WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | KF „Rassun”, S.M.E.R.F., SMGB „Bazyliszek”, WKF „Pegaz”, ZSFP |
Cykl | Polcon |
Miejsce | Warszawa, hotel „Gromada” |
Od | 30 sierpnia 2007 |
Do | 2 września 2007 |
WWW | Strona |
Barbarzyńska fanka w piekle organizatorówAgnieszka ‘Achika’ SzadyBarbarzyńska fanka w piekle organizatorówMiałam nadzieję, że nasza drużyna – której na początku szło tak sobie – szybko odpadnie i będę mogła pójść na „Casting na Luke’a i Leię”, który zaczynał się o godz. 19. Poprosiłam Fokę, żeby tuż przed 19 zrobiła odsiew drużyn i zrobiła, ale my nadal utrzymaliśmy się na placu boju. Ponieważ casting był dwie sale dalej, a kolejka drużyn długa, wymknęłam się i poszłam popatrzeć. Duran był tym razem ubrany w dżinsy i charakterystyczną flanelową koszulę w kratę, miał reżyserskie krzesełko i kamerzystę pod ręką. Do odtwarzania roli Lei zgłosił się jakiś facet, dostał rudą perukę z loczkami i coś w rodzaju prześcieradła, które Duran wsadził mu przez głowę i przepasał. Leia (któremu jedna ręka zaplątała się w fałdach i niemal została przytroczona): Zaczekaj, popraw to, bo mam jedną rączkę bardziej… Reżyser dał Lei kartkę z rolą i ekspresywnie udzielał jej pouczeń, jak ma odgrywać scenę rozmowy z Tarkinem przed wysadzeniem Alderaanu. Aktor-Leia wdzięczył się i wszystkie kwestie wygłaszał tonem słodkiej idiotki, Duran-Lucas desperował i wykrzykiwał: „Jesteś wredną kobietą i w dodatku zaraz masz umrzeć! Zagraj to jak wredna kobieta, która ma umrzeć!!!” i ogólnie wygłupiali się na całego. Cyknęłam kilka zdjęć i wróciłam na konkurs w idealnym momencie, bo Foka właśnie szykowała się do przerzucenia kolejki naszej drużyny na później. Po zajęciu III miejsca poszliśmy na górę, do sali Onyx. Oficjalne zamknięcie rozpoczęło się przedstawieniem, a właściwie miniaturą sceniczną według opowiadania J. Zajdla „Towarzysz podróży” – o naukowcu, który w pociągu opowiada o odkryciu innego wymiaru. Bardzo podobało mi się użycie białego drążka jako drzwi do przedziału, które aktorzy odsuwali i zasuwali przy wchodzeniu. Następnie Szaman i Andrzej znowu odczytali sponsorów „dzięki którym macie te piękne torby, smycze i inne punkty programu” (tym razem podzielili się tak, że to Szaman czytał wszystkie długie nazwy). Organizatorzy przyszłorocznego Polconu w Zielonej Górze dostali koszulkę organizatorską, urnę zajdlową i… szczotkę do zamiatania. Został też wręczony Puchar Mistrza Mistrzów i wyczytany zdobywca największej liczby punktów w konkursach – nagrodą był monitor LCD, ale to się rozstrzygnęło dopiero w niedzielę, po ostatnich konkursach. Rozdanie Zajdli prowadził Rafał Ziemkiewicz z żoną Aleksandrą Ciejek. Jeremiasz i Maja pocałowali się na scenie, popozowali ze statuetkami do zdjęć i część oficjalna zakończyła się przedstawieniem teatru Słudzy Metatrona według opowiadania Pratchetta „Rybki małe ze wszystkich mórz”. Kuba Ćwiek: Po raz pierwszy w historii zespołu wystawiamy komedię. To znaczy, po raz pierwszy świadomie. Przedstawienie nie było wprawdzie specjalnie śmieszne, raczej lekko ponure i skłaniające do refleksji, ale opowiadanie-pierwowzór też takie jest. Natalka Młynarz była cudowną Nianią Ogg, Babcię Weatherwax grała Alex, obecna szefowa ŚKF, oprócz tego w sztuce wystąpiło jeszcze kilkanaście osób. Ogromnie spodobali mi się Misiek i Kuba, którzy robili za obsługę sceny, wnosząc i wynosząc różne rzeczy, a że mieli koszulki z napisem na plecach „GSP Dibbler spółka z o.o.”, chodzili w taki