Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Polcon 2008›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator ZKF „Ad Astra”
CyklPolcon
MiejsceZielona Góra
Od28 sierpnia 2008
Do31 sierpnia 2008
WWW

To nie jest prelekcja, której szukacie…!

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 »

Agnieszka ‘Achika’ Szady

To nie jest prelekcja, której szukacie…!

Konkurs kaligrafii japońskiej</br>fot. © Szymon Sokół
Konkurs kaligrafii japońskiej
fot. © Szymon Sokół
Po zakończeniu sztuki i złożeniu gratulacji reżyserowi oraz aktorom wróciłam do głównego budynku konwentu, w którym o 20:00 rozpoczynało się Polcon Party – impreza ŚKF-u promująca Polcon 2010 w Cieszynie (polskim i czeskim). Była fontanna czekoladowa z suszonymi owocami, hostessy w strojach hinduskich rozdawały specjalnie na tę okoliczność wydrukowane śliczne pocztówki, rzucaliśmy się balonikami i ogólnie była zabawa na całego. Nawet z muzyką, choć z okropnie chrypiących głośniczków komputerowych. Skomentowałam, że na imprezie promującej polsko-czeski konwent powinni puścić „Jożina z bażin”. Tymczasem w odległej części korytarza odbywał się konkurs japońskiej kaligrafii przy użyciu mopa i wiaderka z czerwoną farbą. Zdaje się, że był to finał warsztatów kaligrafii, bo wszyscy pisali jeden i ten sam znak oznaczający, jak mi powiedziano, „szczęście”.
O 21:00 był konkurs Klaudii „Foki” Heintze dotyczący wiedzy o skeczach kabaretu „Potem”, na który poszłam z zamiarem zajęcia pierwszego miejsca, co jednak okazało się trudne. Chętnych było dużo więcej, niż oczekiwałam, a nasza drużyna miała wyjątkowego pecha do pytań – przez siedem kolejek nie zdobyliśmy ani jednego punktu! Na szczęście potem zaczęło iść nam lepiej, nazbieraliśmy trochę punktów za pytania spadowe i za scenkę. Należało odegrać któryś ze skeczy, więc zaśpiewaliśmy piosenkę o Kaju porwanym przez Królową Śniegu. Dzięki temu wylądowaliśmy ostatecznie na drugim miejscu. Ależ to była zażarta walka…!
Spektakl „Ja, Skywalker”</br>fot. © Szymon Sokół
Spektakl „Ja, Skywalker”
fot. © Szymon Sokół
Foka, nawiasem mówiąc, sama by mogła wystąpić w jakimś kabarecie, bo odgrywała cytaty (często pytanie było po prostu fragmentem tekstu skeczu, który należało dokończyć) tak świetnie, że wszyscy mieli dziki ubaw.
O 22:00 wszyscy przenieśli się znów pod namiot konwentowy, gdzie członkowie Legionu 501 Polish Outpost wystawili sztukę „Ja, Skywalker”. Ponieważ połowa namiotu to była scena i widownia, a druga połowa – stoliki, przy których tabuny ludzi jadły, piły i gadały, ile wlezie, bałam się, że nic nie będzie słychać (nie mieli mikrofonów), ale okazało się, że spektakl był idealnie wprost dopasowany do takich warunków: puścili nagranie z playbacku, a postacie tylko przechadzały się po scenie. Zresztą nie było tam wiele dialogów, tylko raczej jakby wewnętrzny monolog Vadera, który przez cały czas siedział w tle sceny, a na przedzie pojawiały się postaci z jego wspomnień: Padme, on sam jako Anakin, Kenobi, młodzi Jedi w trakcie treningu, Palpatine i tak dalej (a pomiędzy nimi przemykali Jawowie i Tuskeni). Bardzo mi się podobało.
Witek Siekierzyński i urna zajdlowa, w tle jeden z  braci Szklarskich</br>fot. © Szymon Sokół
Witek Siekierzyński i urna zajdlowa, w tle jeden z braci Szklarskich
fot. © Szymon Sokół
