WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Cytadela Syriusza |
Cykl | Falkon |
Miejsce | Lublin |
Od | 8 listopada 2013 |
Do | 11 listopada 2013 |
WWW | Strona |
Dziś prawdziwych Falkonów już nie maAgnieszka ‘Achika’ SzadyDziś prawdziwych Falkonów już nie maPoszłam na prelekcję o interesującym tytule „Dlaczego Chińczycy myślą inaczej”. Nic nie zrozumiałam. Najwyraźniej faktycznie myślą inaczej… Krzysztof Piskorski opowiadał o ciekawostkach z historii podboju kosmosu. Jak zawsze świetnie przygotowany: slajdy, nienaganna dykcja, nieco humoru, nie czyta z kartki. Zaczął od czasów średniowiecznych: chiński urzędnik imieniem Wan Hu przyczepił do fotela 47 rakiet czarnoprochowych i odpaliwszy je zamierzał dolecieć na Księżyc. Ciała nie odnaleziono, ale za to na Księżycu jest krater jego imienia. Nie wiem, co to za postać - mnie się kojarzył z Rincewindem w wersji steampunkowej Fot. Agnieszka Szady Na przełomie XIX i XX wieku żył Konstanty Ciołkowski – genialny wizjoner, zainspirowany książkami Verne’a, autor 90 prac o lotach rakietowych, pierwsza powstała w 1903 roku. W 1929 roku pewien wynalazca wpadł na pomysł wyniesienia w kosmos gigantycznego lustra skupiającego promienie słoneczne, co planowali twórczo wykorzystać naziści, ale jakoś nie starczyło im mocy przerobowych. Za to pierwszym obiektem w kosmosie (czyli powyżej 100 km od ziemi) była zmodyfikowana rakieta V2 w 1942 roku. Pierwsze żywe istoty w kosmosie to były muszki owocówki, które – w odróżnieniu od Łajki – wróciły. Wystrzelono je na 110 km. Krzysztof pokazywał zdjęcia wczesnych projektów kombinezonów kosmicznych, usztywnionych jak zbroje. Naukowcy snuli różne plany: a to żeby podstawą pożywienia na stacjach kosmicznych były dynie (łatwe w hodowli, pożywne, wchłaniają dużo CO2), a to żeby wystrzelić w kosmos miliony miedzianych igieł dla poprawienia komunikacji radiowej (to nawet częściowo zrealizowano i trochę tych igieł nadal tam lata). Prowadzono badania nad detonowaniem bomb atomowych na orbicie. Projekt Starfish Prime: bomba wybuchła nad Oceanem Spokojnym i zniszczyła całą elektrykę na hawajskiej wyspie Ohau. Brytyjski projekt trójdzielnego pojazdu kosmicznego nazywał się „musztarda”, od pierwszych liter nazwy: Multi-Unit Space Transport And Rediscovery Device. Jednym z bardziej szalonych był projekt Orion: statek międzyukładowy napędzany wybuchami ładunków nuklearnych. Miałby zabrać na pokład 150 osób i osiągnąć do 25% prędkości światła. Oczywiście wiele projektów miał ZSRR: a to wyniesienie orbitera przez samolot wysokiego zasięgu (zdjęcia imponujące!), a to myśliwiec kosmiczny Uragan, a to prom Buran, który – niespodzianka! – był bezpieczniejszy niż amerykański, ale z powodu upadku ZSRR nigdy nie odbył lotu załogowego. Pierwszy uzbrojony obiekt w kosmosie też był radziecki i nazywał się Ałmaz – bojowa stacja kosmiczna, wyposażona w działko lotnicze. W 2001 poszła fama, że Chiny wyprodukowały pasożytniczego mikrosatelitę wielkości kostki Rubika, przeznaczonego do niszczenia satelitów nadawczych. Nie wiadomo, czy to prawda. Obecnie modnym pomysłem jest zbudowanie w kosmosie bazy za pomocą drukarki 3D. Z obiadu poza terenem konwentu wróciłam w sam raz na prelekcję o lubelskich legendach. Rafał Hordyjewski twierdził, że nie będzie mówił o najbardziej znanych (Czarcia Łapa, Kamień Nieszczęścia), ale i tak powiedział. Z mniej znanych usłyszeliśmy o jakimś dominikaninie, który ma powrócić w momencie zagrożenia miasta (i co zrobić, naparzać wrogów różańcem?…) i o duchu psa, straszącym ponoć pod bankiem na Krakowskim Przedmieściu. Zostałam w tej samej sali na prelekcji o magii antycznej. Temat fascynujący, ale Bartkowi Plewni materiału starczyło tylko na pół godziny, potem słuchacze zadawali pytania… na które często odpowiadali inni słuchacze. Prelegent smętnie stwierdził: „Jesteście lepiej przygotowani niż ja” i wyznał, że to jego pierwsza w życiu prelekcja i jest bardzo stremowany, że aż tyle ludzi na nią przyszło. To tyle w temacie profesjonalnych prelekcji, które zapowiadali orgowie… Bartłomiej opowiadał głównie o starożytnym Egipcie. Wyznawano tam między innymi boga imieniem Heka, z którego prawdopodobnie wywodzi się grecka Hekate. Magowie egipscy sprzedawali zaklęcia na różne problemy, a żeby się zabezpieczyć przez reklamacjami, teksty zaklęć brzmiały bardzo zawile, tak aby ewentualne zarzuty klienta można było odeprzeć, że nie podziałało, bo coś źle wymówił. Prelegent wspominał też o Rzymie i Etruskach, ale jakoś mgliście, nic nie zanotowałam. Staszek zwany Szelą spytał, czy w starożytności były jakieś pomysły z przypisywaniem magii do jednej tylko płci, jak w „Świecie czarownic” Andre Norton, a prelegent niepewnie: „To jakiś serial?…”. Ech, ta dzisiejsza młodzież… ;-) W kolejnej godzinie wysłuchałam prelekcji Piotra Sobczaka i Aleksandry Gwizdałły o śledztwach i postępowaniu sądowym. Mieli slajdy, co prawda oszczędne w treści, ale za to z ciekawie wykorzystanym motywem żółto-czarnej taśmy policyjnej. Opowiadali bardzo ciekawie i konkretnie o etapach postępowania w sprawach karnych, o różnicy między ściganiem z urzędu i na wniosek, o prawach i obowiązkach poszczególnych uczestników postępowania. W przeciwieństwie do autora poprzedniej prelekcji umieli też wyczerpująco odpowiadać na pytania zadawane przez słuchaczy. Następnie przeniosłam się na antresolę (czyli wydzielony fragment korytarza na piętrze, otwarty na główny hol), na warsztaty literackie Ignite i Anneke, przerywane co jakiś czas radiowęzłowym komunikatem o pokazie tańca z ogniem (co po trzecim powtórzeniu zaczęło być denerwujące). Redaktorki działu literackiego Esensji rozdały uczestnikom formularze do wpisania informacji na temat planowanego dzieła: na przykład, czy to ma być fantasy, cyberpunk czy hard sf, czy narracja jest w pierwszej osobie i tak dalej. Potem uczestnicy opowiadali o swoich pomysłach na opowiadania: pierwszy stwierdził, że ma to być frankońska Francja, ale żyją tam rasy z Tolkiena rodem (nie uzasadnił, dlaczego w takim razie koniecznie Francja, a nie jakiś wymyślony świat), czemu łagodnie sprzeciwiała się Ignite, wyjaśniając, że elfy i krasnoludy to strasznie oklepany temat. Siedząca za mną Ola skomentowała: „Powstańmy – oto rodzi się tysięczna sztampowa fantasy”. Drugi młodzieniec miał pomysł na świat po piątej wojnie światowej, gdzie przetrwała tylko Polska, ludzie mieszkają w gigantycznych wielopiętrowych miastach, przy czym poziom zamieszkania związany jest z klasą społeczną, a bohater ucieka stamtąd i odnajduje siebie. Trzeci autor zaczął od tego, że jego bohater „jest już dosyć stary… tak po czterdziestce”, na co wydałam z siebie ryk zranionego nosorożca i opieprzyłam biednego chłopaka, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to ten sam, który poprzedniego dnia prosił mnie o autograf… zrobiło mi się nieco głupio (ale i tak pozdrawiam). Generalnie było ciekawie i bardzo dobrze się bawiłam, podobnie jak inni uczestnicy – warsztaty przeciągnęły się długo poza przewidziany w programie czas; chętnie zostałabym dłużej, ale dostałam sygnał, że nocujący u mnie przyjaciele chcą już wracać. • • • W poniedziałek rano zaliczyłam panel dyskusyjny Mileny Wójtowicz i Anety Jadowskiej o erotyce. Prowadzącego nie było, ale obie pisarki świetnie sobie radziły. Świetnie się też bawiły, wybuchając co chwila perlistym śmiechem; publiczność jakoś nie była rozbawiona, przynajmniej do momentu, kiedy napomknęły o gejowskich fanfikach z Gandalfem. Dowiedzieliśmy się, że jakieś autorki w USA piszą cykl powieści o seksie ludzi ze smokami oraz dinozaurami. Milena obiecała, że przeczyta każdy utwór o stosunku z pterodaktylem pod warunkiem, że autorka napisze go na podstawie własnych doświadczeń. Potępiła też mangę i anime z nurtu yaoi, bo spotkała się z opowiadaniami o pedofilskich gwałtach inspirowanych japońskimi kreskówkami. Milena: Jest takie powiedzenie: „Nie uprawiasz – nie pisz!”. Ja bym do niego jeszcze dodała: nie uprawiasz – nie czytaj, bo możesz sobie wypaczyć poglądy. Po obiedzie w żydowskiej restauracji odprowadziłam moich Łodzian na dworzec i wróciłam na teren targów, gdzie udało mi się bardzo miło pogadać o konwencie z Murgenem, Druzilą, Elanor, Inkiem i Staszkiem. Wszyscy byli zadowoleni, że w tym roku nie trzeba biegać między budynkami, natomiast narzekali na ubogi program i denerwujące radiowe komunikaty. Skrytykowano też miejsce, w którym odbywały się konkursy, gdyż nie była to sala, lecz odgrodzony fragment tej gigantycznej hali targowej, niby w oddaleniu od stoisk, ale jednak hałas tam się niesie wszędzie. Ostatnim punktem programu była prelekcja Konrada Kowalskiego, zwanego Kilmem, o demonologii Lubelszczyzny. W sumie nie różni się ona jakoś specjalnie od wierzeń innych obszarów Polski. Kilm wspominał zarówno o mitycznych stworach, jak i o obyczajach oraz przesądach. Diabeł Boruta był pierwotnie bóstwem lasu, przy wynoszeniu trumny z gospodarzem należało nią trzy razy uderzyć o próg, a niektórzy ludzie do dziś wiążą na wózku z dzieckiem czerwoną wstążeczkę zapobiegającą rzuceniu uroku. Czasem we wsi były osoby, które umiały odpędzić nadchodzącą burzę, wymachując miotłą w jej kierunku, ale nie każdemu się to udawało. Kilm: Jeżeli znacie legendę o Czarciej Łapie, to wiecie, że tam diabeł okazał się bardziej sprawiedliwy niż sędziowie. Kilm: Ktoś zostawił lichu jedzenie w miseczce koło pieca, ale to jedzenie się lichu nie spodobało i latało po całej kuchni. • • • Mam wrażenie, że istotnym problemem Falkonu 2013 była konkurencja w postaci świeżo reaktywowanego Imladrisu, odbywającego się zaledwie dwa tygodnie później, na skutek czego nie dojechali fani i autorzy z południowej Polski, których zwykle na lubelskich konwentach nie brakowało. I w sumie nie dziwię im się, bo gdyby nie to, że w Lublinie mieszkam na stałe, to przy tak okrojonym programie raczej też bym się na tegoroczny Falkon nie wybrała. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Również pozdrawiam i nie oczekujmy za wiele w kwestii wieku od człowieka liczącego sobie 21 wiosen, a czującego się taaak bardzo staro. :-)