Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Zbigniew Wojtyś
‹Filatelista›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFilatelista
Data wydania8 maja 2007
Autor
Wydawca Zysk i S-ka
CyklAleksander Casey
ISBN978-83-7506-109-3
Format155×235mm
Cena29,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Poznań dla ubogich
[Zbigniew Wojtyś „Filatelista” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Podobno na napisanie „Filatelisty” Zbigniew Wojtyś poświęcił długich jedenaście miesięcy. Efektem jego pracy stało się opasłe tomisko, w którym autor próbował pożenić kilka popularnych gatunków literackich: horror z sensacją i fantasy z powieścią erotyczną. Wyszedł z tego miejscami raczej ciężkostrawny miszmasz – połączenie Dana Browna i Marka Krajewskiego, ale zdecydowanie dla… ubogich.

Sebastian Chosiński

Poznań dla ubogich
[Zbigniew Wojtyś „Filatelista” - recenzja]

Podobno na napisanie „Filatelisty” Zbigniew Wojtyś poświęcił długich jedenaście miesięcy. Efektem jego pracy stało się opasłe tomisko, w którym autor próbował pożenić kilka popularnych gatunków literackich: horror z sensacją i fantasy z powieścią erotyczną. Wyszedł z tego miejscami raczej ciężkostrawny miszmasz – połączenie Dana Browna i Marka Krajewskiego, ale zdecydowanie dla… ubogich.

