Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Gargantua
‹Kotegarda›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKotegarda
Wykonawca / KompozytorGargantua
Data wydania2007
Wydawca Roadkill Music
NośnikCD
Czas trwania43:43
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Wżdy Czelestnik 05:34
2) Kotegarda III 00:27
3) Interrferrometerr06:04
4) Meszuga Klejpulesa 04:48
5) The Augurs of Spring (Dances of the Young Girls)* 03:58
6) Paralaksy Dyzaskorufin 06:06
7) Tripl Ratamaklie 05:28
8) Kotegarda II 01:05
9) Gargoyles08:16
10) Kotegarda I 01:50
Wyszukaj / Kup

Wciągające tańce-połamańce
[Gargantua „Kotegarda” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Niezwykłość tego krakowskiego zespołu nie polega na tym, że gra on progresywnego rocka – akurat na brak grup grających ten rodzaj muzyki nie możemy narzekać. Wyróżnikiem grupy są inspiracje. Podczas gdy inni starają się skopiować brzmienia Marillion, Pink Floyd, Dream Theater czy Porcupine Tree, Gargantua sięgnęła tam, gdzie nie odważył się dotąd sięgać żaden znany mi polski zespół – do klasyków rockowej awangardy.

Marcin Piwnik

Wciągające tańce-połamańce
[Gargantua „Kotegarda” - recenzja]

Niezwykłość tego krakowskiego zespołu nie polega na tym, że gra on progresywnego rocka – akurat na brak grup grających ten rodzaj muzyki nie możemy narzekać. Wyróżnikiem grupy są inspiracje. Podczas gdy inni starają się skopiować brzmienia Marillion, Pink Floyd, Dream Theater czy Porcupine Tree, Gargantua sięgnęła tam, gdzie nie odważył się dotąd sięgać żaden znany mi polski zespół – do klasyków rockowej awangardy.

