Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Gdzie woda czysta i trawa zielona›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułGdzie woda czysta i trawa zielona
OpisOpowiadania Kira Bułyczowa, osadzone w naukowo-magicznych realiach Wielkiego Guslaru, weszły na trwałe do kanonu popkultury nie tylko krajów rosyjskojęzycznych. Także i u nas doczekały się fanfików. Oto jeden z nich…
Gatunekhumor / satyra, SF

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona

« 1 2 3 4 5 8 »

Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona

Profesor zatrzymał się w pół kroku i ze zdziwieniem wbił w niego swój nieznoszący sprzeciwu wzrok.
– Co masz na myśli, młodzieńcze?
Grubin podrapał się po głowie i westchnął głęboko, jakby obawiając się, że to, co ma zamiar powiedzieć, wywoła niewybredne żarty kolegów.
– Na co czekasz – mów! – szturchnął go Kola Gawriłow.
– Bo ja… my… razem z moją Żenią często w poniedziałki chodzimy na dancing.
Udałow musiał przytrzymać się krzesła, żeby nie spaść na podłogę. „Dobrze, że Ksenia tego nie słyszy” – pomyślał.
– Tam się ludzie bardzo elegancko ubierają – kontynuował Sasza. – Garnitury, fraki, nawet kiedyś dyrektora tartaku w smokingu widziałem.
– Gdzie odbywają się te… – profesorowi Mincowi słowo to z trudem przechodziło przez gardło – dancingi?
– W „Carycy Katarzynie” – Grubin wymienił nazwę najbardziej szykownego hotelu w mieście, otwartego przed kilku laty przy dawnym skwerze im. Odkrywców, obecnie zaś noszącym imię Wiktora Pielewina.
„Caryca Katarzyna” znana była jako miejsce spotkań guslarskich dorobkiewiczów, pokątnych handlarzy nielegalnym towarem i, czego jednak nie potwierdzały władze miasta, miejscowych mafiosów.
Udałow, Miszutin i Gawriłow z niedowierzaniem spoglądali na Saszę. Co w takim towarzystwie mógł robić ich kolega i sąsiad Aleksander Grubin?
Denerwujące milczenie i oczekiwanie nie wiadomo na co dyskretnie przerwał profesor Minc.
– Jeżeli Grubin ma rację – stwierdził Lew Chrystoforowicz – nie pozostaje nam nic innego, jak udać się do tego lokalu i namierzyć naszych nieproszonych gości.
Pozostali mężczyźni wstali jak na komendę i ustawili się w równym rządku przed gospodarzem mieszkania.
Profesor Minc odłożył fajkę na zawalone papierzyskami biurko i wygłosił krótkie przemówienie:
– Nie jestem w stanie powiedzieć, co jeszcze nas dzisiaj czeka. Być może przyjdzie nam po raz kolejny ratować świat przed najazdem wrogo nastawionych obcych. A być może przybysze okażą się naszymi przyjaciółmi… W każdym przypadku musicie dać z siebie wszystko. – I zakończył okrzykiem: – Jeden za wszystkich!
– Wszyscy za jednego! – odpowiedziały mu zgodnie cztery męskie głosy.
Kilka minut później pięciu mężczyzn wymknęło się z mieszkania profesora Minca i skierowało ku głównemu skwerowi miasta. Z okna sypialni Udałowów odprowadzało ich wściekłe spojrzenie Kseni, która – gdy tylko jej mąż z kolegami zniknęli za rogiem domu – wyciągnęła z pawlacza starą walizkę i zaczęła doń upychać garderobę Korneliusza.
3.
Ilustracja: <a href='mailto:macieb@gmail.com'>Maciej Banaś</a>
Ilustracja: Maciej Banaś
Znalazłszy się w centrum Wielkiego Guslaru, nie sposób było nie trafić do „Carycy Katarzyny”. Już z daleka bowiem dobiegały przechodniów odgłosy przygrywającej do tańca orkiestry. Nie jakiegoś klezmerskiego zespoliku, ale big-bandu z prawdziwego zdarzenia. Nad bramą wejściową w stylu empire błyskał natomiast wielokolorowy neon, oświetlający wszystkimi barwami tęczy popiersie imperatorowej umieszczone na skwerku po drugiej stronie ulicy. Profesor Minc, którego dziadowie zostali zesłani na Syberię przez Aleksandra II Romanowa, nie rozumiał tych wszystkich carskich sentymentów, które ostatnimi laty ogarnęły jego ojczyznę. Spojrzał więc na carycę spode łba i przyspieszył kroku, aby dogonić towarzyszy. Ci tymczasem dotarli do hotelu i odbili się od zamkniętych drzwi.
– Co za maniery – gorączkował się Udałow i po raz kolejny zaczął uderzać pięścią w drewnianą framugę wrót.
Odgłosy uderzeń zostały jednak stłumione przez dźwięki skocznego rock’n’rolla. Dopiero kiedy Korneliuszowi pomogli towarzysze, pofatygował się do nich odźwierny. Był niemłodym już mężczyzną, ubranym w nieskazitelnie białą liberię. Uchylił drzwi i przyjrzał się mocno spóźnionym gościom. Lustracja nie wypadła chyba jednak najlepiej, ponieważ jedyną jego reakcją było połączone z warknięciem pytanie:
– Czego?!
– Chcielibyśmy wejść do środka – oznajmił z typową dla siebie, gdy miał do czynienia z ludźmi wysługującymi się kapitalistom, dezynwolturą profesor Lew Chrystoforowicz Minc.
– Do środka? – powtórzył szwajcar, z trudem ukrywając rozbawienie. – W takich łachach? To jest porządny lokal. Tu można wejść tylko w strojach wieczorowych.
– My nie mamy strojów wieczorowych – wystękał z bólem Froł Miszutin.
– Widzę.
– Ale mamy za to co innego, co powinno pana przekonać – stwierdził, porozumiewawczo mrugając okiem, zawsze w takich sytuacjach opanowany Udałow.
– Co takiego? – Ciekawość odźwiernego została połechtana. Rybka połknęła haczyk.
– Niech pan nam da minutkę.
Szwajcar zamknął drzwi i odszedł w głąb lokalu. Przez szklane okienko w drzwiach widać było jego plecy. Nie odszedł daleko, w każdej chwili gotów wrócić na wezwanie.
– Co mu pan naopowiadał? – zapytał profesor. – Co my takiego mamy?
– Pieniądze – odparł Korneliusz. – Obawiam się, że bez łapówki dla tego jegomościa drzwi nie sforsujemy.
Minc poczerwieniał na twarzy.
– Mam mu zapłacić za to, że wpuści nas do środka? – Niewiele brakowało, a Lew Chrystoforowicz eksplodowałby jak koktajl Mołotowa. Na szczęście w sukurs przybyli Udałowowi Miszutin i Grubin.
– On ma rację, profesorze. To jedyna możliwość.
– Więc zróbmy zrzutkę – zaproponował Kola Gawriłow i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni pomiętą sturublówkę.
– Jeśli każdy z nas da po stówce, powinno wystarczyć – stwierdził Sasza.
Korneliusz zebrał haracz i ponownie zapukał w drzwi. Po chwili w otwartych wrotach pojawił się lokaj. Wyciągnął dłoń, przeliczył pieniądze, mruknął coś pod nosem i z łaską wpuścił intruzów do środka.
Orkiestra grała właśnie „Oczi cziornyje”, a tłumek na proscenium falował w rytm nieśmiertelnego przeboju sprzed lat. Udałow i przyjaciele postanowili przejść się po sali, tylko profesor Minc został przy drzwiach, służąc pozostałym jako punkt kontaktowy.
Lokal wypełniony był po brzegi. Kobiety w wieczorowych sukniach, mężczyźni w garniturach i smokingach – ów niecodzienny widok Udałow pamiętał z filmowej adaptacji „Wojny i pokoju” Siergieja Bondarczuka. Poczuł się, jakby właśnie wysiadł z wehikułu czasu, który zabrał go do początku dziewiętnastego stulecia. Widok dosłownie zapierał dech w piersiach, zwłaszcza odważnie eksponowane kobiece dekolty. „Fajnie mieć pieniądze” – pomyślał Korneliusz i rozmarzył się. I nie wiadomo dokąd by go te marzenia porwały, gdyby nie lekkie klepnięcie w plecy.
Odwrócił się i stanął oko w oko z młodą, piękną kobietą w błękitnej sukni do kostek.
– Jaki ten świat jest mały – stwierdziła, uśmiechając się zalotnie, dziewczyna.
– My się… znamy? – zdziwił się Udałow.
– A jakże! – Parsknęła śmiechem. – Przychodziłam czasami do państwa do domu. Jestem kol… przyjaciółką – poprawiła się – pańskiej córki.
Dopiero teraz Korneliusz skojarzył. „Tatiana!” – przypomniał sobie imię, ale nazwisko pogrążyło się gdzieś w odmętach pamięci.
Jak to ubiór potrafi zmienić człowieka. Gdy przychodziła do Udałowów wydała mu się, choć uroczą, to jednak dziewczyną jakich wiele; teraz zaś przypominała najprawdziwszą damę.
– Przepraszam – wystękał z trudem.
– Podoba się panu moja suknia? – spytała Tania, obracając się dwukrotnie dokoła. – Jest piękna, czyż nie? To prezent od mojego Stiepana.
„Kogo stać na takie prezenty? – pomyślał Udałow. – Biznesmena albo gangstera.” Uwagę tę zachował jednak dla siebie.
– A może chciałby pan go poznać? Siedzi przy stoliku.
– Tylko bym wam, młodym, przeszkadzał – odparł Korneliusz, próbując za wszelką cenę wymigać się od nowej, raczej niepożądanej, znajomości.
– Skądże.
– Ale ja właśnie szukam swoich znajomych – nie dawał za wygraną. – Powinni gdzieś tutaj być.
– Znajomi? – zaśmiała się Tatiana. – Tu kręci się mnóstwo oryginalnych typków. Nie uwierzy pan, kogo dzisiaj widziałam.
Udałow dość już miał tej dyskusji. Trudno było mu obserwować salę i jednocześnie paplać z dziewczyną. By jednak nie uznała go za gbura, powiedział przymilnie:
– Uwierzę we wszystko.
– Dwóch facetów w czarnych garniturach i przeciwsłonecznych okularach. Wyglądali jak ta para z „Blues Brothers” – zaśmiała się Tania. – Widział pan kiedyś „Blues Brothers”?
« 1 2 3 4 5 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.