WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Cytadela Syriusza |
Cykl | Falkon |
Miejsce | Lublin |
Od | 18 listopada 2005 |
Do | 20 listopada 2005 |
WWW | Strona |
Najlepsze konwenty są na ulicy SzkolnejAgnieszka ‘Achika’ SzadyNajlepsze konwenty są na ulicy SzkolnejChciałam pójść na panel „Młode wilki polskiej fantasy”, ale wilki w wieku średnim akurat wybierały się na obiad, więc zrobiłam tylko zdjęcie i poszłam ze wszystkimi. Mimo szybkiej obsługi w Pueblo Desperados, na prelekcję Ewy Białołęckiej „Półludzie – mity urzeczywistnione” spóźniłam się 30 minut. Ewa opowiadała o karzełkach i olbrzymach, o hipertrychozie i różnych schorzeniach objawiających się tym, że dzieci rodzą się z nogami zrośniętymi na kształt syreniego ogona, z jednym okiem jak cyklopi, albo nawet całkiem bez kości, z wyjątkiem czaszki. Było też o pierwowzorze Białego Roga – mężczyźnie, który urodził się całkiem bez nóg, ale nadrabiał to niesamowitą energią i chodzeniem na rękach. Przez godzinę miałam okienko, więc przyłączyłam się w RedRoomie do Krzysztofa „Krzysia-Misia” Księskiego i Marka S. Huberatha, rozmawiających o pisaniu oraz wydawaniu książek. Marek domagał się urządzenia na najbliższym Polconie warsztatów z prawa autorskiego i próbował namówić mnie do napisania książki o fandomie polskim na podstawie moich sprawozdań z konwentów oraz własnych doświadczeń. O 17:15 poszłam na chwilę na odbywającą się zamiast spotkania z Anią Brzezińską prelekcję „Co nowego w ’Gwiezdnych Wojnach’”, ale prowadzący ją chłopak mówił o komiksach i grach, a że jest to temat z gruntu mi obcy, wróciłam do RedRoomu, gdzie tymczasem rozwinęła się nieujęta w programie prelekcja Tadeusza Olszańskiego o całunie turyńskim, obrazie jasnogórskim (a konkretnie o deskach, na których jest naklejone płótno, a w których jest więcej dziurek po gwoździkach z wotami niż w samym płótnie), rozbiorach Polski i wojnie trzydziestoletniej. Przysłuchiwałam się z zainteresowaniem. Potem poszłam na kolejny wykład Pawła Frelika, a że w sali trwała jeszcze prelekcja PWC-a „Twórcy bogów i potworów” (o Rayu Harryhausenie, mistrzu efektów specjalnych z lat 40.), załapałam się na końcówkę – pokaz fanowskiego teledysku „Taniec szkieletów”, zrealizowanego w hołdzie mistrzowi. Składał się ze zręcznie animowanych figurek szkieletów z jakiejś gry planszowej (szybki montaż i sprytne oświetlenie sprawiały, że wydawały się poruszać kończynami, choć był to tylko efekt ich przekręcania z boku na bok i zamieniania miejscami) przemieszanych z ujęciami Szkieletora z kreskówki „He-Man”. Dr Frelik mówił tym razem o różnych technikach narracyjnych w science fiction, wspomagając się skserowanymi fragmentami książek, które rozdał obecnym. Różne sposoby opisywania nieznanego czytelnikowi świata uszeregował od najbardziej „łopatologicznych” do wręcz hermetycznych, i precyzyjnie omówił. W łopatologicznych jakaś postać (lub narrator niby to jej myślami) wykłada czytelnikowi różne szczegóły dotyczące świata (czytaliśmy m.in. fragment „Czarnych oceanów” Jacka Dukaja, gdzie było to wykonane w najnudniejszy z możliwych sposobów – autor każe nam wierzyć, że np. kobieta czekająca na rozpoczęcie seansu kinowego rozmyśla o historii kina na przestrzeni ostatnich stu lat); w odwrotności skrajnej nic nie jest tłumaczone, nawet jeżeli bohaterami są wirtualne części zbiorowej osobowości ;-) czy coś równie dziwnego. Następny był panel tłumaczy, o ile panelem można nazwać gawędzących ze sobą PWC-a i Anię „Delilah” Studniarek. W każdym razie rozmawiali ciekawie, m.in. o problemach z występującymi w tłumaczonych utworach cytatami z przeróżnych dzieł, które albo jeszcze nie były w Polsce tłumaczone, albo, co gorsza, zostały przetłumaczone w sposób niepasujący do podanego fragmentu. Ania opowiedziała, jak nieomalże niebo i ziemię poruszyła, żeby dotrzeć do protestanckiej wersji Biblii, w której w odpowiednim fragmencie występują smoki, a nie strusie i szakale, jak w powszechnie znanej. O godz. 21, już ledwo żywa, wysłuchałam prelekcji Doroty Żywno o egipskich bogach. Dorota była solidnie przygotowana i mówiła ciekawie, ilustrując swoją wypowiedź przezroczami, ale pod koniec trochę zabrakło jej czasu. W każdym razie dowiedzieliśmy się, że padawańskie warkoczyki są wzorowane na fryzurze egipskich dzieci, a Egipcjanie dużą wagę przykładali do miłości w rodzinie, co widać również po ich religii. Mnie szczególnie zainteresowało tzw. zwierzę ozyrysowe, niepasujące do żadnego ze znanych nam gatunków. W niedzielę, potwornie niewyspana po tradycyjnych Długich Nocnych Rodaków Rozmowach, zaczęłam dzień od drugiej części „Warsztatów dla komandosów” Michała Świerada, zwanego Abdulem, rezygnując z prelekcji Doroty o mitach w „Gwiezdnych Wojnach”. Abdul opowiadał o robieniu domowym sposobem koktajli Mołotowa i różnych bomb, o rozmaitych rodzajach pól minowych (rozpraszające, wymuszające, zygzakowe), zapalników (naciskowe, czasowe, magnetyczne, na podczerwień, naciągowe), o własnoręcznym wykonywaniu zapalników ze spinaczy do bielizny albo deszczułki nabitej gwoździami, o wybuchowych krawężnikach w Iraku, zaklejonym taśmą klejącą odbezpieczonym granacie wrzuconym do zbiornika z paliwem jako bomba zegarowa (kiedy taśma odmoknie i uwolni łyżkę, wszystko wyleci w powietrze). Dowiedzieliśmy się też, gdzie najlepiej umieszczać miny (pod odciskiem ludzkiej stopy) i odbezpieczone granaty (pod świeżym trupem). Potem Abdul przeszedł do taktyki prowadzenia walk w mieście, prezentując m.in. różne sposoby grupowego wbiegania do pomieszczenia, w którym są wrogowie. Na zakończenie oznajmił, że w konstrukcji kamizelek kuloodpornych wraca się do konstrukcji zbroi łuskowej, bo jest bardzo odporna, a przy tym umożliwia zginanie lepiej niż wszyte w kamizelkę płyty ceramiczne. Po zakończeniu prelekcji zamieniłam z Abdulem kilka słów na temat opowiadań Andrzeja Ziemiańskiego, po czym poszłam na poddasze na prelekcję o japońskich religiach. Było tam całe sześć osób. Paulina Zielińska opowiadała o tym, że Japończycy w spisach powszechnych często przyznają się do wiary w dwie religie. Sporo było o shinto jako wyznaniu dominującym na wyspach. Dowiedzieliśmy się, że jest to religia naturalna, a nie objawiona, występuje tylko w Japonii (nie można się na nią nawrócić) i dzieli się na shinto domu cesarskiego, świątynne, sekciarskie oraz ludowe. Potem prelegentka zaczęła opowiadać o japońskiej wersji stworzenia świata, a że tę historię znam już z „Usagiego Yojimbo”, wymknęłam się z sali i poszłam na dół. Po drodze zajrzałam na spotkanie z Andrzejem Pilipiukiem, ale nie weszłam, bo tłok był taki, że, jak się kiedyś wyraził Paweł Pluta, ludzie stojący przy drzwiach mieli na plecach wgłębienie po klamce ^___*. Udałam się zatem do RedRoomu i przysłuchiwałam się, jak Tadeusz Olszański opowiada Milenie Wójtowicz o skutkach purytanizmu amerykańskiego dla kultury i społeczeństwa (społeczeństwo ogólnie ma się dobrze, bo wielu bogatych ludzi zapisuje swoje mienie w spadku fundacjom charytatywnym zamiast potomstwu, ale za to kultura jako rodzaj relacji społecznych jest traktowana nieufnie i merkantylnie). Potem wzięłam udział w dyskusji o tym, czemu kowboje ubierali się w bieliznę przypominającą pajacyki, o książce Mileny „Podatek” i o grafikach w niedawno wydanym przez jakiegoś zapaleńca albumie o smokach. O godz. 13 poszłam na wykład Ilony Lentas „Marzenia senne”. Na początku było o falach mózgowych i tym podobnych rzeczach; zapamiętałam teorię o tym, że faza REM jest pozostałością po życiu płodowym, kiedy to służy do nabierania umiejętności instynktownych. Potem było już o śnieniu jako takim, mianowicie o tym, że śni:
Dowiedzieliśmy się, że sny prorocze dzielą się na spontaniczne i wywoływane, i że jakiś rolnik spod Siemiatycz wyśnił atak na WTC w przeddzień tego faktu (tiaaa…), a potem już wyszłam na konkurs starwarsowy, który z półgodzinnym opóźnieniem, ale jednak się rozpoczął. Konkurs był wyłącznie z filmów, co się chwali (jaka szkoda, że na Polconie’05 takiego nie było!…), choć mogłoby być więcej pytań z Nowej Trylogii. Nie było uświęconego tradycją pytania o numer próbki, z której sklonowano Luke’a, ponieważ to nie pochodzi z filmu, ale kilka straszliwych pytań liczbowych padło. Numery cel więziennych, robotów i różnych lądowisk, liczba jakichś tam walców w górnej kieszeni Tarkina i tak dalej. Uczestnicy śmiali się, że jeśli ktoś nie zna prawidłowej odpowiedzi, to powinien strzelać, podając liczby 4, 12 albo 1138, bo te pojawiały się najczęściej. Udział brało kilkanaście osób, co przedłużało czas oczekiwania na swoją kolejkę, więc skracałyśmy go sobie z Baśką oraz Katteą w ten sposób, że sfotografowałam cyfrówką z zoomem kartkę z pytaniami i usiłowałyśmy je odczytać na ekraniku aparatu ;-) Spider rozweselał wszystkich, nakładając na prawą dłoń czarną, skórzaną rękawiczkę i udając, że zdalnie dusi tych uczestników, którzy zwlekali z udzieleniem odpowiedzi. Miał też wydrukowaną kartkę z podobizną Yody i podpisem „Shut up the fuck you must”, którą podnosił do góry, kiedy ludzie za bardzo gadali. Konkurs wygrałam ja, ku swojemu niejakiemu zdziwieniu. Był to ostatni interesujący mnie punkt programu, więc odebrałam w RedRoomie swoje nagrody i poszłam, nie mając siły czekać na oficjalne zakończenie konwentu i tradycyjne zbiorowe zdjęcie. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady