Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Pilipiuk
‹Sprawa Filipowa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Pilipiuk
TytułSprawa Filipowa
Gatunekhistoryczna, sensacja, SF

Sprawa Filipowa, cz. 1

Andrzej Pilipiuk
« 1 2 3 4 5 »

Andrzej Pilipiuk

Sprawa Filipowa, cz. 1

Bomba odbiła się od dachu i poleciała w dół. Nim doleciała do ziemi, Nikifor z rewolwerem już biegł do góry po potrzaskanych dachówkach. Eksplozja zatrzęsła budynkiem. Rozległ się charakterystyczny odgłos pękających szyb. Podmuch obalił go na dachówki, ale nie ześlizgnął się. Potrząsnął głową i wspinał się dalej. W chwili, gdy dotarł do komina, padł pierwszy strzał. Kula wyłupała kawałek cegły. Ukrył się, przywierając plecami do muru. A potem wychylił się i wystrzelił trzy razy. Zobaczył, jak ścigany znika w klapie prowadzącej zapewne na strych sąsiedniego skrzydła domu. Wypalił kilkakrotnie, ale wróg już zniknął. Nawet się nie ostrzeliwał. Zaklął pod nosem i ruszył kłusem po spadzistym dachu w stronę klapy. Niespodziewanie zobaczył, jak dachówki falują. Chwilę później dach wybrzuszył się, a  inspektor runął w wypełnioną ogniem i kawałkami desek czeluść. Zdążył jeszcze zabezpieczyć rewolwer.
Gdy doszedł do siebie, leżał na podwórzu. Klęczał koło niego lekarz.
– No, nareszcie - powiedział, a potem wstał i poszedł gdzieś.
Susłow uniósł głowę. Tomasz podszedł do niego.
– Co się stało? - zapytał ranny.
– Coś wybuchło. Poraniło ludzi na ulicy. A potem wybuchło drugi raz i zniosło dwa ostatnie piętra tego skrzydła kamienicy. Pozostałe skrzydła nadają się do rozbiórki.
– Ofiary w ludziach?
– Jedenastu zabitych. Policja jest już w drodze. Ekipa poszukiwawcza też. Wezwałem.
– Ranni?
– Ponad trzydzieści osób.
Jego twarz pozostała nieruchoma. Gdy mówił o zabitych i rannych nie odmalowało się na niej współczucie, emocja, nic…
– Popełniłem błąd. Sawinkow wyszedł na dach. Ten zafajdany anarchista odwracał tylko uwagę. Na stole były dwa talerze. Przyganiałem ci, że nie umiesz patrzeć, a sam… Ech. Parszywe życie. Szkoda ludzi.
– Ale co się stało?
– Zachowałem się jak ostatni idiota. Wyszedłem na dach za Sawinkowem. Wtedy ta swołocz zdetonowała pierwszą bombę z brzegu. Znaleźliście ciało?
– Tylko jakieś ochłapy. I strzęp kurtki. Z kieszeniami.
Susłow walcząc z bólem, spróbował usiąść, ale lekarz oderwał się od oczyszczania rany jakiegoś chłopca leżącego obok i pchnął go na ziemię.
– Proszę leżeć. Jest pan ranny w plecy.
– Pokaż tę kurtkę - poprosił.
Tomasz podał mu.
– Wisiała na wiązaniu dachowym. Pomyślałem, że może coś w niej będzie.
Dłonie rannego szefa zręcznie wybebeszyły kieszeń. Wydobył z niej kartkę papieru. Był na niej zamazany rysunek wykonany ołówkiem i dopisek.
Potrzeba dwadzieścia kilo
Antonow
– Popełniliśmy właśnie kolejny błąd - powiedział. - Jak sądzisz, co robili ci dwaj spryciarze w chwili, gdy ich nakryliśmy?
– No, szykowali bombę. Mieli takie różne w miskach. A jedna leżała koło stołu, no nie?
– Nie. Oni rozbierali bomby.
– Po co?
– Sawinkow chce zrobić dziurę w czymś. Potrzeba mu do tego dwadzieścia kilo trotylu. I towarzysz Antonow, najlepszy spec od materiałów wybuchowych, jaki chodzi po naszej ziemi…
– Sprawdzę, gdzie mieszka…
– To pseudonim. Towarzysz Antonow. Tylko Sawinkow jest na tyle obłąkany, że pozwolił, abyśmy poznali jego prawdziwe nazwisko. Za to używa lewych papierów.
Na podwórze weszło kilku policjantów z wydziału dochodzeniowo - śledczego. Susłow podniósł rękę i pomachał na nich.
– Będę składał zeznania - powiedział do swojego podkomendnego. - Ty tymczasem zajmij się dalej śledztwem. Zluzuj Akimowa. W kwiaciarni znajdziesz posłańca. Masz tu dziesięć rubli na koszta operacyjne. Będziesz wiedział, co robić?
– Tak. Śladem Sawinkowa, jeśli ktoś go widział. Wszystkich stójkowych z okolicy mam przed kamienicą. Rozpytam. Ponadto redakcja. Z centrali zdobędę zdjęcie Antonowa.
– Gdybyśmy mieli jego zdjęcie, to byłoby aż zbyt pięknie. Zabierz raczej aparat fotograficzny. Weź mój, Karl Zeiss. Jest najlepszy, nawet car takiego używa. Może uda ci się uzupełnić tę lukę. W drogę.
Dotknął ręką czoła podwładnego, jakby mu błogosławił. Ledwie tamten poszedł, podeszli do niego mundurowi. Lekarz pomagał ładować rannych do konnego ambulansu, a on składał zeznania, leżąc na ziemi. Błoto pod jego plecami stawało się coraz bardziej czerwone od krwi, a potem lekarz mógł się nim wreszcie zająć i zaszył ranę.
• • •
16:34
Akimow i Wilkowski szli gorącym śladem. Pół godziny temu, dwadzieścia minut temu Sawinkowa zapamiętano. Biegł w rozpiętym czarnym płaszczu. A potem się go pozbył. Gdy piętnaście minut przed ich nadejściem wsiadał do dorożki numer pięćdziesiąt sześć, nie miał już płaszcza.
– No to jesteśmy w kropce - powiedział Akimow. - Dorożki nikt nie zapamiętuje.
– Trzeba pomyśleć, co zrobiłby szef na naszym miejscu. Aha, już wiem. Jeden z nas pójdzie do najbliższego cyrkułu i sprawdzi, do kogo należała ta dorożka. Potem trzeba odnaleźć jej zwykły postój, poczekać, aż wróci, i wypytać. Możesz się tym zająć?
– Dobrze. A ty?
– Poszukam płaszcza. Musiał go gdzieś tu ukryć.
– To jak szukanie igły w stogu siana.
– No co ty. Szedł ulicą. Mógł zakręcić w najwyżej pół tuzina bram. W większości są szwajcarzy. Nie wpuściliby go, a przynajmniej zapamiętaliby jego wredną mordę. Musiał upchnąć go gdzie indziej. W załom muru. Gdziekolwiek.
– Ciekawe, dlaczego w ogóle się go pozbył.
– Dowiemy się, jeśli go znajdę. Prawdopodobnie chciał zmienić swój wygląd, aby utrudnić nam pościg. Ale mógł go na przykład czymś zachlapać. Tak czy siak, coś mógł w pośpiechu zostawić w kieszeni.
– Dobrze. Ruszam do cyrkułu.
Pobiegł, a Tomasz ruszył powoli z powrotem. Przypatrywał się mijanym śmietnikom i bramom. Niespodziewanie wypatrzył świeżo wybite okienko piwniczne. Zakręcił w bramę. Ten dom był nieco podrzędniejszej kategorii. W bramie stał tylko cieć. Tomasz błysnął odznaką.
– Chciałbym rzucić okiem na wasze piwnice.
– Ależ panie naczelniku - zaprotestował cieć. - Tu nie może być nic takiego. Pilnuję.
Ale już wygrzebał klucz. Gwizdnął. Przybiegł jego syn.
– Popilnuj - polecił mu, a sam z agentem ruszył do piwnic.
Wilkowski bez wahania wybrał korytarz i niebawem znalazł się w sporej pralni. To jej okna wychodziły na ulicę. Jedno było wytłuczone. Płaszcz, zwinięty w kłębek, leżał na ziemi. Wyszedł z piwnicy, trzymając go pod pachą. Wyjął z kieszeni zegarek i popatrzył na niego uważnie. Doszedł do wniosku, że powinien zdążyć. Zamachał ręką na dorożkę.
– Do cyrkułu - polecił.
– Wedle rozkazu. Do którego?
– Do najbliższego.
