Nie wiem, co skłoniło mnie do sięgnięcia po „Powstania narodowe drogą do niepodległości” Aleksandra Szumańskiego. Wiem natomiast, że bardzo tego żałuję i odradzam komukolwiek przeprawę z tym pseudohistorycznym „dziełem”.
Nie każdy umie pisać
[Aleksander Szumański „Powstania narodowe drogą do Niepodległości. Część 1” - recenzja]
Nie wiem, co skłoniło mnie do sięgnięcia po „Powstania narodowe drogą do niepodległości” Aleksandra Szumańskiego. Wiem natomiast, że bardzo tego żałuję i odradzam komukolwiek przeprawę z tym pseudohistorycznym „dziełem”.
Aleksander Szumański
‹Powstania narodowe drogą do Niepodległości. Część 1›
Powiedzmy to sobie wprost: książka jest wtórna. Zawiera w sobie przedruki tekstów Szumańskiego publikowane na przestrzeni ostatnich lat na łamach różnych drukowanych czasopism oraz w Internecie. Są tu również artykuły innych autorów, ale ani słowa o tym, czy publikowane za ich zgodą. W kilku miejscach mamy do czynienia z jawnym plagiatem. Do źródeł wykorzystywanych przez Szumańskiego zaliczają się przede wszystkim strony internetowe (Wikipedia, Interia, Polskie Radio), z kilkoma wyjątkami poczynionymi dla książek drukowanych. Błędy merytoryczne, gramatyczne i ogólny chaos zniechęcają do lektury już po pierwszym rozdziale.
O autorze pisał nie będę, bo cały jego biogram można znaleźć na okładce, łącznie z linkami do stron autorskich, które dowodzą, że na autopromocji Szumański się zna. Natomiast lektura książki dowodzi, że jeśli chodzi o pisanie, a w szczególności pisanie o historii, to autorowi zdecydowanie brakuje zarówno umiejętności, jak i chociażby podstaw warsztatowych. Można oczywiście traktować „Powstania narodowe” nie jako książkę naukową albo historyczną, ale zwyczajną publicystykę, prawda? Można, lecz to nie zmienia faktu, że jest to książka słaba i zupełnie niepotrzebna. Nie wnosi zupełnie nic do naszej wiedzy na temat powstań narodowych (szczególnie że Szumański wydaje się przez większość zamieszczonych tu tekstów zainteresowany głównie powstaniem warszawskim), nie prezentuje żadnej nowej perspektywy, nie ma nawet waloru edukacyjnego, skoro wszystko, co znajdziemy w książce, można w takiej czy innej formie znaleźć w Internecie (i to często napisane o wiele lepszym językiem, z ilustracjami i działającymi linkami pozwalającymi na dalszą eksplorację tematu).
We wstępie możemy przeczytać (poza obszernym fragmentem ślubów lwowskich Jana Kazimierza), że książkę autor „przekazuje dla upamiętnienia 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości przypadające 11 listopada 2018 roku”. Co, obok „anty szwedzkiej [sic!] partyzantki” i losowego kapitalizowania niektórych zwrotów, wskazuje bardzo wyraźnie, że korekty książka nie widziała na oczy (osobą odpowiedzialną za skład i łamanie jest Radosław Kieryłowicz, ale informacji o korektorze brak; zresztą, nawet ten skład miejscami wygląda dość nieporadnie). Nic to jednak, nie czepiajmy się szczegółów, w końcu Wydawnictwo Penelopa, nakładem którego ukazała się ta pozycja, specjalizuje się w książkach poświęconych szachom.
W kolejnym akapicie autor nawiązuje do książki „Trzy powstania narodowe” Kieniewicza, Zahorskiego i Zajewskiego, którą traktuje jako punkt wyjścia do swoich rozważań na temat roli powstań w historii. Jak dodaje: „owi historycy uważają, iż nadszedł wreszcie czas na udzielenie odpowiedzi tym historykom, którzy w ogóle kwestionują sens naszych walk zbrojnych o niepodległe państwo”. Nadmienię, że pierwsza edycja „Trzech powstań narodowych” ukazała się w 1994 roku. Jeśli faktycznie autorzy tego opracowania (skądinąd bardzo dobrego połączenia historii akademickiej i popularnej) nawoływali do rewizji naszego postrzegania powstań narodowych, to odwoływanie się do nich dwadzieścia cztery lata później („Powstania narodowe” ukazały się w 2018 roku) jako tematu wciąż aktualnego nie najlepiej świadczy o Szumańskim i jego wiedzy na temat współczesnej historiografii.