Sobotę rozpoczęłam prelekcją Piotra i Michała Cholewów „Dziwne bronie”. Opowiadali między innymi o małych niby-czołgach zdalnie sterowanych kablem, którymi Rosjanie wysadzali niemieckie czołgi, i o różnych broniach palnych. Na slajdach obejrzeliśmy największy poduszkowiec na świecie (grecka korweta) oraz „Caspian Sea Monster” – skonstruowany przez Rosjan niby-samolot, który nie latał, tylko na zasadzie mniej więcej poduszkowej unosił się tuż nad powierzchnią morza (zalety: szybszy niż statek desantowy, niewykrywalny dla radarów lotniczych; wady: może pływać tylko przy dobrej pogodzie po zamkniętych akwenach, gdzie nie ma tak dużych fal jak na oceanie). Bardzo ciekawe. Dowiedziałam się wielu rzeczy, na przykład co to jest ujemny skos skrzydeł. Na zakończenie chłopcy pokazali filmik, na którym wojskowy helikopter wykonywał na niebie różne ewolucje… z nieruchomym górnym wirnikiem. Powiedzieli, że łopaty wirnika są najczęściej uszkadzane, więc Rosjanie postanowili skonstruować model z innym napędem. Połowa publiczności wytrzeszczała oczy, usiłując dostrzec jakieś dysze czy coś, a na koniec PWC zdradził, na czym polegała sztuczka (nie napiszę tego, bo być może zechce zaprezentować ten film jeszcze na jakimś konwencie).
Po tej dwugodzinnej prelekcji poszłam na Forum Fandomu, czując się w obowiązku zagłosować na organizację Polconu 2010 przez ŚKF. Okazało się, że nie miał żadnej konkurencji, więc nie byłoby kogo przegłosowywać, ale z miłym poczuciem spełnionego obowiązku udałam się na prelekcję Anny Brzezińskiej i Grega Wiśniewskiego o I wojnie światowej.
Richard LeParmentier podpisuje fotosy</br>fot. © Szymon Sokół
Richard LeParmentier podpisuje fotosy
fot. © Szymon Sokół
Oboje prelegenci bardzo ciekawie opowiadali o faktach, które znaleźli w źródłach, szukając materiałów do swojej książki „Za króla, ojczyznę i garść złota”, stąd większość tego, co mówili, dotyczyła Wielkiej Brytanii. Zwrócili uwagę, że po raz pierwszy w wojnie brało udział wielu wykształconych ludzi, dzięki czemu powstały liczne pamiętniki oraz mnóstwo listów. Brytyjska Królewska Poczta dostarczała je w tempie takim, o jakim my w Polsce XXI wieku możemy tylko pomarzyć – bodajże młody Kipling pisał, że widać, iż już są we Francji, bo listy dochodzą dopiero po trzech dniach…
Było dużo o skutkach psychicznych – zaciągający się na ochotnika wychuchani chłopcy z college’ów trafiali w piekło, o którym nawet nie umieli później opowiadać, a w dodatku nie było pojęcia shell shock ani innych związanych z traumami wojennymi, więc nikt ich nie traktował jako chorych. Często wysyłano na front ludzi, którzy dziś kwalifikowaliby się do długotrwałego leczenia, a ci, którzy nie wytrzymywali, musieli żyć z piętnem tchórza, co nie poprawiało ich stanu. Dowiedzieliśmy się o różnych szczegółach, na przykład jak żołnierze w mokrych butach odmrażali sobie nogi, co spowodowało wprowadzenie obowiązku sprawdzania sobie wzajemnie stanu stóp.
Tajemnicza mina Ani Brzezińskiej</br>fot. © Szymon Sokół
Tajemnicza mina Ani Brzezińskiej
fot. © Szymon Sokół
Po 15:00 miało się zacząć spotkanie z Richardem LeParmentierem. Co prawda opóźniło się o 20 minut, bo szturmowcy się szykowali czy coś, ale jak już się zaczęło, to było interesująco. Pokazywał na rzutniku fragmenty IV Epizodu, w których się pojawia (podkreślał, że dostał specjalne zezwolenie od LucasFilmu na publiczną prezentację urywków, i prosił, żeby nie filmować) i objaśniał różne szczegóły:
– że w hali zdjęciowej, w której kącie zbudowano salę konferencyjną Gwiazdy Śmierci, było potwornie gorąco od reflektorów, więc wszyscy imperialni oficerowie siedzieli boso i z podwiniętymi nogawkami, bo kamera i tak pokazywała ich od pasa w górę;