• • •
16:53
Dotarł na czas. Josif Akimow właśnie wychodził.
– I co się dowiedziałeś? - zapytał.
– Nie wiedzą, jak się nazywa. Spis powinienem dostać w zarządzie gildii dorożkarzy.
– To oni mają swoją gildię? -zdziwił się Tomasz.
– Widać mają. Mam ich adres. Ale najczęściej zatrzymuje się na postoju dwie ulice stąd.
– W drogę.
– Widzę, że znalazłeś płaszcz?
– Tak. To nie było trudne. Zaraz obejrzymy go dokładniej.
Dorożka jeszcze nie wróciła z kursu. Postanowili na nią zaczekać. Siedli na ławce koło postoju i zaczęli bebeszyć kieszenie znaleziska. W kieszeniach były różności. Pomięte bilety z kinematografu i fotoplastikonu. Pobrudzona chustka do nosa, kawałek drutu oraz portfel. W portfelu były dwa tysiące rubli.
– Cholera - powiedział Wilkowski. - Aż mam ochotę zdezerterować.
– A ja raczej mam ochotę zostać rewolucjonistą. Jeśli taki może wyrzucić z kurtką tyle, ile zarobimy przez sześć lat…
– Czekaj. Cholera, znowu daliśmy się wrobić.
– Jak to?
– Jak myślisz, dlaczego on to tam rzucił?
– Nie wiem.
– A ja sądzę, że to nie był przypadek. To są pieniądze dla kogoś.
– Dlaczego nie wręczył osobiście?
– Nie chciał naprowadzać policji na trop…
Z bocznej kieszonki portfela wyłuskał kartkę papieru.
Trotylu nie będzie. Melina spalona. Bezrodnyj nie żyje. Uruchom swoje kontakty. Spotkamy się o dwudziestej przy moście.
B.S.
– Jasna cholera - zaklął.
– Zawaliliśmy sprawę - zmartwił się Josif. - A może by podrzucić to na miejsce? Tamten znajdzie i…
Ilustracja: <a href='mailto:katarzyna.oleska@gmail.com'>Katarzyna Oleska</a>
Ilustracja: Katarzyna Oleska
– Hmm, zdobędzie trotyl, coś wysadzą w powietrze. Zginą ludzie. Myślę, że wrócić tam trzeba tak czy siak. Zaczaić się na tego, co zejdzie to odebrać, a potem zapolować o dwudziestej przy moście na Sawinkowa.
– A dorożka?
– Popatrz, właśnie jedzie.
Dorożkarz zatrzymał się na końcu ogonka i, zgramoliwszy się na dół, dał koniom owsa. Poklepywał je właśnie po szyjach i coś do nich gadał, gdy wyrósł mu tuż za plecami Wilkowski.
– Można parę pytań? - zapytał błyskając odznaką.
– Dlaczego by nie? Nie mam nic do ukrycia.
Tomasz wyłowił z kieszeni zdjęcie. Zaczynało się już wycierać.
– Poznajecie tego człowieka? - zapytał.
– Musi co tak. Wiozłem go dziesięć minut nazad.
– A dokąd?
– Do takiego małego hotelu niedaleko - powiedział dorożkarz.
– Jedź tam - polecił Wilkowski Josifowi. - Wezwij posiłki i zrób ścisłą rewizję całego budynku. Obsadźcie dachy. Uważajcie, może być uzbrojony. Ba, na pewno jest uzbrojony. A ja zajmę się tym cholernym portfelem w piwnicy.
– Dobra. Jak się spotkamy?
– Myślę, że skończysz pierwszy. Chociaż nie. Spotkajmy się po prostu tutaj.
– Zgoda.
Zawrócił do kamienicy, którą niedawno opuścił. Otworzył okienko do pralni i wykorzystując chwilę, gdy na ulicy nikogo nie było widać, wślizgnął się do środka. Rzucił płaszcz na ziemię i przyczaił się za drzwiami. Niklowana lufa rewolweru zalśniła ponuro. Z kieszeni wyjął maleńką książeczkę w języku rosyjskim. Wydrukowano ją na papierze cieńszym niż bibułka papierosowa. Książeczka miała pięćset stron i nosiła budujący tytuł: „Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (Bolszewików), Tom I, 1883 - 2007”. Odszukał w indeksie, na których stronach wspomniano o Antonowie. Niebawem znalazł stosowny ustęp. „W latach 1902 - 1907 towarzysz Antonow ukrywał się w konspiracyjnym mieszkaniu”. Poniżej był adres. Nazwa ulicy i numer domu zgadzały się. Wilkowski poczuł, jak strużka potu spływa mu po plecach.
„Zabije mnie tutaj - pomyślał. - I nadal będzie tu mieszkał. Akimow też zginie. On wiedział. Chyba, że historia jest płynna. Wówczas…”
• • •
17:17
Dwudziestu policjantów otoczyło hotel. Trzech przyczaiło się na dachach okolicznych domów. Mieli w razie czego strzelać do tych, którzy spróbują ucieczki górą. Akimow wraz z dziesięcioma policjantami wpadł do środka. Nikt nie stawiał oporu.
– Gdzie zatrzymał się ten człowiek? - agent pokazał fotkę recepcjoniście.
Ten obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
– Pokój dwadzieścia trzy - powiedział spokojnie. - Czy mogę zobaczyć nakaz?
Akimow pokazał mu figę lewą ręką (w prawej trzymał rewolwer). Ruszyli biegiem po schodkach. Pod drzwiami numeru byli po chwili.
– Pukać? - zapytał jeden z policjantów.
– Wywalamy od razu. W razie czego strzelać.
Drzwi wypadły dopiero po którymś z kolei uderzeniu. Wpadli do środka. Był pusty. Josif zaklął. W pokoju najwyraźniej dopiero co ktoś przebywał. Na łóżku leżała świeża gazeta, otwarta na stronie z ogłoszeniami. Na krześle zrudziała czapka. Spod poduszki wydobyli nabity rewolwer. Jednak mieszkańca nie było. I tylko nieład w pomieszczeniu wskazywał, że ptaszek wyfrunął z klatki w strasznym pośpiechu, zostawiając nawet jeden kapeć.
– I co dalej? - zapytał jeden z gliniarzy.
– Ścisła rewizja! Nie mógł przecież opuścić budynku. Sprawdzić kible, piwnice i wszystkie pomieszczenia.
Rewizja trwała kilkanaście minut. Nie znaleziono nikogo, kto odpowiadałby rysopisowi poszukiwanego. Akimow nie krył rozczarowania.
– Musiał spostrzec nas przez okno i uciec od tyłu. Szukaj wiatru w polu. Trudno, jesteście panowie wolni.
Wyszedł z hotelu i ruszył na postój dorożek.
• • •
Sawinkow odetchnął z ulgą i rozluźnił uchwyt. Walizka z dynamitem ugniatała go w kark. Zsunął się przewodem kominowym i po chwili wylazł z kominka. Wydobył walizkę. Założył kapeć na tę nogę, która była bosa.
– Partacze - powiedział pod adresem nieobecnej już ekipy. Zauważył, że zabrali gazetę i prawie wszystkie jego rzeczy. Zaklął pod nosem. Nie miał czasu czyścić ubrania z sadzy. Przeszedł na drugą stronę korytarza i wytrychem otworzył drzwi od sąsiedniego numeru. Mieszkańca pokoju nie było akurat w domu. Przywłaszczył sobie jego koszulę i marynarkę. Spodnie okazały się być trochę przykuse. Wymknął się od tyłu.
• • •
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Sprawa Filipowa, cz. 2
— Andrzej Pilipiuk

Tegoż twórcy

Zbierając okruchy przeszłości
— Wojciech Gołąbowski

O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
— Wojciech Gołąbowski

Ani śmieszno, ani straszno
— Wojciech Gołąbowski

Krótko o książkach: Nie jedzcie bajkowych kucyków
— Wojciech Gołąbowski

Dwupak tematyczny: Bez trzymanki
— Wojciech Gołąbowski

Kram z pomysłami
— Agnieszka Szady

Esensja czyta: Wrzesień 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Mała Esensja: Dziennik, czyli co zjadłem dziś na śniadanie i dlaczego podrapałem się za lewym uchem
— Jakub Gałka

Wyższe stadia stanu podgorączkowego
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.