Przeżyliście na pewno kiedyś taką sytuację. Sięgacie po powieść nieznanego Wam dotąd autora, spodziewacie się, że będzie niezła i… z każdym kolejnym rozdziałem dajecie się wciągać coraz głębiej w świat jego wyobraźni. Dotarłszy do finału, żałujecie zaś, że lektura czterystu stron zajęła tak mało czasu. To właśnie czułem, czytając „Czarny Bałtyk” Macieja Paterczyka – rozgrywający się w alternatywnym świecie kryminał z Ziem Odzyskanych.
Zdradzony i poniżony
[Maciej Paterczyk „Czarny Bałtyk” - recenzja]
Przeżyliście na pewno kiedyś taką sytuację. Sięgacie po powieść nieznanego Wam dotąd autora, spodziewacie się, że będzie niezła i… z każdym kolejnym rozdziałem dajecie się wciągać coraz głębiej w świat jego wyobraźni. Dotarłszy do finału, żałujecie zaś, że lektura czterystu stron zajęła tak mało czasu. To właśnie czułem, czytając „Czarny Bałtyk” Macieja Paterczyka – rozgrywający się w alternatywnym świecie kryminał z Ziem Odzyskanych.
Maciej Paterczyk
‹Czarny Bałtyk›
To nie jest szczególny powód do chwały, ale przecież nie będę ściemniał i dorabiał po czasie ideologii. Że istnieje taki pisarz, jak Maciej Paterczyk, wiem od kilku lat, ale dopiero niedawno sięgnąłem po jego twórczość. Wszystko za sprawą „Czarnego Bałtyku”, którego opis pojawiający się w wydawniczych zapowiedziach brzmiał tak intrygująco, że nie było sposobu przejść obok tej książki obojętnie. Raz, że to – jak zapewniano – rasowy kryminał, którego akcja rozgrywa się w Polsce krótko po zakończeniu drugiej wojny światowej. Dwa, że to jednocześnie opowieść o skomplikowanych relacjach polsko-żydowskich. Wystarczyło. I chociaż w trakcie lektury okazało się, iż z faktami historycznymi dzieło to rozmija się znacząco – nie miało to najmniejszego znaczenia. Przyjemność z czytania i tak była ogromna. Jak się bowiem okazało, o skomplikowanej przeszłości można mówić w sposób nadzwyczaj przejmujący także wtedy, gdy wykorzystuje się do tego rzeczywistość alternatywną.
Paterczyk (rocznik 1986) z wykształcenia jest historykiem i dziennikarzem. Studia kończył na Uniwersytecie Szczecińskim, co jest o tyle istotne, że w swoich pierwszych czterech powieściach kryminalnych akcję umieścił właśnie w czasach powojennych na – zaliczanym do tak zwanych Ziem Odzyskanych – Pomorzu Zachodnim. Pierwszą były „Ziemie niczyje” (2014), później „Na zgliszczach” (2015) i „Morze krwi, ziemia ognia” (2019), których bohaterem uczynił komendanta posterunku Milicji Obywatelskiej w Kamieniu (Pomorskim) Stanisława Brzezińskiego, wreszcie – „Czarny Bałtyk” (2021), w którym poddał rewizji wszystko to, o czym pisał wcześniej. Być może skłoniła go do tego uważna lektura „
Zbrodni w Dzielnicy Północnej” (1948) Stefana Kisielewskiego, z którą fabuła przedstawiona w najnowszym dziele Paterczyka wykazuje pewne analogie, ale możliwe jest i to, że młody prozaik natchnienia szukał raczej w kryminałach spod znaku nordic-noir.
Akcja powieści toczy się w Kołobrzegu, który od kilku lat nie jest już Kolbergiem. Rozpisana została na zaledwie kilka dni końca listopada 1949 roku. Polska liże powojenne rany, ale przychodzi jej to z ogromnym trudem. Mimo że… druga wojna światowa, jaką znamy z podręczników historii, potoczyła się zupełnie inaczej. Niemcy zostali pokonani, ba! zdążyli nawet doszczętnie zniszczyć Warszawę, lecz, co najistotniejsze, nie zostaliśmy podporządkowani Związkowi Radzieckiemu. Sowieci musieli się wycofać; zagarnęli wprawdzie przedwojenne województwo stanisławowskie, ale Lwów wciąż pozostaje w granicach państwa polskiego. I to takiego, w którym wciąż rządzą pogrobowcy sanacji. W urzędach na ścianach wiszą portrety marszałków Józefa Piłsudskiego (mniejszych rozmiarów) i Edwarda Śmigłego-Rydza (znacznie większe). Nie dokonał się również Holokaust, chociaż zginęło około miliona Żydów. Pozostałe dwa miliony przedwojennej populacji jednak przetrwały, dzięki czemu wciąż są liczącą się mniejszością narodową.
