WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Warsztaty Kultury |
Cykl | Jarmark Jagielloński |
Miejsce | Lublin |
Od | 10 sierpnia 2010 |
Do | 15 sierpnia 2010 |
WWW | Strona |
Kura trojańska oraz gladiatorzy na jarmarkuCo robili rycerze w Palestynie, jakie są pożytki z posiadania dużego ptaka, jak się gra na suce biłgorajskiej i co to jest gryf w słup w polu srebrnym – tego wszystkiego można było się dowiedzieć w Lublinie, gdzie Jarmark Jagielloński odbył się po raz czwarty.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyKura trojańska oraz gladiatorzy na jarmarkuCo robili rycerze w Palestynie, jakie są pożytki z posiadania dużego ptaka, jak się gra na suce biłgorajskiej i co to jest gryf w słup w polu srebrnym – tego wszystkiego można było się dowiedzieć w Lublinie, gdzie Jarmark Jagielloński odbył się po raz czwarty. ‹Jarmark Jagielloński 2010›
Jarmark Jagielloński po raz pierwszy został zorganizowany w 2007 roku (co opisałam w relacji) i od razu zyskał ogromną popularność. Przez lubelskie Stare Miasto i błonia zamkowe przewinęły się dziesiątki tysięcy ludzi, a wystawców było ponad dwustu, głównie z Polski, Ukrainy i Białorusi. Program Jarmarku był umieszczony na plakatach wywieszonych w centralnych punktach miasta, rozdawano też ładne folderki, zawierające szczegółowe opisy poszczególnych występów, a dodatkowo zdjęcia i notki o zespołach. Były też skrócone programy po angielsku. Co jakiś czas Stare Miasto objeżdżała ciągnięta przez młodzież w strojach renesansowych Kura Trojańska, na której Oficjalny Trefniś Jarmarku powiewał flagą Lublina oraz ogłaszał najbliższe punkty programu. Na Placu po Farze jak zawsze umieszczono scenę główną, gdzie występowały kapele ludowe i zespoły grające muzykę folkową – ale też rock i jazz inspirowany motywami folkowymi. Koncerty odbywały się również na Rynku oraz w staromiejskich uliczkach. Najbardziej podobały mi się pełne energii piosenki portugalskiej grupy Teletuna, no i oczywiście rytmy węgierskich bębniarzy z Holloenek Hungarica, którzy od pierwszego Jarmarku są ulubieńcami publiczności. Drewniane stragany uginały się od tradycyjnych chlebów, serów i wędlin, miodu w kilkunastu smakach, a także bardziej zadziwiających przetworów jak pizdrygał wiśniowy, żubrowiec czy grusztarda. Sprzedawano wiklinowe koszyki i meble, wyszywane płócienne chusty i serwety, świątki, biżuterię z ceramiki albo szydełkowaną, tradycyjne zabawki z drewna oraz mnóstwo innych wyrobów rękodzielniczych – zarówno sztuki ludowej, jak i nowoczesnej. Szczególnie przypadły mi do gustu szlachetne w swej prostocie czarnobrązowe kufelki, kaganki i dzbanuszki naśladujące ponoć ceramikę łużycką (choć uchwyty w kształcie smoczych łbów kojarzyły mi się raczej z Wikingami), misy z Bolkowa z jednobarwnymi polewami o ciekawym cieniowaniu oraz garnuszki i dzbanuszki z brązowej gliny, zdobione koronkowym ściegiem małych dziurek. Oprócz podziwiania wyrobów rzemiosła artystycznego można było wziąć udział w bezpłatnych warsztatach: własnoręcznie wydziergać koronkę, pomalować pisankę czy ukręcić z gliny kieliszek na jajko. Na podwórzu przy ulicy Olejnej, w autentycznej jurcie z pięknie malowanymi drzwiami, uczono oberków i innych tańców ludowych oraz gry na tradycyjnych instrumentach, jak na przykład suka biłgorajska (rodzaj trzymanych pionowo skrzypiec). Na błoniach pod Zamkiem Lubelskim w ramach Turnieju o Liść Srebrnego Drzewa potykali się w szrankach rycerze z Polski i z Ukrainy. Z nieba lał się trzydziestodwustopniowy żar, więc publiczności przyszło nieco mniej niż zwykle i dzięki temu miałam doskonałą widoczność. Plac boju ogrodzono dwoma rzędami drewnianych płotków, a nagłośnienie było znacznie lepsze, niż w poprzednich latach, kiedy to zwykle nie dawało się rozróżnić poszczególnych słów. Za płotkami stały trzy rzędy ław – genialny pomysł, bo ludzie siedzący mniej zasłaniają. Skryba zapisywał wyniki prawdziwym gęsim piórem, a z trybuny honorowej trębacze odtrąbiali początek każdego pojedynku na trąbkach ozdobionych proporcami z herbem Ziemi Lubelskiej. Prowadzący, ubrany w strój stylizowany na historyczny, opisywał tarcze wszystkich uczestników, więc można było się podciągnąć z heraldyki słysząc, że wystąpi rycerz taki-to-a-taki pieczętujący się „dwoma grotami srebrnymi w słup w polu błękitnym” albo „gryfem czarnym wspiętym w słup w polu srebrnym z pięcioma czerwonymi pasami w skos z prawa w lewo”. Rycerze naparzali się naprawdę dziarsko i ostro, nie szczędząc sobie kopniaków i prób obalenia, było na co popatrzeć – o wiele lepsze walki, niż trzy lata temu (późniejszych nie oglądałam). Widzowie byli pełni podziwu, jak można w taki upał walczyć w tych wszystkich przeszywanicach i blachach. Jeden z rycerzy po zdjęciu hełmu miał twarz dokładnie w kolorze swojego ceglastego kaftana… Prowadzący: Upał mamy jak w Palestynie w czasie wypraw krzyżowych. Ale rycerze w Palestynie nie urządzali turniejów, za bardzo byli zajęci prowadzeniem dialogu międzykulturowego. W rozbitym niedaleko placu boju obozowisku białych, płóciennych namiotów rycerze, damy i pachołkowie odpoczywali i zajmowali się naprawianiem sprzętu, suszeniem przepoconych koszul oraz popijaniem piwa z glinianych kufli. Kawałek dalej rozstawiono plac zabaw dla dzieci, gdzie artyści z trupy Wagabunda uczyli wszystkich chętnych chodzenia na szczudłach oraz zasad grania w proste gry zrobione ze sznurków, sklejki, kół rowerowych, linek i zakrętek od słoików. Można też było pobębnić na kolorowych blaszanych pojemnikach lub ochłodzić się w wodzie tryskającej z rozciągniętego na trawniku strażackiego węża. Tuż przed zachodem słońca odbyło się zdobywanie fortu, wybudowanego specjalnie w tym celu u stóp wzgórza zamkowego. W potwornym huku hakownic, z których wyfruwały strzępy nadpalonych pakuł, i kłębach dymu można było naprawdę poczuć się jak w sercu bitwy. Fortu nie zdobyto, broniły go z poświęceniem nawet białogłowy. Następnie walczące drużyny (już bez kobiet) wzięły udział w walkach melée, w których jedyną zasadą było „pognębić kapitana przeciwników”. Dzięki tak uproszczonym regułom walki były niezwykle dynamiczne i malownicze. Wieczorem przy Bramie Krakowskiej (w której puszczano na ścianę slajdy w postaci wycinankowych kogucików, a z głośnika gdakanie kury) dała koncert grupka młodzieży fantastycznie grająca na bębnach; dyrygował nimi gwizdkiem chłopak o raperskim wyglądzie. Zbierali pieniądze do kapelusza, ktoś przytaszczył im całą zgrzewkę piwa i dostał oklaski. O dwudziestej drugiej miała miejsce parada z węgierskimi bębniarzami, Kurą Trojańską oraz połykaczami ognia i żonglerami wyrzucającymi wysoko do góry płonące pochodnie. Tłumny pochód przeszedł przez Stare Miasto oraz deptak tam i z powrotem, po czym Węgrzy wystąpili na Placu Po Farze. Towarzyszył im pokaz tańca z ogniem w wykonaniu dwóch smukłych dziewcząt w długich spódnicach, przepasanych arabskimi chustami z naszytymi brzękadłami. Był to naprawdę TANIEC z ogniem, a nie tylko akrobacje, jak zazwyczaj – bardzo ładnie im to wyszło. W niedzielę na błoniach odbyły się finały Turnieju o Liść Srebrnego Drzewa, a później walki mieczem bez zbroi (ale za to w solidnych strojach ochronnych: maski, rękawice, skórzane fartuchy, przeszywanice). Następnie w cieniu drzew za obozowiskiem rycerskim miał miejsce pokaz tresury ptaków drapieżnych. Sympatyczny prowadzący prezentował sokoła oraz jastrzębia Harrisa (to nazwa gatunku, nie imię) i opowiadał, na co jak się poluje. Na przykład na lisy trzeba mieć orła. Potem powiedział, że Draka (tak ma na imię jastrzębica) umie rozpiąć biustonosz i spytał, czy jest jakaś pani chętna do prezentacji. Myślałam, że nikt się nie zgłosi, ale jakaś młoda kobieta wyszła na środek. Samego rozpinania nie widziałam zza tłumu ludzi, bo kazał jej się położyć na ziemi. Była też próba odwagi: czterech ochotników spośród publiczności musiało bez mrugnięcia okiem wytrzymać jastrzębicę frunącą prosto na nich i siadającą im na głowach. Treser: Wystarczy mieć dużego ptaka i kobieta sama się położy. Na placu turniejowym można było obejrzeć walki gladiatorów ze stowarzyszenia Lupus Lutus (w programie była wprawdzie inna nazwa, ale prowadzący wymienił właśnie taką). Walczyli po dwóch albo po czterech, siecią i trójzębem albo mieczem i tarczą. Prowadzący, ubrany w zgrzebną tunikę i rzymskie sandały, narzekał, że w czasie transportu gladiatorzy zabili mu dwóch najemników i w ogóle nie są warci ceny, którą za nich zapłacił. Po każdej walce pytał publiczności, czy darować pokonanemu życie – krwiożerczo nastawieni widzowie pokazując skierowany do dołu kciuk kazali wszystkich dobijać. Ciała poległych malowniczo i z wysiłkiem znoszono z areny. W przerwie miała miejsce zabawa polegająca na udowodnieniu, że się ma mocną głowę jak gladiator: dzieciaki kręciły się 7-10 razy pochylone przy niskim słupku, a następnie musiały przebiec przez plac boju i przybić piątkę z czekającym tam gladiatorem. Czyli typowa zabawa plebejska, jakie zawsze mają miejsce na turniejach. Tylko w innej stylizacji. O 18:00 na dziedzińcu Archiwum Państwowego wystawiono spektakl muzyczny „Barokowe marionetki”. Dziewczęta z zespołu tańca dawnego Belriguardo w renesansowych strojach i karnawałowych maseczkach udawały marionetki, które na początku animowało dwóch młodzieńców, a potem już same tańczyły, w przerwach zastygając w bardzo lalkowych pozach, trzymając sztywno ręce. Na oficjalnym zamknięciu Jarmarku zagrał oczywiście zespół Holloenek Hungarica, bez końca zachęcany do bisów. Trefniś biegał wśród publiczności, polewając ludzi wodą z wielkiego, pomarańczowego zraszacza do roślin, co ze względu na upał przyjmowane było entuzjastycznie. Opisane atrakcje to tylko część imprez odbywających się w ramach Jarmarku Jagiellońskiego. Miało miejsce kilka spektakli teatralnych, konkurs hejnalistów miejskich, nocne zwiedzanie zabytkowych świątyń Lublina oraz wystawy zdjęć i pokazy filmów dokumentalnych o tematyce związanej z jarmarkami i muzyką ludową. Sierpniowa impreza na dobre wrosła już w kalendarium Lublina, zyskując zasłużoną popularność. 22 sierpnia 2010 |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady