Czy możliwa jest przyjaźń z Rosją? [Michael Stuermer „Putin i odrodzenie Rosji” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Nieprzenikniona twarz Władimira Putina i kryjące się za nią myśli sprawiają sporo kłopotów politologom i historykom, którzy próbują dokonać ich interpretacji. Jednym z tych, którzy podjęli się tego zadania, jest Niemiec Michael Stuermer. Efektem jego badań stała się praca zatytułowana „Putin i odrodzenie Rosji”. Ciekawym doświadczeniem jest konfrontacja zawartych w niej teorii z praktyką, czyli obrazem premiera Rosji, jaki poznaliśmy całkiem niedawno, przy okazji tragedii w Smoleńsku.
Czy możliwa jest przyjaźń z Rosją? [Michael Stuermer „Putin i odrodzenie Rosji” - recenzja]Nieprzenikniona twarz Władimira Putina i kryjące się za nią myśli sprawiają sporo kłopotów politologom i historykom, którzy próbują dokonać ich interpretacji. Jednym z tych, którzy podjęli się tego zadania, jest Niemiec Michael Stuermer. Efektem jego badań stała się praca zatytułowana „Putin i odrodzenie Rosji”. Ciekawym doświadczeniem jest konfrontacja zawartych w niej teorii z praktyką, czyli obrazem premiera Rosji, jaki poznaliśmy całkiem niedawno, przy okazji tragedii w Smoleńsku.
Michael Stuermer ‹Putin i odrodzenie Rosji›Niespełna pięćdziesięcioośmioletni (kolejne urodziny obchodzić będzie w październiku) Władimir Władimirowicz Putin to – obojętnie z jakich pozycji go oceniać – jeden z najwybitniejszych i najbardziej nieprzeniknionych polityków początku XXI wieku. Człowiek, który nie tylko z racji swojej przeszłości i służby w KGB, ale również z powodu wielu działań podejmowanych w czasach, gdy pełnił najpierw funkcję prezydenta, a obecnie premiera Federacji Rosyjskiej, budzi skrajne emocje. Tym większe, że stoi na czele mocarstwa, aspirującego do tego, by zyskać – na równi ze Stanami Zjednoczonymi – status światowego supermocarstwa, którym Związek Radziecki szczycił się przecież przez niemal pół wieku po zakończeniu drugiej wojny światowej. Po upadku komunizmu kraj popadł jednak w rozsypkę, a z dawnej potęgi pozostały jedynie coraz bardziej mgliste wspomnienia. Putin, niejednokrotnie podkreślający, że upadek Kraju Rad był jednym z największych nieszczęść ubiegłego stulecia, postawił sobie za cel przede wszystkim odbudowę potęgi gospodarczej, a w ślad za tym i politycznej Rosji. Co słusznie wzbudzało – i wciąż jeszcze wzbudza – zaniepokojenie narodów Europy Środkowo-Wschodniej i Kaukazu, które niegdyś znajdowały się w granicach państwa radzieckiego (jak Gruzja czy Czeczenia) bądź w jego strefie wpływów (jak Polska, kraje nadbałtyckie i wiele innych). Nic więc dziwnego nie ma w tym, że aktywność Władimira Władimirowicza przyciąga uwagę politologów na całym świecie i co jakiś czas – na Zachodzie nad wyraz systematycznie, w Polsce zaskakująco rzadko – pojawiają się kolejne jego biografie i poświęcone mu naukowe analizy. Szczęśliwie nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego ukazała się właśnie książka niemieckiego historyka Michaela Stuermera „Putin i odrodzenie Rosji”, która – znakomicie uzupełniając się z „ Nową zimną wojną” (2008) Edwarda Lucasa – pozwala zrozumieć wiele zawiłości polityki prowadzonej przez Federację Rosyjską za rządów byłego kagiebisty rodem z Leningradu. Stuermer urodził się w heskim Kassel rok przed agresją Adolfa Hitlera na Polskę. Studiował historię, filozofię i języki obce na uniwersytetach w Marbugu i Berlinie Zachodnim oraz London School of Economics and Political Science. Przez trzy dekady, od 1973 do 2003 roku, jako wykładowca związany był z Friedrich-Alexander-Universität, mającym swoją siedzibę w dwóch bawarskich miastach Erlangen i Norymberdze. W tym czasie imał się też jednak innych zajęć. Między innymi współpracował z uniwersytetami na Sorbonie (Francja) i Harvarda (USA); zaangażował się także w działalność Instytutu Badań Zaawansowanych (Institute for Advanced Study) w Princeton w Stanach Zjednoczonych. Nie obawiał się również wkroczyć do świata wielkiej polityki. W 1974 roku, kiedy Republiką Federalną Niemiec wstrząsnęła afera szpiegowska, w którą zamieszany był agent Stasi Günter Guillaume, osobisty sekretarz kanclerza Willego Brandta, Stuermer przyłączył się do ataków na rządzącą Socjaldemokratyczną Partię Niemiec (SPD). Plon swego zaangażowania politycznego zebrał jednak dopiero osiem lat później, kiedy władzę w RFN przejęła Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU), a nowym przywódcą państwa został Helmut Kohl. Historyk znalazł się u jego boku jako autor kanclerskich przemówień. Przed siedmioma laty zrezygnował z kariery uniwersyteckiej, zostając – na pełen etat – komentatorem politycznym „Die Welt”. W roli badacza historii najwięcej czasu poświęcał dziejom II Rzeszy; opublikował na ten temat między innymi następujące prace: „Bismarck i polityka prusko-niemiecka” (1970), „Niespokojna Rzesza: Niemcy 1866-1918” (1983) oraz w Nowym Jorku, napisane oryginalnie po angielsku, „Cesarstwo Niemieckie 1870-1918” (2004). Na początku wieku Stuermer znalazł sobie nowy obiekt zainteresowania – Rosję i Władimira Putina. Został jednym z członków założycieli Międzynarodowego Klubu Dyskusyjnego Valdai, który jako główny obiekt badań i peregrynacji obrał sobie dawne imperium Romanowów. Efektem kilkuletnich badań Niemca stała się, ponownie napisana w języku Szekspira, choć tym razem wydana w Londynie przed dwoma laty, pozycja „Putin i odrodzenie Rosji”. W polskim wydaniu pominięto niestety wieloznaczny podtytuł „The Country That Came in from the Cold” – o tyle ciekawy, że nawiązujący do klasycznej powieści szpiegowskiej brytyjskiego pisarza Johna le Carrégo „Ze śmiertelnego zimna” („The Spy Who Came in from the Cold”). Punktem wyjścia do rozważań niemieckiego historyka i filozofa jest zdanie wypowiedziane przez brytyjskiego premiera Winstona Churchilla w 1940 roku (a więc w czasie, kiedy Stalina łączył sojusz militarno-polityczno-gospodarczy z Hitlerem): „Jedynym kluczem do zrozumienia Rosji jest jej narodowy interes”. Idąc tym tropem, autor dokonuje gruntownej analizy sytuacji państwa rosyjskiego w ostatnich dwóch dekadach, choć skupia się przede wszystkim na epoce i postaci Władimira Putina. Stara się, co nieco zaskakujące, nie demonizować przynależności eksprezydenta i obecnego premiera do KGB, a na pytanie: „Czy był on komunistą?”, stwierdza: „Odpowiedź brzmi: tak, do pewnego stopnia, ale poza wszystkim innym wychowano go na rosyjskiego patriotę, nacjonalistę, który bez wahania odciął się od komunizmu, gdy zrozumiał, że komunistyczna władza zniszczyła jego ukochaną ojczyznę”. Charakteryzując tego polityka, wskazuje na jego dominujące cechy osobowości, którymi są „(…) perfekcjonizm oraz nienawiść do bałaganu i niezdyscyplinowania”, co zapewne wyniósł z lat spędzonych w tajnych organach Związku Radzieckiego. Stuermer przedstawia pokrótce niełatwą i zaskakującą drogę życiową Władimira Władimirowicza – od ucznia jednej z leningradzkich szkół średnich (o profilu chemicznym), poprzez studia prawnicze, szkolenie wojskowe, służbę w KGB (do którego po raz pierwszy zgłosił się sam, mając zaledwie siedemnaście lat), lata spędzone w Dreźnie i współpracę ze wschodnioniemiecką Stasi, powrót do ojczyzny i ważne funkcje pełnione w administracji mera Petersburga Anatolija Sobczaka (którego zresztą poznał podczas studiów na Uniwersytecie Leningradzkim), następnie przenosiny w 1996 roku do Moskwy pod skrzydła ówczesnego prezydenta Borysa Jelcyna, zakończone mianowaniem Putina na szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa, wreszcie – premierostwo (od sierpnia 1999 do maja 2000) i prezydentura (do maja 2008 roku). Kiedy 31 grudnia 1999 roku Jelcyn zrezygnował z pełnienia najwyższego urzędu w państwie, a na swojego następcę namaścił właśnie Władimira Władimirowicza, cały świat zadawał sobie jedno pytanie: Kim jest ten człowiek o nieprzeniknionym wyrazie twarzy, który w ostatnich miesiącach zrobił tak niebywałą karierę? A w ślad za tym szły kolejne: Czego można się po nim spodziewać? Czy fakt, że w przeszłości służył w KGB, a później szefował jego córce – FSB, będzie oznaczać, że władza w Rosji przejdzie stopniowo w ręce tak zwanych „siłowików”? Przeprowadzając szczegółową analizę krótkich jeszcze dziejów dawnego imperium sowieckiego (czyli po 1991 roku), Stuermer stara się w przystępny sposób rozważyć wszystkie te kwestie. Kluczem do „rozmontowania” tajemnicy współczesnej Rosji jest, zdaniem autora książki, dogłębne zrozumienie trzech procesów, które dynamicznie zachodzą w rządzonym przez Putina kraju: rozwój gospodarczy na niespotykaną wcześniej skalę, klęska demograficzna oraz związana z nią ekspansja muzułmanów i islamu na południowych obrzeżach państwa (głównie na Kaukazie). Władimir Władimirowicz, nawiązując do siedemnastowiecznej doktryny ekonomicznej Jana Baptysty Colberta, który uważał, że „siła króla zależy od jego bogactwa”, doszedł do wniosku, że pierwszym krokiem na drodze do odbudowy (super)mocarstwowej pozycji Rosji powinna być centralizacja najważniejszych – to jest przynoszących państwu największe dochody – gałęzi gospodarki, czyli wydobycia ropy naftowej i gazu. Temu służyło stworzenie, nie zawsze w pełni demokratycznymi metodami, imperium Gazpromu (dawnego radzieckiego Ministerstwa Przemysłu Gazowego) oraz – poprzez zastosowanie receptury „odkurzacza” – przejęcie Jukosu przez spółki powiązane z Kremlem. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Dzisiaj rezerwy walutowe Rosji wynoszą ponoć 500 miliardów dolarów; dla porównania – w roku objęcia przez Putina prezydentury była to kwota zaledwie… 8,5 miliardów. Znacznie gorzej kraj radzi sobie jednak z problemem demograficznym, choć i tak – jak twierdzi Stuermer – „(…) upadek imperium uwolnił Rosję od poważnego problemu, na dłuższą metę nierozwiązywalnego, jakim jest eksplozja demograficzna wśród muzułmanów i chronicznie niska dzietność Rosjan”. Nie zmienia to faktu, że liczba ludności w tym gigantycznym terytorialnie kraju każdego roku maleje o 800-900 tysięcy, co może doprowadzić do tego, że w połowie stulecia liczyć będzie – zamiast obecnych około 140 – zaledwie 113 milionów (choć najczarniejsze prognozy mówią nawet o spadku do 96). Co ciekawe, problem ten nie dotyczy tej części społeczeństwa, która wyznaje islam; w tej chwili Rosję zamieszkuje mniej więcej 20 milionów muzułmanów. A byłoby ich znacznie więcej, gdyby w latach 90. XX wieku nie uniezależniły się takie państwa, jak Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Tadżykistan, Kirgistan, Armenia i Azerbejdżan. Stuermer prorokuje, że brak ludzi, który już powoli daje się władzom we znaki (zwłaszcza na wschód od Uralu), może w następnych dekadach doprowadzić do spowolnienia rozwoju gospodarczego Rosji. Każda tego typu pozycja musi kończyć się diagnozą obecnej sytuacji. Autor nie ukrywa, że dzisiaj Rosja jest gigantem gospodarczym, ale „jednowymiarowym”, ponieważ bazuje wyłącznie na wysokich cenach ropy i gazu. A przeszłość – zwłaszcza kryzysy, jakie nastąpiły w 1982 (i później) oraz w 1999 roku – uczy, że opieranie się tylko na tym może zakończyć się wielkim krachem. Nie chcąc zaś do niego dopuścić, Putin i jego następcy powinni otworzyć szeroko swój rynek dla inwestycji zagranicznych, jednocześnie wprowadzając ustawodawstwo, które zabezpieczy własność prywatną (aby nigdy już nie powtórzył się kazus Jukosu). Tyle że niełatwo będzie to zrobić, zachowując dotychczasową formę rządów „suwerennej demokracji”, która nie jest niczym innym, jak swoistą mieszanką liberalizmu oraz autorytaryzmu. Niemiecki historyk podsumowuje to następująco: „Jeżeli demokracja ma przynieść Rosji słabość, podziały i konflikty – jedynym wyborem pozostaje autokracja. Putin nazwałby to oświeconą władzą absolutną sprawowaną przez elitę tajnych służb”. Ale co by to oznaczało dla sąsiadów tego giganta?… Książka Stuermera nie jest może przyjemną lekturą, ale na pewno – podobnie zresztą jak wspomniana już we wstępie praca Edwarda Lucasa oraz „Armagedon był o krok” (2003) Stephena Kotkina – otwiera oczy na wiele aspektów rosyjskiej polityki, pozwala zrozumieć jej zawiłości, a niekiedy po prostu zwykłe uprzedzenia, którymi kierowali się i będą kierować w przyszłości, także wobec naszego kraju, przywódcy (premierzy i prezydenci) Rosji. Niemiec nie ukrywa, że dla Kremla liczą się jedynie sojusze, a nie sojusznicy, czego efektem jest niespójność jego polityki zagranicznej i fakt, że nie posiada on politycznych przyjaciół (bo za takowych na pewno nie można uznać ani Chin, ani Kazachstanu, ani tym bardziej Iranu, bo o Kubie czy Wenezueli nie warto nawet w tym kontekście wspominać). Czy warto zatem starać się o przyjaźń z Rosją i czy takowa w ogóle jest możliwa? Po lekturze „Putina i odrodzenia Rosji” na pewno będziemy bliżsi odpowiedzi na to pytanie. ![koniec](/img/i_koniec.gif)
|
"Niemiec nie ukrywa, że dla Kremla liczą się jedynie sojusze, a nie sojusznicy, czego efektem jest niespójność jego polityki zagranicznej i fakt, że nie posiada on politycznych przyjaciół (bo za takowych na pewno nie można uznać ani Chin, ani Kazachstanu, ani tym bardziej Iranu, bo o Kubie czy Wenezueli nie warto nawet w tym kontekście wspominać)."
Chyba autor książki ma problem zbyt szerokiego spojrzenia. A wystarczy zerknąć pod nogi...Polityczni przyjaciele Kremla to przede wszystkim Francja i Niemcy. Poza tym zdaje się, że część książki jest już nieaktualna. Kwiecień 2010 był najbardziej obfitującym w sukcesy międzynarodowe miesiącem Rosji putinowskiej.