Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Gdzie woda czysta i trawa zielona›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułGdzie woda czysta i trawa zielona
OpisOpowiadania Kira Bułyczowa, osadzone w naukowo-magicznych realiach Wielkiego Guslaru, weszły na trwałe do kanonu popkultury nie tylko krajów rosyjskojęzycznych. Także i u nas doczekały się fanfików. Oto jeden z nich…
Gatunekhumor / satyra, SF

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona

« 1 2 3 4 8 »

Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona

2.
Było już dawno po zmroku, kiedy zdyszany i zziajany Korneliusz Udałow oparł rower o ścianę domu i pobiegł co sił w nogach do mieszkania profesora Lwa Chrystoforowicza Minca. Pukał i dzwonił, a potem walił pięściami w drzwi dobre pięć minut, zanim profesor łaskawie doczłapał do drzwi i otworzył niecierpliwemu gościowi. Profesor miał na sobie gustowny ciemnobrązowy szlafrok, a w ręku trzymał nienabitą jeszcze tytoniem mahoniową fajkę. Widząc poczerwieniałego na twarzy od wysiłku Udałowa, otworzył drzwi szerzej i niemal siłą wciągnął go do mieszkania i posadził na fotelu.
Korneliusz z trudem łapał oddech. Nie pomogła mu nawet szklanka zimnej wody, którą otrzymał od profesora. Minc tymczasem nabił fajkę i zaczął pykać. Po pokoju rozniósł się waniliowy aromat drogiego, angielskiego tytoniu. Jeszcze parę miesięcy temu wszyscy na osiedlu zastanawiali się, skąd tak nagle nie przywiązującego raczej wagi do dóbr doczesnych Lwa Chrystoforowicza stać było na palenie Dunhilla. Sprawa, podniesiona przez Ksenię, żonę Udałowa, na zebraniu rady mieszkańców, szybko się jednak wyjaśniła – profesor otrzymał kilkuletni zapas najlepszego tytoniu od swego angielskiego przyjaciela i uczonego, lorda Andrew Johna Wilesa, za pomoc w udowodnieniu wielkiego twierdzenia Fermata. Od tej pory nikt już Mincowi do fajki nie zaglądał, a ostatnią osobą, która miałaby na to jeszcze ochotę był sam Udałow.
– Musiało cię spotkać coś wyjątkowego – uznał Lew Chrystoforowicz, przyglądając się swemu wymęczonemu sąsiadowi.
– Nie tylko mnie – odparował Korneliusz, wreszcie dochodząc do siebie. I opowiedział profesorowi wszystko, czego był dzisiaj świadkiem nad brzegiem Gusi.
Minc słuchał i pykał fajeczkę, a kiedy już Udałow doszedł do końca opowieści, stwierdził jedynie filozoficznie:
– Wspólna chemia istnieje w całym wszechświecie.
I chociaż sąsiad profesora miał ogromną ochotę dowiedzieć się, co Lew Chrystoforowicz miał na myśli, nie śmiał zapytać. Musiało to być jednak coś niezwykle głębokiego.
– Pan uważa, profesorze, że oni mogli przybyć z innego wymiaru? – postanowił upewnić się Korneliusz.
– To chyba akurat nie byłoby dla ciebie żadną nowością – odparował Minc, spoglądając na Udałowa z pewnym wyrzutem. Gdy jednak tylko zaciągnął się waniliowym Dunhillem, przeszła mu irytacja i wrócił do swego normalnego, refleksyjnego nastroju. – Przyznam, że ostatnimi czasy zaczęło mnie to zastanawiać… – Korneliusz nie zdążył spytać, co tak bardzo zaprzątało ostatnimi czasy głowę profesora, ponieważ on sam pospieszył z odpowiedzią: – Dawno nikt nas nie odwiedził.
– Ale to są, jak sądzę, nieproszeni goście.
– Co cię tak w nich wystraszyło, Korneliuszu? – zainteresował się Minc. Wszystkiego bowiem mógł się spodziewać po Udałowie, ale nie tego, że przestraszą go przybysze z innego świata.
– Gdyby pan ich widział, Lwie Chrystoforowiczu. Byli tacy… – w tej chwili przypomniał sobie, że i dziewczyna na pomoście miała problem z opisaniem dziwnych przybyszów. – Byli tacy… – powtórzył i zatrzymał się dokładnie w tym samym miejscu.
– Nijacy? – przyszedł mu z pomocą profesor.
– Tak! I ta nijakość wydała mi się najbardziej przerażająca.
– Największe zło jest najbardziej banalne – stwierdził filozoficznie Minc i po raz kolejny zaciągnął się fajeczką. Korneliusz dostrzegł bruzdy na jego czole, co świadczyło o głębokim zamyśleniu. – Sami sobie nie poradzimy. Tu trzeba więcej głów – zawyrokował wreszcie Lew Chrystoforowicz.
Pół godziny później w mieszkaniu profesora zebrał się sztab kryzysowy. Do Minca i Udałowa dołączyli jeszcze Kola Gawriłow, Sasza Grubin i Froł Miszutin. Podejrzewająca kolejny wybieg męża Ksenia Udałowa też próbowała wkręcić się na zebranie, ale nie pozwolił jej na to zaskakująco stanowczy profesor. Stanął w drzwiach mieszkania i ryzykując zderzenie z rozjuszonym bykiem oznajmił rozwścieczonej kobiecie:
