Powieść „Ogród kobiet”, choć oparta na znanych schematach, jest ciekawie opowiedzianą historią poszukiwania własnych korzeni i dojrzewania do w pełni dorosłego, odpowiedzialnego życia. W tle – smaki i zapachy Włoch, co przysparza książce przyjaznego klimatu.
Zapach włoskich ziół
[Carla Montero „Ogród kobiet” - recenzja]
Powieść „Ogród kobiet”, choć oparta na znanych schematach, jest ciekawie opowiedzianą historią poszukiwania własnych korzeni i dojrzewania do w pełni dorosłego, odpowiedzialnego życia. W tle – smaki i zapachy Włoch, co przysparza książce przyjaznego klimatu.
Carla Montero
‹Ogród kobiet›
Hiszpańska autorka cieszy się uznaniem polskich czytelników. Ma już na swoim koncie kilka znanych u nas powieści, by wymienić na przykład: „
Szmaragdową tablicę”, „
Wiedeńską grę” czy „
Zimowy wiatr na twojej twarzy”.
Choć wszystkie te książki bez wątpienia są niezłe i czyta się je bardzo dobrze, w każdej z nich można było jednak znaleźć jakieś literackie niedociągnięcia: a to dłużyzny, schematyczne rozwiązania lub nieprawdopodobne zwroty akcji. Miło się przekonać, że „Ogród kobiet” jest raczej wolny od tych wad, co oznacza, że Carla Montero jako pisarka się rozwija.
„Ogród kobiet” jest inną powieścią od pozostałych także od strony tematycznej. Poprzednie książki zahaczały o „wielką historię” determinującą losy i postawy bohaterów. Montero nie wahała się także konfrontować ze zdarzeniami faktycznymi, jak to ma miejsce na przykład w „Zimowym wietrze na twojej twarzy”, nawiązującego do okupowanej Warszawy i pomocy Żydom podczas drugiej wojny światowej. W najnowszej książce autorka skupia się raczej na prywatności i indywidualnych losach postaci, choć w tle występuje pierwsza wojna światowa i jest pokazana jej groza oraz bezsens. Nie ma jednak panoramicznego ujęcia historycznych dziejów. Tym razem autorka postawiła na udane, sugestywne opisy krajobrazów, smaków i zapachów Włoch w tle fabuły, co może się bardzo podobać.
Młoda mieszkanka Barcelony, Gianna, jest kobietą sukcesu: jest uznaną architektką, ma stabilną pracę w firmie i żonatego kochanka Pau, aktora, celebrytę, nazwijmy to, o „średniej rozpoznawalności”. Dziewczyna niespecjalnie zastanawia się nad swoim życiem, przeszłość nie ma dla niej znaczenia, a przyszłość – jak dla niej, jest jeszcze daleko. Można więc żyć dniem dzisiejszym.
Wszystko zmienia jednak śmierć babki oraz pozostawiony jej i bratu spadek w postaci włoskiego sklepu z małym barem na barcelońskiej Rambli. Jest kłopot: trzeba przeprowadzić sprawy spadkowe, znaleźć kupca i zająć się pozostawionymi rzeczami. Wśród nich Gianna odkrywa gęsto zapisany pamiętnik, co jest dla niej impulsem, by baczniej przyjrzeć się losom członków rodziny. Okazuje się, że przodkowie wywodzą się z Włoch…
To schemat często pojawiający się w powieściach: zajmij się historią przodków oraz spadkiem i zmień swoje życie. Tutaj jest jeszcze kolejny znany motyw: rzuć wielkie miasto i zaszyj się na głuchej prowincji, zacznij żyć jak tamtejsi ludzie, zaprzyjaźnij się z nimi i odkryj proste radości. Gianna rzeczywiście wyjeżdża do Włoch, do miejscowości, z której wywodziła się jej prababka. To dla niej okrycie czegoś zupełnie nowego, świata, którego wcześniej nie znała.
Gianna zaczyna czytać pamiętnik prababki, a my zanurzamy się w narracji w dwóch perspektywach czasowych. Dzieje Anice są przejmujące, chyba nawet jeszcze bardziej, gdy uświadomimy sobie, że takie realia (notabene, szczególnie dobrze przez autorkę opisane), sztywne podziały klasowe i trudna sytuacja kobiet miały miejsce jeszcze sto lat temu. Tutaj dowiemy się, jak to się stało, że prababka Gianny, Anice wyemigrowała z Włoch do Hiszpanii. Jej historia jest dramatyczna i budzi wiele emocji: współczujemy i podziwiamy, że po tylu przejściach znalazła w sobie mnóstwo sił do ułożenia sobie życia.
Nawet jeśli schematy są już nam znane z innych powieści, Carla Montero prowadzi narrację bardzo umiejętnie, potrafi zainteresować i zaintrygować. Opowiada historię Anice i jej wielkiej miłości z pasją i głębią. Stawia Giannę przed ważnymi wyborami, które sprawiają, że młoda kobieta zaczyna dostrzegać, że spoczywa na niej wielka odpowiedzialność za podjęte decyzje, które wpływają także na inne osoby. Gianna nabiera sił, by skonfrontować się z także z Pau, spojrzeć na swój związek od innej strony i dostrzec, że to toksyczna relacja. To jedna z najlepszych stron tej powieści: ewolucja bohaterki, która przestaje być bierna i bezwolna, a staje się coraz bardziej świadoma samej siebie. Nie zawsze jest łatwo, co można zauważyć na przykładzie jej znajomości z Maurem. Bardzo sympatycznie pokazana została jej relacja z bratem Carlo – tylko pozazdrościć takich kontaktów rodzeństwu.
W polskim tłumaczeniu pojawiło się parę usterek; w jednym miejscu na przykład zamiast „diatryby” powinna być chyba „tyrada”. Ale to wszystko nie psuje ogólnego efektu, książkę czyta się niemal na jednym oddechu. Jak wspomniałam wcześniej, powieść „pachnie” włoskimi ziołami i potrawami, co dla miłośników kuchni i kultury tego kraju będzie na pewno miłym dodatkiem. Okazuje się, że siła ziół jest wielka, choć ma się wrażenie, że pod koniec pojawiają się one w powieści już coraz rzadziej. Szkoda, bo postać Miki i jej intrygujący sklep zielarski to miłe, klimatyczne miejsce.
Wcześniej pisałam o schematycznych i przewidywalnych rozwiązaniach, po które sięga autorka. Tu muszę pochwalić, że udało jej się uniknąć sztampowego finału (w którym obowiązkowo musi znaleźć się szczęśliwe zakończenie wielkiej miłości). Ale zapewniam, wszystko kończy się dobrze, budzi optymizm i pozostawia czytelnika w dobrym samopoczuciu. Zaś Gianna ma w swoim życiu nowe, nieznane wcześniej perspektywy i tylko od niej zależy, w którą stronę zechce podążyć. „Ogród kobiet” bez wątpienia można określić jako najbardziej jak dotąd udaną książkę Carli Montero.