WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” |
Cykl | Festiwal Miasto Poezji |
Miejsce | Lublin |
Od | 24 maja 2010 |
Do | 28 maja 2010 |
WWW | Strona |
Lublin wierszami uskrzydlonyW dniach 24-28 maja 2010 r. po raz trzeci odbył się w Lublinie festiwal Miasto Poezji. Poetów i recytatorów można było spotkać w kawiarniach i domach kultury, ale także na Placu Litewskim (Poezja w papilotach) czy w trolejbusie (Trolejbus Poezji). Odbyła się też akcja tatuowania miasta i wiele innych imprez.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyLublin wierszami uskrzydlonyW dniach 24-28 maja 2010 r. po raz trzeci odbył się w Lublinie festiwal Miasto Poezji. Poetów i recytatorów można było spotkać w kawiarniach i domach kultury, ale także na Placu Litewskim (Poezja w papilotach) czy w trolejbusie (Trolejbus Poezji). Odbyła się też akcja tatuowania miasta i wiele innych imprez. ‹Festiwal Miasto Poezji 2010›
Program Miasta Poezji zaczynał się już od siódmej rano, kiedy to na głównym placu Lublina można było spotkać dziewczyny (w papilotach) i porozmawiać z nimi o poezji. Jednak ci z mieszkańców, którzy nie są studentami ani nie uprawiają wolnych zawodów, mogli korzystać z festiwalowych atrakcji dopiero po południu. W środę wybrałam się na Poezjoterapię do ośrodka działań twórczych „Tektura”, który znajduje się w starym domeczku na pagórku w centrum miasta. W jednym pomieszczeniu jest kawiarenka, przez nią przechodzi się do izby w kształcie litery L, o ścianach obitych czarnym materiałem, do którego poprzyczepiane są odbite na ksero karteczki z różnymi grafikami. Między oknami powieszono anielskie skrzydła z bibułki, a na ścianie obok – wielką płachtę cienkiego płótna, na której w trakcie spotkania mężczyzna w nieokreślonym wieku między 35 a 50 lat rysował ołówkiem aniołka siedzącego na chmurce i grającego na lirze. Potem pociągnął kontur czarną farbą. Pośrodku pomieszczenia stał stół zastawiony ciastkami, przy którym siedzieli panie i panowie z klubu seniora „Strumyk”. Ja wolałam usiąść z boku, na czymś w rodzaju ławy. Spotkanie prowadził sympatyczny chłopak ze stowarzyszenia „Sztukon”, prosząc obecnych o zgadywanie pozaklejanych paskami papieru słów wiersza, którego duży wydruk przyczepiono do sztalug. Wiersz zaczynał się mniej więcej tak (cytat z pamięci): Stary z Pawluków [młynarz] Wzywa pierwszego syna Do [piersi] go przyciska i [rzecze]: Jedź mój synu po [świecie] W pozłocistej karecie Lecz pamiętaj o ojcu w [Pawlukach]. Nawiasami zaznaczyłam słowa, które były ukryte. Dalsze zwrotki opowiadały o drugim i trzecim synu, a im dalej w las, tym większe podobieństwo utwór zdradzał do „Trzech budrysów”, tylko zamiast Laszki synowej były wnuki Pawluki. Potem z okazji Dnia Matki panie odśpiewały pieśń Fogga o matce, która się pochylała nad kołyską, a następnie prowadzący puścił w obieg zdjęcia obrazów i ikon przedstawiających archaniołów (anioły były tematem przewodnim spotkania) i odczytał ich krótkie charakterystyki. Potem drugi młody mężczyzna balansując niebieską plastikową miską na cienkim kijku wyrecytował krótki biały wiersz własnego autorstwa o tym, że czarna dziura jest dziurą po gwieździe, a po człowieku zostaje dziura w niebie. Jedna z pań zagrała na syntezatorze i z prowadzącym odśpiewała piosenkę o treści turystyczno-filozoficznej, a co było dalej, nie wiem, ponieważ wyszłam, żeby zdążyć na czytanie wierszy o Lublinie w Młodzieżowym Domu Kultury „Pod Akacją”. Czytanie wierszy odbywało się w malutkim i przez to niezwykle przytulnym podwóreczku kamienicy, w której mieści się MDK. Znajduje się tam scena z czarnych desek i zawieszonej na ścianie czarnej płachty; na scenie stał stolik, na nim świece w czteroramiennym świeczniku. Sympatyczna młodzież z Teatru Panopticum czytała wiersze znanych i mniej znanych poetów o Lublinie (zanotowałam najładniejszy fragment: pękł hejnałem z wysoka wachlarz gołębi / dzwonkiem zaprzęgu dzień przeminął), a dwie utalentowane nastolatki, laureatki konkursu wokalnego, odśpiewały trzy piosenki o Lublinie – dwie rzewne i jedną wesołą. Po zakończeniu występu chciałam iść na Mieszkanie Poezji, gdzie miały być występy „artystów, jazzmanów, poetów i ludzi wartościowych”, znalazłam właściwa kamienicę przy ulicy Narutowicza i zadzwoniłam domofonem, ale okazało się, że impreza została odwołana. Czyżby organizatorzy nie znaleźli żadnych wartościowych ludzi?… W czwartek chciałam iść na kolejne Mieszkanie Poezji, tym razem na Starym Mieście. Miałam jednak wyraźnego pecha do tych punktów programu: w kamienicy numer 16 nie znalazłam mieszkania numer 16. Nigdzie nie było żadnego plakatu ani kartki ani nic, więc jedynym skutkiem poszukiwań było obejrzenie dwóch nader klimatycznych klatek schodowych, z drewnianymi stopniami startymi od starości i nieco spróchniałą rzeźbioną balustradą. O osiemnastej udałam się na ulicę Kołłątaja, gdzie w Cafe Ramzes zaplanowano spotkanie „Wojciech Kiełczewski – zapomniany lubelski poeta”. Knajpka maciupka, bar oblepiony wygolonymi panami, w kącie garstka młodzieży i drobny, szczupły chłopak w czarnym kapeluszu (program głosił, że nazywa się Anatol Alter), majstrujący przy laptopie z rzutnikiem. Ustawienie sprzętu zajęło mu jakiś czas, wreszcie pokazał na slajdach sepiowe zdjęcie poety, skan okładki jednego z czterech jego tomików oraz nagrobek na cmentarzu, od którego zaczęła się cała historia – mianowicie prowadzący spacerował kiedyś po cmentarzu i zainteresował go grób z dopiskiem na tabliczce „Poeta”, odszukał więc informacje o pochowanym tam człowieku. Potem Anatol puścił z rzutnika jakiś mocno artystowski film składający się z rozedrganych, czarno-białych zdjęć, w których z trudem dawało się rozpoznać elementy architektury, bezlistne gałęzie i postać stojącą za siatką ogrodzeniową; jako podkład muzyczny włączył piękną muzykę fortepianową i zaczął czytać wiersze z tomiku Wojciecha Kiełczewskiego „Nim iskra zgaśnie”. Poezja całkiem sympatyczna, na miarę zwykłego człowieka, bez przekombinowanych metafor czy epatowania brutalnością, z ciekawymi, zapadającymi w pamięć określeniami w rodzaju głos twój rosą ścieknie po liściu ciemności, wyfrunęłaś na wykładane gwiazdami płyt niebo ulicy czy zimę zawieś w przedpokoju niech skapuje z sopla palta, tylko zmierzch w zwierciadle zostaw. O 19:30 w Wojewódzkim Ośrodku Kultury odbył się występ opisany w programie jako „Taniec intuitywny Justyny i teksty Dolara”. Na tarasie kawiarni pod kwitnącymi akacjami widzowie siedzący na murku otaczali rozłożoną na płytach płachtę czarnej gumy, po której spacerował młodziutki chłopak w dresie i ortalionowej wiatrówce. Towarzysząca mu dziewczyna w workowatych spodniach i obcisłej bluzeczce wiła się (bez muzyki) w dość niezwykły sposób, przypominający jednocześnie pantomimę, break dance, ruchy z tai chi i balet. Stawała na głowie, wystawiała nogę pod kątem prostym, robiła marionetkowe ruchy barkami i rękami, wyglądało to ciekawie. Chłopak improwizował rymowane przemówienia inspirowane wierszami znanych poetów: o lubelskich pejzażach (więc posłuchaj, co ci powiem – spójrz! ten komin na Wrotkowie!), nadziei i starości. Bardzo zręcznie mu to wychodziło, pewnie jest raperem: widać wprawę i profesjonalizm. Patrz, ci ludzie tutaj przyszli: ci wysocy, ci znów niscy. A w ogóle daj już spokój – dzieci filmują, ty stoisz w rozkroku…. Wszyscy doskonale się bawili; zdecydowanie był to najlepszy z obejrzanych przeze mnie punktów programu. W piątek zainteresował mnie rozpoczynający się o 21:30 w Chatce Żaka „Projekt Cynamon – koncert zespołu Karbido z Jurijem Andruchowyczem”. Zespół Karbido grał dziwną muzykę pozbawioną melodii, a poeta dramatycznym głosem recytował coś do mikrofonu, najpierw po ukraińsku, potem po polsku, niestety – rozróżnić się dało tylko pojedyńcze słowa i to z trudem, tak głośno był ustawiony dźwięk. Najbardziej widocznymi efektami festiwalu są rezultaty akcji tatuowania miasta: spacerując po centrum Lublina można na chodnikach zobaczyć namalowane od szablonu haiku po japońsku i po polsku (gdy nie usłyszysz / kołatki i słów mnicha / zamglą się oczy) oraz inne krótkie wiersze. Wysoko na ścianie liceum przy ul. Lipowej można zobaczyć fragment wiersza lubelskiej poetki Julii Hartwig. Przydaje to Lublinowi naprawdę niepowtarzalnej atmosfery. 15 czerwca 2010 |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady