Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Hey
‹Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!
Wykonawca / KompozytorHey
Data wydania23 października 2009
Wydawca QL Music
NośnikCD
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Vanitas
2) Umieraj stąd
3) Faza delta
4) Piersi ćwierć
5) Chiński urzędnik państwowy
6) Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!
7) Stygnę
8) Boję się o nas
9) Kto tam? Kto jest w środku?
10) Nie więcej...
Wyszukaj / Kup

Uwaga! Hey!
[Hey „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
O wydanym 23 października 2009 albumie „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” nie można powiedzieć, że to nowa płyta Heya. To pierwsza płyta nowego Heya. Zespół z szesnastoletnim stażem pokazał innym kapelom ich miejsce w szeregu. Jeżeli nic nieoczekiwanego się w tym roku nie ukaże, to mogę zaryzykować stwierdzenie, że oto najlepsza polska płyta AD 2009 muzyki tak zwanej popularnej.

Jakub Stępień

Uwaga! Hey!
[Hey „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” - recenzja]

O wydanym 23 października 2009 albumie „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” nie można powiedzieć, że to nowa płyta Heya. To pierwsza płyta nowego Heya. Zespół z szesnastoletnim stażem pokazał innym kapelom ich miejsce w szeregu. Jeżeli nic nieoczekiwanego się w tym roku nie ukaże, to mogę zaryzykować stwierdzenie, że oto najlepsza polska płyta AD 2009 muzyki tak zwanej popularnej.

Hey
‹Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!
Wykonawca / KompozytorHey
Data wydania23 października 2009
Wydawca QL Music
NośnikCD
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Vanitas
2) Umieraj stąd
3) Faza delta
4) Piersi ćwierć
5) Chiński urzędnik państwowy
6) Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!
7) Stygnę
8) Boję się o nas
9) Kto tam? Kto jest w środku?
10) Nie więcej...
Wyszukaj / Kup
Hey był zawsze dla Nosowskiej pewnym azylem. To tutaj twardo stąpała po rockowej ziemi. Co innego solowe płyty – tam pozwalała sobie zapomnieć, że jest wokalistką, bądź co bądź, jednego z ważniejszych zespołów mainstreamowych w naszym kraju. Takie płyty jak „Puk Puk” czy „Sushi” zaskakiwały flirtami z elektroniką w jej dobrym trip-hopowym wydaniu. „Unisexblues” był bardziej popowy, ale nadal Nosowskiej daleko tam do macierzystej formacji. Hey natomiast częściej muzycznie spoglądał wstecz. Tak jak w „Karmie” odbijały się lata 60., tak na „Hey” lata 80. i polski kiełkujący rock alternatywny. I począwszy od „[sic!]”, przez trzy kolejne płyty zespół wyciągał z rockowej stylistyki praktycznie wszystko. Ballady były z płyty na płytę bardziej dojrzałe i dopracowane, szybkie rockowe numery brzmiały już niemal idealnie. Nie oznacza to jednak, że każda płyta była coraz lepsza. Słuchając „Echosystemu”, miałem odczucie, że kapela zabrnęła w ślepy zaułek. Zespół co prawda nawiązywał do aktualnych trendów gitarowego grania, lecz wrażenie, że jest to znowu taka sama płyta Heya, że kapela tak zasłużona nagrywa te same utwory po raz n-ty, powodowało niedosyt. W 2007 ukazał się album „Unplugged”. Jak dla mnie był to znak. Zespół zatoczył koło – wrócił do początku, do korzeni. Spróbował jednak na nowo ten początek określić, dlatego na „Unplugged” znaleźliśmy nowe aranżacje tak dobrze znanych przebojów. I płytą „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” otwierają nową kartę historii o nazwie Hey.
Pierwszą istotną kwestią jest osoba realizatora. Marcin Borys, odpowiedzialny za produkcję, współpracował z Nosowską przy dwóch ostatnich jej płytach. Miejscem nagrań była zaś Kraina Westernu w Sarnowej Górze. Tam, wśród wystroju rodem z Dzikiego Zachodu, zespół nagrał materiał, który może śmiało pretendować do tytułu albumu roku kraju nad Wisłą. W końcu doszło do tak przeze mnie oczekiwanego spotkania Kasi z Heya z Kasią z płyt solowych. Najważniejszym dowodem są pierwsze takty nowej płyty. „Vanitas”, otwierający album, pełny jest charakterystycznych dla winylów skrzypień i trzasków oraz elektronicznych dźwięków. Towarzyszące głównej melodii gitarowe akordy, grane z lekkim vibratem, musiały się dobrze komponować z miejscem, w którym zostały nagrane (podobną gitarę usłyszymy również w „Chińskim Urzędniku Państwowym”). Na koniec wchodzi trip-hopowy bit i wszystko nagle się ucina.
Cała płyta przesiąknięta jest elektroniką, na przykład utwór „Piersi ćwierć”, kojarzący się z francuskim duetem Air za sprawą brzmień syntezatorowych klawiszy, wyciągniętych żywcem z lat 70. Innym przykładem może być roztańczona „Faza Delta”. Basowy motyw i typowe dla Franz Ferdinand gitarowe bicia nie dają słuchaczom żadnych szans – trzeba zacząć podrygiwać. Jeżeli dodamy do tego zaskakujący melancholijny koniec, wypełniony kosmicznymi dźwiękami syntezatora, otrzymamy jeden z najlepszych utworów tego roku. Równie energiczny „Kto tam? Kto jest w środku?” utrzymany jest w indierockowej stylistyce. Kompozycja ta oferuje świetny, charakterystyczny dla The Gossip basowy motyw, który przez całą piosenkę nabiera coraz bardziej „dyskotekowego” brzmienia. Skojarzeń z innymi wykonawcami jest więcej. Kapitalny kawałek tytułowy utrzymany jest w stylu znanym z płyt chociażby Gorillaz – takie połączenie trip-hopu, hip-hopu i dubu. Refren mogłaby wyśpiewać równie dobrze Maria Peszek. Oczywiście bardziej tradycyjne brzmienia też mają swoje miejsce – chociażby pop-rockowa ballada „Stygnę” i fantastyczna, lekko soulowa kompozycja „Boję się o nas”.
Najlepsze na płycie są jednak dwa utwory różne jak dzień i noc. „Umieraj stąd”, który trochę przypomina niektóre dokonania Morcheeby, urzeka przede wszystkim piękną linią melodyczną i chórkami. Delikatne, subtelne momenty przeplatają się z przesterowanymi basami i elektronicznymi rozlanymi dźwiękami. Dobrze w to wkomponowane są puszczane od tyłu gitarowe zagrywki. Takie „rewersy” kojarzą się z Beatlesami z okresu „Revolver”. Pojawiająca się akustyczna gitara, fortepianowy akompaniament i oszczędna gra perkusji tworzą naprawdę bardzo dobry utwór. Drugim jest zamykający płytę „Nic więcej…”. Na tle jazzowego pianina Nosowska opowiada o (nie)skończonej miłości. Jeżeli komuś podobają się dokonania nu-jazzowego zespołu Goldfrapp, to dobrze odnajdzie się w tej kompozycji.
Tekstowo płyta to niewątpliwie koncept album. Temat poruszany przez Nosowską jest jeden, sugerowany z resztą przez sam tytuł krążka. Nie są to jednak ckliwe piosenki o maślanym uczuciu, lecz bardziej werterowskie problemy z nieszczęśliwym czy też niespełnionym uczuciem („Stygnę”, „Piersi ćwierć”). Często przyjmują one postać wyrzutów odtrąconej kochanki („Umieraj stąd”, „Chiński urzędnik państwowy”). Naprawdę urzekają zdania w stylu „w amoku słowiki / golone trawniki / płakałam do wewnątrz / dyskretna po kość” („Umieraj stąd”) czy „zagłada kwiatów trwa / koncentracyjny parapet / w domu mam” z numeru tytułowego. Równie duże wrażenie robią „Piersi ćwierć” z sentencją „dom / to nie miejsce lecz stan / jestem bezdomna / ćwiercią piersi oddycham znów”. Świetnie tekstowo (muzycznie też) wypada „Chiński urzędnik państwowy” w całości będący listą metafor. W dodatku Nosowskiej udało się utrzymać dobry poziom przez cały utwór bez popadania w banał i zakończyć go pięknym stwierdzeniem „zagłusza mnie znów miejski gwar, czytaj z ust…”. Wokalnie pani Katarzyna jest w równie wybornej formie. Dobrze czuje się w soulowych i stylistycznie bliskich r’n’b klimatach jak w „Boję się o nas”, czy też bardziej jazzowych w „Nic więcej..”. Nosowskiej dorównują poziomem wykonawczym panowie. Każdy instrument ma swoje przemyślane miejsce. Aranżacyjnie to niewątpliwie najlepsza płyta Heya.
Podsumowując: tak jak do tej pory Hey poruszał się bardziej w rejonach znanych z dokonań amerykańskich zespołów rockowych, tak teraz nad całością unosi się duch nagrań najważniejszych obecnie grup brytyjskich – Blur i Radiohead. Zespół pozwolił sobie na bardziej odważne eksperymenty z własnymi kompozycjami (bo niewątpliwie nadal kawałki powstawały na gitarze), osiągając naprawdę wysoki poziom. Wcześniejsze nieśmiało pojawiające się elektroniczne wycieczki (np. „Mówię” i „Na wieczność” z „Echosystemu”, „Manto” oraz „Mehehe” z „Music Music”) były tylko ciekawostkami, smaczkami na typowo rockowych albumach. Próby poszerzenia stylistyki widoczne były już na „Music Music”, ale dopiero teraz, dwie płyty później, osiągnęły swoje apogeum. Marcin Borys udowodnił, że powinien być zaliczany do ścisłej czołówki producentów w naszym kraju. Wydawnictwo ma świetne brzmienie – ocierające się o wymienione powyżej zespoły. Jest to płyta, co do której nie mam żadnych zastrzeżeń. Począwszy od okładki projektu Macieja Morusia, poprzez brzmienie i aranżacje – aż po same kompozycje i ich wykonanie. I chyba już dawno słuchając polskiej płyty nie pomyślałem, że mogłaby jeszcze trwać i trwać. Jest to pozycja absolutnie obowiązkowa.
koniec
17 listopada 2009

Komentarze

07 VI 2014   15:11:16

Bardzo rzetelna recenzja. Zgadzam się z nią w 100%.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Anioły są na ziemi. Diabły też
— Jakub Stępień

Fanom – fani
— Jakub Stępień

Jeszcze jedno muzyczne podsumowanie 2011
— Jakub Stępień

Ta Nosowska
— Jakub Stępień

Już nie taki „Antypop”
— Jakub Stępień

…a będzie coraz lepiej
— Jakub Stępień

Wieści z wariatkowa
— Jakub Stępień

Mgiełki (z) Dzikiego Zachodu
— Jakub Stępień

Wycinanki i wyklejanki
— Jakub Stępień

Niektóre rzeczy się nie zmieniają
— Jakub Stępień

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.