Zbigniew Wojtyś
‹Filatelista›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFilatelista
Data wydania8 maja 2007
Autor
Wydawca Zysk i S-ka
CyklAleksander Casey
ISBN978-83-7506-109-3
Format155×235mm
Cena29,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Można w ostatnich miesiącach dostrzec w polskiej literaturze modę na kryminały w stylu retro. Za prekursora tego gatunku uznać należy Marka Krajewskiego z jego tetralogią o między- i wojennym Wrocławiu (a raczej Breslau) i inspektorze Eberhardzie Mocku. Gdy książki wrocławianina zdobyły ogromną popularność, w ślad za nim ruszyli kolejni pisarze: Konrad T. Lewandowski opublikował „Magnetyzera”, w którym eksploracji poddał Warszawę lat 20. ubiegłego stulecia, tworząc jednocześnie postać charyzmatycznego komisarza Jerzego Drwęckiego, natomiast Krzysztof Maćkowski wydał „Raport Badeni”, którego akcję umieścił w Krakowie u progu XX wieku, czyli jeszcze pod rządami cesarza Franciszka Józefa (co ciekawe, swego głównego bohatera nazwał… Gustawem Mahlerem). W ten sam nurt postanowił wpisać się mieszkający obecnie w Poznaniu, a pochodzący z Kalisza, Zbigniew Wojtyś. Poszedł on jednak krok dalej – nie przeniósł nas bezpośrednio w zamierzchłe czasy, a jedynie przerzucił w nie przy pomocy kilku retrospekcji, które przemycił pod postacią narkotycznych wizji głównych bohaterów. Główna oś fabuły sięga jednak czasów tuż po zakończeniu I wojny światowej, dotyczy bowiem narodzin nazizmu i powiązanego z nim okultyzmu. Jeśli więc uznamy, że Wojtyś inspirował się Krajewskim (co raczej nie podlega dyskusji), to należy od razu dodać, że takiż sam dług wdzięczności zaciągnął zarówno wobec Dana Browna, jak i kilku pomniejszych literackich gwiazdek na polu fantasy, specjalizujących się w wykorzystywaniu w swych powieściach starożytnych mitów (jak na przykład Michael A. Stackpole i jemu podobni).
Głównym bohaterem książki, której akcja toczy się – a przynajmniej rozpoczyna – we współczesnym Poznaniu (mamy grudzień 2005 roku), jest przeżywający poważne kłopoty z samym sobą pół-Polak, pół-Irlandczyk Aleksander Casey. Jest facetem w średnim wieku, który spokojnie mógłby w ślad za Krzysztofem Cugowskim zaśpiewać: „Znowu w życiu mi nie wyszło”. Nie wyszło mu nie tylko w życiu zawodowym (nie utrzymał się zbyt długo jako wykładowca akademicki), ale i osobistym (mimo kilku prób, nie udało mu się stworzyć stałego szczęśliwego związku). Czas spędza więc przede wszystkim na piciu piwa, a gdy akurat wytrzeźwieje, pędzi do pracy – do klaustrofobicznego sklepiku szumnie nazywanego salonem filatelistycznym, który mieści się tuż przy poznańskim Starym Rynku. Kolejny dzień pracy, wigilia Wigilii, przyniesie mu jednak niecodzienne wrażenia. Jego sklepik odwiedzi niejaki Ludwik Senfl – przybyły z Wuppertalu pół-Polak, pół-Niemiec, a prywatnie filatelista pragnący ubić jakiś interes z właścicielem salonu, czyli szefem Olka. Niestety, szef właśnie wyjechał na święta w góry, pan Senfl jest więc skazany na Caseya. Choć panowie się nie znają, Ludwik zaczyna ekspedientowi opowiadać historię swego życia, po czym pokazuje mu przywiezioną ze sobą kolekcję nazistowskich znaczków, które warte są fortunę. A że nosi je w teczce bez żadnych zabezpieczeń – cóż, ma przecież prawo być ekscentryczny, prawda?
Historia opowiadana przez Senfla jest tak długa i zajmująca, że nie udaje się jej dokończyć przed zamknięciem sklepu. Panowie umawiają się więc na dzień następny. Powstaje jednak problem, co zrobić ze znaczkami, jak je przechować przez noc? Olek wpada na pomysł, aby wykorzystać firmową skrytkę w banku; nie chce się jednak doń pchać, bo pracuje tam jego eksdziewczyna Julia, która mogłaby go potraktować bardzo nieuprzejmie. O pomoc prosi więc telefonicznie jej młodszą siostrę, Monikę. Ta oczywiście natychmiast się zgadza i robi wszystko, o co poprosi ją półkrwi Irlandczyk i nieudacznik. Jej pomoc sięgnie tak daleko, że kilka godzin później wskoczy mu do łóżka i niemal zmusi go do uprawiania z nią seksu analnego i kilku jeszcze innych perwersyjek. Nad ranem zaczną się jednak dziać w mieszkaniu Olka dziwne rzeczy i od tej pory nic już nie będzie takie jak dawniej. Niebawem też pojawi się na kartach „Filatelisty” jeszcze jedna nowa i ważna dla fabuły postać – będzie nią nieco tajemniczy Olaf Olbrich, biznesmen ze stolicy, który przybył do Poznania na Wigilię do swojej teściowej. Autor dość szybko zasugeruje, że Olbrich nie jest tym, za kogo się podaje. Co uważniejszy i przenikliwszy czytelnik natychmiast zresztą tę zagadkę rozwiąże, mimo że autor powieści oświeci nas dopiero ponad dwieście stron dalej. Nie ukrywam, że w tym momencie moja irytacja sięgnęła zenitu i niewiele brakowało, abym książkę wyrzucił przez okno.
„Filatelista” jest zaskakującą hybrydą. Zaczyna się jak horror, potem pisarz skręca w kierunku powieści sensacyjnej z wątkiem okultystycznym (typowym dla powieści grozy okresu międzywojennego), by następnie zaserwować nam płaskie do bólu i straszliwie banalne opisy perwersyjnego seksu, wreszcie w całej części drugiej częstuje nas mitologiczną fantasy. Niestety, danie to – choć na pozór wygląda apetycznie – okazuje się w efekcie wyjątkowo ciężkostrawne. Bohaterowie są tak wielowymiarowi, jak gieroje z „M jak miłość”. Na dodatek bez przerwy ględzą i co rusz powtarzają usłyszane wcześniej historie. To sprawia, że niektóre fakty poznajemy dwu-, a nawet trzykrotnie (najpierw Senfl opowiada je Olkowi, potem ten relacjonuje je Monice, by następnego dnia przedstawić jeszcze Olbrichowi). Cóż, traktowanie czytelnika jak debila nie wpływa może na podniesienie jakości książki, ale przynajmniej pozwala w sztuczny sposób powiększyć jej objętość. Tym sposobem „Filatelista” dociąga do prawie pięciuset stron. Spory kloc, który powinien wzbudzać szacunek. Niestety, wzbudza raczej rozdrażnienie i zdenerwowanie, bo sensu w nim nie ma praktycznie wcale…
Wspomniałem już wcześniej o literackich inspiracjach Wojtysia. W zasadzie wymienić powinienem jeszcze jedną, tym razem filmową – „Medium” Jacka Koprowicza. Ów jeden z najlepszych polskich horrorów, którego akcja rozgrywa się – uwaga! – w międzywojennym, już coraz mniej polskim, a coraz bardziej hitlerowskim Gdańsku. To stamtąd poznaniak zaczerpnął wątek odradzania się zła poprzez czerpanie sił witalnych od innych osób. Gdybyż go tylko potrafił sensownie spożytkować! Najgorsze jednak jest to, że pisarz zapowiada kontynuację „Filatelisty”. Ci sami mają być bohaterowie i to samo tło wydarzeń – Poznań. Poznań, który – zamiast grać jedną z głównych ról (jak Wrocław/Breslau u Krajewskiego, Warszawa u Lewandowskiego czy Kraków u Maćkowskiego) – zredukowany został przez Wojtysia do kilku ulic ciągnących się wokół Starego Rynku. Miasto praktycznie w powieści nie zaistniało, kompletnie nie czuć klimatu wielkopolskiej stolicy. Wystarczyłoby zmienić nazwę miasta, inaczej nazwać ulice i równie dobrze można by przenieść akcję do Pcimia Dolnego bądź Lądka-Zdroju. Przecież chyba wszędzie ludzie uprawiają perwersyjny seks…
„Filatelista” powstał na fali odrodzenia polskiego kryminału i zainteresowania okresem międzywojennym – zdecydowanie jednak świeci światłem odbitym. Literacko nie dorównuje bowiem swym pierwowzorom, a więc powieściom Krajewskiego i Lewandowskiego. Bohaterowie Wojtysia są drętwi i antypatyczni (może poza Moniką, która może wzbudzić umiarkowaną sympatię męskiej części czytelników). Nerwu w powieści nie ma za grosz, a obecny w niej okultyzm wzbudza raczej uśmiech politowania niż strach. Już znacznie lepiej z tym gatunkiem literackim poradził sobie dziadek Reymont w zapomnianym, ale godnym uwagi „Wampirze”. Wątek nazistowski może natomiast zainteresować co najwyżej miłośników twórczości Igora Witkowskiego, od którego zapewne Wojtyś „pożyczył” historię tajnych stowarzyszeń Thule i Vril. Tyle że sam Witkowski potrafił pisać o tym znacznie ciekawiej. Dla kogo zatem poznański autor napisał „Filatelistę”? Teoretycznie, z uwagi na swą wielogatunkowość – dla wszystkich, w praktyce zaś – dla najbardziej zatwardziałych zwolenników horroru i fantasy. Ale i oni nie powinni liczyć na „góry złota”.
koniec
3 lipca 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Perły ze skazą: Los bezprizornego człowieka
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Choć kilka książek Władimira Maksimowa ukazało się w Polsce (także Ludowej), nie jest on nad Wisłą postacią szczególnie znaną. Co zrozumiałe o tyle, że od początku lat 70. istniał na niego w ZSRR zapis cenzorski. Wczesna nowela „A człowiek żyje…”, w dużej mierze eksplorująca osobiste przeżycia pisarza, to jeden z najbardziej wstrząsających opisów losu człowieka „bezprizornego”.

więcej »

PRL w kryminale: Pecunia non olet
Sebastian Chosiński

17 V 2024

Za najohydniejsze dzieło w dorobku Romana Bratnego uznaje się opublikowany po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego „Rok w trumnie”. Siedem lat wcześniej autor „Kolumbów” wydał jednak inną książkę. W kontekście tego, czym inspirował się pisarz, być może nawet ohydniejszą. To „Na bezdomne psy”, w której, aby zdyskredytować postać okrutnie zamordowanego Jana Gerharda, Bratny posłużył się kostiumem „powieści milicyjnej”.

więcej »

O miłości, owszem, o detektywach – niekoniecznie
Wojciech Gołąbowski

16 V 2024

Parker Pyne, Hercules Poirot, Harley Quin i pan Satterthwaite… Postacie znane miłośnikom twórczości Agaty Christie wracają na stronach wydanych oryginalnie w Wielkiej Brytanii w 1991 roku zbiorze „Detektywi w służbie miłości” – choć pod innym tytułem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.