Dwugłos: Nic nowego pod egipskim słońcem, ale zaatakowane... kontratakuje!
[ - recenzja]
Wymyślne fryzury na klacie to jedna z zapomnianych sztuk starożytności.
Film nie jest oczywiście czystą ekranizacją, zmiany scenariuszowe są znaczące. Zresztą czasami zdaje się, że Chabat zapędził się i pominął niektóre z oryginalnych gagów komiksu, które bardzo dobrze sprawdziłyby się na ekranie. Jednak te dodane powinny zrekompensować braki aż nadto, nawet zatwardziałym miłośnikom komiksu. Trzymają poziom i styl humoru Uderzo i Goscinnego, ale przede wszystkim, co już podkreślałem, nadają opowieści atrybut współczesności, bez której nie miałby on szans śmieszyć nas aż tak bardzo. Zresztą gagi autorów komiksu w przeważającej większości bazowały na tym samym schemacie. Odniesieniu rzeczywistości zza okna do realiów historyczno-baśnowych, w których znaleźli się Asteriks i Obeliks.
Jednak Chabat poszedł znacznie dalej. Dosłownie napchał film takimi nawiązaniami, bardzo inteligentnymi i trafnymi. Komiks nie pozwala z natury na taką gęstość żartów, film pod tym względem jest po prostu znacznie bardziej pojemny. Niemniej jednych efekt ostateczny śmieszy do łez, innych zniesmacza (argumentują, że to po prostu kolejny film, w którym bajkowe postacie ścierają się ze współczesnością, nawiązują do innych kulturowych postaci, tytułów, sytuacji, nawiązują wreszcie do samych nawiązań). Jest w tym ziarno prawdy, nie zamierzam zaprzeczać. Ale dlaczegóż to Amerykanie mogą takie rzeczy robić, a Francuzi nie? „Shrek” jest najlepszym przykładem, że filmowcom z Hollywood takie produkcje uchodzą na sucho. A mamy jeszcze „Uciekające kurczaki”, „Potwory i S-ka” i parę innych tytułów. Francuzi zrobili po prostu jeden film, z tematu idealnie do tego dobranego i zrobili go tak, że trudno będzie go pobić. W przygotowaniu co prawda „Shrek 2”, ale mam nadzieję, że Chabat nie zamierza zrobić kolejnego „Asteriksa"…
Aktorskie kreacje to oddzielna sprawa. Depardieu i Clavier to po prostu urodzeni Obeliks i Asteriks. Gesty, mimika, ruchy ciała, wszystko to zdaje się być wyssane z mlekiem komiksu, którym pewnie zaczytywali się jak Chabat. Clavier ma w tym filmie spryt wypisany na twarzy, gdy tymczasem Depardieu przybrał minę wypisz-wymaluj komiksowego Obeliksa. A na dodatek ten jego brzuch! Wydaje się, że wyhodował go przez te wszystkie lata z myślą o roli Obeliksa. Monica Bellucci ze swoją niespotykaną urodą i temperamentem stać się może kolejnym uosobieniem Kleopatry, jak niegdyś Elizabeth Taylor. Oglądanie jej na ekranie w zwiewnych i przezroczystych strojach to przyjemność nawet dla kobiet, zatem można wybaczyć ten nieegipski nos (Bellucci w kontraktach zawiera klauzulę o nieingerowaniu w jej wygląd fizyczny). Jeden z plakatów filmu z piękną Belluccissimą w całej okazałości z miejsca pewnie zagnał wielu mężczyzn do kin. Kiedy zaś patrzy się na Cezara, to aż dziw bierze, że taki bufon mógł zrobić, aż tak dobry film. Lecz osią filmu jest przede wszystkim architekt Numernabis, czyli Jamel Debbouze, znany choćby z „Amelii”, gdzie zagrał lekko niedorozwiniętego pomocnika gburowatego właściciela sklepu. To Debbouze sprawia, że widz uśmiecha się szeroko. To urodzony komik, o którym zresztą mówi się we Francji, że nie było nikogo bardziej utalentowanego od czasów Louisa de Funesa. Jego programy telewizyjne gromadzą przed telewizorami miliony widzów, bo Debbouze potrafi rozśmieszyć człowieka nie robiąc przy tym wiele (vide scena monologu Otisa o sensie życia, zresztą wynalazcy dźwigu bezwysiłkowego – „Mów za siebie”). Nawiasem mówiąc jego ukryta prawa ręka – ekranowy element charakterystyczny – naprawdę jest niewładna; efekt wypadku jeszcze z młodzieńczych lat. Ten film dał mu taką samą szansę jaką „Amelia” dała Audrey Tautou , czy „Taxi” Samowi Naceri.
’…ale dodam, strój Supermana to strzał w dziesiątkę…’
Trzeba wreszcie chylić czoła przed studiem, które przygotowało dubbing filmu. Prowadzony przez Joannę Wizmur zespół dokonał kolejnego cudu. O ile tłumaczenie „Shreka” przeszło już do historii, a rola osła została przez wielu uznana za najlepszą w karierze Jerzego Stuhra, o tyle „Misja Kleopatra” była chyba trudniejszym wyzwaniem. Specyfika filmu, owe napakowanie inteligentnymi gagami oraz kultowość Asteriksa i Obeliksa mogły działać deprymująco. Wielkie brawa dla Bartosza Wierzbięty za samo tłumaczenie i lokalizację oddzielnie („Bo to jego matka była”). Założę się, że i teksty z tego filmu trafią do potocznego języka. Ale na stojąco brawa należy złożyć Cezarowi Pazurze („Cizar, Cezar, Czarek”), który w „Epoce lodowcowej” był taki sobie, za to podkładając głos Numernabisa przeszedł samego siebie. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby też uznano to za jego największego osiągnięcie aktorskie. Asteriksa i Obeliksa w wykonaniu Mieczysława Moraczyńskiego i Wiktora Zborowskiego słucha się bardzo dobrze, podobnie Wojciech Paszkowski i Marcin Troński świetnie sprawdzają się w głosach Cezara i Marnegopopisa. Za to minus należy zaliczyć obdarzenie Kleopatry głosem Magdaleny Wójcik – gdzież duma i wyższość w tym głosie? Zresztą zbyt mało intrygującym jak na kogoś, kto ma przemawiać przez usta Monici Bellucci.
Na koniec zabawny incydent, jaki spotkał film w Polsce, kraju co krok zadziwiającym. W filmie występuje postać, nazwijmy ją rzecznikiem robotników pracujących przy wznoszeniu pałacu dla Cezara. W polskim tłumaczeniu obdarzono tę kobietę imieniem Idea. Wszystko byłoby w porządku pewnie, gdyby nie fakt, że w pewnej chwili Idea ma „kłopoty z zasięgiem”, rwie się jej głos i trudno jest z nią rozmawiać. Przedstawicielom Idei, sieci telefonii komórkowej, nie spodobał się ten żart mogący według nich źle wpłynąć na wizerunek firmy. Rozważali nawet skierowanie do sądu sprawy przeciwko polskiemu dystrybutorowi filmu, ale póki co skończyło się chyba na owym rozważaniu. Jak wiadomo analogiczne żarty istniały we wszystkich wersjach językowych filmu i zawsze nadawano postaci imię jednej z działających na rynku sieci telefonii komórkowej. Parafrazując powiedzenie Obeliksa… Ależ głupi ci Polacy!