WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Sebastian Chosiński |
Tytuł | Ktoś mnie zawołał: Sebastian! |
Gatunek | SF |
Ktoś mnie zawołał: Sebastian!Sebastian ChosińskiKtoś mnie zawołał: Sebastian!Zaczaił się w pobliżu miejsca, w którym dzień wcześniej odkrył wnyki. Wszedł, jak najwyżej potrafił, na drzewo i obserwował, walcząc z wszechogarniającym go co jakiś czas zmęczeniem i potrzebą snu. Spędził na drzewie kilka godzin, nim wreszcie doszły go z oddali czyjeś głosy. Było ich dwóch. Obcych! Ich zarośnięte, ogorzałe od wiatru i zapewne zimowych mrozów twarze nie wzbudzały zaufania. Byli bardzo pewni siebie, mówili głośno, jakby pewni byli, że w pobliżu nikogo nie spotkają. Ale was czeka niespodzianka! – ucieszył się Sebastian, mocniej przywierając do konaru potężnego buku. Niewiele stąd wprawdzie widział, ale przynajmniej miał pewność, że i jego nikt nie dostrzeże. Zresztą, nie musiał nic widzieć, ważne, że słyszał, o czym mówią. A rozmowa zrobiła się po chwili bardzo głośna. – Cholera! Gdzie są wnyki? – spytał jeden z mężczyzn. – Nie wiem – odparł, zgodnie z prawdą, drugi. – Przecież wczoraj tu były. Sam je zakładałem. – Zakładaliśmy – poprawił go towarzysz. – Ale teraz ich nie ma. Gdzie więc są? – Może pomyliliśmy drogę? – Nic nie pomyliliśmy! Szliśmy dokładnie po śladach, które wczoraj zostawiłem! Zdenerwowani, kręcili się po okolicy, wciąż jeszcze wierząc, że tylko nieznacznie zboczyli z drogi. Po pół godzinie dali sobie spokój i przysiedli na powalonych przez wiatr gałęziach. Długo patrzyli na siebie w milczeniu, aż w końcu jeden z nich, niższy i, sądząc po głosie, chyba także młodszy, zwrócił się do swego towarzysza: – Myślisz o tym samym, co ja? – Myślę, myślę! – odparł z narastającą złością starszy. – Ale to niedorzeczne. Od tylu miesięcy kręcimy się po lesie i jeszcze nie spotkaliśmy żywej duszy. Dlaczego właśnie teraz?… Młodszy tylko wzruszył ramionami. – To by znaczyło, że jednak nie jesteśmy sami. – Że jest ktoś jeszcze. Kto? – Inni ludzie. – Ludzie? – Stary poderwał się na równe nogi. – Może nawet dzieci?! – Niewiele brakowało, aby z otwartej dłoni na odlew uderzył młodszego. W ostatniej chwili pohamował się jednak. Co tamten może na to, że głupi… Sebastian, doskonale słyszący każde słowo, zesztywniał z wrażenia. Co on powiedział? – zastanawiał się, czy dobrze zrozumiał słowa starego. „Może nawet dzieci?” A może tylko mu się wydawało?… Nie, on to powiedział naprawdę! – Gdzie oni niby mieliby być? – Z zadumy wyrwał chłopca głos młodszego z kłusowników. – Za lasem! – Ten las jest wielki. Nie ma końca. Tak mówi stary Petroniusz! – A skąd on to może wiedzieć? Widział kiedy co więcej aniżeli czubek własnego nosa?… – Po prawdzie, to kto go tam wie – przyznał młodszy. – Trzeba by tam kiedy pójść… i sprawdzić – powiedział stary, dłonią wskazując kierunek, z którego przyszedł Sebastian, a gdzie mieściła się ich osada. Chłopiec zadrżał, ciarki przeszły mu po plecach i niewiele brakowało, aby puścił się gałęzi i spadł na ziemię, niemal prosto pod nogi kłusowników. Ale mieliby wtedy zdobycz! Nie potrafił już skupić myśli na rozmowie mężczyzn. Pragnął tylko jednego: by poszli już sobie, by mógł zejść z drzewa i pognać jak najszybciej do swoich i opowiedzieć im wszystko, co zobaczył i usłyszał. O tym, że po drugiej stronie lasu też żyją ludzie, którzy – kto wie – może pewnego dnia odnajdą ich osadę. I co wtedy zrobią?! – myślał, biegnąc co sił. Co kilka, kilkanaście metrów potykał się, przewracał, rozdeptywał z trudem budowane przez zwierzęta schronienia, potem podnosił się i biegł dalej, byle tylko jak najszybciej znaleźć się w domu, byle ostrzec współmieszkańców przed grożącym im niebezpieczeństwem. Ale czy w osadzie znajdzie się ktoś, kto zechce go wysłuchać, kto mu uwierzy?