Smutna komedia [Laetitia Colombani „Z miłości do gwiazd” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Laetitia Colombani nakręciła po raz kolejny film o psychicznie nieporadnym człowieku, który depresję zamienia w obsesję, a rezygnację obleka w uśmiech. W rezultacie okazuje się, że „Z miłości do gwiazd” to nie komedia czystej wody, a inteligentny komediodramat z najwspanialszymi divami francuskiego kina w tle. Nie do końca to, czego można się z początku spodziewać, ale na pewno z klasą i niegłupio.
Smutna komedia [Laetitia Colombani „Z miłości do gwiazd” - recenzja]Laetitia Colombani nakręciła po raz kolejny film o psychicznie nieporadnym człowieku, który depresję zamienia w obsesję, a rezygnację obleka w uśmiech. W rezultacie okazuje się, że „Z miłości do gwiazd” to nie komedia czystej wody, a inteligentny komediodramat z najwspanialszymi divami francuskiego kina w tle. Nie do końca to, czego można się z początku spodziewać, ale na pewno z klasą i niegłupio.
Laetitia Colombani ‹Z miłości do gwiazd›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Z miłości do gwiazd | Tytuł oryginalny | Mes Stars et moi | Dystrybutor | Best Film | Data premiery | 15 maja 2009 | Reżyseria | Laetitia Colombani | Scenariusz | Laetitia Colombani | Obsada | Kad Merad, Catherine Deneuve, Emmanuelle Béart, Mélanie Bernier, Maria de Medeiros, Juliette Lamboley, Rufus, Patrice Leconte, Laetitia Colombani | Muzyka | Frederic Talgorn | Rok produkcji | 2008 | Kraj produkcji | Francja | Czas trwania | 88 min | WWW | Strona | Gatunek | komedia | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Kad Merad, czyli gwiazda zeszłorocznego hitu przemysłu filmowego z krainy żabojadów „ Jeszcze dalej niż północ”, wciela się u Colombani w niezwykłą postać. Robert to nieudacznik: w separacji z żoną, bez dobrego kontaktu z córką, ze słabym wykształceniem i kiepską pracą. Wyróżnia go jednak sposób w jaki próbuje zagłuszyć swoje niepowodzenia – ogrzewając się w blasku nieosiągalnych aktorek z firmamentu francuskich gwiazd kina. Na początku wydaje się, że ten daleki, luksusowy świat, w którym wszystko się udaje, stanowi jedyny sens życia Roberta. I tak jest, ale tylko powierzchownie, bo jego prawdziwe priorytety z namacalnej rzeczywistości okazują się po prostu zbyt skomplikowane dla sparaliżowanego strachem przed życiowymi wyzwaniami bohatera. Dopiero zetknięcie z ekranowymi ideałami, czyli z trzema ulubionymi aktorkami Roberta, w bezpośrednim starciu, otworzy drzwi jego psychiki na to, co realne. Urzeczywistnienie czegoś, co do tej pory wydawało się bajkowe, sprawia, że realne, bliskie sprawy nabierają równie osiągalnego kształtu. Oczywiście, zanim dojdzie do psychologicznych porządków i koniecznego przewartościowania u głównego bohatera, swoją rolę odegrają tytułowe gwiazdy – Solange, Isabelle i Violette, boginie kina o twarzach Catherine Deneuve, Emmanuelle Béart i Mélanie Bernier, które borykają się z cieniami sławy i do kompletu nie potrzebują fanatycznego wielbiciela wsadzającego nos w nie swoje sprawy. Colombani używa schematu komedii, żeby opowiadać o niewesołych kwestiach. W rezultacie, odrobinę gubi się jednak w swoich obliczeniach i traci równowagę między humorem, a dramatyczną samotnością bohatera. Dlatego trudno sklasyfikować gotową historię, wdzięczną, ciekawą i bardzo dobrze zagraną, ale nie do końca zdeklarowaną gatunkowo. Powstała hybryda zaburza pozytywny odbiór filmu, chociaż obserwacja, jaka z niego wypływa, góruje, na szczęście, nad niezdecydowaniem autorki. Fanatyzm, obsesja, psychologiczna blokada, nieprzystosowanie do rzeczywistości i emocjonalne otępienie to tematy poruszone już w innym filmie Colombani – „Kocha… nie kocha”. Ale w zmyślnie opowiedzianej historii młodej artystki Angelique każdy problem nabiera formy dużo bardziej precyzyjnie określonej. Bohaterka Audrey Tautou to chora kobieta, która trwa w swoim własnym świecie, gdzie beztroska miłość ustępuje za chwilę miejsca mrocznemu dramatowi. Jednak konkluzja w obu filmach jest podobna: nie umiemy tak łatwo pozbyć się swoich obsesji. O ile jednak historia Angelique została potraktowana jak najbardziej poważnie, tak historia Roberta nosi znamiona francuskiej komedii pomyłek. Colombani wyciąga też dodatkowe wnioski, ponieważ sugeruje, że marzenia o nieosiągalnym są konieczne, by napędzić paliwem wyobraźni nasze bardziej namacalne projekty życiowe. Wyzbycie się wszelkich dziwactw, snów i nietypowych aspiracji prowadziłoby do smutnej egzystencji bez niespodzianek. W końcu Robert jest w stanie przetrwać kryzys tylko i wyłącznie ze względu na przywiązanie do świata gwiazd, dzięki któremu nie czuje się tak bardzo samotny i niepotrzebny. Reżyserka porusza w ten sposób kwestię bardzo bliską kinomanom i wszystkim innym pasjonatom, bo czy hobby nie pozwala często wycisnąć z szarej rzeczywistości więcej, niż dostawalibyśmy normalnie? Colombani próbuje uczłowieczyć tytułowe gwiazdy, ale ta sztuka nie do końca jej się udaje. Trudno traktować legendarną Catherine Deneuve jak przeciętną kobietę, bo nie pozwala na to utrwalona w kulturze popularnej perspektywa, w której artysta wydaje się być nadczłowiekiem. Złośliwe wyczyny aktorek, mające na celu zniechęcić nachalnego Roberta, tylko częściowo stanowią źródło humoru, więcej jest go w efekcie w dialogach i aktorstwie, a mniej w inscenizowanych, mniej lub bardziej zręcznie, scenkach obyczajowych. Z całością filmu najbardziej kłóci się natomiast nagła przemiana wszystkich bohaterów na koniec tej psychologiczno-komediowej farsy. Kpiący ton i cięta obserwacja ustępują miejsca radosnemu finałowi, tak gładkiemu, że aż nierealnemu. Okazuje się, że trzy gwiazdy to postaci tak samo szablonowe, jakimi widzimy je w prasie kolorowej i na plakatach – jedyną postacią z krwi i kości jest w filmie Colombani Robert. Rezultat jest zadowalający, bo aktorki pozostają w perspektywie bohatera jednak dalekie, a on sam wydaje się tak swojski jak kolega z pracy. W jakim celu w takim razie Colombani buduje wątki wokół bogiń kina i próbuje je odmitologizować? Nie wiadomo. Odpowiedzieć można jedynie, że z produkcji Colombani sypie się odrobina brokatu i odkleja ozdobne złotko, ale Kad Merad jako Robert daje radę i filmem warto się zainteresować. Poza tym, to w sumie inteligentne, lekkie francuskie kino, subtelne i z klasą, więc wszyscy wielbiciele kinematografii znad Sekwany i tak nie mają wyboru – w końcu czego nie robi się „Z miłości do gwiazd”!
|