Żydom marzy się odtworzenie państwa Izrael, lecz w wojnie z Arabami szczęście im nie sprzyja. Utracili Jerozolimę i zostali zepchnięci do Morza Śródziemnego. Ci, którzy po 1945 roku wyjechali mamieni nadzieją na niezależny państwowy byt, teraz powracają i osiedlają się na w większości opuszczonych przez Niemców Ziemiach Odzyskanych, w tym również na Pomorzu Zachodnim. Istotną grupę stanowią tam także przesiedleńcy z zajętego przez Sowietów województwa stanisławowskiego, co rodzi konflikty etniczne. Zwłaszcza że pod naciskiem opinii międzynarodowej i sojuszników Polska musiała zgodzić się na przeprowadzenie na Pomorzu referendum. W zależności od wyników głosowania teren ten albo zostanie na trwałe przyłączony do Polski, albo stanie się kolebką państwa żydowskiego. Biorąc pod uwagę, że od pewnego czasu znacznie więcej osiedla się tu Żydów, wydaje się, że los Kołobrzegu jest przesądzony. Chyba że wydarzy się coś nadzwyczajnego – jakaś rewolta, zamach stanu, bunt…
Symbolem rozdarcia etnicznego panującego w mieście jest położony nad samym brzegiem morza hotel Czarny Bałtyk (do końca wojny nazywał się Schwarz Baltic), w którego jednym skrzydle mieszkają Żydzi, a w drugim Polacy. Hotel, niegdyś uchodzący za luksusowy, jest mocno zniszczony; na nim również odcisnęła swoje piętno wojna. Obecnie mieszkają w nim głównie robotnicy, przesiedleńcy ze Wschodu, ewentualnie ci, którzy przybyli do Kołobrzegu w poszukiwaniu lepszego życia i utknęli tu jak w labiryncie. Pewnego listopadowego wieczoru przybywa do hotelu młoda i piękna kobieta; chociaż jest Żydówką, nocny recepcjonista Jerzy Twardowski, zagorzały antysemita, kwateruje ją w polskiej części hotelu – tylko tam jest wolny pokój (od lat pusty z powodu pewnych dramatycznych wydarzeń). Kilka godzin później okazuje się, że nieznajoma, która dopiero rano miała się zameldować, została brutalnie zamordowana. Do prowadzenia śledztwa zostaje wyznaczony aspirant Konstanty Majski, któremu do pomocy naczelnik kołobrzeskiej policji Brzozowski przydziela nowo zatrudnioną funkcjonariuszkę Walerię Singer.
Singer jest, jak można domyśleć się po nazwisku, Żydówką. Ba! mieszka nawet w Czarnym Bałtyku, choć w drugim skrzydle, nie tym, w którym dokonano zbrodni. Ofiarą okazuje się osiemnastoletnia Zelda Sofer – potomkini rodu łódzkich fabrykantów i pasierbica Izraela Sofera, który po wojnie trzęsie całym przemysłem włókienniczym w Polsce. Po co przyjechała do Kołobrzegu? Jaki był motyw mordu, skoro nie została ani zgwałcona, ani obrabowana? Czy chodziło jedynie o to, aby wywołać kolejne napięcia społeczne – i to na kilka dni przed zaplanowanym referendum… Przecież i bez tego Pomorze Zachodnie, a Kołobrzeg w szczególności – jest beczką prochu. Majski i Singer, choć oboje pochodzą z Warszawy, nie pasują do siebie; o zaufaniu nie ma w ogóle mowy, ale mimo to są skazani na współpracę. Brzozowski nie chce bowiem nawet słyszeć o tym, by przydzielić Konstantemu kogoś innego. W takich okolicznościach dochodzenie idzie jak po grudzie. Policjanci odnoszą wrażenie, że nikt nie mówi prawdy. Na dodatek Polak nie potrafi sobie poradzić z demonami przeszłości, a jakby tego było mało, wszystko komplikuje jeszcze bardziej jego polityczne zaangażowanie.
„Czarny Bałtyk” to powieść wielowątkowa, ale każdy z wątków jest poprowadzony idealnie i klarownie. Wielokrotnie się przenikają, lecz nic nie zgrzyta. Wszystkie elementy układanki doskonale do siebie pasują. Portrety psychologiczne bohaterów nakreślone są z maestrią i prezentują się nadzwyczaj wiarygodnie. Przeszłość Konstantego Majskiego, zaangażowanie Walerii Singer, chwiejność Brzozowskiego, apodyktyczność Izraela Sofera, nawet postępowanie postaci drugo- i trzecioplanowych (jak hotelowa sprzątaczka Irena Stifelman, robotnik portowy Stanisław Pawłowski, woźnica Kamiński, dzienny recepcjonista Handt, stary kamerdyner Freygant czy tajemnicza Liderka) – są odpowiednio umotywowane. Do tego należy dorzucić wartką narrację, zgrabne dialogi i unoszący się nad całością niezwykły nastrój rozkładu, upadku, końca świata. Z kart powieści, podobnie jak od jej bohaterów bije chłód. Ale czy może być inaczej, skoro wieczorami prószy już śnieg, od morza wieje porywisty wiatr, a fale regularnie podmywają klif, na którym przed laty wzniesiono Czarny Bałtyk…