„Wszystko będzie dobrze” Tomasza Wiszniewskiego początkowo wygląda na kolejny gorzki obraz Polski „B”. Na szczęście reżyser szybko porzuca typową rodzimą smutę na rzecz pogodniejszych – a przynajmniej nie tak jednoznacznie pesymistycznych – tonów. Spektakl traci na ostrości, ale w zamian zyskuje na jakości.
Łagodna nutka optymizmu
[Tomasz Wiszniewski „Wszystko będzie dobrze” - recenzja]
„Wszystko będzie dobrze” Tomasza Wiszniewskiego początkowo wygląda na kolejny gorzki obraz Polski „B”. Na szczęście reżyser szybko porzuca typową rodzimą smutę na rzecz pogodniejszych – a przynajmniej nie tak jednoznacznie pesymistycznych – tonów. Spektakl traci na ostrości, ale w zamian zyskuje na jakości.
Tomasz Wiszniewski
‹Wszystko będzie dobrze›
EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Wszystko będzie dobrze |
Dystrybutor | Vue Movie Distribution |
Data premiery | 5 października 2007 |
Reżyseria | Tomasz Wiszniewski |
Zdjęcia | Jarosław Szoda |
Scenariusz | Robert Brutter, Tomasz Wiszniewski, Rafał Szamburski |
Obsada | Robert Więckiewicz, Adam Werstak, Izabela Dąbrowska, Beata Kawka, Daniel Mąkolski, Stanisław Penksyk, Lech Dyblik, Dariusz Toczek, Natalia Rybicka, Eryk Lubos |
Muzyka | Michał Lorenc |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | Polska |
Czas trwania | 98 min |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Miejscem akcji nowej propozycji autora „Kanalii” jest maleńka nadmorska miejscowość Sielno, prowincjonalni są też bohaterowie: nadużywający alkoholu wuefista, umierająca matka dwójki chłopców, a także jej kierujący się prostą logiką synowie – upośledzony Piotrek i niesforny Paweł. Taki początek nie nastraja optymistycznie – zwiastuje jeszcze jeden portret obszarów biedy. Nie trzeba być ekspertem od naszej kinematografii, by zaobserwować, iż znaczna część podobnych produkcji jest realizowana bez polotu, topornie i według tej samej sztancy, jakby na autopilocie.
Jednak „Wszystko będzie dobrze” szczęśliwie szybko skręca na inne tory. Reżyser zaprzestaje wiwisekcji ubóstwa i analizy ponoszącej koszta transformacji ustrojowej części polskiego społeczeństwa. Pierwszoplanowymi postaciami są wprawdzie reprezentanci tej gorszej Polski – biedny, wpół osierocony dwunastolatek, nad którym ciąży widmo pełnego sieroctwa, oraz przegrywający swoje życie nauczyciel-alkoholik – ale reżyser nie zamierza kontemplować ich nieszczęścia. Zamiast tego decyduje się uwikłać ich w sytuację, która może spowodować przemianę.
Pawełek (tak brzmiał roboczy tytuł filmu – chyba bardziej odpowiedni w kontekście treści) zawiera umowę z Matką Boską, w myśl której wyruszy do Częstochowy, by odkupić winy cierpiącej na chorobę nowotworową matki – wszak, jak powiedział lekarz, kobietę może uratować tylko cud. Chłopak jest zdolnym lekkoatletą – specjalizuje się w biegach długodystansowych – więc przypuszcza, że uda mu się pokonać niemały przecież dystans 350 km i w ten sposób ocalić matkę. Rezygnuje z nauki do egzaminów poprawkowych, a także z nadzorowanych przez trenera Andrzeja przygotowań do startu w prestiżowych zawodach sportowych.
Wprowadzenie na arenę wuefisty wywołuje nerwowość – mężczyzna pociąga z butelki napój, bez wątpienia alkoholowy. Ile takich postaci wykreowało polskie kino? Tytułowy „Edi” z filmu Trzaskalskiego, Zamachowski w „Cześć, Tereska”, Jungowska w „Jestem” – żeby sięgnąć tylko do pierwszych z brzegu tytułów z lat ostatnich. Listę, rzecz jasna, można by rozszerzać niemal w nieskończoność. Jednak bohater „Wszystko będzie dobrze” jest inny – zarówno od swych poprzedników z rodzimych produkcji, jak i borykających się z chorobą alkoholową postaci kina amerykańskiego, zawsze finalnie przechodzących cudowną przemianę.
Nie da się zaprzeczyć, że Andrzej wyrusza z chłopakiem do Częstochowy powodowany przesłankami osobistymi: od Pawła zależy jego dalsza – mocno nadwerężona – kariera w szkole. Jego była żona pracuje w Telewizji Regionalnej Gdańsk, więc nauczyciel widzi szansę na wypromowanie biegu nastolatka, co może go uratować przed zwolnieniem. Nie zdradzając swoich rzeczywistych motywów, wyrusza samochodem, by asystować Pawełkowi. W idyllicznej – filmowej – rzeczywistości silny wstrząs odmieniłby pijaka, który świeciłby przykładem i wychowywał wzrastającego bez ojcowskiej miłości chłopca. Wiszniewski nie prezentuje widzom tak uproszczonych recept – przyjaźń z wuefistą może być dla dwunastolatka substytutem związku z ojcem, ale w żadnym razie nie należy oczekiwać, że Andrzej stanie się wzorem do naśladowania. Wprawdzie mały biegacz i jego opiekun znacznie się do siebie zbliżają podczas tej wspólnej podróży, ale wynika to w dużej mierze z tego, że są wzajemnie potrzebni. Reżysera należy pochwalić za ten umiejętny balans – relacja między starszym i młodszym mężczyzną nie jest przesycona ani czarnym pesymizmem, ani naiwnie optymistycznym rozwiązaniem kłopotów dręczących nauczyciela i ucznia.
Film okazał się przy okazji zaskakującym sequelem 'Dzieci kukurydzy'
Wygląda na to, że znajdującego się w wyśmienitej formie aktorskiej Roberta Więckiewicza nieprędko ujrzymy w telenowelach, od których rozpoczynał swoją ekranową przygodę. Występ u Wiszniewskiego to kolejna rewelacyjna kreacja aktorska, której złożoność trudno jest prawidłowo odzwierciedlić za pomocą tak ubogiego aparatu jak ludzki język. Zdecydowanie nie dziwi fakt dostrzeżenia roli przez jury tegorocznego FPFF w Gdyni. Portret zmagającego się z alkoholizmem Andrzeja jest w wykonaniu Więckiewicza niebanalny, daleki od stereotypu. Na długo w pamięci pozostaje kończąca się symbolicznym utytłaniem w błocie scena w budce telefonicznej.
Gra gwiazdora serialu „Odwróceni” nie wystarczyłaby do osiągnięcia wysokiego poziomu filmu, gdyby nie wsparcie ze strony partnerującego mu Adama Werstaka, debiutującego na ekranie rolą Pawła. Podejmujący się realizacji heroicznego czynu chłopak jest przez młodego aktora nakreślony przekonywająco – wzbudza sympatię, widz liczy, że Pawełek odniesie sukces.
Odtwórcy pozostałych ról również zostali trafnie obsadzeni. Brawa należą się osobie zajmującej się castingiem za wynalezienie Daniela Mąkolskiego, który ze sporym talentem natchnął Piotrka potężną dawką dobra, wiary i optymizmu, nie tracąc przy tym autentyzmu i naturalizmu. Wiszniewski udowodnił to, czego nie udało się pokazać Bogusławowi Lindzie – że Beata Kawka potrafi grać. Słowa uznania powinny powędrować także do grającej matkę Izabeli Dąbrowskiej.
„Wszystko będzie dobrze” od dziesiątek polskich produkcji prezentujących polską biedę – spuściznę ustroju socjalistycznego i pokłosie transformacji systemowej – różni się dominacją odmiennego klimatu. W filmie Wiszniewskiego nie przeważa nastrój przygnębienia, apatii, niemocy wyzwolenia się z zamkniętego kręgu ubóstwa, alkoholizmu, braku perspektyw na przyszłość czy przemocy w rodzinie. Bohaterów te problemy dotyczą, ale różni ich podejście: wola walki – charakterystyczna przede wszystkim dla Pawełka – wewnętrzna siła, ofiarność i wiara.
Jednocześnie film został skonstruowany w sposób niejednoznaczny – czego nie chciało zauważyć wiele z piszących na jego temat osób. Trudno obronić tezę o prokatolickiej agitce, jak i pogląd widzący we „Wszystko będzie dobrze” religijny hit – brak wystarczających przesłanek, by stanowczo określić wybory reżysera. Przecież nie da się zaprzeczyć, że nad opowieścią unosi się duch Matki Boskiej. Ku takiej interpretacji skłania scena finałowa spoglądania przez trójkę bohaterów w niebo, ale wcześniej Maryja, patrząca chłodno i niemal bezdusznie z obrazu na Pawełka, jawiła się raczej jako ikona – i nic ponadto. Naiwna jest wiara umierającej Zofii, dosłownie traktującej słowa świętego Pawła o biegu przez życie, oraz jej syna – oczekującego spełnienia swej prośby, bo przecież on wypełnił swoją część umowy. Jednak krzepiąca – jakby przebiegająca pod patronatem Matki Boskiej – jest przemiana Andrzeja.
Można by tak długo, gdyż film „Wszystko będzie dobrze” w całości zbudowany jest z takich opozycji. Taka nieoczywistość pozwala uzyskać efekt niecodzienny w polskim kinie – obraz daleki od hollywoodzkiego lukru, a zarazem i od rodzimego cierpiętnictwa; ciepły, inteligentny, ale stroniący od jednostronnych deklaracji. Do tego wspaniale zagrany przez złożonego Więckiewicza i niezmiernie autentycznego Werstaka. Warto czekać na następny film Wiszniewskiego – może wówczas również opowiadana historia będzie oryginalniejsza w warstwie fabularnej.