcze przed wygłoszeniem w Sztokholmie w grudniu 2019 roku przez Olgę Tokarczuk jej słynnej mowy noblowskiej „Czuły narrator”
1), ale – co zadziwiające – jest w dużej mierze odpowiedzią na to, co nasza noblistka w niej postuluje.
„Brakuje nam języka, brakuje punktów widzenia, metafor, mitów i nowych baśni”, zauważa Olga Tokarczuk
2). Obioma sięga do kosmologii ludu Igbo, jednej ze społeczności zamieszkującej Nigerię i obficie z niej czerpie. Połączenie jej z wątkami mitologii greckiej daje wspaniały, niepowtarzalny efekt zanurzonej w pansofii „literatury totalnej”, portretującej każdy zakamarek ludzkiej duszy i pokazującej każdy odcień egzystencji człowieka. W ten sposób losy Chinonzo stają się uniwersalne. Nawiązuje do tego polska noblistka: „Mit, jak wiadomo, nigdy się nie wydarzył, ale dzieje się zawsze”
3).
Chigozie Obioma dokonał tego, o czym wspomniała Olga Tokarczuk w swojej mowie noblowskiej: wprowadził narratora „czwartoosobowego” jak gdyby dokładnie według jej przepisu. Ignorującego czas, bo zawierającego w sobie przeszłość i przyszłość, łączącego perspektywę postaci z możliwością wykraczania poza jej horyzont. Narratorem tym w „Orkiestrze bezbronnych” jest chi, bóstwo opiekuńcze głównego bohatera Chinonso. Chi snuje opowieść o jego życiu, a jednocześnie buduje jej historyczne, symboliczne i mityczne tło, tworzy fascynującą kanwę opowieści. Jest tu miejsce na nawiązanie do dramatu niewolnictwa, odniesienia do ważnej w historii Nigerii wojny domowej w Biafrze (w końcu lat 60. XX wieku), a także refleksje o „świecie białych ludzi”. W „Orkiestrze bezbronnych” dzieje się to, o czym wspomina Tokarczuk: „czeka nas przedefiniowanie tego, co rozumiemy dziś pod pojęciem realizmu”
4). Gdy tak patrzymy na „Orkiestrę bezbronnych”, jest ona jednocześnie i realistyczna, i mityczna.
Chi – i to jest odkrycie intrygujące – jest też narratorem bardzo czułym! Głęboko osadzone w psychice człowieka, jest pełne zrozumienia dla słabości, gwałtownych emocji, popełnianych przez Chinoso błędów. Stara się jak może odwodzić od tego, co dla jego podopiecznego jest złe. Jest empatyczne, niepozbawione poczucia humoru i absurdu… Chigozie Obioma, jak się wydaje, przeszedł tu także na nowy wymiar powieści psychologicznej. Relacja chi ze swoim podopiecznym jest wielowymiarowa i w gruncie rzeczy bardzo ludzka.
Warto zatrzymać się też na chwilę przy tytule książki. Oto duch opiekuńczy chi, pochylając się nad losem Chinoso, przywołuje wszystkich tych którzy „byli zakuwani w kajdany i bici, których ziemie plądrowano, a kultury niszczono, uciszanych, gwałconych, upokarzanych i zabijanych”. Powieść upomina się o wszystkich wykluczonych, ludzi uznanych za zbędnych, niepotrzebnych, gorszych.
Nie można nie wspomnieć o tym, że choć „Orkiestra bezbronnych” nawiązuje do uniwersalnych, globalnych motywów kulturowych, jest też powieścią mocno osadzoną w kulturze nigeryjskiej, i to nie tylko ze względu na mocno obecny w niej pierwiastek kosmologii ludu Igbo. Powieść jest też czytelnym nawiązaniem, a nawet polemiką z twórczością wybitnego nigeryjskiego pisarza Chinuy Achebe, zmarłego w marcu 2013 roku (za całokształt twórczości wyróżnionego w 2007 roku nagrodą Man International Booker Prize). Obioma przywołuje zresztą nazwisko swojego poprzednika w „Nocie od autora” na końcu książki. Analogii, łączących twórczość ich obu, można doszukać się dużo. Wskażę tylko na niektóre. W „
Bożej strzale” Achebe również mamy wątek człowieka zdanego na działanie pozaludzkich mocy Wszechświata. Z kolei w jego powieści „
Nie jest już łatwo” występuje motyw miłości pomiędzy przedstawicielami różnych klas społecznych. I tam główny bohater wyjeżdża na studia za granicę. Co ciekawe, kilkadziesiąt lat później u Obiomy, w XXI wieku, nie jest to już rozumiane jako wykorzenienie, ale korzystanie z możliwości, jakie daje zglobalizowany świat.
Uniwersalne i humanistyczne walory pisarstwa Chigozie Obiomy są niezaprzeczalne. W „Orkiestrze bezbronnych” nie ma słabych punktów. To pod każdym względem wybitna powieść o człowieku, który w imię miłości zostaje zdany na siły, na jakie nie ma wpływu.