Dla współczesnych wciąż niezrozumiałym może wydawać się fakt, że zaledwie kilkadziesiąt lat po wyjściu obronną ręką z wieloletnich zmagań z Persami, Grecja – zjednoczona w obliczu zagrożenia ze Wschodu – pogrążyła się w długotrwałej wojnie domowej. Jak do tego doszło i jakie były koleje tego niezwykle krwawego konfliktu – dowiedzieć się możemy z monografii Ryszarda Kuleszy zatytułowanej, za Tukidydesem, „Wojna peloponeska”.
Wojna totalna czy totalitarna?
[Ryszard Kulesza „Wojna peloponeska” - recenzja]
Dla współczesnych wciąż niezrozumiałym może wydawać się fakt, że zaledwie kilkadziesiąt lat po wyjściu obronną ręką z wieloletnich zmagań z Persami, Grecja – zjednoczona w obliczu zagrożenia ze Wschodu – pogrążyła się w długotrwałej wojnie domowej. Jak do tego doszło i jakie były koleje tego niezwykle krwawego konfliktu – dowiedzieć się możemy z monografii Ryszarda Kuleszy zatytułowanej, za Tukidydesem, „Wojna peloponeska”.
Ryszard Kulesza
‹Wojna peloponeska›
Podobnie jak wznowiona przed kilkoma miesiącami monografia bitwy na równinie maratońskiej, ponownego – poprawionego – wydania doczekało się opracowanie Ryszarda Kuleszy poświęcone wojnie peloponeskiej. W dziesięć lat po pierwodruku na wydanie książki zdecydowały się do spółki wydawnictwa Akson i Attyka. Zmieniony został jednak jej tytuł: zamiast nazewnictwa typowego dla bellonowskiej serii „Historycznych bitew” („Ateny – Sparta 431-404 p.n.e.”), mamy tym razem tytuł bliższy tematowi podjętemu przez warszawskiego historyka, zapożyczony zresztą od Tukidydesa – „Wojna peloponeska”. Pomysł na wznowienie tej pozycji był strzałem w dziesiątkę; edycja Bellony już dawno jest bowiem niedostępna w księgarniach, a na aukcjach internetowych osiąga zawrotne, jak na tego typu publikacje, ceny. Na dodatek, co również jest bardzo istotne, autor – jak sam przyznaje – wprowadził do tekstu sporo poprawek i uzupełnień. Co dobitnie świadczy o tym, że o przeszłości wciąż jeszcze nie wiemy wszystkiego…
Wojna peloponeska była największą i najdłuższą z wojen, jakie toczyli starożytni Grecy – to pierwsze zdanie „Wstępu”, które można by zapewne dopełnić jeszcze jednym stwierdzeniem: „i najbardziej niezrozumiałą”. Historycy po dziś dzień bowiem starają się znaleźć odpowiedź na pytanie, jak to możliwe, że Grecja, która – choć z trudem – potrafiła zjednoczyć się w obliczu perskiego najazdu (w latach 490 i 480 p.n.e.), zaledwie pół wieku później pogrążyła się w wojnie domowej, która miała charakter totalny i prowadzona była na wyniszczenie przeciwnika i do ostatecznego zwycięstwa? Jak to możliwe, że Grecy – co by o nich nie mówić, naród wybitnych filozofów, pisarzy i artystów – potrafili postępować wobec siebie nawzajem nierzadko znacznie okrutniej niż barbarzyńcy? W czym tkwiło źródło tego okrucieństwa? W mentalności Greków, a może w mechanizmach władzy i dominujących ideologiach? Wbrew pozorom, odpowiedź na to pytanie nie przynależy tylko do przeszłości. W czasach nam współczesnych też dochodziło do konfliktów totalnych, do wojen, które wywoływały… narody powszechnie uznawane za kulturalne. Historia magistra vitae? Bezsprzecznie – tak!