Nie ma co się zniechęcać, może autor po prostu nie ma talentu do pisania zachęcających wstępów? Bierzmy się za pierwszy rozdział: „Powstania narodowe – drogą do niepodległości”, opublikowany po raz pierwszy w listopadzie 2014 r. w „Warszawskiej Gazecie”
1). To prawdziwa wolna amerykanka. Czego to nie ma! Zaczyna się od 123 lat zaborów i mitycznej roli Piłsudskiego w odzyskaniu niepodległości (tego samego Piłsudskiego, co do którego autor stwierdzał kilka stron wcześniej, że trzeba go odbrązowić). Chwilę później przechodzimy niepostrzeżenie do „Kamieni na szaniec”, batalionu „Zośka” i jednoakapitowych biogramów takich postaci jak Ryszard Białous i Tadeusz Zawadzki. Miało być jednak o powstaniach, więc zanim fantazja ułańska poniosła autora zbyt daleko w analizowaniu działań AK, dokonuje on zaskakującej wolty w trzyakapitowym podrozdziale „Opinie historyków”, w którym czytamy, że „chyba trafnie Maurycy Mochnacki rodowód naszych powstań narodowych wiązał z konfederacją barską”. Innych opinii i innych historyków brak, więc chyba nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy Mochnacki miał, czy nie miał racji. Na koniec zaś dostajemy w bonusie treść roty przysięgi Kościuszki w Krakowie oraz listę celów samej insurekcji.
Jesteśmy raptem na dwudziestej stronie, brnijmy więc dalej, a nuż autor zaskoczy nas czymś niecodziennym. Rozdział kolejny to „Droga do niepodległej Polski” autorstwa… nie, już nie Szumańskiego, ale Marka Gałęzowskiego. Czy raczej wycinek z książki „Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918–1989” wydanej przez IPN w 2010 roku. I już na pierwszej (z trzech) stronie dowiadujemy się, że pierwszy rozbiór Polski nastąpił w 1792 roku. Pomyśleć, że całe życie żyłem w przekonaniu, że to raczej 1772… Nie posądzałbym Gałęzowskiego ani IPN o taką gafę, więc komuś się tu wyraźnie omsknął palec na klawiaturze. Ale to nie jest, niestety, jedyne takie omsknięcie w książce.
Kolejne rozdziały dowodzą wyraźnie, że jedynym powstaniem, jakie interesuje autora, jest powstanie warszawskie. Opisywane na podstawie materiałów powszechnie dostępnych w Internecie i wykorzystywanych wyjątkowo odtwórczo. Nie jest niczym niecodziennym przepisywanie (choć nie słowo w słowo) zawartych tam informacji i uzupełnianie ich materiałami z nieznanych źródeł. W jednym miejscu autor opierał się nawet na… linku do strony książki na portalu Lubimy Czytać. Kawałek dalej dostajemy przedruk
artykułu Mateusza Łabuza „Zbrodnia w Wawrze”. Innym razem linki prowadzą na niedostępne strony lub w tak kuriozalne miejsca jak Wykop.
Pod koniec książki autor wraca do tematów innych powstań narodowych, ale to wcale nie znaczy, że rozdziały są bardziej rzetelne. Dowiadujemy się np., że insurekcja kościuszkowska była przygotowywana od grudnia 1972 roku. Rozdział „Insurekcja warszawska” jest natomiast jawnym plagiatem
artykułu ze strony Historykon.
Książka ma oczywiście swoją drugą część, ale zajrzawszy do niej z ciekawości odkryłem, że autor z prawdziwym profesjonalizmem sięgał tam do tak rzetelnych materiałów, jak chociażby strona sciaga.pl. Co stanowi chyba najlepsze podsumowanie tego, z czym mamy w „Powstaniach narodowych” do czynienia. Z tą różnicą, oczywiście, że strony internetowe są dostępne za darmo, a za swoją książkę autor domaga się pieniędzy.
1) Której strona internetowa szczyci się sloganem „doprowadzamy lewctwo do wściekłości… I jesteśmy z tego dumni”.
@1)- akurat ten zarzut jest równie merytoryczny, jak część cytowanych treści z książki