… Sonii nie było w domu. Gdzie się mogła podziać? Do kogo pójść? I dlaczego właśnie teraz, kiedy potrzebuje jej rady? Pobiegł do domu Rosalindy. Była rówieśniczką Sonii. W czasach, gdy żyli jeszcze rodzice, dziewczynki wychowywały się razem. Drzwi otworzył mu Jakub, starszy od Sebastiana zaledwie o trzy lata, ale zachowujący się w stosunku do niego niezwykle wyniośle, co najmniej jakby wiekiem przewyższał go o dwa pokolenia. – Czego chcesz? – spytał, widząc podenerwowanego chłopca. – Chciałbym porozmawiać z Rosalindą. – O czym? – Szukam siostry – wyjaśnił, siląc się na względną grzeczność. – Tu jej nie ma – odparł Jakub i już chciał zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, kiedy za jego plecami pojawiła się śnieżnobiała twarz Rosalindy, rozjaśniana dodatkowo przez kępki długich blond włosów. – To ty, Sebastianie? – zdziwiła się. – Myślałem, że może Sonia jest u ciebie. Nie ma jej w domu. Ale skoro nie, to pójdę szukać jej gdzie indziej… – powiedział jednym tchem. Dopiero gdy na moment, dla zaczerpnięcia oddechu, przerwał, Rosalinda weszła mu w zdanie: – Jesteś bardzo zdenerwowany. Stało się coś? Przez chwilę zastanawiał się, czy odpowiedzieć, ale w końcu doszedł do wniosku, że i tak wszystkim opowie, dlaczego więc nie zacząć od Rosalindy i Jakuba. – Wpuść go do środka! – zakomenderowała dziewczyna; Jakub, wykonując jej polecenie, rozwarł drzwi tak szeroko, by Sebastian mógł wejść do przytulnego pomieszczenia. To był zupełnie inny dom niż jego i Sonii. Czuć było w nim ciepło domowego ogniska. Poza tym młodzi kochali się. Nic dziwnego zresztą: Rosalinda była jedną z najpiękniejszych dziewczyn w osadzie, a Jakub jednym z najprzystojniejszych chłopców. – Co cię tak wytrąciło z równowagi? – spytała z troską dawna przyjaciółka siostry. – Byłem dziś w lesie… – zaczął tłumaczyć Sebastian. – Codziennie tam biegasz – wtrącił, rechocząc, nie wiadomo zresztą dlaczego, Jakub. – Ale nie każdego dnia znajduję takie rzeczy. – A co znalazłeś? – zainteresowała się Rosalinda. – Nie „co„, a raczej „kogo„! Parka spojrzała na siebie, nie bardzo wiedząc, jak traktować słowa młodziana. Stroi sobie z nich żarty, czy też rzeczywiście spotkał w lesie… kogoś? – To byli ludzie, Sebastianie? – spytała z niedowierzaniem Rosalinda. – Dwaj dorośli mężczyźni – odparł. – Dorośli? – powtórzył Jakub, jakby chciał się upewnić, że przed chwilą słuch nie wprowadził go w błąd. – Jeden mógł mieć około trzydziestu lat, ten drugi, starszy, był chyba już po czterdziestce. – Co tam robili? – Polowali na zwierzęta. – Widzieli cię? Sebastian energicznie zaprzeczył ruchem głowy. Rosalinda bez słowa sięgnęła po rozłożony na oparciu fotela ciepły pled i zarzuciła go sobie na ramiona. W przedpokoju zdjęła domowe kapcie i wzuła na bose stopy sandały. Potem zwróciła się do Sebastiana: – Chodź, razem poszukamy twojej siostry! 3. Długo w noc trwała narada, podczas której starano się znaleźć odpowiedź na jedno jedyne, nurtujące teraz wszystkich mieszkańców, pytanie: Co robić? Zdania były podzielone. Jedni chcieli, aby zorganizować wyprawę, która przedrze się przez las i odszuka osadę, w której mieszkają tamci dwaj, napotkani przez Sebastiana, mężczyźni. Drudzy z kolei uważali, że nie należy robić nic, to znaczy żyć tak, jak żyli do tej pory, nikomu w niczym nie wadząc. Oni postawili również na forum zgromadzenia wniosek zabraniający chłopcu dalszych eskapad do lasu. – Jeśli nieznajomi go spotkają i złapią – nieszczęście murowane – argumentował jeden z najstarszych mieszkańców osady, prawie trzydziestoletni, Mateusz. – Ale jeśli zabronicie mu chodzić do lasu, skąd weźmiecie grzyby na swoje stoły? – zaatakowała Mateusza Sonia. – Bez grzybów możemy się obejść! – odparował tamten. Jeszcze inni twierdzili, że na razie nie należy podejmować żadnych działań. – Czekać! – zawyrokował Jakub, przyjaciel Rosalindy. |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Hot 31
— Aleksander Krukowski
Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński
Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński
Metanoia
— Sebastian Chosiński
Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński
Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński