Wygląda na to, że Kingowie postanowili podbić świat swoimi książkami. Najpierw popularność zdobył „król horroru” Stephen King, potem w ślady ojca poszedł Joe Hill, niedawno zaś ukazała się książka najmłodszego syna, Owena. Obecnie na polskim rynku debiutuje (wespół z Michaelem McDowellem) żona Stephena, Tabitha King powieścią „W cieniu płonących świec”. Czy czeka nas inwazja?
Detektyw z piaskownicy
[Tabitha King, Michael McDowell „W cieniu płonących świec” - recenzja]
Wygląda na to, że Kingowie postanowili podbić świat swoimi książkami. Najpierw popularność zdobył „król horroru” Stephen King, potem w ślady ojca poszedł Joe Hill, niedawno zaś ukazała się książka najmłodszego syna, Owena. Obecnie na polskim rynku debiutuje (wespół z Michaelem McDowellem) żona Stephena, Tabitha King powieścią „W cieniu płonących świec”. Czy czeka nas inwazja?
Tabitha King, Michael McDowell
‹W cieniu płonących świec›
Z pięcioosobowej rodziny Kingów nie tworzy tylko (jeszcze?) córka, Naomi Rachel – pozostali członkowie są mniej lub bardziej znanymi pisarzami. Notabene Stephen King ma też trójkę wnuków – ciekawe, czy dzieciaki wdadzą się w dziadka? A może rodzina autora „Lśnienia” czy „Miasteczka Salem” postanowiła zmonopolizować amerykański rynek powieści grozy? Najnowsza powieść Tabithy King, żony Stephena, wydaje się potwierdzać tę tezę – jak głosi tzw. blurb to „połączenie realizmu magicznego i powieści z gatunku
southern gothic1)”.
Pierwotnie książka „W cieniu płonących świec” miała być autorstwa McDowella, jednak pisarz zmarł, pozostawiając po sobie rękopis i garść notatek. Za namową przyjaciół zmarłego Tabitha King postanowiła dokończyć powieść, a nawet zmienić ją według własnego pomysłu. I rzeczywiście, widać pewną niespójność fabuły – efekt podwójnego, nie do końca zgranego autorstwa.
Bohaterką książki jest siedmioletnia Calliope „Calley” Dankin, ukochana córeczka tatusia, bogatego sprzedawcy samochodów w Alabamie. Niestety, już na samym początku Joe Dankin zostaje brutalnie zamordowany – w Środę Popielcową 1958 roku. Calley z mamą i starszym bratem lądują u despotycznej babci, a potem przenoszą się do dziwnego hotelu położonego nad morzem, prowadzonego przez tajemniczą przyjaciółkę rodziny Dankinów.
Fabuła powieści przypomina trochę połączenie „Serii niefortunnych zdarzeń” Lemony’ego Snicketa z książkami Jonathana Carrolla (notabene to nazwisko nosi rodzina matki Calley). Jest więc samotne dziecko pozbawione kochającego rodzica, wydane na pastwę stukniętej babci, sadystycznego brata i pustogłowej matki – to pomysł à la Snicket
2). Z kolei Carrolla widać głównie w klimacie powieści – tajemniczych wydarzeniach, realizmie magicznym czy specyficznym poczuciu humoru. Przykład? Calley słyszy rzeczy, których słyszeć nie powinna – i nie chodzi tu jedynie o podsłuchiwanie dorosłych (z czym także świetnie sobie radzi). Chodzi o duchy. Dodajmy, duchy bardzo w stylu Carrolla – nietypowe, mówiące zagadkami i objawiające się w dziwne sposoby.
„W cieniu płonących świec” czyta się naprawdę dobrze – do pewnego momentu. Już po lekturze zastanawiałem się, czy to efekt podwójnego autorstwa książki (zakładając, że początek pisał McDowell a resztę King), czy to tylko wina spadku formy pisarki (zakładając, że King na podstawie notatek McDowella napisała własną powieść)? Bowiem początkowa historia rezolutnej dziewczynki otoczonej przez nieprzyjazny świat, która próbuje odnaleźć morderców swojego ojca, staje się nagle mdławą opowieścią o dorastaniu, trochę w stylu jakiejś gotyckiej wersji „Ani z Zielonego Wzgórza”. Wprawdzie w finale czytelnik otrzymuje wyjaśnienie zagadki zabójstwa Joego Dankina, jednak jest ono mocno naciągane i – prawdę mówiąc – mało prawdopodobne. W końcu nie dowiadujemy się, skąd naprawdę wziął się osobliwy talent Calley, dlaczego pani Verlow zgodziła się na opiekę nad dziewczynką ani do czego służył magiczny atlas z ptakami.
Pochwały natomiast należą się za styl, jaki ma książka McDowell i King. Dzięki nieśpiesznej, spokojnej narracji można poczuć klimat Południa – gęsty i mroczny nastrój, który słusznie porównywany jest z gatunkiem southern gothic. Bardzo dobrym pomysłem było pozwolenie samej Calley na prowadzenie opowieści – dzięki temu obserwowane przez nią wydarzenia nabierają zupełnie innego sensu, są interpretowane odmiennie aniżeli te widziane okiem dorosłego. Tak jest na przykład z odkryciem morderców Joego Dankina. Dziecko nie upiększa rzeczywistości, nie kłamie, a jego oceny często są do bólu szczere. Oczywiście Calley wielu rzeczy nie rozumie czy wręcz nie zauważa, toteż czytelnik musi domyślać się pewnych wydarzeń, dopowiadać sobie resztę fabuły.
„W cieniu płonących świec” to – jak się popularnie mówi – żaden szał. Przyjemna, sprawnie (chwilami nawet bardzo) napisana opowieść, która kończy się trochę byle jak i w gruncie rzeczy nie wyjaśnia postawionych na początku pytań. Mogło być gorzej, spodziewałem się, że będzie lepiej, a wyszło jak zawsze – średnio na jeża.
1) Southern gothic to podgatunek powieści gotyckiej stworzony w Ameryce. Skupia się przede wszystkim na mrocznej naturze ludzkiej ukrytej pod fasadą praworządności (np. bogactwo budowane na wyzysku niewolników w powieści „Absalomie, Absalomie…” Faulknera). Zob. też
http://en.wikipedia.org/wiki/Southern_Gothic.
2) Albo à la XIX-wieczna powieść obyczajowa w stylu „Dawida Copperfielda” czy „Przygód Olivera Twista” Dickensa.