Szczerze mówiąc, o krakowskiej grupie Nemezis zdążyłem już przez lata zapomnieć. Bądź co bądź, minęło ponad dziesięć lat, odkąd ostatni raz słyszałem ich nagrania. Z tym większą ciekawością sięgnąłem debiutancki album Nemezis – żeby wrócić wspomnieniami do złotych lat polskiego rocka progresywnego.
Ocaleni od zapomnienia
[Nemezis „Nemezis” - recenzja]
Szczerze mówiąc, o krakowskiej grupie Nemezis zdążyłem już przez lata zapomnieć. Bądź co bądź, minęło ponad dziesięć lat, odkąd ostatni raz słyszałem ich nagrania. Z tym większą ciekawością sięgnąłem debiutancki album Nemezis – żeby wrócić wspomnieniami do złotych lat polskiego rocka progresywnego.
Nemezis
Utwory | |
CD1 | |
1) Without a Reason | 8:56 |
2) Unknown Tomorrow | 7:38 |
3) With No Return | 5:16 |
4) Somewhere in Time | 6:40 |
5) A Moment of Life | 4:01 |
6) Nemezis | 6:50 |
7) The End | 12:31 |
Połowa lat 90. XX wieku przyniosła w naszym kraju urodzaj na zespoły spod znaku art rocka. Katalizatorem był tu niewątpliwie sukces, jaki odniosła grupa Collage albumem „Moonshine”. Stworzyło to dobry klimat dla ambitniejszego rocka, dzięki czemu dane nam było cieszyć się debiutami Albion, Annalist, Abraxas, Lizard czy Quidam. Oprócz zespołów, którym udało się wtedy wydać swoje pierwsze płyty, istniało całkiem spore „progresywne” podziemie – czego dowodem był choćby uznany za wydarzenie kultowe I Warszawski Festiwal Rocka Progresywnego. Jedną z takich właśnie „podziemnych” grup była krakowska formacja Nemezis.
Grupa powstała w roku 1995, jednak przez blisko dwa lata jej skład zmieniał się na tyle mocno, że dopiero od końcówki roku 1996 można było mówić o Nemezis jako o zespole sensu stricto. Do składu dołączyła wówczas wokalistka Karolina Urbańczyk, a grupa zarejestrowała trzyutworową taśmę demo. Dzięki wsparciu jednej z krakowskich radiostacji oraz udanym koncertom Nemezis zyskali lokalną popularność uwieńczoną występem transmitowanym przez Polską Telewizję Kablową S.A. Naturalną koleją rzeczy było więc wydanie albumu – Nemezis rozpoczęli nagrania wczesną wiosną 1997 r. Niestety, zawirowania personalne oraz zapaść na ówczesnym rynku płytowym sprawiły, że na swój debiut krakowianie musieli poczekać jedenaście lat. Mizerną namiastką było zamieszczenie trzech utworów („Bądź moim snem”, „Trzeci wymiar” i „Bez powrotu”) na wydanej w mikroskopijnym nakładzie składance „Panorama Prog Rocka vol. 1”. Na szczęście po latach członkowie zespołu postanowili o sobie przypomnieć.
Ze składu grupy sprzed dekady pozostało troje muzyków – wokalistka Karolina Strużycka (wówczas występująca pod panieńskim nazwiskiem Urbańczyk), gitarzysta Marcin Kruczek oraz perkusista Waldemar Kowalski. Całość uzupełniają Krzysztof Lepiarczyk (klawisze) oraz Piotr Lipka (bas). Nowy jest więc skład zespołu, a i materiał wydany na płycie „Nemezis” różni się od tego, co zapamiętałem z kasety demo puszczanej, jeśli mnie pamięć nie myli, w audycji Piotra Kosińskiego. Z tamtych dźwięków w pamięci zostało wrażenie, że gdyby ktoś wsadził ten zespół do przyzwoitego studia, to zabrzmieliby świetnie. Słuchając debiutu Nemezis, cieszę się, że moje ówczesne wrażenia się potwierdziły. Oczywiście nie należy tu szukać oryginalności – to stara, dobra szkoła polskiego grania w stylu neoprogressive, czyli czerpiemy garściami z dorobku Camel, Pink Floyd, Genesis, do tego odrobinę Marillion. Absolutnie nie poczytuję tego zespołowi za wadę – tak po prostu grało się art rocka w 1997 roku, a przecież wtedy powstały zamieszczone na płycie kompozycje.
Gdyby ktoś poprosił mnie o wyróżnienie czegoś na „Nemezis”, bez wahania wskazałbym na gitarzystę. Marcin Kruczek to zdecydowanie najjaśniejszy punkt zespołu, jego popisy – choć brzmieniowo osadzone między Andym Latimerem, Davidem Gilmourem a (tak, tak!) Mirkiem Gilem z Collage – sprawiają, że po ten album chce się sięgać. Lubię gitarzystów grających w ten sposób, którzy nie boją się długich dźwięków, nie epatują słuchacza superszybkimi harcami po gryfie, co niestety bywa nagminne wśród współczesnych zespołów. Tacy muzycy potrafią stworzyć niezwykły klimat, a gdy trzeba, potrafią też pokazać prawdziwie rockowy pazur. Ten facet to prawdziwy skarb zespołu – mam nadzieję, że da nam jeszcze niejedną okazję, by cieszyć się jego talentem.
Jeśli chodzi o kompozycje, to muszę przyznać, że dobrze zrobiły im ponowne nagranie i nowe aranżacje. Dzięki temu stały się dojrzalsze, więcej w nich smaczków, które sprawiają, że płyta zostaje w głowie po przesłuchaniu. Osobiście najwyżej cenię sobie otwierający album blisko dziewięciominutowy utwór „Without a Reason” (będący w znakomitej większości wysmakowanym popisem gitarzysty), mroczniejszy, stylizowany na rock gotycki „Nemezis” (z gościnnym śpiewem Marka Juzy) oraz absolutnie kapitalny finał, czyli trwającą dwanaście i pół minuty suitę „The End”, w której dzieje się tyle, że można by tymi wszystkimi zmianami tempa i klimatu obdzielić tuzin zespołów i jeszcze by zostało. Nie oznacza to, że pozostałe kompozycje są nieudane – po prostu na tle wymienionych trzech nie błyszczą aż tak mocno, ale zespół nie musi się wstydzić ani jednej nuty na tym albumie. Dodatkowy plus należy się Ryszardowi Kramarskiemu za produkcję – całość brzmi czysto, ale nie plastikowo, a instrumenty są rozplanowane tak, że każdy z nich słychać idealnie. Tylko dwie rzeczy osłabiają wartość tej płyty. Po pierwsze: Karolina Strużycka obdarzona jest ciekawym głosem, ale nie potrafi go w stu procentach wykorzystać. Przydałoby się w jej śpiewie więcej rockowej werwy, a mniej zalatującej nieco amatorszczyzną egzaltacji. Druga sprawa to, niestety, „polglish”. Rozumiem i akceptuję decyzję zespołu, aby materiał nagrać w języku angielskim, niemniej słowiański akcent miejscami jest cokolwiek drażniący. Jednak to tylko wrodzone czepialstwo sprawiło, że wytykam drobne wady.
Podsumowując, „Nemezis” to ciekawy i warty poznania album. Naprawdę szkoda, że ukazał się o dobrą dekadę za późno. Gdyby został wydany równolegle z debiutem Quidam czy Abraxas, mógłby zostać okrzyknięty wydarzeniem. Wydany teraz, pozostanie swego rodzaju pamiątką i ciekawostką. Liczę jednak, że Nemezis nie zadowolą się tylko ocaleniem od zapomnienia starego repertuaru i zaprezentują w bliższej czy dalszej przyszłości nowe kompozycje. Bo to naprawdę fajny zespół.
Skład:
Karolina Strużycka – śpiew;
Marcin Kruczek – gitara;
Waldemar Kowalski – perkusja;
Krzysztof Lepiarczyk – instrumenty klawiszowe;
Piotr Lipka – gitara basowa