Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Non omnis moriar›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułNon omnis moriar
OpisSebastian Chosiński dał się poznać czytelnikom Esensji jako autor opowiadań ("Kolberg", "Jakub Wędrowycz: Pogromca pierścienia") i wierszy ("Inferno - czwarta pieśń żałosna"). Bez dalszej zwłoki prezentujemy więc kolejne jego dzieło.
GatunekSF

Non omnis moriar

« 1 2 3 4 5 »

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar

- Ta-ak - zająknął się. - Wróciłem! - To było jedyne, co mógł powiedzieć, przy okazji nie kłamiąc.
- Zawsze powtarzałam dziewczynom, że ty wrócisz, za pół roku, za rok, ale wrócisz, one nie wierzyły, radziły mi, abym zapomniała o tobie, znalazła sobie kogoś innego, tylu przecież chłopaków zawsze się koło mnie kręciło, ale ja wybrałam ciebie, Witek - wyrzuciła z siebie z szybkością karabinu maszynowego słowa, które od dawien dawna musiały dojrzewać w jej świadomości. - Ale im miny zrzedną, jak się dowiedzą, że to jednak ja, a nie one, miałam rację, zresztą, sam zobaczysz, pewnie jeszcze dzisiaj wieczorem wszystkie się do mnie zlecą, a ja im opowiem o tym niecodziennym spotkaniu...
Wyłączył się. Nie dlatego, że go zmęczyła ta szczebiotliwa perora, lecz za wszelką cenę starał się przypomnieć sobie, kto przed nim stoi.
Nie było go tu przecież kawał czasu!
"Ileż ona ma lat?" - rozmyślał intensywnie. - "Wygląda na osiemnaście, dziewiętnaście..."
Gdy opuszczał to miasto, nie mogła więc mieć więcej niż...
"...cztery latka!!!" - te dwa słowa odbijały się echem od jego opustoszałej z myśli głowy.
- Witek! - głos dziewczyny przywołał go do świadomości. - Ja cię wciąż kocham - dopowiedziała szeptem.
- Kochasz mnie?! - powtórzył z przestrachem.
- Wiedziałam, że o mnie nie zapomnisz - odparła, podając mu, jak coś niezwykle cennego, swoje zimne dłonie. - Dziewczyny powtarzały: Anka, już go nigdy nie zobaczysz, wyjechał do dużego miasta i tam...
Anka! Anka!!! - huczało mu w głowie. - A jakże! - odetchnął wreszcie z ulgą. Jego pierwsza licealna miłość! No właśnie, czy pierwsza? Tego nie był pewien. Wiedział za to w stu procentach, że na pewno nie ostatnia.
- Nic się nie zmieniłaś - powiedział, znów przerywając rwący potok słów dziewczyny. Tym razem jednak przywołał na twarz wcale nie wymuszony uśmiech.
- A niby dlaczego miałam się zmienić? - odparła zdziwiona.
Chwilę później jednak już o tym zapomniała. I znów zalała go strumieniem pytań, spośród których zapamiętał tylko ostatnie:
- Na jak długo przyjechałeś, zostaniesz tu już na zawsze?
- Nie wiem - odpowiedział, zgodnie z prawdą, po czym szybko, nie chcąc ponownie dać dziewczynie dojść do słowa, wykrztusił: - Muszę pójść do hotelu, odpocząć.
- Jesteś zmęczony - raczej stwierdziła, niż zapytała, zatroskana. - A ja ci tu głowę suszę - Lekko pogłaskała go zgrabiałymi dłońmi po policzkach. - Idź! Idź! Pewnie, że musisz odpocząć. A my... - zamarła na moment, jakby bała się zadać to pytanie. - Zobaczymy się wieczorem, prawda?
- Oczywiście, Aniu - odparł. - Przyjdź do mnie. Ale czy będziesz wiedziała gdzie...
- Tu jest tylko jeden hotel, głuptasie - krzyknęła dziewczyna, oddalając się szybko, jakby nagle przypomniała o sobie o nie cierpiących zwłoki obowiązkach.
Witek ponownie został sam na opustoszałej ulicy. W cieniu monumentalnego pomnika.
W cieniu, którego być nie powinno, bo przecież nie świeciło słońce.
4.
Hotel - jedyny w mieście, jak zapewniła go Anka - znajdował się, jeśli nie myliła go pamięć, w jednej z kamienic w bocznej uliczce dobiegającej do Rynku. Jakimż miłym zaskoczeniem był fakt, iż wciąż - pomimo upływu piętnastu lat - tam się znajdował.
Ze ścian kamienicy odpadał wprawdzie tynk, a firany wiszące w oknach sprawiały wrażenie dawno już nie pranych. Nie zwracał jednak na to uwagi. Był tak zmęczony, że każdy, najnędzniejszy nawet przytułek, potraktowałby teraz jak apartament dla nowożeńców w "Sheratonie".
Stanął już na pierwszym stopniu schodków, gdy nagle jego uwagę przykuł czyjś ruch kilkanaście metrów obok niego. Bezsprzecznie człowiek. Oddalał się od niego, odwrócony doń plecami. Nie zauważył wcześniej jego twarzy, ale miał świadomość, że zna tego mężczyznę. Poznawał go po kocich ruchach i lekko przygarbionej postawie. Po charakterystycznej jasnej lasce z kości słoniowej, mocno dzierżonej w prawej dłoni.
Nie mógł się mylić.
- Panie profesorze! - zawołał, a gdy to nie przyniosło skutku, wrzasnął, z pewnym wyrzutem, na cały głos: - Panie profesorze!!!
Mężczyzna zareagował, zatrzymując się w miejscu.
Witek po chwili znalazł się przy nim. Ostrożnie obszedł okutaną w długi do kostek, typowo jesienny, a więc zdecydowanie nie chroniący przed takimi mrozami, jakie były teraz, ciemny skórzany płaszcz postać. Staruszek, przestraszony, przyglądał mu się z zaciekawieniem. Widać było jednak, że mimo wszystko wolałby nie nawiązywać rozmowy z nieznajomym.
Tylko że ten nieznajomy był kiedyś jego najlepszym uczniem...
- Panie profesorze! - powtórzył Witek, teraz już znacznie ciszej. - Pan się mnie wystraszył?
Starzec nie odpowiedział. Nieobecnymi oczyma wpatrywał się w jakiś punkt za jego plecami. Ale tam nikogo nie było - jedynie pusta, ośnieżona ulica.
Ilustracja: Robert \'Blutengel\' Łada
Ilustracja: Robert \'Blutengel\' Łada
- Siedziałem w ostatniej ławce, przy oknie, śmiałem się za każdym razem, gdy opowiadał pan o przyczynach wybuchu wojen punickich i tym heroicznym marszu Hannibala na słoniach... - Za wszelką cenę starał się otworzyć w umyśle staruszka szufladkę, w której ten zamknął wspomnienia związane z jego osobą.
Starzec chyba coś sobie przypomniał, ponieważ na jego marsowym dotychczas obliczu zagościł krótki, ale zauważalny, uśmiech.
- Jak się nazywasz, chłopcze? - zapytał, kładąc swą zimną kościstą dłoń na jego ramieniu.
- Pilecki, panie profesorze, Witold Pilecki.
- Do której chodziłeś klasy?
- Do "e", panie profesorze.
- Pamiętam cię - wykrztusił stary nauczyciel, ale ton, jakim to powiedział, nie zabrzmiał przekonywająco. - Ty spotykałeś się z taką młodziutką dziewczyną z równoległej klasy... Na przerwie zawsze można was było zobaczyć razem...
"Więc jednak!" - ucieszył się. - "Poznał mnie!"
Miał teraz ochotę rzucić się na staruszka i wyściskać go jak bardzo dawno nie widzianego przyjaciela, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, wystraszony, że niechcący mógłby mu zrobić krzywdę.
- Jak ona miała na imię?
- Ania, panie profesorze!
Staruszek zamyślił się. Uśmiech zniknął z jego twarzy, jakby to, co teraz sobie przypomniał, skłaniało raczej do smutku.
- Ania - powtórzył bezwiednie, jak echo. - Piękna dziewczyna... była.
- Wciąż jeszcze jest piękna - zaprotestował Witek.
Ale staruszek zdawał się nie słyszeć jego słów. Zmełł w ustach jakieś przekleństwo, po czym spojrzał na swego rozmówcę nieprzyjaźnie.
- Zawróciłeś jej w głowie i wyjechałeś - powiedział, a każde słowo przychodziło mu z trudem, nie tylko z uwagi na wiek, ale i coraz bardziej doskwierający ciału mróz.
- Chciałem się uczyć, panie profesorze, przecież pan to rozumie... - wtrącił na usprawiedliwienie.
- Ale dziewczyna, głupia, nie rozumiała! - warknął, rozeźlony staruszek.
- Najpierw ona, a zaraz potem jej matka... udręki nie wytrzymała - Starzec machnął ręką od niechcenia, jakby odegnać chciał od siebie nieprzyjemne wspomnienia. - Po coś przyjechał? Tu już nie ma nic. Odejdź!
A gdy Witek ciągle stał w miejscu jak zamurowany, pchnął go lekko laską.
- Przepuść mnie!
Zszedł z chodnika na jezdnię i przez dłuższy czas przyglądał się zgarbionej postaci, która bezszelestnie, niemal unosząc się jak duch nad ośnieżonym i zlodowaciałym chodnikiem, odpływała w dal.
Stracił ją z oczu, kiedy ponownie zgęstniała mgła.
5.
Wnętrze hotelu wyglądało dokładnie tak samo jak jego elewacja.
Jeżeli miał nadzieję, że przynajmniej w środku działać będzie centralne ogrzewanie, szybko dane było mu się jej pozbyć. Na dokładkę nie było komu złożyć zażalenia, albowiem w recepcji nikt nie dyżurował.
Wszedł za kontuar. Na półeczce pod ladą leżał otwarty zeszyt. Spojrzał na ostatni wpis. Data dzienna się zgadzała: "20 stycznia, Antoni Kieres, pokój numer dwanaście, dwie doby".
- Nawet jeśli recepcjonista się gdzieś zawieruszył, to nie będę tu sam - stwierdził i bez większych oporów sięgnął po wiszący w szklanej gablotce, klucz z numerem trzynaście.
Wszedł na piętro. Wykładzina skrzypiała pod ciężarem jego kroków. Jeżeli kręcił się w pobliżu ktoś z obsługi, musiał go usłyszeć. Ale nikt nie wyszedł mu na spotkanie.
Odszukał pokój numer trzynaście i włożył już klucz do zamka, gdy przypomniał sobie o sąsiedzie. Cofnął się kilka kroków i delikatnie zapukał do drzwi oznaczonych numerem dwunastym. Nikt mu nie odpowiedział, zapukał więc jeszcze raz, energiczniej i głośniej. Ponownie odpowiedziała mu cisza. Tknięty niepokojem, nacisnął klamkę - drzwi ustąpiły, lecz przeraźliwym skrzypieniem wyraziły swoje niezadowolenie z wizyty nieproszonego gościa.
Pokój był pusty. Na łóżku dostrzegł jednak pewne ślady używania: pościągane prześcieradło, pognieciona poduszka. Na nocnym stoliczku stała brązowa fiolka. Co było w środku, już go nie interesowało. Wystarczała mu świadomość, że mimo wszystko jest jakiś Antoni Kieres i że najprawdopodobniej wróci on na noc do hotelu.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.