Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Romuald Pawlak
‹Wody cierpienia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRomuald Pawlak
TytułWody cierpienia
OpisPierwsze z opowiadań o przygodach maga Rosselina, o którym opowiada książka „Czarem i smokiem”, zapowiadana przez Fabrykę Słów na czerwiec 2005.
Gatunekfantasy

Wody cierpienia

« 1 5 6 7 8 9 »

Romuald Pawlak

Wody cierpienia

Najwyraźniej wcześniej tego dnia szyper nie łapał tych samych co Rosselin kosych spojrzeń załogi ani nie dotarły do niego komentarze w rodzaju „Też mi sztuka, naprawdę!”.
Mag zastanawiał się, jak zręcznie odmówić. W końcu uznał, że najlepiej sprawę odwlec. Może sama umrze śmiercią naturalną?
– To szczodra i zaskakująca propozycja – powiedział, starając się, aby jego głos brzmiał szczerze. – Muszę ją przemyśleć.
Kapitan wydawał się rozczarowany, ale pokiwał głową ze zrozumieniem i odparł:
– Nie ma sprawy, myśl. Jakby co, wciąż tu jestem…
• • •
Życie samo rozwiązało problem Rosselina. Następnego dnia po południu barometr zaczął spadać, a załoga – denerwować się nie na żarty.
– Idzie burza – mruknął Tortinatus, gdy wraz z magiem obserwował zachód słońca. Niebo było jakby rozmyte, odległe. – Będziesz miał rankiem robotę.
Pogodnik milczał. Szyper też już się nie odezwał słowem, tylko stał ciężko wsparty o burtę i widać było, że naprawdę się martwi.
Pół nocy pogodnik spędził na rozmyślaniach. Ale nie znalazł dobrego zaklęcia. Do głowy przychodziły mu tylko kiepskie, te same, które nawet na lądzie nie zawsze chciały działać.
Zapowiedziana przez kapitana robota nadeszła bladym świtem. Tortinatus wyciągnął Rosselina z pościeli, mówiąc, że nie ma na co czekać. Mag, wzdychając ciężko, wyszedł z nim na mostek.
– Cyklon – szyper wskazał ręką ciemną plamkę na horyzoncie, pionową kreskę, która wyglądała jak pojedynczy filar łączący niebo z oceanem. Bardzo estetyczny, niby pończocha Draceny. Ten drań Astrogoniusz zaraz rzuciłby się do sztalug, żeby go namalować.
– Wali prosto na nas i to szybciej, niż się spodziewałem. Weź go zepchnij na bok albo rozbij, jak to tam robicie – rozkazał kapitan.
Rosselin nerwowo oblizał wargi.
– Kiedy… – zaczerpnął tchu. – Hmmm… kiedy ja nie bardzo mogę…
Tortinatusowi, który i tak już był blady i zmęczony, jakby nie spał pół nocy, mina wyraźnie zrzedła.
– Magu! – podniósł głos. – Idzie burza, kurewska burza. Zaleje nas i pójdziemy na dno jak nic. Szlus i zostanie po nas tylko wspomnienie. A ty mi mówisz, że nie jesteś w nastroju. Do roboty albo zaraz wylecisz za burtę!
Rosselin już-już chciał mu wyznać, że nie jest żadnym morskim magiem i jeżeli cyklon nie potknie się na jakiejś fali, walnie w nich z całą siłą. Jednak mając do wyboru: umrzeć trochę wcześniej lub ciut później, zdecydował się na to drugie.
– Pójdę do siebie, spróbuję coś zdziałać. – I odprowadzony gniewnym spojrzeniem Tortinatusa uciekł do kajuty.
Patrząc w bulaj, klął z ponurą rozpaczą. Gdyby w tej chwili mógł przywołać Pierwszego Maga… Zmarnował jednak tę możliwość niczym ostatni dureń! Prosił o blade słońce dla jakiegoś malarza, który niech będzie przeklęty na wieki! A przecież mistrz Purgion wbijał w głowy szkolarzy, że Starca można przyzywać w odstępie nie mniejszym niż 812 dni!
Siedział więc i przeklinał własną głupotę, aż usłyszał szybkie kroki, a potem łomot wściekłych pięści w drewno.
Ilustracja: Oskar Huniak
Ilustracja: Oskar Huniak
– Wyłaź albo wyłamię drzwi! – zawołał gniewnie Tortinatus. – Psiakrew, cyklon się zbliża, nie ma na co dłużej czekać!
„Oto nadciąga chwila śmierci – pomyślał z posępną rezygnacją Rosselin. – I nie wiadomo, co zabije mnie najpierw: burza czy Czarny Szyper”
Otworzył i z niechęcią wyszedł z kajuty. Kapitan złapał go pod ramię i wywlókł na pokład.
– Coś słaby jestem – stękał po drodze pogodnik. – A może poradzimy sobie bez czarowania?
– Nie użyjesz magii? – spytał wyraźnie wstrząśnięty szyper. – Nawet po to, żeby ocalić nam życie?!
Rosselin zaprzeczył słabym ruchem głowy. Spróbowałby może wytłumaczyć, że na lądzie jest świetny, ale woda to naprawdę nie jego żywioł. I może nawet takie kłamstwo przeszłoby mu przez gardło bez mrugnięcia okiem, jednak krtań miał tak zaciśniętą i suchą, że nie zdołał wydobyć z siebie ani słowa.
– Chcesz mi powiedzieć, że chociaż podpisałeś papier i mam ci zapłacić żywą gotówką, nadajesz się tylko do wybierania wody? – wrzasnął kapitan równocześnie wściekły i przerażony.
Mag spuścił głowę. Przysłuchująca się tej rozmowie załoga zaszemrała głośno i nerwowo.
– No to pod pokład! – warknął Tortinatus niemal kredowobiały na twarzy. – Wodę wybierać! Później się policzymy, kurwi synu! O ile przeżyjemy, psia twoja mać!
A było co wybierać. Cyklon zbliżał się z niewiarygodną prędkością i wkrótce wpadli w jego łapy. „Aqurę” zaczęły zalewać potoki wody. Na górze, na pokładzie, Tortinatus kierował częścią załogi, która pilnowała, żeby jakaś fala nie położyła statku. Na dole… cóż, pod pokładem większość ludzi wybierała wodę. Ta jednak uparcie wlewała się lukami, puściło kilka uszczelnień, w jednym miejscu pękło spróchniałe poszycie…
Statek, miotany dzikimi podrygami żywiołu, rozpaczliwie walczył o utrzymanie się na powierzchni. Ludzie walczyli o życie. Rosselin walczył dodatkowo z wymiotami, bo powróciła morska choroba. Nie zapominał jednak o przeklinaniu Astrogoniusza oraz Czarnego Szypra, życząc im śmierci w mękach trwających wiele dni bez przerwy.
Trwało to wieczność. Albo pół godziny – zależy, jak liczyć. W końcu cyklon odszedł, a statek, choć lekko uszkodzony, wciąż utrzymywał się na wodzie. Z wyjątkiem dwóch marynarzy, którzy wypadli za burtę, oraz jednego, który utopił się w ładowni, kiedy puściło poszycie, nie zanotowano większych strat. Krakern obszedł się z „Aqurą” dosyć łaskawie.
Rosselin powlókł się do swojej kabiny, padł tam na koję i natychmiast zasnął.
VI
Nie musiał bawić się w jasnowidza, żeby domyślić się dalszego biegu wypadków. Nie zdziwiło go więc, że w kilka godzin po odejściu burzy Tortinatus przez jednego z majtków wezwał go do siebie.
– Mam tylko jedno pytanie – zaczął. – Dręczy mnie ciekawość, rozumiesz…
Mag stał przed nim wdzięczny, że stół w kapitańskiej kajucie jest wystarczająco szeroki, aby szyper nie dosięgnął jego gardła. Ten jednak siedział wrośnięty w swoje mapy, szafki z księgami oraz instrumentami nawigacyjnymi, życzliwie się uśmiechając… Tylko te jego oczy. Bardzo zimno spoglądały na Rosselina, przecząc wyrazowi reszty twarzy.
– Dlaczego nie zechciałeś użyć magii? – wycedził wreszcie.
– Nie jestem morskim magiem, tylko lądowym pogodnikiem – mruknął ten w odpowiedzi. – Jak większość z nas. Nienawidzę słonej wody!
Tortinatus z frasunkiem skubnął brodę.
– Ciężko nająć maga na statek, jasne… Ale po co się, psia twoja krew, chwaliłeś, że morskie wiatry też cię słuchają?
– Jakbyś nie wiedział, że po pijanemu to się gada bzdury… – westchnął Rosselin.
Ale było to wierutne kłamstwo. Domyślił się już, jak było naprawdę – że zalany w trupa użył „ślepego oczka”.
Było to nietrudne i bardzo praktyczne zaklęcie, za pomocą którego większość magów potrafiła dowolnej osobie wcisnąć każdą brednię. Niestety mogła to zrobić jeden jedyny raz, bo potem ów człowiek nabierał odporności. Jeżeli chciało się kłamać nadal, trzeba było to robić bez korzystania z mocy magicznych.
Rosselin po pijanemu, chcąc wydać się ważniejszym, zapewne wmówił Tortinatusowi, że jest utalentowanym morskim magiem. Dla kogoś z zewnątrz, laika pozbawionego mocy, różnica między magiem lądowym a morskim sprowadzała się jedynie do tego, czy czarodziej wolał ryby, czy też baraninę. Magowie nie chwalili się pospólstwu, a nawet cesarzowej, że kiedy oderwą stopę od twardej ziemi, większość z nich jest mniej warta niż byle łazęga na dziurawej krypie.
Szyper uśmiechnął się sarkastycznie.
– No to jak po pijanemu się plecie brednie, to na trzeźwo się cierpi. Ciesz się, że rybom nie wyrzuciłem na pożarcie. A tak na marginesie…
Tu sięgnął na półkę za plecami i wyjął jakąś księgę. Rosselin z przerażeniem rozpoznał swój dziennik. „Jakim cudem trafiło to w jego łapy”? – pomyślał z przerażeniem. Czyżby Tortinatus przeszukał jego kabinę, kiedy pogodnik razem z innymi wybierał wodę spod pokładu?
Kapitan „Aqury” pogładził okładkę notatnika.
– Nie wiedziałem, że prowadzisz pamiętnik…
– Ja… – Rosselinowi naraz zabrakło tchu w piersi. Przypomniał sobie dokładnie treść jedynego wpisu. – Ja…
Oczy Tortinatusa rozbłysły krwawym gniewem.
– „Ja… ja…”. Nie musisz tyle razy powtarzać. I tak wiem, że ty to nabazgrałeś – warknął. – Ale dziękuję, że potwierdziłeś to bez stosowania tortur.
• • •
« 1 5 6 7 8 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Groch z kapustą
— Michał Foerster

Zrobieni w balona
— Michał Foerster

Mało fantasy, jeszcze mniej historii
— Jakub Gałka

Rozczarowaniem i niesmakiem
— Agnieszka Szady

Igraszki z babcią Prawdą Historyczną
— Eryk Remiezowicz

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.