Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Nocą wszystkie koty są czarne›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułNocą wszystkie koty są czarne
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Debiutowała w 1996 r. pod panieńskim nazwiskiem Borówko. Publikowała w Science Fiction, SFFiH, Esensji, Fahrenheicie i Szortalu. Laureatka konkursów Pigmalion Fantastyki 2010 („Kredyt”) i „Science Fiction po polsku 2” w 2013 r. („Dziewczynka ze strychu”), finalistka Horyzontów Wyobraźni 2011 („Cyberdziadek”).
„Nocą wszystkie koty są czarne” to samodzielne opowiadanie będące częścią dłuższej historii o genetycznie modyfikowanych agentach wywiadu.
Gatuneksensacja, SF

Nocą wszystkie koty są czarne

« 1 4 5 6 7 8 9 »

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Nocą wszystkie koty są czarne

„Boże, chwała Tobie, Ty jesteś Światłem niebios i ziemi” – przypominały się Sanji śpiewne słowa.
„Święć się imię Twoje” – bezgłośnie szeptała Lwie Serce.
„Ty jesteś prawdą. Obietnica Twa jest prawdą. Słowo Twoje jest prawdą.”
„Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi”
„Spotkanie z Tobą jest prawdą. Ogrody Raju są prawdą i Ogień jest prawdą.”
Sanja położyła się z drugiej strony obok Petera. Powieki zamykały jej się już, ale wciąż patrzyła na płonącą nad nimi, tak jasną tutaj Mleczną Drogę.
„Tobie wszelka chwała za to, co stworzyłeś, i czym nas obdarzyłeś.”
Morze bełkotało w ciemności drobnymi falkami.
• • •
Obudziła się w zgrozie. Czuła ten zapach, koszmarną woń zgniłych jabłek i świeżo skoszonej trawy. Tę, którą tak dawno nauczyła się rozpoznawać, wdrukowaną jako śmiertelne zagrożenie. Zapach fosgenu.
Dopiero po chwili zrozumiała, że tylko jej się śnił. Mruknęła uspokajająco do Kotów, które oczywiście zdążyła zbudzić swoim strachem. Zdjęła tenisówki i weszła do wody, w koszuli z krótkimi rękawami i rybaczkach, tak głęboko, żeby stracić pod stopami kamienisty grunt. Zrobiła w chłodnej wodzie przewrót, głową w przód, chwyciła się za kolana i bujała się tak przez chwilę, aż zabrakło jej powietrza. Wyprysnęła na powierzchnię, cicha i ostrożna.
Wyszła na plażę, między poszarpane, zniszczone przez wiatr parasole z liści. Całe jej ubranie było uszyte z tkaniny, której włókna zmieniały swoją mikrostrukturę: w wodzie stawały się hydrofobowe, a na powietrzu oddychały jak bawełna. Teraz Sanja otrząsnęła się z kropli, bardziej przypominając w tym ruchu psa niż Kotkę.
Położyła się na brzuchu na piasku i czekała, wpatrzona w ciemne okna bungalowu. Spędziła tak półtorej godziny. Cykady darły się jak opętane, gdzieś od Hory wiatr niósł cień echa muzyki.
Zegarek Petera pisnął krótko, ostrzegawczo, pojedynczym sygnałem. Patrzyli już wszyscy troje, jak od strony przeciwnej niż port i miasto, zza wzgórza, na którego zboczu stał hotel, wypełzają dwie czarne wojskowe amfibie. Płaskie, kosmiczne, opancerzone i ciche.
Po chwili na dachu i tarasie bungalowu zamajaczyły sylwetki w hełmach, z bronią długą. Koty przechodziły różne szkolenia, ale nikt ich do zajmowania budynków nie używał. Byłoby to jak wbijanie gwoździ laptopem – niby można, ale kosztowne to i niezbyt skuteczne.
Nawet jeden strzał nie przerwał ciszy nad zatoką, tylko Koty słyszały krzyki. A potem amfibie odjechały. Zanurzyły się w ciemnym morzu za wzgórzem, tak niepostrzeżenie, jak się z niego wyłoniły.
Dimitris wrócił dopiero, kiedy zaczynało świtać.
• • •
– Rozmawialiście z nim bez nas. – Popović szła sprężyście długim korytarzem ateńskiej jednostki. Katranidis, ku swojemu zaskoczeniu, miał problem z dotrzymaniem jej kroku. Ale Sanja nie była w nastroju na rozważanie, czy go w ten sposób nie urazi. – Rozmawialiście z nim bez nas.
– Słyszałem. Już to przed chwilą mówiłaś. Poza tym dwa razy na morzu i raz w samochodzie.
„Może po to, żebyś odpowiedział?”
Kotka naprawdę nie wiedziała, jak mogłaby jaśniej dać do zrozumienia, co myśli o takim postępowaniu.
Zatrzymała się gwałtownie pod zablokowanymi drzwiami, a za nią pozostałe Koty i Dimitris.
– Znaleźliśmy przy nim bardzo ładnie zrobiony fałszywy paszport Kalifatu z unijnymi drukami wjazdowymi – zaczął Grek. – Oczywiście na inne nazwisko, ale to jest Salim al-Kamali, wnuk starszego brata naszego szejka. W sieci było kiedyś jego zdjęcie z czasów, gdy miał trzynaście-piętnaście lat, kiepskie, bo z daleka i w większej grupie.
– Ile lat ma teraz?
– Trzydzieści jeden. Ale system daje dziewięćdziesiąt cztery procent zgodności kluczowych cech w obrębie głowy. Oczywiście, kiedy pacjent raczył się ogolić.
Sanji wcale się nie spodobały sugestie, które zdawały się płynąć z szerokiego uśmiechu Katranidisa.
– Na co czekamy? – spytała, widząc, że Grek nie sięga do czytnika linii papilarnych.
– Na tłumacza.
– Nie, no, daj spokój! – prychnęła i musiała być tym razem bardzo przekonująca, bo Dimitris, mimo zaskoczenia, wpuścił ich do środka.
Salim al-Kamali siedział przykuty do metalowego krzesła, którego nogi na stałe zamocowano w betonowej podłodze. Słysząc szczęknięcie drzwi, gwałtownie poderwał głowę. Był drobny, niewysportowany i cholernie się bał. Cuchnął bólem, mimo że na jego ciele nie widać było żadnych śladów walki. Sanja nawet nie mrugnęła, ale poziom jej wkurzenia tylko wzrósł. Kumple Katranidisa na pewno umieliby wyjąć z pokoju hotelowego tego nawykłego do siedzenia za biurkiem facecika bez kopania go przy okazji po nerkach.
Cały efekt pierwszego wrażenia przy przesłuchaniu już dość dawno diabli wzięli.
Na widok Kotek Salim drgnął, a oczy rozszerzyły mu się w czymś, co w zasadzie najłatwiej było nazwać dezorientacją. Zdziwienie to za dużo, złość, lęk, niesmak – za dużo. Po prostu chwila rozkojarzenia. Ale wystarczyło, żeby Lwie Serce już spięła się cała jak do skoku. Popović rzuciła jej błyskawiczne spojrzenie i Szymczyk zastygła bez ruchu przy zamykających się już drzwiach – jeszcze tylko wkurwu Mai tu brakuje.
– Z kim miałeś się spotkać na Ios? – spytała Sanja po arabsku, podchodząc o pół kroku.
Al-Kamali odruchowo się uchylił – zamarł wpół gestu, tak, że kto inny może nawet by nie zauważył, ale Kotka zorientowała się od razu. Jeżeli mimo cywilnego ubrania jakaś kobieta wchodzi tu i zadaje pytania, to znaczy, że służy w armii. A przecież powszechnie wiadomo, że europejskie żołnierki są jeszcze bardziej okrutne od swoich kolegów. W końcu to, że w ogóle zajmują się takimi rzeczami, jest nienaturalne i coś musi być mocno nie tak z ich psychiką.
„Jasne, zaraz cię skatuję, strzelę sobie fotkę z twoimi zwłokami i wrzucę na portal społecznościowy.”
– Człowieku, mówię do ciebie. Z kim miałeś się spotkać na Ios?
Salim uciekał wzrokiem, ale udało jej się uchwycić spojrzenie mężczyzny, wzmocnić pytanie Kocią sugestią, przewagą. Lekko, nie chciała go łamać.
– Nie wiem.
– Po co tu przyjechałeś?
– Nie wiem.
Sanja słuchała go uważnie, ale nie treści, tylko brzmienia słów, intonacji. Płatki jej nosa poruszały się, węszyła. I czuła, że jest w martwym punkcie.
– Po co tu przyjechałeś? – spytał nagle zza ramienia Kotki Peter. Podszedł teraz bardzo blisko. Nawet, gdyby al-Kamali stał wyprostowany, Rueckner przewyższałby go o głowę. – Po co…
– Nie wiem! – Kocia dominacja sprawiła, że facet przechybnął się o ten milimetr za daleko w stronę histerii i na ich oczach rozsypał kompletnie. – Nie wiem! – wrzasnął raz jeszcze. – Zabiliście mojego wuja, to teraz po prostu zabijcie mnie! Kazali mi tu przyjechać, ale ja nic nie wiem!
– Kto kazał? – podchwyciła Sanja, kucając z twarzą na wysokości głowy Salima, w akceptowalnej dla niego odległości i starając się brzmieć możliwie łagodnie. Peter cofnął się do Mai i nierozumiejącego ani słowa Dimitrisa.
– Rodzina.
– Po co?
– Nie mam pojęcia!
Facet trząsł się cały, a po policzkach zaczynały mu płynąć łzy. Popović wstała gwałtownie i wyszła, prawie wpadając na korytarzu na zdyszanego tłumacza.
• • •
– Co to niby miało być? – warknął Katranidis.
Koty stały wokół niego na korytarzu, Maja nadal zła, Rueckner speszony.
– Sanja, przepraszam, ja… – powiedział Peter, ignorując Greka.
– Nie szkodzi. – Popović przetarła dłońmi twarz. – On naprawdę…
– Ale o co, do cholery, chodzi?! – ryknął Dimitris.
– Facet powiedział, że nic nie wie – zlitowała się nad nim Szymczyk.
Tyle nawet jej udało się wyłapać z rozmowy, mimo że zazwyczaj miała kłopoty z potocznym czy slangowym arabskim, zwłaszcza jeżeli ktoś mówił niewyraźnie i szybko – próba wyszkolenia Mai na subtelne narzędzie wywiadu zasadniczo skończyła się tak, że Lwie Serce świetnie umiała dawać w mordę i wysadzać duże budowle.
Katranidis wybuchnął śmiechem, odreagowując napięcie.
– I uwierzyliście mu tak na słowo? Jesteście rozkoszni!
« 1 4 5 6 7 8 9 »

Komentarze

25 IX 2013   22:40:50

Muszę powiedzieć, żeee... podobało mi się, nawet bardzo.
Akcja toczyła się wartko, ale bez zbędnego pośpiechu i w sposób dla mnie przynajmniej nieprzewidywalny. Zakończenie okazało się w pełni satysfakcjonujące i świetnie rozegrane.
A jako piękne dopełnienie, ten śródziemnomorski klimacik.

02 X 2013   13:57:12

Może nie od samego początku mnie wciągnęło, ale potem było coraz lepiej. Całkiem wartka akcja, ciekawie rozwinięta. Sam pomysł wykorzystania modyfikowanych agentów jest frapujący. Koty mają te same zdolności, ale różnią się pod względem osobowości. To sprawia, że każdy z nich ma w sobie coś charakterystycznego tylko dla siebie. Fajnie napisane. Podobało się.

07 X 2013   16:52:47

Musiałem czytać na raty, bo długie:)
Nie zawiodłem się. Wartka akcja, wciągająca historia, choć na początku jest trochę nudnawo. Sam pomysł bardzo dobry.
Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Gwiezdne wojny: Padawanka
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Drapieżnik
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Szczeniaki
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Jango i Boba
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Przed burzą
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Bliźniaki
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Obława
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Światełko
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Mos Eisley 2000
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.