Gargantua
‹Kotegarda›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKotegarda
Wykonawca / KompozytorGargantua
Data wydania2007
Wydawca Roadkill Music
NośnikCD
Czas trwania43:43
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Wżdy Czelestnik 05:34
2) Kotegarda III 00:27
3) Interrferrometerr06:04
4) Meszuga Klejpulesa 04:48
5) The Augurs of Spring (Dances of the Young Girls)* 03:58
6) Paralaksy Dyzaskorufin 06:06
7) Tripl Ratamaklie 05:28
8) Kotegarda II 01:05
9) Gargoyles08:16
10) Kotegarda I 01:50
Wyszukaj / Kup
"Kotegarda” to drugi album Gargantui. Pierwszy, zatytułowany po prostu „Gargantua”, ukazał się w 2003 roku i przyniósł nieco ponad 40 minut pokręconych dźwięków z pogranicza Gentle Giant i King Crimson. Płyta zaciekawiła i o zespole zaczęto mówić w progresywnym światku, niestety zawirowania personalne sprawiły, że szybko o Gargantui słuch zaginął. Na szczęście wrócili, w odmienionym składzie i z nieco odmienioną muzyką. Owszem, słychać wciąż inspiracje grupą King Crimson (zwłaszcza tym najbardziej twórczym okresem, czyli latami 1972-74), ale nowinką są szeroko zastosowane patenty charakterystyczne dla grup spod znaku Rock in Opposition, zwłaszcza Henry Cow i Art Bears. Jeśli dodać do całości szczyptę szalonego stylu francuskiej grupy Magma, to całość robi się bardzo ciekawa i intrygująca.
Wspomniana Magma kłania się w otwierającym „Kotegardę” utworze „Wżdy czelestnik” (absurdalne tytuły to specjalność zespołu). Charakterystyczne wokalne łamańce, bardzo udziwniony rytm, do tego wszechobecne skrzypce i klimat na pograniczu patosu i horroru – podobnymi ścieżkami poruszała się 30 lat temu ekipa Christiana Vandera. Następny w kolejce jest krótki przerywnik (puszczony od tyłu motyw fortepianowy plus jakieś szumy), który prowadzi słuchacza ku utworowi „Interrferrometerr”. Jest to sześć minut muzyki stojącej gdzieś pomiędzy King Crimson a… czymś innym. Skrzypce kierują myśli ku płycie „Larks’ Tongues in Aspic”, ale już rytmika, a zwłaszcza brzmienie instrumentów klawiszowych przywodzą na myśl poczynania awangardzistów spod znaku RIO. Zwłaszcza jeśli ma się na tyle wyobraźni, żeby zastąpić syntezatory brzmieniem np. klarnetu basowego. Niemniej w finale kompozycji Gargantua niemal cytuje „Larks’ Tongues in Aspic part 2” King Crimson. Za to już zdecydowanie pod wpływem Henry Cow jest „Meszuga Klejpulesa” – rytmicznie najbardziej chyba połamany utwór na całej płycie. Do tego w tle przewija się głos jakby z kosmicznej radiostacji, jakieś gwizdki. A na tym wszystkim skrzypce i instrumenty klawiszowe prowadzące ni to pojedynek, ni to równoległe improwizacje – tworzy się naprawdę fascynująca całość. Z kolei autorem następnej kompozycji, „The Augurs of Spring” jest sam Igor Strawiński. Tak, Gargantua porwała się na przeróbkę krótkiego fragmentu „Święta wiosny”. Nie, nie doszło do żadnej profanacji, grupa wyszła z tego karkołomnego zadania obronną ręką, przerabiając absolutną klasykę nowoczesnej muzyki poważnej na swoją modłę. Absolutnie niesamowity fragment tej płyty – choćby dla tych niespełna czterech minut warto po nią sięgnąć.
Muzyka muzyką, ale są przecież jeszcze teksty. Właśnie – teksty? Gargantua wykorzystuje w swojej twórczości fragmenty wokalne, ale śpiew traktowany jest raczej jak kolejny instrument. I słowa dobierane są pod kątem ich rytmiczności – mają brzmieć, a nie coś przekazywać. Widzę tu odprysk tego samego pomysłu, który przyświecał Johnowi Lennonowi piszącemu „Come Together” (który to tekst przecież nic nie znaczy – ale świetnie brzmi). Te językowe łamańce ocierają się o poezję konkretną, choć może to być nieco przeintelektualizowana interpretacja.
Chciałbym napisać, że „Kotegarda” to płyta skazana na sukces. Że porwie masy, że zachwycą się nią media. Oczywiście nie mogę: ten album jest bardzo niszowy i trafi do garstki zapaleńców, którzy poszukują w muzyce czegoś więcej niż tylko rytmicznego „umcy-umcy”. Gargantua nie tworzy, żeby przypodobać się tłumom, ba – nie tworzy nawet, by przypodobać się przeciętnemu fanowi progresywnego rocka. Gdyby tak było, krakowianie graliby prog-metal albo kopiowali Porcupine Tree. A oni idą odważnie, w poprzek wszelkich trendów i mód. I to jest chyba słuszna koncepcja, bo takiej niebanalnej, trudnej i wymagającej, ale przede wszystkim wirtuozersko zagranej muzyki w naszym kraju brakuje. A jakby się rozejrzeć po rynkach światowych, to okaże się, że nie tylko w naszym kraju. Dlatego fajnie, że jest w Krakowie taka Gargantua. Oby jeszcze długo im się chciało.
koniec
1 lutego 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Rock w opozycji do rocka
— Marcin Piwnik

Ostatni wielki album
— Marcin Piwnik

Stara gwardia umie zaskoczyć
— Marcin Piwnik

Ziggy pożera Amerykę
— Marcin Piwnik

W 70 minut dookoła thrashu
— Marcin Piwnik

Okręceni wokół palca
— Marcin Piwnik

Piękno jest okruchem lodu
— Marcin Piwnik

Ocaleni od zapomnienia
— Marcin Piwnik

Intrygujące czekadełko
— Marcin Piwnik

Najdziwniejsze płyty świata
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Piwnik

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.