Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka ‘Achika’ Szady
‹Na krętym szlaku›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka ‘Achika’ Szady
TytułNa krętym szlaku
OpisAkcja opowiadania rozgrywa się w kilka miesięcy po wydarzeniach opisanych w „Drugiej stronie Mocy”. Rosnące w siłę Imperium ściga pozostałych jeszcze przy życiu rycerzy Jedi i bezlitośnie tępi wszelkie próby oporu przeciwko nowemu porządkowi…
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Na krętym szlaku – część 2

« 1 4 5 6

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Na krętym szlaku – część 2

Na wszelki wypadek zatoczyli spore koło, aby wejść do miasta od innej strony, niż wczoraj z niego uciekli. Natrafili na rzekę i ukryli śmigacz pod jej urwistym brzegiem. Las podchodził tutaj bliżej, więc marsz do granic zabudowy był nieco krótszy, niż się spodziewali, ale i tak zanim dotarli Nessie miała wysoką gorączkę i zastanawiała się, czy aby nie przeceniła swoich sił. Ciągle poprawiała opadającą jej z ramion kurtkę Cran – swoją musiała zostawić, nie byłoby bezpiecznie paradować wśród ludzi w zakrwawionym ubraniu.
Mieli nadzieję, że trafią na jakiś publiczny grawiter, ale chyba informacja z radia o przywracaniu normalnego ruchu była przesadnie optymistyczna. Ulice były puste, nieliczni przechodnie przemykali nerwowo pod ścianami, a większość pojazdów należała do patroli policyjnych.
Nessie zwolniła kroku, ocierając pot z czoła. Powietrze było duszne i ciężkie, jak przed burzą, a snujące się wciąż nad miastem chmury dymu nie ułatwiały oddychania. Potknęła się, niemal wpadając na Cranberry.
– Nes, co tobie?
– Chyba muszę usiąść – powiedziała rwącym się głosem.
– Myślałem, że on ma na imię Nina – odezwał się Mattis.
– I lepiej, żebyś nadal tak myślał – odparła bardzo sucho Cran, podtrzymując przyjaciółkę w pół.
Przysiedli na niskim murku otaczającym trawnik przed jakąś instytucją. Nessie przygarbiła się, schowała twarz w dłoniach. Cranberry pochyliła się w jej stronę, obejmując ramieniem, tak, aby z daleka wyglądało, jakby były pogrążone w rozmowie; w rzeczywistości jednak czujnym spojrzeniem spod rzęs lustrowała całą ulicę. Mattis siedział obok nich sztywno, z miną, która wyraźnie wskazywała, że wolałby być tysiąc kilometrów stąd. One, prawdę mówiąc, też by wolały.
Kolejny przejeżdżający patrol zatrzymał się tuż przy nich.
– Dokumenty poproszę – dowódca wyskoczył na chodnik i stanął tuż przed nimi. Posłusznie podali mu swoje karty tożsamości. Wsunął je do czytnika.
– Hmm…. Korelia… Chandrilla… i Korelia… dosyć daleko od domu zawędrowaliście, może wyjaśnicie, dlaczego?
– No… tak sobie, na wycieczkę – Cranberry niepewnie wzruszyła ramionami, po czym dodała w natchnieniu – Chcieliśmy odwiedzić jedną znajomą, ale chyba się wyprowadziła.
– Taak, tak – mruknął najwyraźniej niezainteresowany porucznik i machnął ręką na swoich ludzi. – Dobra, przeszukać ich i lecimy dalej.
Nessie poczuła, jak palce Cran zaciskają się na jej ramieniu.
– Nie musicie nas przeszukiwać.
Żołnierz zatrzymał się w pół ruchu, lekko zdezorientowany.
– Jedźcie dalej.
Wskoczyli do śmigacza i po chwili zniknęli w perspektywie ulicy. Mattis gapił się na całą scenę jak zaczarowany. Cranberry nie zwracała na niego uwagi. Dziwne, tym razem zupełnie nie odczuła tej podszytej obrzydzeniem przyjemności, jaka zawsze towarzyszyła jej przy manipulowaniu umysłami innych. Zupełnie. Po prostu zrobiła coś, co w danej chwili musiała, żeby ocalić siebie i innych. Już nie miała, jak zawsze przedtem, wrażenia, że stąpa po bardzo cienkiej krawędzi, za którą czai się przepaść.
– Dobra, pojechali już, możemy iść. Odpoczęłaś już? Nessie?… Nessie?
Nessie zemdlała.