– że w przerwach między jednym ujęciem a drugim specjalny asystent chodził ze ściereczką i polerował ten wielki, błyszczący stół, żeby nie było na nim odcisków rąk;
– że nieprawdą jest, jakoby w scenie duszenia na ten stół napluł lub zwymiotował – to tylko odbłysk światła;
– że scena duszenia pierwotnie miała wyglądać tak, że Motti spada z krzesła i wije się na podłodze, ale on pokazał Lucasowi, że umie poruszać grdyką, co wygląda, jakby mu ktoś nią manipulował, i Lucas tak się zachwycił, że kazał nakręcić tę scenę właśnie tak;
– że w IV Epizodzie mundury były poprzerabianymi prawdziwymi hitlerowskimi mundurami z prawdziwej wełny, a w kolejnych epizodach zostały uszyte ze sztucznych tkanin;
Wygłupiał się też i pokazywał na zdjęciu Gwiazdy Śmierci, gdzie było jego biuro, sypialnia, kwatery „żeńskich form życia” (na drugiej półkuli GŚ). Ktoś spytał, gdzie były toalety, a on na to dumnie: „Wszędzie!”.
Skończyło się, więc poszłam do sąsiedniej sali na końcówkę prelekcji „Sposoby plotkowania”. Prowadząca ją młodziutka i bardzo pewna siebie dziewczyna opowiadała o tym, jak udawać, że się mówi znajomym wszystko o innych znajomych, nie zdradzając jednocześnie żadnych szczegółów, celem wyciągnięcia innych plotek na zasadzie wzajemności. Również o tym, jak umiejętnie rozsiewać plotki na własny temat (że się na przykład spiło na jakiejś imprezie). Ogólnie była dobrze przygotowana i konkretna, ale jakieś… bo ja wiem… nieprzyjemne to było.
Potem poszłam na spotkanie autorskie z Anią Brzezińską: opowiadała o tym, jak jej się opowiadania rozrastają, o planach pisarskich itp. – jak to zwykle na spotkaniach autorskich. Dowiedzieliśmy się, jak pisali z Gregiem „Za króla, ojczyznę…”: otóż wcale nie dzielili się tekstem, tylko jedno podejmowało pisanie w miejscu, gdzie skończyło drugie.
Niemusical tolkienowski – szukanie producenta</br>fot. © Szymon Sokół
Niemusical tolkienowski – szukanie producenta
fot. © Szymon Sokół
Wieczorem obejrzałam „Niemusical tolkienowski”, reklamowany porozwieszanymi po całym konwencie plakatami. Opowiadał historię scenarzysty, który napisał scenariusz na podstawie „Władcy Pierścieni” i próbuje go sprzedać kolejnym producentom, ale nikt nie chce, więc proponuje inne scenariusze, które okazują się historyjkami wymyślanymi na podstawie tytułów powieści kandydujących do Zajdla – przekręconych („Obierki do końca świata” – opowieść ze świata hodowców ziemniaków, „13 z łanią” – historia najmłodszego w wielodzietnej rodzinie syna, który zakochuje się w leśnym zwierzątku) lub nie („Tracę ciepło” – opowieść o awarii ogrzewania w bloku, „Renegat” – historia policjanta niesłusznie oskarżonego o zabójstwo). Do tego wyświetlano slajdy z odpowiednio poprzerabianymi okładkami. Na koniec scenarzysta znalazł chętnego producenta i zaczęto kręcić film, ale producent co chwila życzył sobie kolejnych zmian: od przerobienia Froda na kobietę (Frodzię) poprzez wykorzystanie muzyki Queen aż po wprowadzenie ninja, piratów i zombie, „żeby było fajnie”. Bardzo spodobała mi się walka tych postaci z hobbitami i Legolasem, w trakcie której na ekranie wyświetlano rozmaite nazwy stosowanych form walki: fireballe, „kiss of death” itp., aż po „glamour attack” polegający na tym, że Legolas (grany przez dziewczynę) ściągnął gumkę z włosów i efektownym machnięciem zamiótł nimi po twarzach wrogów, którzy runęli na ziemię w agonii. Na koniec scenarzysta się załamał, zobaczywszy, co się stało z jego dziełem, ale pocieszyła go piosenka „Staaar Waaaars w ko-os-mo-sieee!”, śpiewana na melodię z czołówki GW.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.