Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Pilipiuk
‹Sprawa Filipowa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Pilipiuk
TytułSprawa Filipowa
Gatunekhistoryczna, sensacja, SF

Sprawa Filipowa, cz. 1

Andrzej Pilipiuk
« 1 2 3 4 5 »

Andrzej Pilipiuk

Sprawa Filipowa, cz. 1

13:17
– No to straciliśmy trop - powiedział ponuro Nikifor. - A już byliśmy tak blisko. Dziesięć minut i byśmy go mieli.
– Musieliśmy popełnić błąd - zauważył Tomasz. - Co będziemy robić dalej? Urwały nam się w ręku wszystkie nici…
– Spokojnie, nie panikuj. Ponieważ jesteś praktykantem, powiedz, co zrobiłbyś na moim miejscu.
– Cofnąłbym się do miejsca, gdzie widziano go po raz ostatni.
– Jak widzisz, to nic nie dało.
– A może do jeszcze poprzedniego?
– Koło łódki.
– Wobec tego wróciłbym do łódki i tam czekał, aż przyjdzie po nią, a wtedy cap.
– Musisz nauczyć się jednej podstawowej prawdy o rewolucjonistach. To nie są złodzieje. To znaczy, oczywiście, kradną, co tylko im wpadnie w ręce, ale poza pieniędzmi i żywnością nie zatrzymują tego na stałe. Rozumiesz, o co mi chodzi?
– Ukradł łódkę, popływał nią w towarzystwie znajomego po Newie, a potem porzucił ją na zawsze?
– Dokładnie tak.
– Po co więc zostawił tam pan agenta Akimowa?
– Och, to proste. Na wszelki wypadek. Widzisz, rewolucjonista mógł wyjść na ląd, aby coś zjeść i wróci, aby kontynuować podróż, ale to mało prawdopodobne. Więc co uważasz, że powinniśmy robić?
– Może wrócić do centrali i czekać na sygnał, że gdzieś go widziano.
– Dziś rano zadzwoniono i powiedziano mi, że wysiadł na Dworcu Nikołajewskim. Szedłem za nim cztery godziny i nie udało mi się go dogonić. Ale zdobyłem dwa kolejne ślady.
Wilkowski zamyślił się.
– Ten kawałek gazety z łódki i…
– …i?
– Nie wiem.
– Na łódce było nazwisko właściciela. Trzeba patrzeć.
– Tak jest. Mając nazwisko właściciela, możemy go odszukać i oddać mu jego własność.
– Genialnie. Chodziło mi raczej o możliwość sprawdzenia, czy nie byli ze sobą w zmowie, ewentualnie czy nie zostawił tam jakichś innych tropów. Kartką jeszcze się zajmiemy. Gdzie znajdziemy jego adres?
– W cyrkule.
– Tak, ale w którym? Jest ich w Petersburgu dwadzieścia sześć.
– Myślę, że w takim nad Newą. To znaczy, obejmującym dzielnice przylegające do rzeki.
– To nam zmniejsza ich ilość do dziesięciu.
– To już niedużo. Chodźmy.
– Pięć godzin łażenia, pod warunkiem, że się rozdzielimy. Pomyśl jeszcze.
– Łódka! Może w admiralicji?
Susłow tylko westchnął ciężko.
– Na posterunku policji wodnej - powiedział z westchnieniem. - Newa jest od wielu lat patrolowana przez specjalny oddział. Mają tam spis wszystkich, którzy pracują na rzece. Weźmy dorożkę.
• • •
14:20
Ilustracja: <a href='mailto:katarzyna.oleska@gmail.com'>Katarzyna Oleska</a>
Ilustracja: Katarzyna Oleska