sposób, żeby cały czas być plecami do publiczności, „bo przecież kazałeś promować logo”, jak potem wyjaśnili PWC-owi grającemu Dibblera. Szkoda tylko, że brak odpowiedniego nagłośnienia uniemożliwiał zrozumienie większości kwestii – mnie udało się to tylko dlatego, że przeszłam do pierwszego rzędu i usiadłam na podłodze. W niedzielę poszłam o godz. 10 na prelekcję Kuby Ćwieka o voodoo. Po drodze zajrzałam jeszcze do bloku starwarsowego na „Dlaczego nikt nie rysuje Jar-Jara” – na przyniesionych specjalnie stolikach leżały kartki i ołówki, a prowadząca pokazywała uczestnikom, jak się rysuje Yodę. Ponieważ nie było tablicy, asystent z kamerą filmował jej przez ramię to, co tworzyła, a my widzieliśmy wszystko na stojącym obok ekranie. Pomysłowe. Na końcu był chyba jakiś konkurs, ale czas spędziłam słuchając, jak Kuba opowiada o co bardziej znanych postaciach voodoo (Baron Samedi itp.) oraz rozwiewa pewne mity – zombie służyły do pracy, krew do dekoracji (jako spoiwo farb do malowania twarzy), a większość zaklęć to były czary miłosne. Na koniec powiedział, że jeśli ktoś szuka krwawych i makabrycznych opowieści o wudu, to niech nie szuka u źródeł, tylko w kulturze zachodniej. Przeszłam do sali starwarsowej na prelekcję o tworzeniu filmów fanowskich prowadzoną przez Durana. Zdumiałam się, że w Polsce powstaje obecnie całkiem sporo tego typu produkcji, w dodatku niektóre po angielsku, żeby ułatwić im zdobycie popularności w sieci. Chłopcy omawiali różne problemy związane z tworzeniem filmów – wymyślanie historii, w której epoce świata GW najlepiej ją osadzić i jakie to ma wady i zalety; dekoracje, efekty specjalne, problem z pozyskaniem do obsady osób w wieku nieco starszym od studencko-licealnego. Nie poruszono tylko jednej kwestii – poziomu aktorstwa, które w takim np. „XIII Epizodzie” jest – moim zdaniem – rozpaczliwe. Potem poszłam na prelekcję Pawła Ziemkiewicza „Filmy klasy Z”. Zgromadziła ona liczną widownię. Paweł prezentował plakaty, zwiastuny i fragmenty straszliwych filmów fantastycznych kręconych głównie w latach 50. Nareszcie zobaczyłam parę scen ze słynnego „Ataku morderczych pomidorów” – byłam zdziwiona, bo spodziewałam się samobieżnych, agresywnych krzaków, tymczasem po ekranie toczyły się półtorametrowej średnicy OWOCE pomidorów – nie mam pojęcia, w jaki sposób atakowały ludzi, chyba rozgniataniem… Było też parę urywków z filmów o armii USA walczącej ze smokiem – z efektami specjalnymi, których „Wiedźmin” by się nie powstydził… Wiele radości wzbudził też zwiastun filmu „Nymphoid Barbarian in a Dinosaur Hell” (dawno temu Paula Braiter wspominała o jego istnieniu w swoim felietonie w „Feniksie” – Paweł powiedział, że kilka lat poświęciła, żeby to dzieło zdobyć) – tak głupi, że zdawało się, że to jeno parodia. Zdaje się, że osią akcji filmu jest ludzkość całkowicie zniszczona przez dinozaury i cofnięta do poziomu pierwotnego (ale niektórzy mają karabiny), w dodatku przeżyła tylko jedna kobieta – tytułowa „barbarzyńska nimfa”. Świetna była też scena z innego filmu, w której odzianego w przepaskę biodrową bohatera ścigało… mordercze drzewo, z wykrzywioną buźką wyrzeźbioną na pniu niczym pokraczna wizja enta, poruszające się kaczym kroczkiem na korzeniach. Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć! Utrzymując się wciąż w klimacie filmowym wróciłam na blok starwarsowy, by wysłuchać prelekcji „Efekty specjalne w Gwiezdnych wojnach”. Duran z ekipą mieli kamerę podłączoną do rzutnika i model AT-AT, za pomocą którego demonstrowali różne triki. Trochę szkoda, że nie wykorzystali komputera i rzutnika do zilustrowania prelekcji odpowiednimi fragmentami filmu, ale i tak sporo się dowiedziałam o kręceniu scen bitwy na Hoth w „Imperium kontratakuje”. Zanim zaczął się następny punkt programu, wyskoczyłam do sali obok, gdzie właśnie kończył się konkurs robienia mechów (robotów bojowych) z kartonu. Indiana i Spider wykonali wspaniały model ze Spiderem w środku i plastikowymi butelkami jako wyrzutniami rakiet. Druga drużyna przebrała dziewczynę za błyszczącego folią aluminiową humanoidalnego robota z jakiejś japońskiej kreskówki, a trzecia miała rodzaj szafki zrobionej z kilku pudeł – w trakcie prezentacji pociągnęli za sznurek i „drzwiczki” się otwarły, ukazując „broń ideologiczną”, czyli plakaty reklamujące różne gry RPG. Wiele radości sprawiła wszystkim prezentacja drużyn, bo każdy twórca musiał opowiedzieć o funkcjonowaniu i możliwościach swojego mecha – wymyślali bardzo zabawne rzeczy. Spider i Indiana dostali pierwszą nagrodę. Odrobinę spóźniona poszłam następnie na „Musztrę prawdziwych szturmowców” – trwała już pierwsza konkurencja, czyli obstawianie pomieszczenia z bronią gotową do strzału, a następnie wycofywanie się do jednego punktu na środku sali i zastyganie w formie malowniczej grupki. Niezmordowany Duran, przebrany tym razem za imperialnego oficera, starannie tłumaczył, jak mają stać i gdzie celować, aby zapewnić sobie maksimum bezpieczeństwa. Do drugiej konkurencji mnie wciągnięto – dostaliśmy domowej roboty modele jakiejś broni (nie umiem powiedzieć czy starwarsowej, równie dobrze mógł to być model polskiego pistoletu maszynowego czy coś – w pierwszej chwili nawet nie wiedziałam, za który koniec się to trzyma…), uczyliśmy się robić „baczność”, „spocznij” i „prezentuj broń”, a następnie oddawać salwę honorową nad trumną poległego oficera, którego z poświęceniem grał rozciągnięty na podłodze Duran. W pewnej chwili powiedziałam, że jako urodzona rebeliantka nie mogę się powstrzymać, podeszłam i „zastrzeliłam” go, co nie wiedzieć czemu wzbudziło salwę śmiechu i oklasków. Potem siadłam i robiłam zdjęcia, jak kolejna wzięta z łapanki ekipa uczy się być plutonem egzekucyjnym. Duran mieczem świetlnym dawał znak do salwy, wygłupiając się przy tym, ile wlezie, publiczność miała za zadanie krzyczeć „BUM!”, a ofiarą był chłopak w jaskrawofioletowej nylonowej peruce (jako Leia). Było dużo śmiechu, bo za pierwszym razem nie upadł, za to dramatyczne runął na ziemię stojący dwa metry dalej jego kolega. Duran dobrał więc z publiczności jeszcze trzy osoby, żeby szturmowcy mieli łatwiejszy cel. Wszyscy doskonale się bawili. Ostatnim punktem programu i jednym z dwóch w ogóle ostatnich o tej godzinie (15:00) było zakładanie zbroi szturmowca na czas. Nie brałam udziału, ale kibicowałam entuzjastycznie kolegom z klubu – na jednym zbroja wyraźnie wisiała, zaś na drugim się nie dopinała. Jak na późną porę ten punkt programu zgromadził wręcz rekordową liczbę osób – w porywach do prawie dwudziestu. Polcon 2007 zgromadził ponad dwa tysiące ludzi (licząc z wejściówkami jednodniowymi). Należy go zaliczyć do szczególnie udanych Polconów, między innymi ze względu na duże zaangażowanie organizatorów i gżdaczy, którzy zawsze byli pod ręką. Mam nadzieję, że za kilka lat ta impreza znów zawita do Warszawy. 1) „To jest test na inteligencję!”. Kurt Vonnegut jr, „Syreny z Tytana” |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady