Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Romuald Pawlak
‹Wody cierpienia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRomuald Pawlak
TytułWody cierpienia
OpisPierwsze z opowiadań o przygodach maga Rosselina, o którym opowiada książka „Czarem i smokiem”, zapowiadana przez Fabrykę Słów na czerwiec 2005.
Gatunekfantasy

Wody cierpienia

« 1 3 4 5 6 7 9 »

Romuald Pawlak

Wody cierpienia

– Turkeńskie cygara. Nowinka z południa – rzekł z dumą oficer. – Trujące, ale za to jakie przyjemne!
Odpalił od świecy pierwsze cygaro, zaciągnął się z rozkoszą, po czym puścił „turkeńczyka” w obieg.
Z początku Rosselin starał się palić, ale nie zaciągać. W pamięci miał, że to przecież trucizna. Szybko jednak stwierdził, że kolory w kabinie nabrały intensywności, wokół zrobiło się miło i tak jakoś bezpiecznie…
Drugie cygaro wyzwoliło go z wszelkich obaw. Z rozkoszą wciągał dym w płuca. Raz się żyje. A czego człowiek nie doświadczy, tego nie zrozumie. Skoro prędzej czy później coś i tak musi go zabić, niech to będzie przyjemny nałóg, nie zaś paskudna, pospolita grypa.
Wreszcie poczuli się dostatecznie rozluźnieni, aby przenieść zabawę na rozchybotany pokład „Aqury”. Tortinatus nasadził na głowę swój kapitański kapelusz w kształcie pieroga i ruszyli zażyć świeżego powietrza.
Pierwsza nocna wachta ze spokojem obserwała, jak wszyscy czterej wytaczają się na pokład, zaś mający pilnować kursu Naftilus potyka się i omal nie wylatuje za burtę. Ale nie, jeszcze nie tym razem! W ostatniej chwili przytrzymał go jakiś zadzior.
Noc była spokojna, Kaczy Dziób wskazujący północ świecił nie przesłaniany chmurami, lekki wiatr pchał statek we właściwą stronę…
– Pochodnie! – ryknął Tortilus. – Dawać mi tu więcej światła!
Żądanie szypra zostało spełnione w mgnieniu oka. Wkrótce przedni pokład pomiędzy dziobnicą a grotmasztem stanął w ogniu, na szczęście bezpiecznie trzymanym przez czterech majtków. Pochodnie przypominały Rosselinowi wizytę w świątyni Draceny, dawno temu. To tam, w ogniu, wykuło się jego powołanie.
– Świnia! – ryknął szyper.
Pogodnik niepewnie rozejrzał się dookoła. Nie, to chyba nie było do niego… Tymczasem obaj oficerowie spokojnie czekali na bieg wydarzeń. Farclay nawet uśmiechnął się porozumiewawczo do maga.
Kolejny majtek, sapiąc z wysiłku, wtaszczył na pokład wielką czarną świnię w klatce, żywy zapas mięsa na czas podróży. Nie pytając nikogo, wyciągnął zwierzę i przywiązał do masztu. Wieprzek chrząkał nerwowo, próbował wyrwać nogę z pętli, raz kwiknął gniewnie, wreszcie zrezygnowany wybrał sobie jakąś leżącą pozycję, w której sznur mu nie przeszkadzał.
Tortintus chwilę sycił się tym widokiem, później dobył zza pasa sporych rozmiarów nóż.
– Masz prawo pierwszego rzutu – wyciągnął go zapraszająco w stronę maga. – Tylko bez tych waszych sztuczek, to nie uchodzi – zaznaczył i czknął.
Rosselin popatrzył na świnię. W jej oczach widać było rezygnację. „Tak, ocean wymaga cierpień i wielu wyrzeczeń” – pomyślał. Odsunął od siebie ostrze, mówiąc:
– Jakoś nie jestem w nastroju. – Była to prawda, bo dobry nastrój odpłynął, jego miejsce zajął smutek i poczucie pustki.
Szyper prychnął pogardliwie.
– Bój się, czarny łbie – mruknął. Trzymając nóż w ręku, powiódł przekrwionym spojrzeniem po majtkach. – I niech mi no który nie pracuje jak należy w czasie rejsu, tak samo potraktuję – bez ostrzeżenia z rozmachem rzucił ostrzem.
Rozległ się kwik, na co majtkowie krzyknęli triumfalnie, a Rosselin w chybotliwym świetle pochodni ze zgrozą ujrzał, jak ze świńskiej szyi tryska niemal czarna krew.
Tortinatus na chwiejnych nogach podszedł, wyciągnął nóż z rany i nadstawił kapelusz. Upił łyk posoki wciąż tryskającej z tętnicy.
Rzucił ostrze Farclayowi, otrząsnął kapelusz i nasadził go sobie na głowę.
– Tak na marginesie, przyjaciele nazywają mnie Czarnym Szyprem – wychrypiał w stronę maga. Zrobił jeszcze dwa kroki i runął na pokład, już w locie wydając pierwsze chrapnięcie.
Wino i cygara natychmiast wywietrzały przerażonemu Rosselinowi z głowy. Świnia wylądowała za burtą, a mag pojął, że na tym pokładzie bardziej niż w Aarafiela czy Dracenę i jej siostry wierzy się w mrocznego boga morskich przestworzy, krwiożerczego Krakerna.
Tej nocy długo patrzył w ścianę swojej kajuty, pochlipując ze strachu i grozy… Oraz obiecując w myślach Astrogoniuszowi, że kiedy wróci na ląd, postara się, aby malarz długo i nieszczęśliwie zaznawał tych samych uczuć.
• • •
Po kilku dniach rejsu Rosselin uznał jednak, że nie jest źle i niepotrzebnie panikował. Choroba morska minęła, wiatry pchały „Aqurę” we właściwym kierunku, więc mag powoli zaczął dostrzegać szansę wykaraskania się z tej opresji bez szwanku. Tym bardziej, że szaleństwo w oczach Tortinatusa zgasło. Szyper zamienił się w troskliwego, dbającego o statek i ludzi dowódcę.
Co więcej, z upływem czasu Rosselin nabierał przekonania, że może jednak nie jest takim ciamajdą, jak mu się pierwotnie wydawało. Może rulon ukończenia Akademii Magicznej jednak jest coś wart?
Pojął także, iż tym rejsem płaci cenę za przywołanie Pierwszego Maga podczas pracy u malarza Astrogoniusza, oby zaraza go oślepiła i przywiodła do impotencji. Coś jednak musiało być w Rosselinie cennego, jakieś niezwykłe umiejętności, skoro Starzec ukarał go tylko wysłaniem na przestwór oceanu, podczas kiedy innym potrafił odebrać rozum albo zamienić w pół kozła, pół krzesło.
I kiedy mag rozmyślał o różnych nieważnych sprawach, powoli zbierając się do śniadania, naraz ktoś zapukał do drzwi, burząc jego optymistyczną aurę. Po czym zburzył ją jeszcze bardziej.
– Jest mały problem, magu – powiedział Tortinatus, bez pozwolenia wsadzając głowę do kajuty. Na jego twarzy malował się lekki niepokój. – Nie zechciałbyś pomóc?
Strach przeorał oblicze Rosselina.
– A… – jęknął – o co chodzi?
Szyper wszedł do środka i starannie zamknął za sobą drzwi, jakby chciał, żeby nikt nie usłyszał jego słów.
– Jedna z naszych świń zachorowała i nie wiem, czy bydlę wyrzucić, leczyć czy zjeść. – Odchrząknął niepewnie. – Wiem, żeś pogodnik, nie mag od zwierząt. Ale może obejrzałbyś zwierzaka? We własnym interesie – Tortinatus roześmiał się zgrzytliwie. – Bo jak zjemy, to będzie za późno, sam rozumiesz… Z kolei szkoda mięsa, jakby było dobre. Krakern już dostał, co jego…
Rosselin bardzo się starał, żeby na jego twarzy nie pojawił się wyraz wielkiej ulgi, co mogłoby wzbudzić podejrzenia szypra.
– No cóż – westchnął teatralnie – pójdę.
Wszelkie zapasy jedzenia trzymane były pod pokładem. Z bekami solonego mięsa, koszami sucharów i owoców nie było problemu, nawet jak się trochę nadpsuły czy zarobaczyły. Odzysk był tylko kwestią fantazji kucharza. Ale że ta nie wznosiła się na wyżyny finezji, wszyscy żeglarze jedli omlety robione z sucharów przemielonych razem z robakami oraz nadgniłymi owocami. Załoga za jednym zamachem dostawała i witaminy chroniące ją przed szkorbutem, i pożywne białko.
Część białka przewożono jednak w postaci żywej, a nawet skrzeczącej, gdakającej czy kwiczącej. Zwykle były to drób i świnie, takie jak ta zamordowana owej strasznej pierwszej nocy przez pijanego kapitana.
Teraz jednak Tortinatus w niczym nie przypominał Czarnego Szypra. Wręcz przeciwnie: choć Rosselinowi wskazał ręką właściwe wejście pod pokład, sam nie zdradzał chęci podążenia jego śladem.
– Schodkami, a potem na węch i słuch – doradził. – Jest tam Nemmo, majtek, co to się opiekuje naszym żarciem. On ci wyjaśni, o które zwierzę chodzi.
Rosselin bez trudu pojął, że Tortinatus boi się złapania zarazy. Nawet to rozumiał. „Jakby to wyglądało, gdyby dumny Czarny Szyper zaraził się jakimś paskudztwem od świni?” – pomyślał ironicznie.
Sam jednak nie miał żadnego wyboru. Zaraza może nie była lepsza od kompromitacji, ale od wyrzucenia za burtę na pewno tak. Potem by się mówiło, że to wielka fala zabrała nieszczęsnego maga… a Krakern zapewne ucieszyłby się odmianą w postaci świeżego ludzkiego mięsa.
Z niechęcią wstąpił pod pokład. Rzeczywiście, w tej kwestii kapitan się nie pomylił – Rosselin nie miał żadnego problemu z odnalezieniem spiżarni. Wystarczyło posiadać średnio sprawny węch.
W pewnej chwili z głębi korytarza wyjrzało wielkie chłopisko. Widząc maga, Nemmo skrzywił się z niechęcią.
– Tortinatus mnie przysłał, żeby obejrzeć chorą świnię – wyjaśnił pogodnik.
Majtek w milczeniu poprowadził pogodnika do wielkiego pomieszczenia, gdzie w kojcach spoczywał cały żywy inwentarz. Wskazał mu jedną z czarnych świń. Osowiałe zwierzę podniosło na nich błędne spojrzenie, kiedy podeszli.
– Gorączkę ma – mruknął Nemmo. – Zdechnie jak nic…
Rosselin podszedł do kojca, wsunął rękę i pociągnął po szorstkiej sierści zwierzęcia.
– Głupia świnia – usłyszał mruczenie za plecami. – Myśli, że sobie pieska znalazła…
Mag powoli odwrócił się i spojrzał chłopakowi prosto w oczy.
« 1 3 4 5 6 7 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Groch z kapustą
— Michał Foerster

Zrobieni w balona
— Michał Foerster

Mało fantasy, jeszcze mniej historii
— Jakub Gałka

Rozczarowaniem i niesmakiem
— Agnieszka Szady

Igraszki z babcią Prawdą Historyczną
— Eryk Remiezowicz

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.