Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Seks, prochy i kino

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Filmy Andy’ego Warhola

Michał Culepa

Seks, prochy i kino

Filmy Andy’ego Warhola
to take a cement fix
standing cinema…
David Bowie „Andy Warhol”
Andy Warhol
Andy Warhol
Emigrant ze Słowacji, „papież pop-artu”, przez jednych wynoszony na ołtarze sztuki XX wieku, przez innych przeklinany jako ten, który do reszty skomercjalizował sztukę. Twórca, który zasłynął z tego, że swoje obrazy produkował maszynowo – jak portretowane przezeń butelki Coca-coli i puszki zupy Campbell. Wiele z jego „obrazów” – serigrafii (była to ulubiona technika Andy’ego, polegająca na wykonywaniu rysunku na płótnie naciągniętym już na ramę, zazwyczaj rysunek był dokładnym odwzorowaniem fotografii wykonywanych aparatem Polaroid do zdjęć błyskawicznych) przeszło do historii sztuki, a nawet stało się ikonami pop-kultury.
Nie wszyscy jednak wiedzą, że Warhol był też reżyserem i producentem wielu filmów, z których kilka można było zobaczyć w ramach organizowanego przez „Zachętę” przeglądu towarzyszącego wystawie „Klasycy XX Wieku”.
Przegląd
Tu dygresja. Od jakiegoś czasu szefowie „Zachęty" bardzo się starają przyciągnąć publiczność. Temu chyba służą ostatnie kontrowersyjne ekspozycje, kończące się interwencjami w stylu prawdziwych happeningów, że wspomnę akcję Daniela Olbrychskiego pod hasłem „Szabla Kmicica przeciw >>Nazistom<<”, czy „Zdejmowanie meteorytu z papieża” w wykonaniu dwojga posłów na Sejm RP. Byłoby to uroczym dopełnieniem działalności wystawienniczej, gdyby nie bolesny fakt, że obydwie ekspozycje, będące przedmiotem wspomnianych interwencji zostały potem zamknięte.
Elementem wzbogacającym wystawy są również organizowane pokazy filmów związanych tematycznie z prezentowanymi twórcami. Uważam to za znakomity pomysł, tym bardziej, że przy okazji „Klasyków XX wieku” pokazano masę interesujących realizacji, które wykonali w swoim czasie autorzy dzieł prezentowanych na wystawie z osławionym „Psem andaluzyjskim” i „Złotym wiekiem” Luisa Bunuela i Salvadora Dalego.
Jest natomiast jedno „ale”. Gdyby nie to, że któregoś dnia idąc do pracy, przeszedłem obok płotu, na którym wisiał plakat informujący o filmach w „Zachęcie”, w ogóle bym się o nich nie dowiedział. W gazetach repertuar tego kina nie jest publikowany, a wzmianki o pokazach, jeżeli już się pojawiają, to na dalszych stronach.
Zanim opowiem o pokazie, na którym byłem z moim znajomym, warto parę słów wspomnieć o ruchu, który narodził się w Stanach, a który postawił sobie za cel przewrócenie kina współczesnego do góry nogami.
„Kino podziemne”
Blow job
Blow job
Zjawisko to, zwane „New American Cinema” – Nowe Kino Amerykańskie (nazwa pochodzi od powstałej w 1960 roku nowojorskiej grupy niezależnych reżyserów), albo „kinem podziemnym” – „underground cinema” swój „bohaterski czas” przeżyło w drugiej połowie lat 60-tych i na początku 70-tych. Korzenie ma jednak znacznie głębsze, bo sięgające przedwojennych Niemiec i Francji.
Zaraz po zakończeniu I Wojny Światowej, gdy zaczynała się złota era kina niemego, zainteresowali się filmem malarze, poeci, krótko mówiąc artyści do tej pory nie związani w żaden sposób z filmem. Dostrzegli w nim nowe medium, pasujące do ich radykalnie awangardowych wyobrażeń o sztuce. Trzeba bowiem pamiętać, że ci panowie (przeważnie) wywodzili się z najbardziej rewolucyjnych ugrupowań artystycznych jak dadaiści i kubiści, a później także surrealiści.
Filmy przez nich tworzone odrzucały wszystko, co do tamtej pory wymyślono w warsztacie X Muzy. Zamiast aktorów, grały w nich maszyny (np. „Balet mechaniczny” Fernanda Légera z 1923 roku), lub wręcz abstrakcyjne kompozycje kwadratów, spirali, linii („Rytm 21” Hansa Richtera z 1921 r., „Anaemic Cinema” Marcela Duchampa z 1926 r.). Nie miały one żadnej sensownej akcji, aktorzy – jeżeli już występowali – pojawiali się w sytuacjach kompletnie absurdalnych, nierealnych („Antrakt” Francisa Picabii i Rene Claira z 1924 r., wczesne filmy Bunuela i Dalego). Obrazy te miały być przełożeniem na język filmu idei zawartych w manifestach grup i twórców awangardowych. Czy im się to udało – trudno powiedzieć jednoznacznie. Dziś jednak można zauważyć, że wiele z chwytów przez nich wymyślonych i zastosowanych z powodzeniem wykorzystuje się w reklamie czy wideoklipach. Niektórzy ze wspomnianych reżyserów stali się później wielkimi twórcami kina światowego, jak choćby Luis Bunuel, Rene Clair, Jean Renoir (zresztą syn Augusta), czy Jean Cocteau, (poeta, dramaturg i homoseksualista, który przygodę z kinem zaczął w 1930 roku filmem „Krew poety” o mocno pokręconej akcji i podejrzanym dla stróżów moralności klimacie).
Kiedy wybuchła wojna, w Stanach znalazło się kilku z nich. Marcel Duchamp mieszkał w Nowym Jorku już wcześniej, do starej ojczyzny wrócił też Man Ray, podpora ruchu dadaistycznego i surrealistycznego we Francji i USA. Ważne jest jednak inne nazwisko – Hans Richter. Ten malarz i reżyser, współautor zuryskiego „Cabaret Voltaire” w którym narodził się dadaizm, skupił wokół siebie młodych twórców, z którymi zrealizował kilka filmów m.in. pokazywane również w kinie „Zachęty” „Dreams That Money Can Buy” z 1947 r., a jego twórczość z lat 20-tych (był bodaj pierwszym twórcą filmów abstrakcyjnych, opartych na grze świateł i nawiązujących do muzyki; niektórzy uważają je za pra-teledyski) miała ogromny wpływ na niektórych twórców z kręgu amerykańskiego „kina podziemnego”.
W Europie awangarda filmowa „wygasła” w latach lat 30-tych. W tym samym okresie pierwsze tego typu dzieła pojawiły się w USA. Jednak za właściwą inaugurację awangardy amerykańskiej w kinie uznawany jest obraz z 1942 roku „Sidła popołudnia” („Meshes Of The Afternoon”, reż. Maya Deren).
Film ten widziałem bodaj w 1992 roku (kiedy jeszcze działało warszawskie kultowe kino „Tęcza”) na pokazie przedwojennych filmów awangardowych. Niestety, już prawie nie pamiętam o co w tym filmie chodziło. W głowie została mi tylko powtarzająca się kilkakrotnie scena, w której na schodach leżał bochenek chleba z wbitym nożem, główna bohaterka (może była nią sama pani reżyser, ponoć utalentowana tancerka i poetka) – dość ładna brunetka, ubrana na czarno i do tego chodząca w spodniach, oraz dom, w którym mieszkała para bohaterów – wyglądający tak, jakby zaraz coś okropnego miało się w nim za chwilę wydarzyć. Czysta metafizyka.
Po Deren ujawniają się ze swoimi dziełami John Cassavetes (jeden z nielicznych, który zrobił potem karierę w „normalnym” przemyśle filmowym), Kenneth Anger (apologeta satanizmu i „miłości greckiej”, mający wielu znajomych w kręgu muzyków rockowych), Gregory Markopulos i niezwykle interesująca postać – Jonas Mekas.
Ten ostatni to chyba jedyny obok Warhola reżyser z kręgu awangardy amerykańskiej, którego filmy można w Polsce zobaczyć. Trzeba bowiem wiedzieć, że większość z wymienionych twórców albo nie była w ogóle prezentowana u nas, a jeżeli już, to na pojedynczych, zamkniętych pokazach w DKF-ach, przy okazji wystaw, albo specjalnych przeglądów w kinach takich jak dawna „Tęcza” , czy obecne „Kino.Lab” w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Dotarcie do wielu filmów wspomnianych twórców było i jest niesłychanie trudne.
Wracając do Mekasa, ten reżyser, publicysta i teoretyk kina już w latach 60-tych otoczony był legendą. Pochodził z Litwy, plotki głosiły, że urodził się na wsi i był pastuszkiem, a w wywiadach dawał nieraz wyraz fascynacji naszym wieszczem Mickiewiczem. Jego najsłynniejszy film „Klatka” („The Brig” z 1964, nagrodzony w tym samym roku na festiwalu w Wenecji) został określony jako „koncentrat sadyzmu”. Opowiada on o jednym dniu z życia żołnierzy osadzonych w areszcie wojskowym na okręcie US Navy. Trwa on zaledwie godzinę i dobrze że tylko tyle, bo inaczej można byłoby ciężko zachorować na klaustrofobię, albo nabawić się nerwicy. Żeby było ciekawiej, film ten dostał nagrodę w kategorii dokumentu, jest on bowiem tylko rejestracją widowiska jednego z najsłynniejszych amerykańskich teatrów alternatywnych – The Living Theatre.
Mekas był też współtwórcą manifestów grupy New American Cinema, i założycielem związanej z nią Film Makers’ Cooperative – pierwszej profesjonalnej firmy zajmującej się produkcją i rozpowszechnianiem awangardowych filmów w Stanach.
Andy Rejestrator
Sleep
Sleep
Nieżyjący już profesor łódzkiej „Filmówki” Jerzy Toeplitz w swej książce „Nowy film amerykański” podzielił „underground” filmowy w Stanach lat 60-tych na: kinoplastyków (inspirujących się sztukami plastycznymi i wykorzystujących doświadczenia niemieckiego i francuskiego filmu abstrakcyjnego z lat 20-tych), „poetów” (kręcących trudne w odbiorze filmy, pełne metafor i symboli) i „rejestratorów”. Do tych ostatnich zaliczył Andy’ego Warhola.
Zapis rzeczywistości to podstawa filmu dokumentalnego, jednak to co z kamerą wyprawiał Andy, nie daje się w żaden sposób zakwalifikować. Nie jest to nawet „cinema vérite”. Jego wczesne filmy to „stojąca woda”, długotrwałe rejestracje przedmiotów, ludzi i sytuacji wykonane nieruchomą kamerą. Do legendy przeszedł „Sen” („Sleep”), sześciogodzinny film przedstawiający śpiącego mężczyznę. Oscara za cierpliwość temu, kto zdołałby obejrzeć całość.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Wiem, ale nie powiem
Sebastian Chosiński

14 V 2024

Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.

więcej »

Z filmu wyjęte: Nurkujący kopytny
Jarosław Loretz

13 V 2024

Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Wehrmacht kontra SS
Sebastian Chosiński

7 V 2024

Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.

więcej »

Polecamy

Nurkujący kopytny

Z filmu wyjęte:

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Sezon na markiza
— Michał Culepa

Dwie sale Josepha B.
— Michał Culepa

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.