Na wschód od miasta rzeka płynęła tak, jak przed wiekami. Rozlana szeroko, sączyła się leniwie między starorzeczami i bagnami. Nikifor i Tomasz weszli pomiędzy opłotki rozłożonej na brzegu rzeki niedużej wioski. Chałupy, zbudowane byle jak z przypadkowych materiałów, chyliły się do ziemi. Na widok obcych rozszczekały się rachityczne kundle. Zza płotów wyjrzały rozczochrane głowy brudnych dzieciaków. Agenci szli, nie zwracając na to uwagi. W nozdrza bił ich smród gnijącej ryby i dawno nie sprzątanych wychodków. Niebawem doszli do chałupy leżącej na skraju wsi. Lekko uchylone drzwi kołysały się na wietrze. Weszli do środka bez pukania i zatrzymali się pośrodku sporej izby. Podłogę pokrywała warstwa brudu. Meble, wyłowione najwidoczniej kiedyś z rzeki, przeżarte przez wilgoć i robaki, straszyły po kątach. Okna, zaciągnięte błonami łożyskowymi jakichś zwierząt, przepuszczały mało światła. Susłow, walcząc z obrzydzeniem, otworzył je. Rozejrzał się uważnie.
– Właściciel łódki nie żyje - powiedział.
– Skąd pan wie?
Agent wskazał mu podłogę w kącie. Pokryta była jakąś dziwną, zaskorupiałą masą.
– To krew. Musiał go trafić w aortę. Tryskało aż na ściany.
Na twarzy Wilkowskiego odmalowało się skrajne obrzydzenie. Ale jego oczy pozostały nieruchome. Udawał. To też było dziwne. Tomasz zawsze potrafił się opanować. Zupełnie, jakby dążył do jakiegoś celu i wszystko, co było pomiędzy nim a celem, przestawało być ważne. Albo jak gdyby zobaczył w życiu takie rzeczy, że kilka trupów więcej nie robiło na nim żadnego wrażenia.
– Co zrobił z ciałem? - zapytał.
Susłow rozejrzał się jeszcze raz, po czym ruszył w stronę drzwi w kącie pomieszczenia. Otworzył je z rozmachem. Za drzwiami była niewielka komórka. W jej wnętrzu na podłodze znajdowała się kolejna duża plama.
– Tu go wrzucił na kilka minut - powiedział do Tomasza. - Zanim skonał, pewnie po to, żeby nie przeszkadzał pod nogami.
W ścianie komórki była niewielka dziura. Wyszli z domu i obeszli go wokoło. Po drugiej stronie, na ziemi, znaleźli jeszcze trochę krwi. Idąc śladem kropli, dotarli do niedużego pomostu. Tu trop się urywał.
– Tu cumował łódkę.
– Gdzie jest ciało?
– Na dnie. Zobacz, jaka tu ławica małych rybek. Skocz no, powiedz tym z wioski, żeby wezwali ekipę śledczą, a ja się tu przez chwilę jeszcze rozejrzę.
Wilkowski pobiegł, a Susłow zawrócił do chatki. Rozglądał się uważnie, nie chcąc nic przegapić. Niewątpliwie stoczono tu bójkę. Świadczył o tym porzucony w kącie nóż rybacki i stłuczony talerz. Niestety nigdzie nie widać było nic, co mogłoby wypaść z kieszeni terrorysty. Nie sposób było także ustalić, kiedy rozegrał się ten krwawy dramat. Z przyzwyczajenia zajrzał na odchodnym do pieca. Leżało w nim sporo jakichś papierów, doszczętnie strawionych przez ogień. Ostrożnie, pomagając sobie pęsetą, zdjął najwyższy z nich. List. Słów nie dawało się odczytać, ale w nagłówku zachowała się nazwa miasta, z którego został wysłany. Kijów. Papiery poniżej były po prostu resztkami gazet. Rozległo się pukanie do drzwi. Odwrócił wzrok. W progu stali czterej policjanci. Pokazał im swoją legitymację i gestem wskazał plamę krwi. Wilkowski czekał już na zewnątrz.
– I co? - zapytał.
– Mamy w ręce jeszcze jedną nić. Miejmy nadzieję, że się nie zerwie.
– Ten strzępek gazety?
– Właśnie.
Wilkowski uśmiechnął się lekko.
„On wie jeszcze coś” - pomyślał jego szef. - "Tylko skąd i co to jest? Czyżbym coś przeoczył? I dlaczego nic nie mówi?”
• • •
15:28
Bibliotekarz był starszym mężczyzną o spojrzeniu oszołomionej światłem dnia sowy.
– „Przegląd"? Hm, tak, to nasza pieczęć. Zaraz sprawdzę.
Podreptał do magazynu. Wilkowski rozglądał się ukradkiem po czytelni. Pod ścianami, na regałach, stały setki książek. Pośrodku, przy stole, siedzieli studenci. Czytali, robili notatki. Wiosenna sesja egzaminacyjna była niedaleko. Wrócił bibliotekarz. Miał w ręce najnowszy numer. Otworzył go i zaklął cicho. Ze środka numeru ktoś wyrwał kilka kartek.
– Barbarzyństwo - powiedział.
– Czy macie tu jakiś rejestr czytelników? - zapytał Susłow.
– Tak, oczywiście, zapisujemy numery indeksów i nazwiska korzystających. Zaraz sprawdzę, kto zacz…
Otworzył grubą księgę i zaczął ją kartkować.
– Mam. Ihor Semenowicz Bezrodnyj.
Brwi Susłowa uniosły się do góry.
– Mieszka przy Pocztowej? - upewnił się.
– Tego nie wiem - bibliotekarz rozłożył bezradnie ręce. - Nie mamy ich adresów.
– Czy możemy zobaczyć inny egzemplarz tego pisma? Chcemy sprawdzić, czego brakuje.
– Obawiam się, że nie dysponujemy. Ale mam gdzieś zapisany adres redakcji.
Po chwili wyszli z biblioteki nieco mądrzejsi, niż byli wchodząc.
– Co robimy? - zapytał Tomasz. - Mamy podwójny ślad. Idziemy do redakcji czy pogadać z tym, który się wpisał?
Szef poskrobał się po głowie.
– Redakcja nie zając, nie ucieknie. Jest trzecia godzina. Myślę, że trzeba wpaść na Pocztową. Złapmy dorożkę.
Złapali.
– Może mi pan teraz wyjaśnić, dlaczego poszliśmy tropem tego Bezrodnego, zamiast prosto do redakcji?
– No cóż. Aby skorzystać z biblioteki, ten cały Sawinkow posłużył się indeksem swojego kumpla lub wysłał go, powinienem był pokazać bibliotekarzowi fotkę. Nu nic. W takim przypadku Bezrodnyj może nam powiedzieć, gdzie akurat siedzi, albo możliwe, że mieszka u niego w gościnie.
– Zna pan jego adres. Dlaczego?
– Nasz drogi przyjaciel jest wojującym anarchistą. Prowadziliśmy niedawno jego dyskretną obserwację.
– Jeśli jest anarchistą, to dlaczego jeszcze studiuje? Powinien dostać wilczy bilet.
– Błędne rozumowanie. Widzisz, Tomaszu, jeśli postudiuje jeszcze trochę, to może zmądrzeje na tyle, aby dostrzec bezsens ideologii anarchistycznej. Ale oto i jesteśmy.
Twarz Tomasza na chwilę przybrała wyraz żalu i politowania.
• • •
15:42
Wysiedli przed wysoką, obskurną kamienicą czynszową. Przeszli przez bramę na podwórze. Kamienica wyglądała fatalnie. Ściany obłaziły z tynku. Część szyb zastąpiono płatami tektury lub gałganami. W powietrzu niosła się woń kurzu, stęchlizny i dawno nie sprzątanych wychodków. Weszli w drzwi w kącie podwórza. Schody, prowadzące na wyższe kondygnacje, trzeszczały i uginały się złowrogo pod ich nogami. Wreszcie dotarli na poddasze. Susłow wyciągnął z kieszeni rewolwer.
– Oto plugawa siedziba czterech albo pięciu anarchistów - powiedział. - W razie czego strzelamy bez ostrzeżenia.
Wilkowski wyciągnął swój pistolet i odbezpieczył go. Agent nacisnął klamkę i wpadli do wnętrza. Włosy podniosły im się na głowie. W sporej izbie ktoś, zapewne główny lokator mieszkania, urządził sobie małą fabryczkę. Wszędzie stały blaszane miski z różnymi odczynnikami chemicznymi. Poniewierały się ogniwa elektryczne i kostki gotowych produktów. Trotyl, dynamit, amonit, bawełna strzelnicza. Lokator też tu był. Stał w niewymuszonej pozie, trzymając w ręce butelkę z oleistożółtą zawartością.
