Jak potoczyłaby się historia Rzymu i świata, gdyby w 52 roku p.n.e. namiestnik Galii Juliusz Cezar został pokonany przez bliżej nieznanego wodza Arwernów Wercyngetoryksa? Wydana w Bellonowskiej serii „Historycznych bitew” monografia batalii pod Alezją nie odpowiada wprawdzie na to pytanie, ale daje dobre wyobrażenie o tym, ile Cezar zawdzięcza zwycięskiej bitwie, która dała początek jego marszowi ku panteonowi największych wodzów w dziejach ludzkości.
Cezar kontra Wercyngetoryks
[Tomasz Romanowski „Alezja 52 p.n.e.” - recenzja]
Jak potoczyłaby się historia Rzymu i świata, gdyby w 52 roku p.n.e. namiestnik Galii Juliusz Cezar został pokonany przez bliżej nieznanego wodza Arwernów Wercyngetoryksa? Wydana w Bellonowskiej serii „Historycznych bitew” monografia batalii pod Alezją nie odpowiada wprawdzie na to pytanie, ale daje dobre wyobrażenie o tym, ile Cezar zawdzięcza zwycięskiej bitwie, która dała początek jego marszowi ku panteonowi największych wodzów w dziejach ludzkości.
Tomasz Romanowski
‹Alezja 52 p.n.e.›
Bitwa pod Alezją, rozegrana w 52 roku p.n.e., nie była wprawdzie ostatnim epizodem powstania Galów przeciwko rzymskiemu panowaniu, ale na pewno była wydarzeniem decydującym o jego klęsce. Pokonując Wercyngetoryksa, Juliusz Cezar postawił praktycznie kropkę nad „i”, łamiąc w Galach nadzieję na dalszy skuteczny opór. Jednocześnie zapoczątkował własny marsz ku nieśmiertelności. To zwycięstwo otworzyło bowiem jednemu z triumwirów i namiestnikowi niepokornej prowincji drogę do panowania nad Rzymem i tym samym nad całym ówczesnym cywilizowanym światem. Przebieg wojny jest nam znany przede wszystkim dzięki samemu Cezarowi, który w ostatnim roku jej trwania postanowił opisać – ku chwale własnej i Rzymu – dzieje ciągnącego się przez kilka lat konfliktu. Tak powstało dzieło zatytułowane „O wojnie galijskiej”, które rozpoczyna się od zdania spopularyzowanego przed laty przez Jacka Kaczmarskiego w jego „Lekcji historii klasycznej”: „Gallia est omnis divisa in partes tres (Galia jako całość dzieli się na trzy części)”. By uwiarygodnić swoją relację w oczach czytelników, Cezar spisał swe wspomnienia w trzeciej osobie – w ten sposób nadał swemu dziełu pozory obiektywizmu. Inna sprawa, że w porównaniu z niektórymi historykami starożytnymi Cezar naprawdę potrafił być obiektywny w ocenie dokonań przeciwnika, choć nie oparł się również pokusie, by wyolbrzymić własne sukcesy. Jak by jednak „Wojny galijskiej” nie oceniać, dla historyka badającego jej przebieg jest to źródło fundamentalne i – pomimo pewnych upiększeń – wiarygodne, bo relacjonujące wydarzenia z pierwszej ręki.
Podstawowe zadanie, przed jakim stanął autor monografii bitwy pod Alezją, polegało więc na właściwej interpretacji wspomnień Cezara i porównaniu ich z innymi źródłami pisanymi z epoki oraz – kto wie, czy nie jeszcze wartościowszymi, bo nie podlegającymi zafałszowaniu – źródłami archeologicznymi. Na tej podstawie Tomasz Romanowski stworzył interesującą opowieść o zmaganiach Cezara z jednym z najbardziej niepokornych ludów zamieszkujących Europę w starożytności. Gdy po zakończeniu konsulatu w 58 roku p.n.e. senat mianował Juliusza Cezara namiestnikiem Galii Narbońskiej i Nadpadańskiej, nikt nie wymagał od niego, by podbił dla Rzymu pozostałą część tej krainy. Późniejszy dyktator był jednak człowiekiem zdecydowanie zbyt ambitnym, aby zadowolić się co najwyżej ściąganiem podatków z podbitej ludności. Kto wie, może już wtedy myślał o władaniu całą Republiką. W tym celu musiał wykazać się czymś niezwykłym, a podbój Galii byłby właśnie takim wyczynem. Skłócone ze sobą plemiona galijskie, na dodatek walczące z wojowniczymi sąsiadami zza Renu (Germanami pod wodzą Ariowista), dostarczyły Cezarowi wiarygodnego pretekstu do wtrącenia się w ich wewnętrzne sprawy. W ten sposób namiestnik prowincji poruszył lawinę, która spowodowała, że – głównie z jego powodu – przez następne sześć lat cała Galia spływała we krwi. Romanowski na tyle szczegółowo, na ile pozwalają źródła, zrelacjonował przebieg podboju, skupiając się jednak przede wszystkim na wydarzeniach roku 52, czyli na ogólnogalijskim powstaniu, na czele którego stanął bliżej wówczas nieznany przywódca jednego z plemion (Arwernów) – Wercyngetoryks. I to właśnie on jest drugim obok Cezara głównym bohaterem opowieści.
Historycy przedstawiający dzieje wojny galijskiej dzielą się zazwyczaj na dwa obozy – apologetów i przeciwników Cezara. Od przynależności do jednego z nich zależy opis konfliktu i ogólna ocena podboju. Nie można bowiem – oddając sprawiedliwość geniuszowi militarnemu i szczęściu Gajusza Juliusza – pominąć faktu, że ponadsześcioletnia wojna kosztowała życie setek tysięcy często niewinnych ludzi oraz że późniejszy władca Rzymu nie wahał się skazywać na śmierć starców, kobiety i dzieci. Czy jednak świadczy to o jego sadystycznym okrucieństwie? Gwoli prawdy należałoby dodać, że nie mniej okrutnie postąpił w Alezji sam Wercyngetoryks, który wypędził z własnego oppidum jego niezdolnych do noszenia broni mieszkańców, skazując ich tym samym na śmierć głodową w „strefie niczyjej”, czyli pasie ziemi rozciągającym się między murami miasta a linią obrony Rzymian. Tomasz Romanowski starał się wyważyć zasługi i grzechy obu wodzów, choć trudno uniknąć wrażenia, że jednak dużo bliższa jest mu postać Cezara. Co zresztą nie dziwi, bo to przecież on wyszedł z wojny zwycięsko, a w przyszłości – wcale niedalekiej – jeszcze niejeden raz dał przykład swej wielkości.
Romanowski sprawia wrażenie człowieka zafascynowanego postacią rzymskiego wodza, co samo w sobie grzechem przecież nie jest. Ważniejsze jednak, że potrafi swoje stanowisko odpowiednio uargumentować. Cezar przedstawiony na kartach „Alezji” jest politykiem w pełni świadomym celu, do którego dąży; pragmatykiem potrafiącym przekuć w sukces nawet początkowe niepowodzenia – a to cechy charakteryzujące jedynie najpotężniejszych wodzów w dziejach. Autor nie unika przedstawienia momentów dla Juliusza Cezara krytycznych czy też dramatycznych – wskazuje błędy, które ten popełnił, ale też dzięki takiej optyce podkreśla wielkość Rzymianina. Z hipotezami Romanowskiego tym łatwiej się zgodzić, że książka napisana jest bardzo sprawnie i czyta się ją z niemałym zainteresowaniem. Uwagę zwracają szczególnie plastyczne opisy bitew – i to zarówno tej pod Gergowią (zakończonej niepowodzeniem Cezara), jak i pod tytułową Alezją. Autor potrafi wskrzesić ducha epoki, co w pracach historycznych jest umiejętnością wielce pożądaną.
Z lektury „Alezji” jasno wynika, ile Cezar zawdzięcza zwycięskiej wojnie z Galami. To właśnie w ciągu kilku lat zmagań z rodakami Asteriksa i Obeliksa zdobył nie tylko sławę w Rzymie i szacunek żołnierzy, ale nade wszystko – ogromne doświadczenie, które procentowało w następnych latach i kolejnych wojnach. Bez wcześniejszego ujarzmienia Galii Gajusz Juliusz Cezar nigdy nie przekroczyłby Rubikonu ani nie rozprawiłby się pod Farsalos z wojskami swego dawnego sojusznika Gnejusza Pompejusza. Słowem – nie zostałby niepodzielnym władcą Rzymu. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że bitwa pod Alezją zdecydowała o losach świata. Autor monografii takiej tezy wprawdzie nie stawia, ale wydaje się ona oczywista po lekturze książki.