Po trzech płytach nagranych w ojczystej Hiszpanii i z rodakami w składzie flecista Fernando Brox postanowił wybrać się do Bazylei, aby skompletować zupełnie nowy zespół. A że to szwajcarskie miasto jest jednym z głównych w Europie ośrodków przyciągających jazzmanów z całego świata, powstała międzynarodowa grupa, której album – „From Within” – mieni się najróżniejszymi barwami.
Trzech solistów w łódce, nie licząc sekcji rytmicznej
[Fernando Brox Quintet „From Within” - recenzja]
Po trzech płytach nagranych w ojczystej Hiszpanii i z rodakami w składzie flecista Fernando Brox postanowił wybrać się do Bazylei, aby skompletować zupełnie nowy zespół. A że to szwajcarskie miasto jest jednym z głównych w Europie ośrodków przyciągających jazzmanów z całego świata, powstała międzynarodowa grupa, której album – „From Within” – mieni się najróżniejszymi barwami.
Fernando Brox Quintet
‹From Within›
Utwory | |
CD1 | |
1) Kuku | 08:40 |
2) The Bagpiper | 04:48 |
3) Kalahari | 09:23 |
4) Blue Clouds | 05:24 |
5) Fellowship | 05:02 |
6) Satanic Affair | 05:35 |
7) Si no fueras sólo un sueño | 07:08 |
8) Rumba Pa’ Ti | 05:18 |
Nieczęsto zdarza się, aby instrumentem dominującym w zespole grającym jazz improwizowany był flet. Owszem, fortepian czy saksofon – to norma, ale flet?! Wprawdzie na płycie, o której dzisiaj będzie mowa, pojawiają się również improwizujący pianista i gitarzysta, ale jednak liderem jest muzyk grający na dęciaku. Jest nim trzydziestosześcioletni Hiszpan – rodem z Malagi – Fernando Brox. Początkowo mogło się wydawać, że poświęci się graniu muzyki klasycznej. Na to wskazywałby fakt, że najpierw ukończył konserwatorium w swoim rodzinnym mieście, a następnie wybrał się na kolejne studia londyńskim Royal College of Music. Ostatecznie jednak jego wybór padł na jazz. W rodzinnej Hiszpanii, do której powrócił po czasie spędzonym na Wyspach Brytyjskich, stanął na czele własnego Kwartetu i to z nim zadebiutował w 2017 roku albumem „Secreto”.
Trzy lata później poszerzył skład zespołu do sekstetu i nagrał kolejny krążek „Factor Humano”; z kolei w 2021 roku – ponownie w zestawieniu czteroosobowym – dorzucił do swojej dyskografii longplay „Broxila”. Na wszystkich trzech wydawnictwach współpracował z muzykami hiszpańskimi. Nie był jednak, jak można się domyślać, nazbyt zadowolony z dotychczasowego przebiegu swojej drogi twórczej, dlatego nie tak dawno zdecydował się na następny ważny zwrot w karierze i przeniósł się do Bazylei. Tam zaczął wszystko od zera, tworząc zupełnie nową formację – Kwintet, w którego składzie znaleźli się muzycy z różnych zakątków Europy (i nie tylko). Co, jak można sądzić, miało wpłynąć na różnorodność inspiracji i bogactwo brzmień.
Kogo Brox zaprosił do współpracy? Szwajcarskiego pianistę Iannisa Obiolsa, który dał się poznać zarówno z działalności własnego Tria (album „Para mis Friends” z 2023 roku), jak i zespołu 8 Octopi, którego sekcję rytmiczną tworzą z kolei dwaj inni instrumentaliści zatrudnieni przez Fernanda. To izraelski, chociaż obecnie rezydujący w Szwajcarii, kontrabasista Nadav Erlich oraz bardzo doświadczony hiszpański perkusista Iago Fernández. Ten ostatni miał okazję występować wcześniej między innymi u boku trębaczy Avishaia Cohena i Brunona Calvo, saksofonisty Pabla Castaña oraz pianisty Xana Camposa. Udzielał się również w grupie Azul De Buen, w której natknął się na francuskiego gitarzystę Wilfreda Wilde’a. I tak – idąc po nitce do kłębka – udało się Broxowi skompletować skład, który na początku listopada ubiegłego roku zameldował się na dwudniową sesję w studiu w bazylejskim Jazzcampus (szerzej wspominałem o tym miejscu przy okazji omawiania albumu argentyńskiej wokalistki
Luciany Morelli).
Kompozytorem wszystkich utworów jest Fernando Brox. Trzeba jednak przyznać, że jako autor materiału okazał się być wyjątkowo demokratycznym liderem, w tym sensie, że zadbał również o to, aby mogli wykazać się pozostali soliści, czyli Obiols i Wilde. Zresztą branie sobie jako współpracowników tak doświadczonych instrumentalistów, a następnie skazywanie ich na pełnienie roli muzycznego tła, byłoby zwyczajnie nierozsądnym marnotrawstwem. Dlatego też fortepian i gitara okazują się na wydanym przez barcelońską wytwórnię Fresh Sound Records krążku „From Within” tak samo ważne, jak flet. Brox upodobał sobie zwłaszcza dialogi i dwugłosy z Wildem; na ich tle Obiols staje się bytem osobnym, ale na pewno nie zaniedbywanym.
Płytę otwiera niemal dziewięciominutowy utwór o wdzięcznym tytule „Kuku”. I w zasadzie to już on definiuje cały album, prezentując najważniejsze elementy składowe Kwintetu. Choć stonowany, aż kipi od emocji za sprawą improwizacji, które sprawiają zresztą, że z biegiem czasu gra muzyków nabiera intensywności. Z jednej strony mamy tu nastrojowy fortepian, z drugiej – blisko ze sobą współpracujące flet i gitarę. Fernando i Wilfred traktują się na trzy sposoby: albo przemawiają unisono jednym „głosem”, albo obok siebie snują oparte na tym samym wątku opowieści, ewentualnie przekomarzają się ze sobą (to trzecie najrzadziej). Po przesileniu na ostatnie minuty na pierwszym planie pozostaje fortepian, do pomocy któremu z energią wyrywa się kontrabasista z Izraela (a pozostający w tle Brox i Wilde starają mu się w tym nie przeszkadzać).
![](/obrazki/ilustracje//516682_A300FB_02.jpg)
O ile „Kuku” przez większość czasu jednak tonowało emocje, o tyle drugi w kolejności „The Bagpiper” – przynajmniej fragmentami – je podsyca. Nie są to jednak oczywiście emocje negatywne. Jeśli wybija się flet, to staje się figlarny; jeżeli gitara, to po to, aby lekko stonować i tym samym stworzyć miejsce dla fortepianu. Dopiero w dynamicznej końcówce cały zespół podkręca tempo. Podróż na południe Afryki, jaką muzycy fundują słuchaczom w „Kalahari”, bliska jest jazzowi ilustracyjnemu (słyszalne jest to przede wszystkim w partiach fletu, także tych zagranych w duecie z gitarą). Generalnie jednak jest nastrojowo, a momentami wręcz awangardowo i minimalistycznie, co – jak można sądzić – miało oddać warunki panujące na tej mocno pustynnej sawannie. Po takiej wyprawie miłą odmianą okazuje się pełen wigoru i radości „Blue Clouds”, w którym ponownie zostajemy uraczeni dwugłosem fletu i gitary oraz energiczną improwizacją pianisty (napędzanego przez sekcję rytmiczną, a zwłaszcza mającego skłonności do wybijania się na plan pierwszy Nadava Erlicha).
W optymistycznym „Fellowship” praktycznie od początku do końca instrumentem wiodącym jest flet, który w części pierwszej na chwilę ustępuje jednak miejsca fortepianowi, a w drugiej pozwala na zabranie głosu gitarzyście. Obaj soliści odwdzięczają się Broxowi subtelnymi jazzowymi opowieściami. Czego można by się natomiast spodziewać po „Satanic Affair”? Otóż jest to nie tylko najbardziej rozimprowizowany utwór na płycie (starają się o to i Fernando, i Iannis, i Wilfred), ale jednocześnie najbardziej zadziorny (tu swoje „trzy grosze” dorzucają Nadav i Iago). A to oznacza, że rozbrzmiewający po nim „Si no fueras sólo un sueño” powinien stonować nastrój. I tak się dzieje w rzeczywistości. Głównie dzięki powłóczystej partii fletu, do którego w różnych momentach dołączają czy to gitara, czy też fortepian. Dzieje się w ciągu tych siedmiu minut może niewiele, ale w tym przypadku najważniejszy jest klimat.
Na finał lider Kwintetu wybrał kompozycję, której nadał tytuł „Rumba Pa’ Ti”. Jednoznacznie kojarzy się on z legendarną instrumentalną kompozycją Carlosa Santany „Samba pa ti” z albumu „Abraxas” (1970) i w pierwszej chwili można by pomyśleć, biorąc pod uwagę, że na nagranych w Hiszpanii płytach Brox nie stronił od inspiracji latin jazzem, że z czymś podobnym mamy i tutaj do czynienia. Jeżeli tak, to te inspiracje są jednak nieco ukryte. Po raz kolejny bowiem mamy do czynienia głównie z następującymi po sobie naprzemiennie jazzowymi improwizacjami fletu, gitary i fortepianu. Nawet po wyciszeniu emocji, kiedy na placu boju przez chwilę pozostaje jedynie Erlich (nie trwa to długo, ponieważ szybko dołączają do niego Obiols i Wilde), Kwintet pozostaje przy klasycznie europejskim jazzie. Ostatnie słowo należy natomiast do Fernanda Broxa, który żegna się ze słuchaczami intensywnie i z rozmachem.
W porównaniu z nagranymi w Hiszpanii albumami Kwartetu i Sekstetu flecisty z Malagi zawartość „From Within” prezentuje się bardziej różnorodnie. Obfituje w momenty mogące wywołać ekscytację, to znów zadumę. Bogactwo aranżacyjne przekłada się z kolei na większą emocjonalność wypowiedzi, a skłonność do improwizacji – podbija dynamikę i przydaje rozmachu. Kompozycje tym samym stają się mniej homogeniczne i zwyczajnie ciekawsze.
![koniec](/img/i_koniec.gif)
Skład:
Fernando Brox – flet, muzyka
Iannis Obiols – fortepian
Wilfred Wilde – gitara elektryczna
Nadav Erlich – kontrabas
Iago Fernández – perkusja