Wojna peloponeska – o której wiedzę czerpiemy przede wszystkim z epokowego dziełu greckiego historyka Tukidydesa (sam zresztą był on jej uczestnikiem) – była konfliktem między dwoma głównymi polis Grecji lądowej: Atenami i Spartą. Współczesna, powojenna historiografia – obarczona brzemieniem dwóch totalitaryzmów – przyjmuje zazwyczaj orientację proateńską. Źródeł tej postawy można doszukiwać się w poglądach politycznych historyków. Ateny postrzegane są przez nich jako ostoja demokracji, Sparta natomiast jako antenat totalitaryzmu. Ten uproszczony punkt widzenia pokutuje od lat i, niestety, często przenika do popularnonaukowych opracowań, tym samym odciskając piętno na świadomości czytelników. Jakże daleki jest od prawdy – udowadnia Kulesza, nie pozostawiając większych złudzeń, kogo należy obarczyć winą za wybuch wojny. Wcale nie militarystyczną Spartę, ale właśnie demokratyczne Ateny, które po zakończeniu wojen perskich przejęły hegemonię w Grecji, poczynając sobie jak totalitarny potentat. Kulesza stara się również dociec, na ile odpowiedzialność za wybuch wojny peloponeskiej zrzucić można na barki ojca ateńskiej demokracji – Peryklesa. Bo że nie był on całkowicie bez winy, wydaje się dlań sprawą oczywistą.
Dzieje wojny peloponeskiej przedstawione są przez Kuleszę w sposób bardzo przystępny. To tylko na pozór wydaje się być sprawą nie nastręczającą większych problemów. Gdy jednak zdamy sobie sprawę z niezwykle skomplikowanej sytuacji, jaka panowała w ówczesnej Grecji, z militarno-politycznych powiązań pomiędzy poszczególnymi greckimi polis i ich koloniami, zyskamy przekonanie o talencie autora monografii, który potrafi nie tylko zajmująco opowiadać o przeszłości, ale na dodatek tę przeszłość umiejętnie wyjaśniać. Praca historyka badającego dzieje tego konfliktu nie należy zaś wcale do najłatwiejszych. Do dyspozycji ma on bowiem tylko jedno w stu procentach wartościowe i wiarygodne dzieło – Tukidydesa. Wiarygodne nie musi jednak wcale oznaczać: obiektywne. Choć w tym akurat przypadku nie jest najgorzej – Tukidydes brał wprawdzie udział w wojnie po stronie Aten, ale mimo to potrafił zachować zaskakujący dla współczesnych badaczy obiektywizm. Niestety, nie doprowadził on swego dzieła do końca – najprawdopodobniej tragiczna śmierć spowodowała, że relację urwał na roku 411 p.n.e. Ostatnie siedem lat wojny poznajemy więc już dzięki innym dziejopisarzom – niestety, ani tak utalentowanym, ani bezstronnym jak Tukidydes. Badanie dziejów wojny peloponeskiej polega więc przede wszystkim na dogłębnej analizie i interpretacji dzieła Tukidydesa. A z tym – przy pomocy innych dostępnych źródeł – profesor Kulesza poradził sobie znakomicie.
„Wojna peloponeska” jest książką historyczną, którą czyta się jednym tchem. Zawdzięcza to również swoim głównym bohaterom, którzy odcisnęli piętno nie tylko na dziejach Grecji, ale także całej starożytności. Zarówno postaci pierwszoplanowe (vide Perykles, Alkibiades, Nikiasz, królowie spartańscy Archidamos i Agis czy też zwycięzca spod Ajgospotamoj, Lizander), jak i pojawiające się w „epizodach” (ateński wódz Demosthenes, uczeń Sokratesa Kritiasz, perscy satrapowie Tyssafernes i Farnabadzos oraz cała plejada ateńskich filozofów i dramaturgów) są bohaterami „z krwi i kości” – i to nie tylko dlatego, że istnieli naprawdę. Nie w sposobie narracji leży jednak największa wartość książki Kuleszy. Docenić należy odwagę historyka, który nie stroni od stawiania niepopularnych tez i przełamuje interpretacyjne schematy. Widać to najdoskonalej w podejściu do dziejów Sparty, którą autor monografii stara się – zresztą jak najbardziej słusznie – zrehabilitować w oczach czytelników. To wszystko sprawia, że wznowiona i poprawiona „Wojna peloponeska” Kuleszy jest – obok „Wojny Hannibala” Krzysztofa Kęcieka – jedną z najlepszych książek polskich „starożytników” wydaną w ostatnich kilkunastu miesiącach.