Tydzień z Avengers: Marvel 2000Przez dekady w kinie liczyli się tylko dwaj superbohaterowie – Batman i Superman. Aż wreszcie przyszedł rok 2000 i wszystko się zmieniło.
Łukasz GrędaTydzień z Avengers: Marvel 2000Przez dekady w kinie liczyli się tylko dwaj superbohaterowie – Batman i Superman. Aż wreszcie przyszedł rok 2000 i wszystko się zmieniło. Marvel Studios od 2008 roku raczy nas nieprzerwanie swoimi produkcjami. Do tej pory ukazało się ich dziesięć, a kolejne już czekają w kolejce. Terminarz studia jest zapełniony na kilka lat do przodu. Marvel zmienił kompletnie krajobraz współczesnego kina, zaludniając go barwnymi postaciami z kart komiksów. Ale to nie wszystko. Dom Pomysłów zrewolucjonizował to w jaki sposób myślimy o adaptacjach komiksów, wprowadzając w życie ideę filmowego uniwersum Marvela (w skrócie MCU). Wcześniej filmy z superbohaterami były tzw. stand-alone experience. Nawet jeśli film był częścią serii to widz nie musiał znać poprzednich części, aby zrozumieć, o co w nim chodzi. Marvel zaproponował inne podejście i rozbił bank. O sukcesie w tym wypadku zdecydował fakt, że do pracy nad nim zabrali się ludzie z komiksowego świata tacy jak Kevin Feige – który ponoć jest chodzącą encyklopedią Marvela. Dzięki nim filmowe uniwersum Marvel zostało wykreowane z ogromnym pietyzmem i nadzwyczajną dbałością o detal. Widownia to dostrzega i ochoczo wypełnia sale kinowe po brzegi. Marvel jest dziś samowystarczalny – sam produkuje swoje filmy, dzięki czemu ma pełną kontrolę nad ich kształtem. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś istniało inne filmowe uniwersum Marvel. Niewiele osób o tym pamięta, jeszcze mniej chce o tym mówić. Ale nas to nie zniechęci. Słuchajcie uważnie. To były inne czasy W 2000 na ekrany kin weszli „X-Men” Bryana Singera – pierwsza komiksowa superprodukcja naszych czasów. Po nich nastąpił komiksowy boom, który ogarnął sporą część uniwersum Marvela – filmów doczekała się pokaźna grupka superbohaterów – Daredevil, Spider-Man, Elektra, Fantastyczna Czwórka, Punisher, Ghost Rider i oczywiście znów X-Meni. Marvel był zaangażowany w produkcję, ale nie czerpał z tego dużych profitów. Prawa do tych postaci należały do Columbia Pictures, New Line Cinema i 20th Century Fox. Zyski płynęły, więc do kieszeni studia, a tych było niemało – trylogia Sama Raimiego o Spider-Manie wciąż okupuje wysoką pozycję na liście najbardziej kasowych filmów w historii. Pająk z forsą „X-Meni” Singera przetarli szlak dla kolejnych superbohaterów, ale to „Spider-Man” sprawił, że publiczność zwariowała na punkcie superbohaterów. Film Sama Raimiego był ogromnym hitem i doczekał się dwóch kontynuacji. „Spider-Man 2” był jeszcze lepszy od poprzednika, a „Spider-Man 3”… cóż tutaj zdania są podzielone – niektórzy uważają film za arcydzieło, inni za kompletną chałę. „Spider-Man” był pierwszym filmem w historii, który w pełni wykorzystał filmowy potencjał komiksowego oryginału – sceny Człowieka Pająka, latającego między budynkami Nowego Jorku zapierały dech w piersiach. Nigdy wcześniej żaden komiksowy heros nie poruszał się z taką swobodą i naturalnością. Pamiętacie „Batmana” (1989) i jego gumowy kostium, albo „Supermana” i to w jaki sposób latał? „Spider-Man” upewnił widownię w tym, że z pomocą komputerów wszystko jest możliwe. Kino wreszcie mogło zaoferować superbohaterom technologię, dzięki której nie wydawali się sztuczni i komiczni. Widzowie naturalnie chcieli zobaczyć więcej. Nie tylko fani komiksów, ale szeroka publiczność, która winduje wyniki w box offisie. Sukces „Spider-Mana” otworzył drogę dla innych superbohaterów Marvela. Każde studio chciało mieć własnego herosa, który generowałby kosmiczne zyski. Nieważne kto, nieważne jak – wystarczy, że będzie mieć maskę i kostium. Z wielką kasą idzie wielka odpowiedzialność W Hollywood obowiązywało wówczas prawo serii – jeśli film odniesie sukces, nakręcimy kontynuacje. Jeśli będzie fiaskiem, kończymy z tematem. Większość superbohaterów nie wyszła obronną ręką ze zderzenia z oczekiwaniami producentów. Początki były obiecujące. Komiksowe widowiska zarabiały. „Spider-Man” był hitem, jego kontynuacja jeszcze wyżej postawiła poprzeczkę dla konkurencji. „X-Meni” i ich kontynuacja były świetne i podbiły box office. Pozostali radzili sobie ze zmiennym szczęściem – Daredevil, Elektra, Ghost Rider, Fantastyczna Czwórka, Hulk i Punisher zarabiali mało, albo wcale. Ilość w tym przypadku nie przekładała się na jakość. Fani komiksów podnieśli alarm – poziom widowisk z ich ukochanymi bohaterami spadał. Hollywood nie zwracało na to uwagi. Dla producentów liczył się przede wszystkim zysk. Ludzie Marvela starali się ratować sytuację, ale to nie oni byli od podejmowania decyzji. To wtedy w głowie Kevina Feige′a zrodził się pomysł na Marvel Studios. Feige pracował przy większości filmów sygnowanych logiem Marvel po 2000. Miał więc nieliche doświadczenie w temacie. Wiedział, że studia popełniają wiele błędów, które mogą w końcu doprowadzić do załamania na rynku. Po pierwsze, studia wydawały zbyt dużo pieniędzy. Gigantyczne budżety zamiast pomagać, wzmagały tylko ryzyko fiaska. Po drugie, czas produkcji był zdecydowanie za długi – filmy pojawiały się z reguły w dwuletnim odstępie. Trzeba było to zmienić, a to z kolei oznaczało modernizację całego systemu produkcyjnego. Żadne studio nie było gotowe na tak daleko idące zmiany. Marvel zdecydował się więc postawić wszystko na jedną kartę i założyć własne studio. Kulawe uniwersum Boom komiksowy zakończył się w 2007 roku wraz w premierą „Spider-Mana 3”. Formuła, która odniosła sukces w przypadku pierwszej części wyczerpała się. Publiczność dojrzała i chciała więcej takich filmów jak „Batman: Początek”. Filmy sygnowane logiem Marvela z początku XXI wieku nie tworzyły uniwersum sensu stricte – nie było między nimi łączeń, które wyróżniają filmy Marvel Studios. Wiele je jednak łączyło. Dość, by można było mówić o czymś w rodzaju „duchowego” uniwersum. Szkoda, że chciwość Hollywood stanęła na przeszkodzie jego rozwoju. Marvel 2000 mocno czerpał z komiksowej klasyki; dzieł, które dzisiaj odbieramy z pewną pobłażliwością. Stąd ich naiwny, bardzo „komiksowy” ton i styl. Ma to swój urok, choć nie każdemu może przypaść do gustu. Warto jednak dać im szansę. Przy odrobinie dobrej woli można w nich znaleźć sporo dobrego. W skład Marvel 2000 wchodzą: Fabuła: Matt Murdock w dzieciństwie stracił wzrok, ale zyskał nadzwyczajny słuch i inne umiejętności. W ciągu dnia jest adwokatem, nocą gromi złoczyńcą w kostiumie Daredevila. „Daredevil” pełen jest scen tak komicznych, że trzeba się mocno powstrzymywać, aby dotrwać do końca z poważną miną. Reżyserowi udało się zebrać na planie niesamowite grono aktorów: Affleck był wówczas w najgorszym momencie swojej kariery („Gigli"!), Farrel nie trzeźwiał, a Clark Duncan wciąż kroczył „Zieloną milą”. Ciekawostka: w rolę Foggy’ego Nelsona, przyjaciela Matta, wcielił się Jon Favreau. Tak, ten sam który nakręcił „Iron Mana”. Najlepsza scena: Scena w barze Najgorsza scena: „Pojedynek” na placu zabaw między Elektrą a Mattem. Fabuła: Elektra jest płatną zabójczynią, która wplątuje się w odwieczną walkę między siłami dobra i zła. Reżyser Elektry musiał być pod wielkim wrażeniem filmu „Przyczajony tygrys, ukryty smok”, bo w jego filmie ilość majestatycznych skoków, pchnięć i ciosów przekracza granicę tolerancji przeciętnego człowieka. Najlepsza scena: McCabe Najgorsza scena: NAPRAWDĘ trudno wybrać. Fabuła: Czwórka naukowców zostaje wystawionych na działanie kosmicznego promieniowania i zyskuje fantastyczne moce. „Fantastyczna Czwórka” była filmem dla najmłodszych i w tej kategorii sprawdza się całkiem nieźle. Brak tu widowiskowych scen akcji, ale całość jest zrobiona z głową i ma swój urok. Film to również dowód na to, że kariera w Hollywood może ułożyć się w sposób zupełnie nieprawdopodobny – kto by się wtedy spodziewał, że Chris Evans będzie wymarzonym Kapitanem Ameryką? Najlepsza scena: Katastrofa na moście Najgorsza scena: Każdy podryw Johnny’ego Storma Fabuła: Johnny Blaze podpisuje pakt z diabłem i staje się jego ziemskim pomagierem – Ghost Riderem. Hej, w tym filmie grają całkiem porządni aktorzy – Peter Fonda, Eva Mendes i Sam Elliot. Jest też Nicholas Cage, który jak zwykle gra w swojej własnej lidze. Ciekawostka: Reżyser filmu Mark Steven Johnson nakręcił również „Daredevila” i „Elektrę”. Najlepsza scena: Wspólna jazda Najgorsza scena: Ucieczka z celi Fabuła: Frank Castle mści się na mafii za śmierć swojej rodziny. Punisher miał po 2000 roku dwa wcielenia – jedno umiarkowanie brutalne i drugie ultra brutalne. Druga wersja („Punisher: War Zone”) to całkiem niezłe kino w klimatach komiksów Gartha Ennisa. Najlepsza scena: Kolacja przy świecy („Punisher: War Zone”) Najgorsza scena: John Travolta („Punisher”) Fabuła: Peter Parker zostaje ugryziony przez radioaktywnego pająka, zyskuje nadzwyczajną moc i staje do walki ze złem w kostiumie superbohatera. Trylogia Sama Raimiego to pierwszorzędne kino z masą świetnych patentów i widowiskowych scen akcji. „Spiderman” zaczął to wszystko. Bez niego nie byłoby dzisiejszych superbohaterów i MCU. Trylogia trzyma równy poziom. Raimi stworzył przekonywujący portret bohatera, który odkrywa, że „wraz z wielką mocą, idzie wielka odpowiedzialność. Najlepsza scena: Pojedynek z Doktorem Octopusem na dachu pociągu. Najgorsza scena: Nie graj więcej, Peter. Fabuła: X-Meni mieli zmienne szczęście. Zaliczyli świetny start („X-Men”), później było tylko lepiej („X-Men 2”), ale przy trzecim podejściu zabrakło sił („X-Men: Ostatni Bastion”). Dwie pierwsze części trylogii to wciąż znakomite kino akcji. Najlepsza scena: Nightcrawler w Białym Domu („X-Men 2”) Najgorsza scena: Juggernaut („X-Men: Ostatni Bastion”) Fabuła: Bruce Banner zostaje wystawiony na działanie promieni Gamma, które budzą w nim potwora. „Hulk” był sporym zaskoczeniem, bo nikt się nie spodziewał, że Ang Lee (wtedy świeżo po sukcesie „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka”) nakręci film na podstawie komiksu. Publiczność przyjęła go z mieszanymi uczuciami. Lee zaproponował poważniejsze w tonie podejście do tematu superbohaterów, ale nie trafił w gusta widowni. Najlepsza scena: Pojedynek z psami Najgorsza scena: Nick Nolte w roli ojca. 7 maja 2015 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
15 najlepszych momentów z filmowego uniwersum Marvela
— Łukasz Gręda
Marvel-San
— Łukasz Gręda
Marvel. Historia wstydliwa
— Łukasz Gręda
15 najlepszych filmowych drużyn
— Łukasz Gręda
Pozamiatane
— Łukasz Gręda
Ręce opadły
— Łukasz Gręda
Lost
— Łukasz Gręda
Dni jak ścięte wąsy
— Łukasz Gręda
Strzelają się
— Łukasz Gręda
Gumowe kule
— Łukasz Gręda
W ciemność
— Łukasz Gręda
Zaczęło się
— Łukasz Gręda
Słowiańska pełnia
— Łukasz Gręda
Mad Max: Hardy wojownik. Najlepsze role Toma Hardy’ego
— Łukasz Gręda
Nicholas Cage i jego własna liga:) To co przeczytałem podobało mi się. Jednak o ile mnie pamięć nie myli pewien wpływ na komiksowy boom miał także sukces Blade'a, filmu z - bądź co bądź - komiksowym rodowodem.