– Pani wybaczy, ale będziemy rozstrzygać o losach świata. Naszego świata. Obecność laików byłaby wielce niepożądana!
Ksenia poczerwieniała na twarzy i ponad głową profesora posłała wściekłe spojrzenie Korneliuszowi.
– Ile razy ratowałeś ten cholerny świat, nic dobrego z tego nie wychodziło. – Pogroziła mężowi pięścią, a na odchodne raczyła jeszcze dodać: – Jeśli poczuję od ciebie alkohol, bądź pewien, że wyrzucę z chałupy.
Gdy tylko drzwi mieszkania zostały zamknięte, mężczyźni odetchnęli z ulgą. Minc, wyczerpany walką, padł na fotel. Był tak wykończony, że kolejną fajkę musiał mu nabić Miszutin. Dopiero po kilku pyknięciach profesor doszedł do siebie i wspomagany przez Udałowa wyjaśnił wszystkim zebranym zaistniałą sytuację. Kola Gawriłow i Sasza Grubin potrząsali tylko ze zrozumieniem głowami, Froł słuchał natomiast bez ruchu z szeroko otwartymi z przerażenia ustami.
– I tak doszliśmy z Udałowem do wniosku, że nasze miasto, ba! nasz świat znalazł się w wyjątkowo niesprzyjającym położeniu – zakończył swój miniwykład Lew Chrystoforowicz.
Mężczyźni patrzyli po sobie, nie mając śmiałości przerwać złowróżbnego milczenia. Wreszcie odważył się na to Korneliusz.
– Jakieś propozycje? – rzucił zdawkowo.
Miszutin nieśmiało podniósł rękę do góry, a kiedy profesor pozwolił mu zabrać głos, wypalił:
– Moim zdaniem wcale nie jest tak źle. Należy ich jak najszybciej znaleźć i wywieźć do naszej bazy samochodowej…
– Po co? – nie wytrzymał Udałow.
– Tam mamy takie narzędzia, że przy ich pomocy wszystko z nich wyciągniemy.
Pozostali mężczyźni spojrzeli na Miszutina z politowaniem. Jego mina zaś zdawała się pytać: Co takiego znowu powiedziałem?
Napięcie sięgnęło zenitu. Sytuację rozładował dopiero Minc, stwierdzając:
– W jednym nasz przyjaciel na pewno miał rację. Trzeba ich jak najszybciej znaleźć!
– Ale gdzie ich szukać? – spytał Kola Gawriłow, bezradnie rozkładając ręce. – W tej chwili mogą być dosłownie wszędzie. Może nawet wyjechali z miasta…
– Nie po to tu przyjeżdżali, żeby od razu wyjeżdżać – zaoponował Korneliusz, a wciąż milczący Sasza Grubin po raz kolejny przytaknął ruchem głowy.
– Pomyślmy logicznie – wtrącił Lew Chrystoforowicz. – Niechciani, mówiąc eufemistycznie, goście mogli przybyć do Wielkiego Guslaru kilkoma drogami: koleją, autobusem, nawet samolotem. A jednak wybrali przeprawę tratwą przez rzekę. O czym to świadczy?
– To proste – odparł Miszutin, ciesząc się zapewne, że wreszcie będzie miał okazję powiedzieć coś mądrego. – Chcieli pozostać niezauważeni.
– Właśnie – ku własnemu zaskoczeniu poparł go Udałow. – Nie spodziewali się jednak, że nad rzeką będę ja – dodał z niekłamaną dumą. A w myśli dodał jeszcze: „Aż strach pomyśleć, co by się mogło stać, gdybym nie zachował należytej czujności” – nie znalazł jednak w sobie odwagi, aby powiedzieć to głośno.
Profesor Minc podniósł się z fotela i przemaszerował przez pokój z fajką w lewej ręce. Bardzo przypominał w tej chwili Wasilija Liwanowa, jednego z radzieckich odtwórców postaci Sherlocka Holmesa. Korneliusz pomyślał, że z przyjemnością odegrał przy Lwie Chrystoforowiczu rolę wiernego doktora Watsona.
– Zastanówmy się lepiej, dokąd mogli pójść znad przystani – sprowadził rozmowę na właściwy tor Kola. – Zakładając oczywiście, że nie chcieli za bardzo rzucać się w oczy.
Minc pyknął fajeczką i stwierdził autorytatywnie:
– Widzę tylko jedno rozwiązanie.
– Jakie? – cztery pary oczu wbiły się w profesora jak samurajskie miecze.
– W miejsce, w którym ich nietypowy ubiór nie rzucałby się tak bardzo w oczy i nie drażnił poczucia przyzwoitości porządnych Rosjan. – Jakkolwiek mądrze zabrzmiało to, co powiedział Lew Chrystoforowicz, było niezwykle enigmatyczne. Widząc więc zaskoczone spojrzenia swoich towarzyszy, dorzucił jeszcze pytanie: – A wy dokąd idąc ubralibyście się w czarne garnitury?
– Donikąd – odburknął Miszutin. – Ja nawet nie mam garnituru.
Gawriłow i Udałow wykazali się jednak znacznie większym rozsądkiem, odpowiadając niemal zgodnym chórkiem:
– Do teatru albo opery.
Minc omiótł ich nieprzyjaznym wzrokiem.
– Nie myślicie logicznie. Dzisiaj jest poniedziałek, a więc wszystkie przybytki kultury w naszym mieście są zamknięte.
– Wszystkie poza jednym – odezwał się milczący dotychczas Sasza Grubin.
« 1 2 3 4 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.