– Nitrogliceryna - ostrzegł.
Susłow zignorował go zupełnie.
– Gdzie jest Borys Sawinkow? - zapytał, idąc spokojnie w stronę studenta.
– Nie podchodź, bo zginiemy wszyscy.
Uśmiechnął się, a potem walnął studenta w twarz. Ten uderzył o ścianę, gubiąc śmiercionośną butelkę. Naczynie poleciało w stronę podłogi.
„Teraz umrę” - pomyślał Tomasz.
Zacisnął zęby. Nie chciał umierać. Butelka upadła i nic się nie stało. Odetchnął z ulgą. Jego pryncypał właśnie skuwał anarchiście ręce na plecach.
– Idź naprzeciwko do sklepu Jelisejewów. Zatelefonuj i wezwij ekipę śledczą - polecił.
– To nie była nitrogliceryna - wykrztusił z siebie.
– Tu ma miskę tartych kartofli - szef wskazał na blaszaną miskę, stojącą na stole. - A tam jest patelnia.
Faktycznie, na ławie pod ścianą stał prymus, a na nim nieduża, pogięta patelnia.
– Właśnie chciał sobie smażyć obiad, gdy go naszliśmy. Pamiętaj o patrzeniu.
– Olej do kartofli!
– Właśnie. Kolorem się nie różni.
Tomasz wyszedł, a Susłow popatrzył uważnie na swojego jeńca.
– No to zeznawaj.
– Co mam zeznawać?
– Wszystko, co wiesz o Sawinkowie.
– Nic nie wiem.
I wtedy agent niespodziewanie spostrzegł, że popełnił błąd. Na stole stały dwa talerze. Okno wychodzące na dach nie było zamknięte.
– Obezjajec! - wrzasnął na studenta.
Pchnął go na ziemię i otworzywszy z rozmachem okno, zaczął gramolić się na dach. Wypełzł już połową ciała, gdy go zobaczył. Rozpoznał od razu. Twarz była uderzająco podobna do twarzy na zdjęciu, które pokazywał setkom ludzi. Terrorysta Borys Sawinkow stał koło komina, piastując w dłoniach niewielką paczkę.
– Zapalnik kwasowy - powiedział spokojnie. - Jeśli sięgniesz po broń, upuszczę to. Dach i dwa piętra niżej pójdą do wymiany.
Przez umysł agenta przemknęła myśl. Trzy sekundy. Trzy sekundy mijały od chwili uderzenia bomby o bruk, czy na co tam została rzucona, do momentu wybuchu. Jeśli mu się uda… Ulica, gdy przyjechali, była pusta. Teraz mógł nią biec Tomasz. Mogły przechodzić dzieci. Jeśli strzeli, Sawinkow upuści bombę. Bomba stoczy się po płaszczyźnie dachu i runie w dół. Na stoczenie się zużyje co najmniej dwie sekundy. Wybuch nastąpi już na zewnątrz. Nad ulicą. Popatrzył w złośliwe oczy terrorysty.
– I co, poświęcisz kumpla? - zaciekawił się.
– Burżuazyjna etyka. Rewolucja nie zna ceny życia - prychnął pogardliwie ścigany, po czym rzucił paczkę, kryjąc się za kominem.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Sprawa Filipowa, cz. 2
— Andrzej Pilipiuk

Tegoż twórcy

Zbierając okruchy przeszłości
— Wojciech Gołąbowski

O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
— Wojciech Gołąbowski

Ani śmieszno, ani straszno
— Wojciech Gołąbowski

Krótko o książkach: Nie jedzcie bajkowych kucyków
— Wojciech Gołąbowski

Dwupak tematyczny: Bez trzymanki
— Wojciech Gołąbowski

Kram z pomysłami
— Agnieszka Szady

Esensja czyta: Wrzesień 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Mała Esensja: Dziennik, czyli co zjadłem dziś na śniadanie i dlaczego podrapałem się za lewym uchem
— Jakub Gałka

Wyższe stadia stanu podgorączkowego
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.