W co wierzyli nasi przodkowie [Jerzy Strzelczyk „Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Co wiemy o własnej przeszłości? O swoim słowiańskim rodowodzie? Po analizie programów nauczania historii można dojść do wniosku, że… niewiele. Może jednak stan ten ulegnie zmianie. Przyczynić się do tego powinni profesorowie Maria Janion ze swoją „Niesamowitą słowiańszczyzną”, jak i Jerzy Strzelczyk ze wznowionym właśnie encyklopedycznym przewodnikiem po „Mitach, podaniach i wierzeniach dawnych Słowian”.
W co wierzyli nasi przodkowie [Jerzy Strzelczyk „Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian” - recenzja]Co wiemy o własnej przeszłości? O swoim słowiańskim rodowodzie? Po analizie programów nauczania historii można dojść do wniosku, że… niewiele. Może jednak stan ten ulegnie zmianie. Przyczynić się do tego powinni profesorowie Maria Janion ze swoją „Niesamowitą słowiańszczyzną”, jak i Jerzy Strzelczyk ze wznowionym właśnie encyklopedycznym przewodnikiem po „Mitach, podaniach i wierzeniach dawnych Słowian”.
Jerzy Strzelczyk ‹Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian›Jerzy Strzelczyk, profesor historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, jest jednym z najwybitniejszych w Polsce specjalistów od przełomu epok – późnej starożytności i wczesnego średniowiecza. Jego monografie dotyczące Gotów, Iroszkotów oraz Wandalów 1) na stałe weszły już do kanonu polskiej mediewistyki. Jednak od kilkunastu lat profesor Strzelczyk zajmuje się przede wszystkim badaniem dziejów Słowiańszczyzny i Europy Środkowo-Wschodniej; nierzadko też odwołuje się do genezy państwa polskiego 2). W ubiegłym roku opublikował niezwykle interesujące opracowanie poświęcone „Zapomnianym narodom Europy” (w tym między innymi Wiślanom), natomiast w tym – ponownie oddał do rąk czytelników (w dziewięć lat po pierwodruku) poprawioną wersję „Mitów, podań i wierzeń dawnych Słowian”. W zamierzeniu samego autora słownik ów miał być „prawdziwą historią Nierzeczywistego”, nieco skrótową – jak to często bywa w przypadku wydawnictw o charakterze encyklopedycznym – prezentacją najdawniejszych dziejów Słowiańszczyzny (a więc nie tylko Polski), korzeniami swymi sięgającą aż do czasów starożytnych. O genezie państwa polskiego na lekcjach historii w szkole średniej mówi się niewiele; sprawę załatwić powinien w zasadzie jeden temat poświęcony rządom Mieszka I. Musi w nim starczyć miejsca i na czasy przedpiastowskie (a więc historię Polan, Wiślan, Ślężan i innych plemion, które później stworzyły podwaliny średniowiecznej Polski), i na chrzest władcy, i na zmagania z panami niemieckimi (z bitwą pod Cedynią jako główną osią konfliktu), i na po dziś dzień wzbudzający spore kontrowersje słynny dokument „Dagome iudex…”, na mocy którego Mieszko praktycznie wydziedziczył swego pierworodnego syna Bolesława. A gdzie tu wspomnieć o mitologii naszych przodków? Jak odnieść się do legendarnych początków państwa polskiego przedstawionych w najsłynniejszych średniowiecznych kronikach – Galla Anonima, Wincentego Kadłubka czy Jana Długosza? Te aspekty najwcześniejszych dziejów Polski poznają dopiero studenci historii. Nic więc dziwnego, że wiedza przeciętnego Polaka na temat kształtowania się naszej państwowości, jak i wierzeń tamtej epoki, jest, co tu dużo mówić, szczątkowa. Wprawdzie wszystkim nam obiły się o uszy podania o braciach Lechu, Czechu i Rusie, o królu Kraku i jego córce Wandzie, która nie chciała Niemca, o strasznym Popielu, którego „zjadły myszy” – nie znamy jednak kontekstów, w jakich owe mity się pojawiły i funkcjonowały. A te – w zdecydowanej większości wprowadzone do naszej historiografii przez mistrza Wincentego, potem zaś reprodukowane przez całe wieki (aż do czasów publikowanych w II połowie ubiegłego stulecia monumentalnych sześciotomowych „Początków Polski” Henryka Łowmiańskiego) – są właśnie najistotniejsze, najciekawsze, decydujące o tym, że historię pradziejów naszej ojczyzny czyta się jak najświetniejszą literaturę… fantasy. O tym, że „początki Polski” mogą stać się kanwą fascynującej opowieści z pogranicza fantastyki i thrillera politycznego, przekonał nas już Ignacy Kraszewski „Starą baśnią”. Szkoda jedynie, że niewielu znalazło się pisarzy, którzy podążyli jego śladem. Może jednak sytuacja ulegnie niebawem zmianie – coraz więcej bowiem ukazuje się książek naukowych, eksplorujących najdawniejsze dzieje państwa polskiego (mam tu na myśli nie tylko publikacje Strzelczyka i Janion, ale również chociażby ubiegłoroczną „Starożytną Polskę” Andrzeja Kokowskiego). A w ślad za naukowcami podążyć powinni również beletryści 3). Jeśli tak – „Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian” profesora Strzelczyka znacznie ułatwią im pracę. Zdecydowana większość haseł poświęcona została bóstwom i demonom, władcom i kronikarzom, jak też najważniejszym miejscom, które pojawiają się w słowiańskich mitach i podaniach. Otóż właśnie – słowiańskich, a nie tylko polskich. Opracowanie poznańskiego historyka zabiera nas więc w podróż po całej środkowo-wschodniej Europie – od Łaby po Ruś i od Bałtyku po Bałkany. W czasie tej niecodziennej wyprawy cofniemy się aż do czasów starożytnych, dowiadując się chociażby o tym, że nasi przodkowie wojowali (i to ze sporymi sukcesami) z Aleksandrem Macedońskim i że nie poddali się nawet najeźdźczym armiom Juliusza Cezara. A że te opowieści można między bajki włożyć – cóż z tego. Mitologie grecka, rzymska czy germańska też są zbiorem fantastycznych opowieści, ale czy to oznacza, że mniej fascynują? Książka Strzelczyka przywraca nam poniekąd wiarę w naszych przodków, przekonuje, że i my nie mamy się czego wstydzić. Że gdyby doszło do boskiego Armageddonu, słowiańscy bogowie, tacy jak Perun, Swarożyc czy Świętowit, wcale nie staliby na straconej pozycji. Przygotowując „Mity…”, autor musiał wykonać tytaniczną pracę. Polegała ona nie tylko na gruntownej analizie dostępnych źródeł historycznych (przede wszystkim średniowiecznych kronik), ale również monografii – nie tylko polskich – poświęconych tej epoce i tematyce. Strzelczyk przygląda się również dokładnie percepcjom i inklinacjom tych pojęć w czasach późniejszych; w dopisanym w ubiegłym roku wstępie odnosi się nawet do coraz popularniejszych kultów neopogańskich w Polsce 4). Nie rozpisuje się wprawdzie na ten temat, ale też nie leży to w kręgu jego zainteresowań (tym już powinien zająć się wnikliwy socjolog). Mam jednak ogromną nadzieję, że po książkę poznańskiego badacza sięgną nie tylko współcześni polscy neopoganie – jest to bowiem znakomita lektura dla wszystkich, których interesują się najwcześniejszymi, przedchrześcijańskimi dziejami Słowiańszczyzny. A jako że ma ona charakter encyklopedyczny, jest tym samym pozycją do wielokrotnego czytania. 1) Mam tu na myśli następujące pozycje: „Goci – rzeczywistość i legenda” (1984), „Iroszkoci w kulturze średniowiecznej Europy” (1987) oraz „Wandalowie i ich afrykańskie państwo” (1992) – wszystkie opublikowane zostały w renomowanej serii ceramowskiej Państwowego Instytutu Wydawniczego.
2) Efektem tych zainteresowań stały się przede wszystkim trzy biografie: „Mieszko Pierwszy” (1992), „Bolesław Chrobry” (1999) oraz „Otto III” (2000); na osobne wspomnienie zasługuje studium poświęcone spotkaniu – wówczas jeszcze księcia – Bolesława i cesarza Ottona w Gnieźnie, opublikowane w tysięczną rocznicę tego wydarzenia – „Zjazd gnieźnieński” (2000).
3) Jednym z bardzo nielicznych wyjątków jest obecnie Paweł Rochala, który nie dość, że publikuje książki popularyzujące historię (w ramach Bellonowskiej serii „Historycznych bitew” wydał: „Cedynię 972”, „Niemczę 1017” oraz „Las Teutoburski 9”), to na dodatek ma już na koncie dwie powieści z pogranicza historii i fantasy. Warto zajrzeć przede wszystkim do „Bogumiła Wiślanina” (2005), którego akcja rozgrywa się w czasach Mieszka I.
4) Przodują w tym zwłaszcza muzycy rockowi, związani z ruchami skrajnie nacjonalistycznymi i zarazem antychrześcijańskimi; swoją obecność na rynku zaznaczyły między innymi kapele: Graveland, Legion, Piorun, Gontyna Kry, Nokturnal Mortum i inne.
|