To jedna z tych książek, po które warto sięgać zawsze i wszędzie. Traktując ją przede wszystkim jako ostrzeżenie – przed totalitarnym reżimem i własnymi słabościami. Egipski noblista Nadżib Mahfuz wpisał się „Karnakiem” w nurt politycznej literatury rozliczeniowej. Stanął tym samym obok Arthura Koestlera i Aleksandra Sołżenicyna. Choć stylistycznie jest od nich bardzo daleki.
Ten okrutny XX wiek: Wielka Historia przy kawiarnianym stoliku
[Nadżib Mahfuz „Karnak” - recenzja]
To jedna z tych książek, po które warto sięgać zawsze i wszędzie. Traktując ją przede wszystkim jako ostrzeżenie – przed totalitarnym reżimem i własnymi słabościami. Egipski noblista Nadżib Mahfuz wpisał się „Karnakiem” w nurt politycznej literatury rozliczeniowej. Stanął tym samym obok Arthura Koestlera i Aleksandra Sołżenicyna. Choć stylistycznie jest od nich bardzo daleki.
Ta mikropowieść Egipcjanina – laureata literackiej Nagrody Nobla w 1988 roku – została przetłumaczona na język polski niemal dziesięć lat temu. Wcześniej Nadżib Mahfuz (1911-2006) nie był w naszym kraju autorem anonimowym – w latach 80. ubiegłego wieku wydano chociażby „Hamidę z zaułka Midakk” (1947) oraz „Opowieści starego Kairu” (1956) – ale też trudno byłoby stwierdzić, że jego nazwisko zdążyło się do tego momentu zapisać w świadomości Polaków. Choć był prozaikiem (ale również dramaturgiem i scenarzystą filmowym) bardzo wszechstronnym – tworzył powieści historyczne, obyczajowe i psychologiczne – w jego twórczości zawsze dominował jeden WIELKI temat: Egipt. Pisał o Egipcie starożytnym i współczesnym. O Egipcie, z którego można być dumnym i który zasługiwał na potępienie.
W ciągu niemal stu lat życia Mahfuz przeżył wiele politycznych burz, jakie odcisnęły – mniejsze lub większe – piętno na jego dziełach. Debiutował zbiorem opowiadań „Szept szaleństwa” w 1938 roku, w czasie panowania króla Faruka I (który rządził w latach 1936-1952); był naocznym świadkiem przeprowadzonej przez Wolnych Oficerów rewolucji 1952 roku i pogrążania się Egiptu w mrokach okrutnej dyktatury Gamala Abdela Nasera; wreszcie doczekał rozliczenia z reżimem, jakiego dokonał następca Nasera – generał (potem marszałek polny) Anwar as-Sadat. I choć do końca życia Mahfuza jego ojczyzna nie wyzwoliła się z jarzma wojskowego autorytaryzmu, to jednak za rządów Sadata i Husniego Mubaraka nie musiał przynajmniej drżeć o życie z powodu tego, co pisał.
Mikropowieść „Karnak” powstała w grudniu 1971 roku, piętnaście miesięcy po śmierci Nasera, ale drukiem ukazała się dopiero trzy lata później, kiedy sytuacja polityczna w Egipcie wykrystalizowała się, a Sadat – wcześniej zaliczany do grona bliskich współpracowników dyktatora (brał nawet udział w rewolucji!) – potępił zbrodniczy reżim i zrezygnował z represji na szeroką skalę. Wpływ na wydanie „Karnaku” miała również tak zwana wojna Jom Kippur z Izraelem (październik 1973), która zakończyła się klęską koalicji państw arabskich i doprowadziła do odprężenia politycznego na Bliskim Wschodzie. Mahfuz skwapliwie z tego odprężenia skorzystał i wydał powieść, która – mimo melancholijnego nastroju – była bezpardonowym rozliczeniem z okrucieństwami naserowskiej służby bezpieczeństwa, starającej się wszelkimi metodami łamać nie tylko opozycję z prawej i lewej strony, ale – podobnie jak stalinowskie NKWD – dokonującej także czystek wśród swoich.