Seti i Zeloe dotarli do portu zupełnie nie legitymowani. Dla postronnych osób mogli wyglądać niczym ojciec z córką; ewentualnie jak facet podrywający dużo młodszą od siebie panienkę, ale obyczajówka miała w tych dniach pilniejsze zajęcia.
Przy bramie na lądowisko po raz pierwszy ich sprawdzono.
– Kartę tożsamości poproszę… tak… to pana miotacz?
– Mam na niego pozwolenie – odparł Seti bez zmrużenia oka. Istotnie, w dokumentach miał wpisany zawód: łowca nagród. Kontrolujący urzędnik skrzywił się z niechęcią, ale machnął ręką.
– Przechodzić. Starty są wstrzymane do odwołania, ale na statku możecie sobie posiedzieć, czemu nie.
Pilnujący wyjścia policjanci oddziałów specjalnych ze znudzonymi minami przepuścili ich bez słowa. Seti zdziwił się trochę, ale doszedł do wniosku, że skoro sprawcami zamieszek są miejscowi, to władze nie potrzebują zatrzymywać wszystkich cudzoziemców.
Byli kilkanaście metrów od budynku, kiedy przy bramce dla pojazdów wybuchła jakaś wrzawa. Seti obejrzał się: wojskowy śmigacz leciał pełnym gazem na nich. Drgnął cały, ręka sama skoczyła mu do kolby miotacza, ale w tej chwili zobaczył policjantów strzelających do pojazdu, a w sekundę później rozpoznał postać za kierownicą.
– Szybko!! – Cranberry przyhamowała tylko na tyle, żeby mógł wrzucić na siedzenie pokwikującą Zeloe; sam wskoczył w biegu. Z absolutnie niedozwoloną prędkością przemknęli przez lądowisko i zatrzymali się przy statku.
– Otwieraj! – rzuciła Cran w stronę Zeloe, pomagając wysiąść Nessie, bladej, mokrej od potu i ze szklistym spojrzeniem. Córka gubernatora posłusznie rzuciła się wstukiwać kod do zamka, Seti oparł się o burtę śmigacza i zaczął strzelać do zbliżających się żołnierzy.
Wpadli na pokład, zatrzasnęli za sobą drzwi. Cranberry popędziła do kokpitu.
– Seti, chodź tu, znasz się na nawigacji? Prędko, ustalaj skok. Co? Nieważne gdzie, potem się skoryguje.
Nessie opadła na najbliższy fotel, trzymając się za zraniony bark i nie próbując już nawet ukryć, jak bardzo ją boli. Zeloe przypadła do Mattisa.
– Co wyście zrobili?
– Nie wiem, najpierw zatrzymał nas patrol i wtedy ona coś im takiego zrobiła, że od razu sobie poszli… a potem ona zemdlała… i wtedy przyleciał następny patrol i ona tylko powiedziała, żeby nam dali swój śmigacz… a oni zaraz wysiedli, i przylecieliśmy tutaj – raportował lekko roztrzęsiony chłopak, kiwnięciami głowy wskazując raz Cranberry, raz Nessie. – Nikt nas nie zatrzymywał, bo to wojskowy pojazd, dopiero tu, w porcie… Prawie staranowaliśmy szlaban… i dwóch strażników na dodatek…
Wycie rozgrzewających się silników przybrało na sile i „Kryształowa gwiazda” oderwała się od ziemi. Cranberry z zawziętą miną przesuwała kolejne dźwignie i przyciski, Seti niewprawnie acz starannie wprowadzał do komputera nawigacyjnego odpowiednie współrzędne.
– Polecimy na Ecthelion, może być? Tam też powinien być ktoś z naszych.
– Daleko to?
– Jakieś osiem do dziesięciu godzin.
– Nie ma nic bliżej? – Cranberry ujęła stery, startując niemal pionowo. Statek wydawał się poruszać przeraźliwie wolno.
– Sprawdzę… O cholera, chyba nas chcą zestrzelić!
Na monitorach bocznych było widać zbliżające się szybko myśliwce obrony przeciwlotniczej. Błysnęły strzały z działek: nikt nie zawracał sobie głowy wezwaniami do lądowania.
– Że też nigdy nie możemy z żadnej planety wystartować normalnie – westchnęła Cran, manewrując statkiem tak, aby unikać trafienia.
– Wystartowaliśmy normalnie z Chandrilli i z Anoatu. Na to półrocze limit już wyczerpany – odezwała się ze swojego miejsca Nessie. Oddychała ciężko i nierówno, ale poza tym wydawała się przytomniejsza. Skrzywiła twarz w grymasie mającym naśladować uśmiech.
Wyszli z atmosfery, wciąż z myśliwcami na ogonie.
– Daleko jeszcze do wyjścia z pola? – zadała Cran sakramentalne pytanie. Niezbyt potrzebnie, bo jako doświadczony pilot i nawigator sama doskonale wiedziała, że daleko.
– Jakieś dwa i osiem dziesiątych.
Celny strzał zachybotał statkiem. Potem drugi.
– Deflektory długo nie wytrzymają – zauważył Seti.
Cranberry przygryzła wargi. Pod nimi, w płaszczyźnie niemal równoległej do ich lotu znajdował się pierścień planety. Tysiące zabójczych brył skalnych. Tylko samobójca mógłby tam wlecieć z własnej woli.
Pierścień był znacznie bliżej, niż granica strefy możliwej do wejścia w nadprzestrzeń.
Salwa z działek myśliwca niemal otarła się o kabinę.
Cran zacisnęła dłonie na sterach i na moment przymknęła oczy. Potem zdecydowanym ruchem skierowała statek w dół.
– Co robisz?? – krzyknął Seti, widząc rosnące w oczach na monitorze kłębowisko asteroidów.
– Uciekam przed pościgiem.
Na desce rozdzielczej zabrzęczał alarm, uruchomiony zdalnie przez automatyczne boje. Cranberry wyłączyła go. Zeloe i Mattis nic nie mówili. Być może zagrożenie nie w pełni do nich docierało.
Seti obejrzał się w stronę drugiej Jedi. Siedziała skulona w fotelu, wciąż trzymając się za obojczyk, i wychylona do przodu uważnie wpatrywała się w monitory. Spojrzenie miała czujne, ale spokojne.
Bryły skalne przesłaniały już cały przedni ekran.
Cran wzięła głęboki oddech i wprowadziła statek prosto w skalne rumowisko. Kamienie leciały na nich jak grad. Mniejsze odbijały się od pól ochronnych, większe omijali, niekiedy niemal o włos. Cranberry posykując przez zęby rozpaczliwie manewrowała sterami.
Nessie odpięła pasy i wstała z miejsca, powolnymi ruchami, ale pewnie. Stanęła za fotelem Cran, położyła dłonie na jej ramionach. Seti miał wrażenie, że w kabinie wszystko zamarło, nikt się nie poruszał, nie słychać było oddechów, nawet samo powietrze jakby stanęło. Zupełnie, jakby czas przestał płynąć, ale przecież na ekranie wciąż było widać asteroidy mijające ich tak szybko, że rozmazywały się w oczach, czuł też wstrząsy uderzeń. Lecieli jakimiś obłąkanymi spiralami, wykonując niemożliwe do wykonania uniki i pętle; Seti w pewnej chwili nie wytrzymał i zamknął oczy, ale z zamkniętymi było jeszcze gorzej.
Rumowisko skał pomału rzedło, wreszcie skończyło się tak nagle, jak się zaczęło. Wylecieli w czystą przestrzeń, statek przestał dygotać, wszyscy odetchnęli jak uwolnieni spod zaklęcia. Czas z powrotem zaczął płynąć.
– Przygotować się do skoku – powiedziała Cranberry głosem jakby nieco odległym. – Siadaj, Nes. I… dziękuję.

EPILOG
Transportowiec wiozący żywność i dostawę broni wylądował w hangarze lądowiska rebelianckiej bazy „Wolność”. Nieliczni technicy przy pomocy robotów zajęli się rozładunkiem; na spotkanie wysiadającym wyszła tylko jedna osoba. Wysoki mężczyzna w płowej tunice, z rękami charakterystycznym gestem ukrytymi w rękawach.
Nessie z daleka pomachała mu ręką. Po kuracji w sprzyjającym Sojuszowi szpitalu na Ecthelionie była już z powrotem w doskonałej formie i patrząc na nią trudno byłoby zgadnąć, że w ogóle była ranna, ale wiedziała, że Qui-Gon i tak wie.
– Witajcie – uśmiechnął się i rozłożył ramiona, zagarniając je obie w ciepły, ojcowski uścisk. Cranberry boczyła się trochę, bo nie przepadała za czułościami, ale w końcu i ona przytuliła się. Objęli się wszyscy troje, korzystając z tego, że w hangarze mało jest świadków i mogą zachowywać się w sposób, który w pojęciu wielu nie przystoi rycerzom Jedi.
– Cieszę się, że już wszystko w porządku – żartobliwie potarmosił Nessie za kitkę. Potem przeniósł wzrok na Cranberry.
– Z tobą, widzę, też już w porządku – ujął ją pod brodę i popatrzył w oczy. – Nareszcie odnalazłaś własną drogę.
– Tak, mistrzu – powiedziała poważnie. – Może przez pewien czas szłam krętym szlakiem, ale teraz już zawsze będzie prosto. Zawsze.

KONIEC
koniec
« 1 4 5 6
1 listopada 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Baśń o trzech siostrach
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Żołnierzyki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Prima Aprilis: Odyseja ko(s)miczna
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiazdka Semiramis
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Kraina podwórek
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.