WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Centrum Kultury i Współpracy Międzynarodowej „Światowid” w Elblągu, Elbląski Klub Fantastyki „Fremen” |
Cykl | Polcon |
Miejsce | Elbląg |
Od | 21 sierpnia 2003 |
Do | 24 sierpnia 2003 |
200% smakuPierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy po wejściu do holu elbląskiego WOK-u, był prawie dwumetrowy gwiezdny niszczyciel, a zaraz obok niego „Sokół Millennium” i kilka mniejszych pojazdów. Poniżej wiła się kolejka do akredytacji, o liczbie zakrętów zależnej od tego, czy akurat z jakiejś części Polski nadjechał kolejny pociąg z fanami.
Agnieszka ‘Achika’ Szady200% smakuPierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy po wejściu do holu elbląskiego WOK-u, był prawie dwumetrowy gwiezdny niszczyciel, a zaraz obok niego „Sokół Millennium” i kilka mniejszych pojazdów. Poniżej wiła się kolejka do akredytacji, o liczbie zakrętów zależnej od tego, czy akurat z jakiejś części Polski nadjechał kolejny pociąg z fanami. ‹Polcon 2003›
W przeciwieństwie do arraconowych identyfikatorów, które zawsze są wysmakowane graficznie, plakietka miała projekt dość skromny. Zawieszało się ją na sznurku na szyi (niektórzy nosili okręcony wokół przegubu), co kojarzyło mi się z metką. Jak mi później wyjaśniono, organizatorzy mieli na celu zmuszenie uczestników do noszenia identów w miejscu naprawdę widocznym, nie zaś przypinania ich sobie w najdziwniejszych zakamarkach odzieży. Program Polconu’03 wypełniony był po brzegi atrakcjami – z samego tylko bloku tolkienowskiego i gwiezdnowojennego dałoby się spokojnie wykroić dwa oddzielne konwenty. Do tego masa konkursów i projekcje atrakcyjnych filmów w kinie. Wprawdzie w tym roku wprowadzono pewne obostrzenia i wejściówki na seans należało wcześniej rezerwować u organizatorów, jednak celowość tego rozwiązania większości uczestników trafiła jednak do przekonania. Niestety, podobnie jak w Krakowie, nastąpiło rozbicie programu między dwa budynki. Szkoła była oddalona od Domu Kultury o ładny kawałek drogi, w dodatku niełatwo dawała się odnaleźć. Pierwszym punktem programu był konkurs Kasi „Kasiopei” Chmiel i Agnieszki „Silvany” Sylwanowicz z ekranizacji „Władcy pierścieni”. Jak to zwykle u nich, ortodoksyjny: należało udzielać odpowiedzi wyłącznie według filmów – za popisanie się wiadomościami z książki dostawało się ujemne punkty, więc trzeba było bardzo uważać. Sławek (z zaniepokojeniem): Ale jak ktoś będzie miał minus jeden punkt, to nie musi fundować organizatorom nagrody…? Niektóre pytania były bardzo łatwe, a niektóre trudne – na przykład o maść konia, na którym Aragorn przyjechał do Edoras; wymienienie wszystkich rzeczy, którymi Bilbo częstował Gandalfa albo wszystkich osób, które w filmie palą fajkę. Były też zadania sprawnościowe: układanie Narsila ze szczątków oraz dopasowywanie ras do imion (na pociętych karteczkach). Oczywiście nie wolno było ułożyć par „Ugluk – ork” czy też „Brego – człowiek”. W konkursie udało mi się zająć trzecie miejsce. Kasia (czyta kolejne pytanie): Kto jest twoim ulubionym bohaterem filmu i dlaczego Boromir? Kasia: Jak się nazywał Narsil po przekuciu? Kasia: Dlaczego Faramir wypuścił Froda? Po konkursie zdążyłam jeszcze na ostatnie dwadzieścia minut spotkania autorskiego z Ewą Białołęcką, a potem zostałam w tej samej sali (tzw. Scena Na Piętrze – ciemna, duszna, obita czarnym aksamitem, nastrojowo oświetlona kilkoma reflektorami) na prelekcji Andrzeja Pilipiuka „Fantastyka katolicko-fundamentalistyczna”. Właściwszym tytułem byłoby „antyunijna” lub wręcz „uniofobiczna”, bo książki, które Andrzej nam streszczał, odczytując co smakowitsze fragmenty, sprowadzały się do straszenia Unią Europejską, gdzie, jak wiadomo, aborcja i eutanazja są ulubionymi rozrywkami ludności, a w kościołach urządza się mecze bokserskie. Szczególnie zabawne były cytaty opisujące poczynania agentów specjalnych o inteligencji na poziomie przeciętnego przedszkolaka. Ewa: Dali mi do przeczytania skrypt scenariusza filmu według „Tkacza iluzji”. Czytam: wieś, przy drodze bawi się dziecko. Drogą nadchodzi mężczyzna odziany w szarą otomanę… Andrzej: Najbardziej podobał mi się opis, jak bohater skopiował tajną listę agentów na dyskietkę w kształcie długopisu. O 18:00 zebraliśmy się w sali kinowej na oficjalne rozpoczęcie, a potem poszłam na prelekcję o symbolice w „Spirited Away”. Prowadząca ją dziewczyna pokazywała komputerowe slajdy z kadrami z filmu, objaśniając znaczenie imion lub szczegółów wyglądu występujących na nich postaci. Większość tych rzeczy wiedziałam już z lektury „Kawaii” i od Doroty Żywno, ale było bardzo fajnie. A na koniec w charakterze bonusa pokazała jeszcze animowany film „The Chubbchubbs” – ten, który wykosił „Katedrę” z Oscara za krótkometrażową animację. Jeżeli nagroda Akademii Filmowej miała u mnie kiedykolwiek jakąkolwiek renomę (dawno to było…), to właśnie nieodwołalnie straciła jej resztki, bo „Katedra” jest o kilka rzędów wielkości lepsza od tego filmiku. Owszem, miły on i śmieszny, ale w kategoriach filmu fanowskiego, a nie dzieła artystycznego. Bohaterem „The Chubbchubbs” jest zabawny stworek zmywający podłogę w kosmicznej knajpie (wśród bywalców widzimy m.in. Vadera, Aliena i robota z „Lost in Space”) i marzący o karierze piosenkarza. Wyrzucony na zbity pysk po nieumyślnym porażeniu piosenkarki prądem spotyka Jar Jar Binksa, który ostrzega go przed inwazją straszliwych Chubbchubbs. Istotnie, na horyzoncie widzimy nadciągające w tumanach kurzu stado ogromnych, groźnych sylwetek przy wtórze muzyki przypominającej motyw z ataku AT-AT na Hoth. Wszyscy w panice wieją z knajpy, stworek zgarnia do wiaderka plączące się przed wejściem puszyste, żółciutkie stworki przypominające słodkie kurczątka i w tym momencie potworne roboty stają tuż nad nim. Kurczątka otwierają dzióbki, pokazując trzy rzędy zębów i dokonują masakry, bo to one były Chubbchubbs. W finale widzimy stworka na scenie, jak strasznie fałszuje piosenkę „Respect”, kurczątka robią chórek. Po zakończeniu jest najazd kamery na milczącą widownię, kurczątka pokazują zęby i wszyscy zaczynają klaskać jak oszaleli. Sympatyczna historyjka, ale każdy, kto widział film Bagińskiego, wie, komu naprawdę należał się ten Oscar. W piątek zaraz po śniadaniu popędziłyśmy z dziewczynami na prelekcję Grega „Dlaczego książki ze świata GW większość fanów uważa za beznadziejne”. Greg nie dojechał i spotkanie prowadził Artur Drzewiecki – była całkiem fajna, mimo monotonnego sposobu mówienia Artura. Potem miała być prelekcja Tomka „Laisara” Frunia „Co naprawdę wynika z filmów Star Wars”, ale została przesunięta na wieczór. Zresztą ja i tak musiałam iść do szkoły na konkurs ze znajomości świata Ewy Białołęckiej pt. „W krainie kudłatych smoków”, który miałam prowadzić. Na konkurs przyszły tylko trzy osoby, w tym sama Ewa, która startowała poza konkurencją. W połowie doszedł jeszcze któryś z braci Szklarskich, więc przynajmniej można było rozdzielić miejsca od I do III. Bardzo żałowałam, że z powodu braku drużyn musiałam zrezygnować z przeprowadzenia egzaminu na Tkacza Iluzji, jednak pozostałe części konkursu odbyły się planowo. Najpierw był test wiedzy, a potem egzaminy na Wędrowca, Obserwatora i Strażnika Słów. Najwięcej punktów otrzymała oczywiście Ewa; pierwsze miejsce zajął Maciej Olczak, syn Lecha. Konkurs trwał dwie godziny; potem poszłam na prelekcję „Czy ilustratorzy Tolkiena tworzą kicze czy arcydzieła”. Miała to być dyskusja, ale z planowanych dyskutantów została tylko Kasia. W dodatku organizatorzy dopiero po pół godzinie znaleźli przedłużacz, do którego można było podłączyć komputer. Jednak udało nam się obejrzeć wszystkie obrazki, które Kasia miała na płytce. Niektóre były bardzo ładne, a inne zadziwiały śmiałymi wizjami Aragorna a la wczesny Robin Hood, Luthien w stroju haremowym i Boromira w spódniczce i wikingopodobnym hełmie z rogami. Kasia: Wśród zawodowców grasują straszliwi bracia Hildebrandt. Po prelekcji poszłam z Ewą do restauracji zjeść i był to ostatni ciepły posiłek – nie licząc zup z proszku – jaki było mi dane spożyć na tym konwencie. Po prostu nie było czasu. Przy okazji zahaczyłyśmy o konwentową wystawę grafiki w Bibliotece Miejskiej (bardzo nastrojowe ceglane mury i łukowate sklepienia). Zwiedzałam ją w pośpiechu, bo bardzo chciałam zdążyć na prelekcję Ani Brzezińskiej o wydawaniu książek. Udało mi się wysłuchać ostatnich 30 minut. Ania precyzyjnie opisywała drogę, jaką w „Runie” przechodzi dzieło od maszynopisu do egzemplarza w księgarni. Można było się dowiedzieć, jakie cuda czasami wyczynia drukarnia (strony do góry nogami, krzywo przycięte itp.) i na czym dokładnie polegają obowiązki korektorki, która w „Runie” musi się podpisać na każdej stronie sprawdzanej książki. O godzinie 16:00 nakładały się na siebie trzy ciekawe prelekcje, w związku z czym żadnej nie zaliczyłam porządnie. Wpadłam na chwilę posłuchać, jak Cezary Frąc mówi o tłumaczeniach Tolkiena, potem poszłam na spotkanie z Mają L. Kossakowską o interesującym tytule „Czy anioły mogą być zbawione” – myślałam, że to będzie jakaś prelekcja, ale to było spotkanie autorskie, więc po chwili stwierdziłam, że chyba nie dowiem się niczego, czego bym już nie słyszała na poprzednich spotkaniach. W związku z tym powlokłam się do szkoły i po obejrzeniu konwentowej księgarni, w której jednakowoż nie znalazłam nic ciekawego, zajrzałam na końcówkę prelekcji Doroty Żywno o średniowiecznych bestiariuszach, bogato ilustrowanej slajdami. Pożałowałam, że nie byłam na niej od początku. Achika: A co się dzieje z aniołami-opiekunami państw w przypadku zmiany sytuacji politycznej? Na przykład jak z Czechosłowacji powstały Czechy i Słowacja? |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
El Polcon mexicano
— Paweł Pluta
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady