Pójdę na bolesną szczerośćAnna Brzezińska, Andrzej Sapkowski
Anna Brzezińska, Andrzej SapkowskiPójdę na bolesną szczerość
Wyszukaj / Kup ANNA BRZEZIŃSKA: Z jednej strony mamy coraz mniej interesujących powieści historycznych, z drugiej rosnące zainteresowanie średniowieczem i dość interesujący fenomen społecznego funkcjonowania pewnych elementów wiedzy historycznej. Wiedzy, dodajmy, przetworzonej i zniekształconej na potrzeby rozmaitych mniej i bardziej poważnych ruchów. W „Świecie króla Artura” wspominasz na przykład o Wicca, ruchu czcicieli Wielkiej Bogini. Wikkanie odwołują się do hipotezy Margaret Murray, która twierdziła, że czarownice prześladowane w zaraniu epoki nowożytnej były w istocie czcicielkami pogańskich kultów Bogini. Fenomen ciekawy, bo hipoteza Murray od ładnych paru dekad kurzy się w lamusie historiografii i nie jest traktowana nazbyt poważnie, natomiast ruch Wicca ma się świetnie. Podobnie jest z „Society for Creative Anachronism” (gdzie wśród rycerek z perwersyjną uciechą odnalazłam damę zwaną Judwiga Czarna Pika ze Smokza Jamy), bractwami rycerskimi, czy zlotami wikingów. Co sądzisz o podobnych zjawiskach? ANDRZEJ SAPKOWSKI: Trochę jakby potwierdzałoby to moje poprzednie słowa. Ludzie chcą się bawić. Choć może Wikkanki i śmiertelnie poważni rycerze z SCA czy naszych bractw obruszą się za słowo „zabawa”, głęboko ludyczny charakter tych imprez jest nie do przeoczenia. Historyczny sztafaż - miecz, zbroja, strój, turniej - powodują pozytywne emocje, zaciekawiają, przyciągają. Powieść historyczna o tym, że „Zawisza Czarny słowa zawsze dotrzymywał i patriotą był, i za to kochają go polscy harcerze” - przynudza i zniechęca. ANNA BRZEZIŃSKA: Wróćmy do literatury. Czy dawni mistrzowie prozy historycznej - Dumas, Sienkiewicz, Bunsch et consortes - mieli wpływ na kształtowanie Twoje wrażliwości literackiej - pierwotnie jako czytelnika, potem pisarza? (i jeśli zgodzisz się to zdradzić: ile miałeś lat, kiedy pierwszy raz sięgnąłeś po powieść historyczną, i co to był za tytuł/tytuły?) ANDRZEJ SAPKOWSKI: Większość książek - jak już wcześniej mówiłem - przeczytałem między dziesiątym a czternastym rokiem życia, w tym „Dzikowy skarb” Bunscha, „Krzyżowców” Kossak-Szczuckiej i całego Dumasa, od „Trzech muszkieterów” po „Królową Margot"; były wówczas bardzo piękne wydania. Sienkiewicza czytywano mi na głos jako pacholęciu, które jeszcze czytać nie umiało. Kto był pierwszy czytany samodzielnie? Nie pamiętam. Stawiam jednak na Sienkiewicza właśnie. Chociaż wykluczyć nie mogę jakiegoś zeszytowego „Kapitana Łamigłowy”. Rzecz zresztą też historyczna: wojna burska. O której, nota bene, więcej dowiedziałem się z lektury „Kapitana Łamigłowy”, niż z lekcji historii w mojej podstawówce.
Wyszukaj / Kup ANNA BRZEZIŃSKA: W latach siedemdziesiątych Teodor Parnicki obwieścił koniec tradycji sienkiewiczowskiej. Tymczasem w ostatnich latach mamy wręcz eksplozję zainteresowania sarmatyzmem, choć może istotnie pojmowanym bardziej jako atrakcyjna scenografia, niż aktualny model społeczny. Jak w kontekście tych bardzo różnych zjawisk - premiery „Ogniem i mieczem”, a zarazem kryzysu polskiej powieści historycznej - postrzegasz tradycję sienkiewiczowską? ANDRZEJ SAPKOWSKI: Jako zjawisko kulturowe i kulturotwórcze. Nie może mieć się wszak za człowieka kulturalnego ktoś, kto Sienkiewicza nie czytał, pozbawiona cytatów, metafor i manier „Trylogii” mowa polska staje się kulawą i nieładną. Można oczywiście - a nawet należy - zauważać grzechy i słabości tej prozy, ale jej pozycja w kulturze polskiej nie jest zagrożona. ANNA BRZEZIŃSKA: Przy tejże samej okazji Teodor Parnicki stwierdził, że sam pisze nie tyle gwoli pokrzepienia serc, ile dla pokrzepienia umysłów. W przeciwieństwie do anglosaskich kolegów, polscy pisarze zazwyczaj reagują gwałtownie na posądzenia o dydaktyzm, niemniej zaryzykuję pytanie: czy sądzisz, że nadal należy i można pisać literaturę krzepiącą? ANDRZEJ SAPKOWSKI: Nie lubię dydaktyzmu, zwłaszcza nachalnego, a zwykle bywa nachalny. A gdy słyszę, że coś krzepi, to nie mogę zaraz nie zacytować Wańkowiczowskiej facecji o cukrze. Pasuje wszak jak nalał. Przepraszam, ulał. ANNA BRZEZIŃSKA: Tradycja sarmacka jest u Ciebie niemal wyłącznie w warstwie językowej. Z jednej strony odbijasz się właśnie od Sienkiewicza, z drugiej zaś widać silną inspirację tekstami z epoki. Skąd zainteresowanie - powiedzmy - sarmackim barokiem? ANDRZEJ SAPKOWSKI: Jak słusznie zauważyłaś - rzecz w warstwie językowej, w tej cudownej mieszance soczystej polszczyzny, łaciny, ruskiego, makaronizmów. I tu, jak mówią Anglosasi: period. Czyli kropka. Na sarmatyzm patrzę z mieszanym uczuciem odrazy i grozy, skóra mi cierpnie, gdy Sienkiewicz - dostrzegając wszak Czaplińskich i Radziejowskich - wynosi na narodowe ołtarze Jaremę Wiśniowieckiego. I gdy Rzewuski zachwyca się Radziwiłłem Panie Kochanku i jego albeńczykami. ANNA BRZEZIŃSKA: Zatrzymajmy się jeszcze moment przy historii. Twoje teksty są nasycone odniesieniami do swojskości, zarazem jednak twierdzisz, że w centrum wszelkiej literatury fantasy jest mit arturiański. Dlaczego akurat mit arturiański, a nie - powiedzmy - cykl wojny trojańskiej, który przecież pojawia się bardzo silnie i w romansie rycerskim?
Wyszukaj / Kup ANDRZEJ SAPKOWSKI: Pojawia się i w samym micie arturiańskim, w wątku Lancelota i Ginewry oblężonych w Strażnicy Radosnej, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że fantasy zrodziła się i najbujniej rozwinęła u Anglosasów, wśród których legenda arturiańska jest od Homera znacznie popularniejsza. Sam król Artur, jak dowodzą tysięczne przykłady, to gotowy materiał na fantasy, zwłaszcza konglomeracie z równie modną i nośną mitologią celtycką i w ogóle „celtyckością”. Najpopularniejszym i zarazem najbardziej klasycznym subgatunkiem gatunku jest zaś heroic fantasy, fantasy bohaterska, w niej zaś dominują dwa typy: „król zagrożony przez uzurpatora” - czyli Artur, oraz „prostaczek zbawiający świat” - czyli odnajdujący Graala Perceval. Rzecz jasna, fantasy unikającej pułapki powyższych stereotypów jest dostatecznie dużo, by ów „arturianizm”, jakkolwiek mocno w gatunku obecny, wcale nie był aż takim centrum i o niczym nie przesądzał. ANNA BRZEZIŃSKA: Przyznam się, że dopiero po latach przeczytałam sławetną „Pirogiadę”. Przypomnijmy, iż Twój tekst o fantasy słowiańskiej zapoczątkował dość płomienną wymianę opinii, niemniej dziś wydaje mi się raczej prowokacyjnym żartem niż poważną tezą. Czy naprawdę uważasz, że materia słowiańska (demonologia raczej, niż mitologia, bo w tejże niewiele pozostało) zupełnie nie nadaje się na osnowę fantasy, czy też należałoby uznać „Piroga” za rodzaj zgryźliwego paszkwilu na pewien rodzaj uprawiania „słowiańskiej fantasy"? ANDRZEJ SAPKOWSKI: Tekst miał prawo wywoływać płomienne polemiki, miał, trzeba to sobie dziś szczerze powiedzieć, cechy bojowego manifestu - to znaczy był demagogiczny. Nie szło przy tym - choć mi to imputowano - o kosmopolityczny bój ze Słowiańszczyzną, jej mitologią, demonologią i w ogóle tradycją. Bynajmniej. Walczyłem z wykluwającą się modą na pisanie tekstów prymitywnych, a usiłujących krygować się na „słowiańskie” - co miało wyrażać się w tym jeno, że osiłek-protagonista nazywał się nie Conan, lecz Dobromir, a mordował nie gobliny, ale strzygonie i welesy, z pomocą - a jakże - stolinów, wołchwów i wieszczych. Szał fantasy w ogóle rzutował na obniżenie poprzeczki, dość rodziło się przeraźliwych popłuczyn po bijących rekordy popularności Howardzie i Norton, „słowiańskość” przepełniła czarę.
Wyszukaj / Kup ANNA BRZEZIŃSKA: Od dość dawna nie pisujesz felietonów, nie uczestniczysz w środowiskowej zabawie zwanej krytyką literacką czy pisywaniem recenzji, nie wypowiadasz się publicznie o tekstach kolegów. Tymczasem niedawno ruszyła w Wydawnictwie MAG seria „Andrzej Sapkowski poleca”. Masz tam, jak sądzę, istotny wpływ na dobór tytułów, opatrujesz dodatkowo teksty własnym komentarzem. Skąd podobny pomysł? ANDRZEJ SAPKOWSKI: Serii MAGA przyświecała idea, której przyklasnąłem i którą ochoczo zgodziłem się poprzeć. Dało się oto zauważyć, że kanon fantasy cierpi przez politykę wydawniczą. Pościg za nowościami, dążność oficyn do bycia au courant sprawia, iż zapomina się o książkach wydanych przed laty, o autorach i o tytułach dla fantasy znaczących, stanowiących milowe kamienie na szlaku rozwoju gatunku. Nie przełożono w szczycie ich popularności Patricii McKillip ani Barbary Hambly, gdzieś zgubiono Sheri S. Tepper, Judith Tarr i Katherine Kurtz, straciła się Emma Bull, ba, nawet śmierci takiego mistrza jak Fritz Leiber nie uczczono przypomnieniem kanonicznych dla fantasy cykli o przygodach Fafhrda i Szarego Kocura. Ambicją serii MAGA było, by te kamienie milowe odkurzyć, pokazać, przypomnieć. Nie rezygnując z utrzymywania się w czołówce nowości - jak choćby Gaiman. ANNA BRZEZIŃSKA: Efektem działalności popularyzatorskiej jest również ostatnia książka „Rękopis znaleziony w smoczej jaskini. Kompendium wiedzy o literaturze fantasy”. Polemizujesz tam między innymi z opinią, że fantasy jest miałką, epigońską literaturą niekończących się cykli, pogawędek w knajpie i gadających smoków. Skąd podobna napastliwość i tworzenie opozycji fantasy - SF? |
O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch
więcej »Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.
więcej »Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Nie taki wiedźmin straszny...
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Quo Vadis, Wiedźminie?!
— Anna Draniewicz
ONI mogą wszystko
— Bartosz Kotarba
Bajka o bajkach
— Eryk Remiezowicz
Cieszę się, że wytrwałem z Zoną tyle lat
— Konrad Wągrowski
Skąd się wzięła magia
— Michał Studniarek
Trzeba jakoś żyć
— Eryk Remiezowicz
Jaja Jaskółki
— Jakub Gwóźdź
Dwie bitwy
— Eryk Remiezowicz
Głos miał nieprzyjemny
— Borys Jagielski
Zagraj to jeszcze raz, Jaskier
— Agnieszka Szady
Esensja czyta: Listopad 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński
Sceny z życia wiedźmina
— Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz
Ile mistrza w rzemieślniku?
— Jędrzej Burszta
Lux cykl
— Marcin Łuczyński
Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność
— Tomasz Iwanicki
Szkieletów w szafie brak
— Artur Chruściel
Jeden dzień
— Anna Brzezińska
Ulica
— Anna Brzezińska
Recepta na fantasy
— Anna Brzezińska