Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Inspiracje Tolkienowskie – Seminarium Literackie 2004›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator ŚKF
CyklSeminarium Literackie ŚKF-u
MiejsceChorzów
Od11 czerwca 2004
Do13 czerwca 2004

Sami swoi

Esensja.pl
Esensja.pl
Słowo „konwent” kojarzy się na ogół z dużym budynkiem jakiejś szkoły lub uczelni, wypełnionym tłumem niewyspanych graczy, karimatami w szatniach i piwnicach, salami prelekcyjnymi, do których nie da się wcisnąć szpilki, dzikimi emocjami w czasie konkursów, pokazami filmów i innymi atrakcjami. Istnieje jednak kameralny, lecz dobrze zakorzeniony w tradycji konwent, na który przyjeżdża dwucyfrowa liczba osób, jest tylko jeden blok programowy, nie ma konkursów ani grania, a mimo to wszyscy się świetnie bawią. Ten konwent to Seminarium Literackie ŚKF-u.

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Sami swoi

Słowo „konwent” kojarzy się na ogół z dużym budynkiem jakiejś szkoły lub uczelni, wypełnionym tłumem niewyspanych graczy, karimatami w szatniach i piwnicach, salami prelekcyjnymi, do których nie da się wcisnąć szpilki, dzikimi emocjami w czasie konkursów, pokazami filmów i innymi atrakcjami. Istnieje jednak kameralny, lecz dobrze zakorzeniony w tradycji konwent, na który przyjeżdża dwucyfrowa liczba osób, jest tylko jeden blok programowy, nie ma konkursów ani grania, a mimo to wszyscy się świetnie bawią. Ten konwent to Seminarium Literackie ŚKF-u.

‹Inspiracje Tolkienowskie – Seminarium Literackie 2004›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator ŚKF
CyklSeminarium Literackie ŚKF-u
MiejsceChorzów
Od11 czerwca 2004
Do13 czerwca 2004
Słowo „konwent” kojarzy się na ogół z dużym budynkiem jakiejś szkoły lub uczelni, wypełnionym tłumem niewyspanych graczy, karimatami w szatniach i piwnicach, salami prelekcyjnymi, do których nie da się wcisnąć szpilki, dzikimi emocjami w czasie konkursów, pokazami filmów i innymi atrakcjami. Istnieje jednak kameralny, lecz dobrze zakorzeniony w tradycji konwent, na który przyjeżdża dwucyfrowa liczba osób, jest tylko jeden blok programowy, nie ma konkursów ani grania, a mimo to wszyscy się świetnie bawią. Ten konwent to Seminarium Literackie ŚKF-u.
Pierwsze wrażenie było bardzo miłe. W Chorzowskim Parku Rozrywki niebo odbijało się w kałużach, a PWC chodził z taśmą klejącą i przyczepiał we wszystkich możliwych miejscach kartki ze strzałkami i godłem ŚKF. Dalsze wrażenia były jeszcze przyjemniejsze. Pokoje czyściutkie, jedzenie smaczne, a w okolicy mnóstwo atrakcji: szkółka jeździecka, krzesełkowa kolejka linowa, lunapark i zoo.
Oficjalne otwarcie Seminarium, które z rutyną zawodowca prowadził PWC, nie zgromadziło zbyt wielu osób, ponieważ część była jeszcze w drodze. Jednak już na prelekcji Klaudii „Foki” Heintze zainteresowanych było sporo. Nic dziwnego, skoro prelegentka sprytnie zastrzegła się w informatorze, że osoby niepełnoletnie nie powinny wchodzić na salę. Tematem jej wykładu były fanfiki tolkienowskie. Po dość ogólnym scharakteryzowaniu różnych ich rodzajów z podziałem na „epoki historyczne” – przed Drzewami, czas Entów i tak dalej – Foka przeszła od razu do sedna, czyli do fanfików dozwolonych od lat osiemnastu (w wersji anglosaskiej – NC-17), ze szczególnym uwzględnieniem kategorii zwanej slashem. Chyba najbardziej zapadła wszystkim w pamięć historia o tym, jak to Arwena w ramach prezentu dostarcza Aragornowi do łóżka… Boromira, otumanionego jakimiś narkotykami. Po czym sama siedzi na stołeczku obok i komentuje.
Na fanów oszołomionych rewelacjami na temat życia seksualnego Drużyny kojąco podziałała następnie prelekcja Wita Szostaka, dotycząca związków muzyki z pisaniem. Niestety, nie jestem w stanie podać żadnych konkretów na jej temat, gdyż Foka usiadła akurat obok mnie, a zawartość jej teczki (dowcipy rysunkowe, „Secret Diaries” i tak dalej) skutecznie odwróciła moją, i nie tylko moją uwagę. Jedyne, co wpadło mi w ucho, to były porównania muzyki dionizyjskiej i apollińskiej.
Wit Szostak i Szymon Sokół oraz ich Śląkfy
Wit Szostak i Szymon Sokół oraz ich Śląkfy
Jako ostatni tego dnia wystąpił Cezary Karolak, który opowiadał o sensie świata tolkienowskiego.
Przed ósmą wieczorem nastąpiła krótka przerwa, w trakcje której sala wykładowa została zmieniona w salę bankietową za pomocą prostego zabiegu znanego powszechnie jako nakrycie do stołu. Potem nastąpiła część oficjalna, w czasie której Śląkfy otrzymali Wit Szostak (Twórca Roku), Szymon Sokół (Fan Roku) oraz agencja Runa (Wydawca Roku). Złotego Meteora za szkodliwą działalność na polu fantastyki dostał Dawid Brykalski, aczkolwiek przyznano mu tylko dyplom, bez słynnej plakietki z plastikowym porożem jelenia. Po brawach i gratulacjach zaczęliśmy jeść i rozmawiać, przemieszczając się po sali jak wolne elektrony. Po pewnym czasie gwar w sali osiągnął taki poziom głośności, że kilkuosobową gromadką wybraliśmy się na spacer po parku, który o zmierzchu wyglądał szczególnie pięknie. Najpierw odwiedziliśmy szkółkę jeździecką – konie były zamknięte w stajni, ale za to po wybiegu chodziły strusie (nie wiadomo, czy też do jazdy). Potem obeszliśmy cały park: pachniały świerki, a światło latarń we mgle wyglądało niezwykle bajkowo.
Foka: Ja też nie miałam pojęcia o miłości gejowskiej, ale po przeczytaniu kilku fanfików tego typu już mam.

Foka: Kolejna stała para to Merry i Pippin, też bardzo nudna, przez którą nie jestem w stanie przebrnąć więcej niż trzy razy.

Foka: Elfy w ogóle mają ciekawą moralność, bo nie traktują seksu tak jak my, ludzie – jako coś… hm, rzadkiego, limitowanego…
Misza Dagajew: Mów za siebie!

Paweł Ziemkiewicz: Było takie wielkopomne dzieło o Arwenie zgwałconej przez wilki.
Foka: Opowiedz nam!
Paweł: Już opowiedziałem.

M.L.: To jutro o 11.00 będzie TAO wszystkich tolkienistów?
Kolejka linowa w parku
Kolejka linowa w parku
W sobotę dzień zaczęłam od przejażdżki kolejką linową wraz z Olą Graczyk – jej mąż Sławek wolał iść na wykład Tadeusza Olszańskiego o związkach twórczości Tolkiena z „Pierścieniem Nibelungów” Wagnera. Podobno sam Tolkien upierał się, że jedyne, co te dwa dzieła mają wspólnego, to fakt, że oba pierścienie są okrągłe. Tadeusz jednak podjął się obalenia tego stwierdzenia.
Kolejka linowa, na którą wsiada się i wysiada w biegu, a pomiędzy jednym a drugim sunie wolniutko nad parkiem na wysokości pierwszego piętra, wzbudziła nasz zachwyt, ale przez nią spóźniłyśmy się na prelekcję Kasi Chmiel. Bardzo żałowałam, gdyż dotyczyła odmiany nazw własnych występujących w książkach Tolkiena, a kwestie gramatyczno-językowe nieodmiennie mnie pasjonują. Nie dowiedziałam się zatem, czy powinno mówić się „redakcja Aiglosa” czy „redakcja Aiglosu”, za to mogłam wziąć udział w dyskusji na temat stosowania wielkich liter w nazwach ras (gatunków?) oraz tego, czy określenie „elfowie” jest właściwsze niż „elfy”.
Po krótkiej przerwie miejsce prelegenta zajęła Anna Gemra z wykładem o enigmatycznym tytule „Tolkieniana różnie rozumiane”. Dowiedzieliśmy się szokujących rzeczy na temat stosunku literaturoznawców i innych naukowców do Tolkiena w szczególności, a fantastyki w ogólności. Niby nic szokującego w tym nie ma, wszyscy bowiem od dawna wiedza, że w kręgach krytyków „głównonurtowych” wszelaka fantastyka traktowana jest z abominacją, jednak możnaby pomyśleć, że ludzie ci przynajmniej wiedzą, co właściwie obdarzają taką niechęcią. Nic bardziej mylnego – na porządku dziennym są teksty, że „to przecież takie bajki o krasnoludkach, tyle, że współczesne” albo zdziwienie, że dzieci chcą to czytać, „przecież to się dzieje w średniowieczu, a dzieci historii nie lubią”. Większość krytyków zresztą zdaje się uważać, że w ogóle wszelka literatura, którą ludzie chcą czytać, jest popularna, a więc z definicji nic nie warta. Temat „Tolkien jako pisarz popularny” pociągnął dalej prof. Jakub Lichański, który zajął miejsce Anny za stołem. Z boku stołu siedział PWC i ozdobnym dzwoneczkiem uciszał publiczność, kiedy robiła zbytni szum.
Profesor Lichański udowadnia że Tolkien popularnym pisarzem jest
Profesor Lichański udowadnia że Tolkien popularnym pisarzem jest
O 14.30 nastąpiła przerwa obiadowa, którą spędziłam na tarasie kawiarni, wraz z redakcją Ailgosa (a może Aiglosu – holender, trzeba było się nie spóźniać na tę prelekcję…) spożywając bardzo smaczny obiad – przewidująco zamówiony kilka godzin wcześniej, ponieważ w hotelowej restauracji odbywało się wesele.
Po obiedzie Edyta Rudolf mówiła na temat „Tolkien dzieciom” – głównie o listach od Świętego Mikołaja, ale dowiedzieliśmy się też, że prawdopodobnie istnieją jakieś nie wydane jeszcze utwory. Następnie Agnieszka „Silvana” Sylwanowicz opowiedziała o tym, jak Tolkien chciał stworzyć legendę dla Anglii (właśnie dla Anglii, a nie dla Wielkiej Brytanii) i jakie elementy germańsko-celtyckich legend, średniowiecznej filozofii oraz wierzeń ludowych przy tym wykorzystał.
Podczas przerwy tęsknie zerkałam w okno, bo po nocno-porannej ulewie pogoda zrobiła się nareszcie słoneczna. Żal mi jednak było przepuścić prelekcję Ani „Nifrodel” Adamczyk o przyrodniczych inspiracjach JRRT, więc zostałam. Nifrodel najpierw porównywała Karadhras, Gondor i inne wymyślone przez Tolkiena miejsca z miejscami i krajami, które Profesor odwiedził w trakcie swoich wycieczek po Anglii oraz nielicznych podróży zagranicznych, np. do Szwajcarii. Następnie opowiedziała nam o jego fascynacjach przyrodniczych – podobno lubił przytulać się do drzew, a w trakcie spacerów zanudzał przyjaciół szczegółowymi wykładami na temat rozmaitych roślin. Czytając „Władcę Pierścieni” nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że dla Tolkiena ideałem przyrody był krajobraz oswojony i starannie zagospodarowany, a wszelkie pustkowia oraz lasy stają się natychmiast siedliskiem złych sił – no, chyba, że ktoś nad nimi czuwa, jak entowie, Tom Bombadil albo elfy.
Niestety, prelekcja o największych bzdurach tolkienowskich została odwołana; na jej miejsce została przesunięta z kolejnej godziny prezentacja pisma „Ubik” – gdybym na nią poszła, dowiedziałabym się, co to pismo ma wspólnego z Tolkienem, ale ja wybrałam się znowu pojeździć kolejką, tym razem w większej gromadce.
Wieczorem Wit Szostak zamienił Śląkfę na skrzypce
Wieczorem Wit Szostak zamienił Śląkfę na skrzypce
Wieczorem odbyło się ognisko pomimo obaw organizatorów, że spadnie deszcz i tę imprezę uniemożliwi. Ognisko rozpalone było dość nieortodoksyjnie w wielkiej, okrągłej, żeliwnej kadzi na tyłach hotelu – za rozległym trawnikiem znajduje się tam coś w rodzaju niewielkiego amfiteatrzyku. Piekliśmy pyszną kiełbasę na patykach (właściwie to na metalowych szpikulcach); Ela, Marzena, Foka i inni tańczyli tańce celtyckie, można też było postrzelać z łuku albo z pistoletu na kulki. Było bardzo przyjemnie – wreszcie mogłam do syta nagadać się ze znajomymi, z którymi najczęściej na konwentach widuję się w przelocie, pędząc z jednego punktu programu na drugi. Kiedy zapadła ciemność, Wit Szostak zaczął grać na skrzypkach. Rozmowy i śmiechy trwały długo w noc.
Jo’Asia: Ale jak wymówisz słowo „Elves”, żeby zaznaczyć, że jest z dużej litery?
PWC: Posłuchaj, jak niektórzy wymawiają słowo „Profesor” w odniesieniu do Tolkiena, to się dowiesz, jak się mówi z wielkiej litery.

Anna Gemra: …i potem są dyskusje w internecie, w których próbuje się udowodnić, że Tolkien to literatura wysoka.
Michał Jakuszewski: Dla koszykarzy.

Anna: Kolejnym powodem, dla którego nie lubię mówić o Tolkienie jest – trochę się boję tutaj to powiedzieć – istnienie dużej grupy wyznawców.
Misza Dagajew: Łapać Tadeusza!!

Anna: Wyznawca jest koszmarem spełnionym każdego badacza.

Dyskusja o tym, czy mogą istnieć trzymetrowe pająki zmutowała w dyskusję, czy trzmiele powinny latać.
PWC (dzwoni dzwoneczkiem): Przepraszam, ale my nie o trzmielach rozmawiamy, tylko o pająkach.
Achika: Trzmieloba.

Anna: Frodo jest Powiernikiem Pierścienia.
TAO ( z naciskiem): Nosicielem Pierścienia.
Misza: Pacjent Zero.

Szaman: Ciekawie można zinterpretować „Władcę Pierścieni” jako opowieść o Pierścieniu, który postanawia popełnić samobójstwo i manipuluje wszystkimi, żeby mu to umożliwili.

Prof. Lichański: Tolkien chce te wszystkie mity zsyntetyzować w jedno…
Achika: One myth to rule them all.

„Feanor był przywiązany do swoich klejnotów”.

Silvana: Dziewiątka jest liczbą mistyczną. Jest dziewięć muz, Wulkan strącony z niebios spadał dziewięć dni, Odyn wisiał na Yggdrasilu dziewięć nocy, dzieci Niobe były niepochowane przez dziewięć dni, dziewięciu jeźdźców Apokalipsy…
Wszyscy: Ilu???
Silvana: Sprawdzam, czy nie śpicie.

Nad ogniskiem przelatuje motolotniarz.
TAO: Łucznicy na stanowiska!

Basia: Achika, mam coś do twojego kapowniczka. W dyskusji o Smokach Fandomu Foka się przejęzyczyła i powiedziała „Foki Fandomu”.

Marzena (trzyma Basię pod rękę i zamierza przestać trzymać): Chyba się puszczę.
Ewa Pawelec opowiada o urban fantasy – gatunku potencjalnie istniejącym
Ewa Pawelec opowiada o urban fantasy – gatunku potencjalnie istniejącym
Niedziela rozpoczęła się od prelekcji Ewy Pawelec „Urban fantasy czy realizm magiczny” – o różnych podgatunkach fantasy. Słuchałam jej z uwaga, jednocześnie zabawiając się rysowaniem w kapowniczku portretów siedzących naprzeciwko mnie osób. Następnie Michał „Idril” Studniarek opowiedział nam o swojej książce „Herbata z kwiatem paproci”: z początku mylnie sądziłam, że chodzi o dzieło naukowe dotyczące istot z wierzeń słowiańskich, okazało się jednak, że jest to jak najbardziej powieść, w której istoty takowe występują. Czyli urban fantasy. Jak ładnie ktoś te prelekcje jedna po drugiej poukładał. Idril bardzo długo i interesująco opowiadał o skrzatach, kłobukach, utopcach, płanetnikach i innych tego rodzaju osobnikach. Bardzo interesujące były anegdoty, które przytaczał: na przykład w którejś guberni rosyjskiej chłopi wierzyli, że jeden z carskich urzędników jest „nieświadomym płanetnikiem” – samą swoją obecnością sprowadza deszcz – i w czasie suszy wysyłali prośby, aby odwiedził ich wioskę. Niezwykle ciekawe są również przykład wpływu popkultury na wierzenia ludowe: poczynając od romantycznych powieści z XIX wieku (panienka ze dworku zachwycona książką streściła ją pokojówce, pokojówka kucharce i… poszłooo) a kończąc na edukacyjnych programach w radiu i telewizji (po II wojnie światowej popularność zyskał pogląd, że dusząca w nocy ludzi zmora tak naprawdę nazywa się Prątek). Dowiedzieliśmy się też o całkiem współczesnych przesądach – na przykład o wcielonym w zająca diable, który biegnie przed samochodem i stara się go ściągnąć do rowu.
Tylko u nas strona ze słynnego kapowniczka Achiki!
Tylko u nas strona ze słynnego kapowniczka Achiki!
Po piętnastominutowej przerwie (swoją drogą, nie wiem, skąd te przerwy i po co, skoro na wszystkich konwentach doskonale obywamy się bez nich) miała odbyć się prelekcja Agnieszki Ćwikiel na temat adaptacji filmowej „Władcy Pierścieni”. Nieobecną prelegentkę zastąpiły Kasia Chmiel i Silvana, prowadząc dyskusję o kinowym „Powrocie króla” i o tym, dlaczego uważają go za źle zrobiony film, zakończoną tradycyjnym podsumowaniem, że czekamy na rozszerzoną wersję i dopiero wtedy będzie można wydać ostateczną opinię. Ostatnią prelekcją tego dnia były „Inspiracje tolkienowskie u Stephena Kinga”, jednakże liczba słuchaczy topniała, gdyż wiele osób musiało już złapać powrotne pociągi. Po zakończeniu Seminarium zostało już dosłownie kilka osób, które pomagały ustawiać krzesła, zbierać śmieci i rozkręcać stelaże, na których w holu przed salą prelekcyjną wisiała wystawa rysunków Małgorzaty „Smoczycy” Pudlik. Potem poszliśmy do kuchenki, gdzie sprzątaliśmy pozostałe po piątkowej uczcie naczynia, oraz jedliśmy kanapki, dyskutując m.in. o filmach animowanych Disneya. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.
EwaP (o urban fantasy): O ile ten gatunek istnieje, to ja go bardzo lubię.

Anna: Ja się spotkałam z nazwami gatunków literackich, do których jeszcze nie ma tekstów.

Ktoś (opowiada o jakiejś trzeciorzędnej powieści fantasy): W notce na tylnej stronie okładki aby nie zaliczać tej książki do fantasy tylko jakoś ją uhonorować, wymyślono określenie „literatura metawerystyczna”.
Robert (w stronę PWCa): Piotrze? „Śląski Klub Metawerystyczny”!

Marek Gumkowski: Ale jeżeli „urban fantasy” to określenie fantasy, gdzie akcja dzieje się w mieście, to tak samo można wprowadzić „tea fantasy” albo „coffee fantasy”, gdzie bohaterowie piją kawę albo herbatę.
TAO: Gandzia fantasy!

PWC: A teraz wystąpi znana państwu doskonale od wczoraj Agnieszka Sylwanowicz.

O Aragornie:
PWC: Nie miał takiej legitymacji do sprawowania władzy, ale po nazwisku miał prawo zostać królem.
Jo’Asia: Nazywał się Czternasty.

Kasia: Konia z rzędem temu, kto połapie się w skomplikowanych losach Aragorna i Arweny.
Achika: Przepraszam! Skomplikowanych losach Aragorna, Arweny ORAZ konia z rzędem.

„Wybiera się jak Arwena za Morze”.

W kuchence.
Achika: Wezmę sobie jeszcze jeden plasterek ogórka. Wiem, że mnie znienawidzicie za taką zachłanność…
Kuba: Tak!
Achika: …ale do przyszłego roku zapomnicie.
PWC: I dlatego właśnie ludzkość wynalazła pismo.
Achika: Tak, ale to zazwyczaj JA wszystko tutaj zapisuję, więc czuję się bezpieczna.
Kuba: Nienawidzimy cię!
Po chwili:
Achika (chrupiąc): Tak naprawdę to ja wcale nie lubię ogórków i wzięłam go tylko dlatego, żebyście wy nie dostali.
Kuba: A, w takim razie cię lubimy jako jedną z nas.
koniec
25 czerwca 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Wkrótce

zobacz na mapie »

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.