Debiutancka powieść Agnieszki Pietrzyk to kliniczny wręcz przypadek grafomanii. W „Obejrzyj się Królu” szwankuje wszystko – począwszy od języka, poprzez narrację, bohaterów, a skończywszy na treści. Cóż innego pozostaje biednemu recenzentowi, jak sięgnąć po zahartowane ostrze ironii i ciąć?
Grafomania prześladowcza
[Agnieszka Pietrzyk „Obejrzyj się Królu” - recenzja]
Debiutancka powieść Agnieszki Pietrzyk to kliniczny wręcz przypadek grafomanii. W „Obejrzyj się Królu” szwankuje wszystko – począwszy od języka, poprzez narrację, bohaterów, a skończywszy na treści. Cóż innego pozostaje biednemu recenzentowi, jak sięgnąć po zahartowane ostrze ironii i ciąć?
Agnieszka Pietrzyk
‹Obejrzyj się Królu›
Agnieszka Pietrzyk, jak informuje wydawca, wyznaje zasadę: „Największym grzechem pisarza jest tworzenie literatury nudnej i nijakiej”. Jednak, jak wiemy, z zasadami często tak bywa, że się je wyznaje, ale niekoniecznie stosuje w życiu. Całkiem możliwe, że autorka, przystępując do pisania powieści, rzeczywiście chciała napisać coś, co nie byłoby „nudne i nijakie”, tyle że wyszło dokładnie odwrotnie. „Obejrzyj się Królu” to rzecz równie ciekawa jak reklama proszku do prania i wyrazista jak przemówienia Wiesława Gomułki. Innymi słowy, to wszystko, czego nie chciałbyś, czytelniku, znaleźć w książce.
Główny bohater, Mateusz Król, studiuje historię na czwartym roku, mieszka z utrzymującą go dziewczyną i rozpaczliwie pragnie stać się bogatym człowiekiem. Niestety, wszystkie jego próby spełzają na niczym – trzykrotnie nie dostaje się na studia prawnicze („trzeba mieć znajomości, aby zdobyć aplikaturę [sic!] adwokacką”), nie udaje mu się też rozkręcić interesu odzieżowego z kolegą. W ogóle Król jest jakimś kompletnym łamagą, bo zamiast poszukać pracy, tylko narzeka albo ewentualnie podkrada drobne swojej dziewczynie. Jednak nie tylko on – tak samo bezrobotni są jego rodzice czy mąż siostry. Co to za rzeczywistość, w której właściwie nikt nie może znaleźć zajęcia? Czyżby autorka pokusiła się o wykreowanie Polski, w której młodzi, studiujący ludzie są najbiedniejszą klasą społeczną? Nic z tych rzeczy, po prostu tak Pietrzyk pasowało, a logika – jak to w podobnych przypadkach bywa – trafiła na śmietnik.
Chroniczny brak zajęcia doprowadza głównego bohatera do obłędu. Bo trudno inaczej nazwać jego decyzję zbicia kokosów na podejrzanym talencie przypadkowo poznanej w księgarni dziewczyny. Niezwykłość Dominiki Kowalskiej, koleżanki Króla, polega na tym, że potrafi ona wzrokiem zjadać druk. Niesamowite, prawda? Nie wiadomo, po jakie licho to robi, nic z tego też nie wynika, ale główny bohater z miejsca stwierdza, że zostanie bogaczem. Świat tylko czeka na dziewczynę, która potrafi sprawić, że literki znikają z zadrukowanych stron. Głupota takiego pomysłu aż bije po oczach, ale (jak stwierdziliśmy) Królowi po prostu palma odbiła z nieróbstwa, więc nie ma się specjalnie czemu dziwić. Powieść Pietrzyk stanowi zapis kolejnych głupot bohatera, który ugania się za kobiecym molem książkowym, snuje idiotyczne pomysły i – w międzyczasie – próbuje napisać magisterkę.
Drugi wątek w „Obejrzyj się Królu”, czyli studia historyczne, to kolejna fabularna klapa autorki. Podobno Pietrzyk napisała doktorat, musiała więc choć trochę zetknąć się z życiem uniwersyteckim, czego niestety w powieści w ogóle nie widać. Oto Król dostaje od promotora temat: napisać pracę „o losach Żydów w naszym mieście podczas okupacji”. W tym celu bohater – nie, nie zagląda wcale do podręczników, nie szuka w monografiach czy pracach historycznych – udaje się do starego adwokata, który znał kiedyś Żydów. „Może on da panu namiary na jakiegoś Żyda, który u nas przeżył okupację”, stwierdza pomocny promotor. Pomyśleć tylko, co by było, gdyby Król wybrał sobie seminarium ze średniowiecza – kazaliby mu szukać jakiegoś starego (pewnie już bardzo) prawnika, który znał pierwszych Piastów!
Bzdura goni bzdurę, Król stara się (z miernym skutkiem) zbić fortunę na „cudownych” umiejętnościach koleżanki albo dowiedzieć się czegoś o Żydach, a czytelnika ogarnia coraz większa rozpacz. Najgorsza jest specyficzna logika tej książki – rzecz, którą notabene posiadają tylko wielkie powieści i… wielkie gnioty. Autorka z poświęceniem godnym lepszej sprawy brnie w kolejne absurdy, które wynikają z poprzednich, sili się na „zaskakujący” zwrot akcji i tajemnicze zakończenie. To pierwsze polega na tym, że czytelnik przeciera oczy ze zdziwienia, nie mogąc uwierzyć w tak durne i prostackie wytłumaczenie postępowania Króla, a tajemniczość zakończenia zbiega się do… jego braku. Pietrzyk zwyczajnie urywa fabułę i mydli oczy tak zwaną niepoczytalnością bohatera. Za takie zakończenie książki, która w dodatku określana jest jako thriller, powinny być wlepiane jakieś grzywny albo przynajmniej oficjalne upomnienia.
Wszystkim koneserom serdecznie polecam „Obejrzyj się Królu”. Tylko oni są w stanie docenić zdania w stylu: „Seks z Anną dobrze mi zrobił”, tudzież fabułę porywającą kompletnym brakiem logiki czy znajomości współczesnego świata. Z drugiej jednak strony rodzi się wielce kuszący pomysł: a może by tak odnaleźć tę całą Dominikę Kowalską, dziewczynę pożerającą wzrokiem książki? I dać jej zadanie dogłębnego przeczytania powieści Pietrzyk. Co do linijki.