Tytułowy Karnak to nie, wbrew pozorom, starożytne miasto, słynące z kompleksu świątynnego i prowadzącej do niego Alei Sfinksów; to nazwa niewielkiej kairskiej kawiarenki, leżącej w jednej z bocznych uliczek w centrum miasta. Zupełnie przypadkowo trafia do niej narrator powieści, będący jednocześnie alter ego autora. Przyciąga go docierająca z wewnątrz muzyka i zapach kadzidła; w końcu – falujące ciało tancerki, którą okazuje się Kurunfula, czyli Nadżma Imad ad-Din, wielka gwiazda lat 40. Teraz jest już dorosłą kobietą, która zachowała jednak dawną urodę. I urok. I radość życia. Choć czasy, jakie nastały, wcale nie nastrajają optymizmem. Czekając na naprawę zegarka, bohater spędza w Karnaku kilka godzin. Niezwykły klimat kawiarenki i jej właścicielka sprawiają, że wraca kilka dni później, a potem staje się stałym bywalcem, zaprzyjaźnionym z innymi stałymi bywalcami, wśród których są osoby z różnych pokoleń, wyznające różne poglądy polityczne. Rozmawiają na wszystkie tematy, ale tym dominującym jest… rewolucja.
Rewolucja, która – ostatecznie – doprowadziła do przejęcia władzy przez Gamala Abdela Nasera. Która sprawiła, że Egipt wyzwolił się spod politycznych i ekonomicznych wpływów Wielkiej Brytanii. Która pchnęła państwo w objęcia Związku Radzieckiego, ku swoiście pojętemu socjalizmowi. Której efektem ubocznym stała się budowa okrutnego aparatu represji. Starsi wiekiem bywalcy Karnaku mówią o niej z szacunkiem, od czasu do czasu przebąkując jednak, że za króla Faruka nie wszystko było złe. Młode pokolenie reprezentuje troje studentów – Zajnab Dijab, Isma’il asz-Szajch i Hilmi Hamada – którzy są prawdziwymi „dziećmi rewolucji”. Dorastając w nowym systemie, przesiąkali ideami naseryzmu; teraz czują narodową dumę, kochają swój kraj i gotowi są wspierać prezydenta. Jak można się domyślać – podobnie jak w napisanych ponad dekadę później „Dzieciach Arbatu” (i ich kontynuacjach) Anatolija Rybakowa – to oni padają pierwszymi ofiarami systemu. Przychodzi bowiem taki dzień, kiedy nagle znikają. Potem wracają, by zniknąć ponownie. Zdarza się to również po raz trzeci, ale wtedy wraca jedynie dwoje z nich.
Narrator „Karnaku” jest nie tylko bacznym obserwatorem wydarzeń, ale także wiernym i cierpliwym słuchaczem. Inni chętnie otwierają przed nim usta i serca, opowiadając o swoich przeżyciach i przemyśleniach. Staje się więc najpierw powiernikiem Kurunfuli, a potem studentów, którzy zwierzają mu się ze swoich tragicznych przeżyć. Przyjmuje na siebie tym samym rolę kronikarza czasu pogardy. Akcja powieści obejmuje dwa lata – od 1965 do 1967 roku; wieńczą ją wydarzenia będące skutkiem przegranej wojny sześciodniowej z Izraelem, po której Naser podejmuje pewne próby łagodzenia dotychczasowego reżimu. Nie wszystkie błędy i wypaczenia można już jednak naprawić. Nadżib Mahfuz stara się nie epatować okrucieństwem, lecz ono i tak czai się za kulisami i od czasu do czasu wybija się na plan pierwszy.
Tym sposobem prozaik kreśli bardzo wiarygodny obraz sytuacji społeczeństwa egipskiego w latach 60. ubiegłego wieku, gdy duma z osiągnięć gospodarczych państwa mieszała się z upokorzeniem wywołanym przegraną wojną, a akceptacja rewolucji, która przyniosła emancypację najbiedniejszych grup społecznych, ze strachem przed bezdusznymi pretorianami Nasera w postaci wielokrotnie przez Mahfuza przywoływanego Chalida Safwana. Bestialstwo tych ostatnich, ich wyrafinowanie w psychicznym znęcaniu się i łamaniu aresztantów – przywodzi na myśl działania innych służb specjalnych działających na pasku dwudziestowiecznych dyktatorów, od NKWD i Gestapo po haitańskie Tonton Macoute czy albańskie Sigurimi. Za sprawą retrospekcji, nie opuszczając kawiarnianego zacisza, pisarz zabiera czytelnika w miejsca, w których nikt zdrowy na umyśle nie chciałby się znaleźć dobrowolnie. „Karnak” nie niezwykle smutna, ale też nadzwyczaj pouczająca lektura!