Każdy, kto zetknął się z serią „Valerian”, wie, że największym atutem tego komiksu jest Laurelina: wedle wszystkich subiektywnych kryteriów najbardziej seksowna bohaterka komiksowa. Ale jest też „Valerian” jedną z najważniejszych serii SF komiksu frankofońskiego. Szkoda, że w Polsce znany jest tylko z pięciu albumów, i to wydanych prawie dwadzieścia lat temu.
Komiksy z przemytu: Taksówka Bruce’a Willisa
[ - recenzja]
Każdy, kto zetknął się z serią „Valerian”, wie, że największym atutem tego komiksu jest Laurelina: wedle wszystkich subiektywnych kryteriów najbardziej seksowna bohaterka komiksowa. Ale jest też „Valerian” jedną z najważniejszych serii SF komiksu frankofońskiego. Szkoda, że w Polsce znany jest tylko z pięciu albumów, i to wydanych prawie dwadzieścia lat temu.
Nie ma szczęścia „Valerian” do polskiego rynku. Dla przypomnienia mała podróż w przeszłość: pierwsze podejście, połowa lat 80. – to wtedy „Świat Młodych” rozpoczął przedruki zachodnich produkcji. Był wśród nich także „Valerian”
1), konkretnie album „Les Terres Truces”. Komiks na łamach ŚM został całkowicie zmasakrowany; wydrukowano mniej więcej połowę plansz, braki częściowo zamaskowano zmianami dialogów, a dziury, których nie dało się ukryć, opisano w streszczeniach. Po raz kolejny seria pojawiła się na łamach „Komiksu-Fantastyki” – cztery albumy („Głębiny Nowego Jorku”, „Witajcie na Alflololu”, „Świat bez gwiazd” i „Królestwo tysiąca planet”). Co ciekawe, publikację serii zaczęto od drugiego albumu, pomijając „Les Mauvais Rêves”, historię spotkania głównych bohaterów. Polską przygodę Valeriana zakończyła, póki co, publikacja „Ambasadora cieni” w „Świecie Komiksu”.
Valerian i Laurelina
Tyle historii. W moim przypadku wystarczyło to na wzbudzenie poczucia niedosytu i chęci poznania pozostałych albumów. Z języków obcych znając jako tako angielski, poszukiwania zacząłem do brytyjskiego oddziału „popularnego sklepu internetowego”. I od razu sukces; znalazłem „The New Future Trilogy” (wydane przez ibooks w 2004 roku): trzy historie z przygodami Valeriana i ponętnej Laureliny, w Polsce niepublikowane.
Z wielu względów, nie tylko czysto komiksowych, najciekawiej prezentuje się ostatnia z historii „The Circles of Power” („Kręgi władzy”).
Zacznijmy od okładki; na pierwszym planie widzimy taksówkę, ale nie jakąś tam zwykłą taryfę, ale latający pojazd mocno przypominający ten, którym latał Corben Dallas w „Piątym elemencie”. Przypadek? Raczej nie, ale po kolei.
Pierwsza z historii to „On the Frontiers”. Okazuje się, że pępek wszechświata, supermiasto Galaxity, uległo zagładzie, osierocając Valeriana, Laurelinę i im podobnych. Stali się roninami, agentami do wynajęcia. Głównym wątkiem jest historia jednego z agentów, który podjął próbę przywrócenia starego porządku poprzez odwrócenie biegu czasoprzestrzeni (pamiętajcie, że mamy do czynienia z agentami czasoprzestrzennymi). Historia mocno pokręcona, wielowątkowa, w moim odczuciu chwilami ocierająca się o chaos. Ciekawie natomiast wypadają epizody rozgrywające się w byłym Związku Radzieckim.
Rysunek z „Królestwa tysiąca planet”
Kolejna historia, „The Living Weapons”, w największym stopniu przypomina starsze albumy serii. Bezpretensjonalna opowieść o trójce dziwnych stworzeń, posiadających cechy o dużych walorach militarnych. A ponieważ reszta mieszkańców planety toczy niekończące się wojny, nic dziwnego zatem, że pojawiły się pomysły na wykorzystanie wspomnianych umiejętności w celach mało humanitarnych. Na szczęście na planecie pojawiają się Valerian i Laurelina, którzy tradycyjnie podejmują próbę pogodzenia wszystkich.
Kadr z „Imperium kontratakuje”
Album zamyka opowieść „The Circles of Powers”. Właśnie w trakcie tworzenia tej historii do Meziersa zwrócił się Luc Besson z propozycją współpracy przy jego nowym projekcie, filmie SF, którego akcja rozgrywać się miała w dwudziestym trzecim stuleciu. Patrząc na okładkę, łatwo się domyślić, o jaki film chodziło. Współpraca z Bessonem dotyczyła warstwy wizualnej; sprawy nie potoczyły się jednak zbyt gładko. Besson zawiesił projekt na kołku na czas prac nad „Leonem zawodowcem”, co pozwoliło Meziersowi dokończyć prace nad komiksem. Sam album od strony scenariusza nie ma nic wspólnego z „Piątym elementem” (poza tym, że obydwie historie odbywają się w przyszłości). Valerian i Laurelina, zmuszeni brakiem środków na naprawę rozpadającego się pojazdu kosmicznego, podejmują się wykonania tajemniczej misji, zleconej przez szefa lokalnej policji. Ich głównym sojusznikiem jest taksówkarz, który… no właśnie, który jest właścicielem wspomnianej wcześniej taksówki z okładki. Gotowy komiks Meziers wysłał Bessonowi – i to ponoć po lekturze właśnie „The Circles of Powers” reżyser postanowił uczynić taksówkarza głównym bohaterem swego filmu.
Laurelina. Czyż nie jest urocza?
„Piąty element” to niejedyny punkt styku Meziersa i jego „Valeriana” ze światem filmu. We wstępie do tego i innych albumów pojawia się także wątek „Gwiezdnych Wojen”
2), wątek dużo mniej jednoznaczny. Otóż w roku 1977 Meziers (było, nie było fan SF) wybrał się na francuską premierę pierwszej części trylogii Lucasa. Z ogromnym zdziwieniem uznał, że wiele koncepcji graficznych filmu było bardzo zbliżonych do swoich prac. Według jednej z wersji, Meziers wysłał oficjalną prośbę do Lucasa o wyjaśnienia w tej kwestii, która to prośba pozostała bez odpowiedzi. Według innej wersji, zawartej w jednym z francuskojęzycznych albumów „Valeriana”, uznano, że takie sytuacja to wynik typowego dla dzisiejszego świata tygla popkulturowego, gdzie każdy twórca nawet nieświadomie podlega wpływom innych i korzysta z ich dzieł. Nie przeszkodziło to zaprezentować kilku przykładowych zestawień: kadr z komiksu wraz z kadrem filmowym (ja pozwoliłem sobie umieścić ten z Hanem Solo w karbonicie
3)).
Historie przedstawione w „New Future Trilogy” nie są najlepszymi albumami cyklu o dwójce sympatycznych agentów. Być może dlatego album nie odniósł oszałamiającego sukcesu w Stanach i nie poszły za nim kolejne publikacje anglojęzyczne. Jednak biorąc pod uwagę brak perspektyw na wydanie dalszych albumów „Valeriana” w naszym kraju, warto sięgnąć po tę pozycję. No i ta Laurelina…
1) Pojawił się wtedy na łamach ŚM również Luc Orient (2 albumy) oraz pierwszy album Yansa (główny bohater nazywał się wtedy Jan).
2) Pozostaje jeszcze film na podstawie „Valeriana”, ale to trochę inna kwestia i mam nadzieję powrócić do niej przy następnej okazji.
3) Z ciekawszych polecam rysunek Laureliny z „Krainy bez gwiazd”. Kto zgadnie, o który kadr chodzi?
Ja tez podkochiwalem sie w Laurelinie. Niestety przeszlo mi bo dawno nie mialem stycznosci z komiksami przedstawiajacymi przygody pary agentow. Ostatni raz to mialo miejsce w pierwszej polowie lat 90tych :)