Ralph Azham powraca. Po pierwszym – obejmującym siedem tomów – cyklu, pełnym licznych zwrotów akcji i nietypowych rozwiązań narracyjnych, Lewis Trondheim rozpoczyna kolejną opowieść o dość nietypowym bohaterze. Na horyzoncie pojawia się nowy, niezwykle niebezpieczny wróg.
Chwała negacji
[Lewis Trondheim „Ralph Azham #8: Nie pochwycisz płynącej rzeki” - recenzja]
Ralph Azham powraca. Po pierwszym – obejmującym siedem tomów – cyklu, pełnym licznych zwrotów akcji i nietypowych rozwiązań narracyjnych, Lewis Trondheim rozpoczyna kolejną opowieść o dość nietypowym bohaterze. Na horyzoncie pojawia się nowy, niezwykle niebezpieczny wróg.
Lewis Trondheim
‹Ralph Azham #8: Nie pochwycisz płynącej rzeki›
Niezwykłe perypetie naniebieszczonego wybrańca, które śledziliśmy przez siedem tomów serii, obfitowały w zaskakujące sytuacje, które wielokrotnie wykraczały poza schematy typowej opowieści fantasy. Ostatecznie Ralph Azham, któremu mimo tego, że niewątpliwie budzi sympatię czytelnika, daleko jednak do jednoznacznie pozytywnego bohatera, pokonał złowieszczego Vom Syrusa. W ten sposób ziściła się przepowiednia wyroczni o wybrańcu, który miał uwolnić świat od tego ciemiężcy. Po wszystkim nasz bohater zawarł z królem Astolii umowę, na mocy której został królewskim namiestnikiem. Król wyruszył w podróż po najdalszych zakątkach własnego królestwa, by sprawdzić, czy nigdzie nie jest podważany jego autorytet, a Ralph został w Astolii wraz ze swoim ojcem, Zanią, Yassu oraz pozostałymi osobami, które towarzyszyły mu w jego zmaganiach. Tak rozpoczyna się nowy rozdział w życiu wybrańca.
Rozwój wypadków opisanych w tomie „Nie pochwycisz płynącej rzeki” potwierdza prawidłowość, zgodnie z którą walka z tyranią jest dla bohatera opowieści fantasy znacznie bardziej atrakcyjna, niż konieczność sprawowania władzy po zwycięskiej batalii. Ralphowi Azhamowi rola królewskiego namiestnika zupełnie nie służy. Ewidentnie nie ma on cierpliwości do tego, by przesiadywać na obradach rady i zajmować się prozaicznymi, codziennymi kwestiami administracyjnymi. Swój niesłabnący głód przygody próbuje zaspokoić podróżami, dla których pretekstem jest konieczność rozwiązywania problemów związanych z niepłaceniem podatków, przez niektórych gubernatorów. Oczywiste jednak jest, że chodzi przede wszystkim o działanie oraz nieustanne szukanie okazji do tego, by przeżyć jakąś przygodę.
Wreszcie okazja się trafia, choć zapewne nie o taki początek przygody chodziło wybrańcowi. Podczas jednej ze swych interwencji zostaje on mianowicie wciągnięty w pułapkę. Tajemniczy sprawcy podstępem wykradają mu magiczne artefakty – bransoletkę oraz szpadę Sashira. Perłę tego związanego z żywiołem ognia boga – klejnot dający moc niszczenia wszystkiego, co znajduje się w promieniu metra – udaje mu się zachować zapewne tylko dlatego, że sprawcy nie wiedzieli o tym, że od czasu pamiętnej walki z Vom Syrusem tkwi ona w jego żołądku. Bardzo szybko okazuje się, że nie była to zwykła kradzież, ale element misternego planu realizowanego przez sektę negującą religię czterech bogów, na której wspiera się system społeczno-polityczny królestwa Astolii. Choć być może słowo sekta – odnoszone zazwyczaj do grup o charakterze religijnym – nie do końca tu pasuje, bo Negatorzy (tak nazywają siebie członkowie tej grupy) nie tylko kwestionują religię Astolii, ale religię w ogóle. Uważają bowiem, że to zjawisko niesie ze sobą samo zło. Zgodnie ze słowami charyzmatycznej i walecznej Tildy, która pewnie napsuje jeszcze sporo krwi Ralphowi, religia jest oszustwem, które miało zepsuć społeczność Astolii. Wszystko wskazuje na to, że kolejny cykl będzie stał pod znakiem konfrontacji, w której stawką jest nie tylko życie Ralpha Azhama, ale przyszłość całego królestwa. Walka z fundamentalistami antyreligijnymi ochoczo idącymi na śmierć z okrzykiem „Chwała negacji!” zapowiada się bardzo interesująco.
Wprawdzie ósmy tom stanowi otwarcie nowej opowieści i teoretycznie można czytać go nie znając poprzednich części, ale tylko znajomość wcześniejszych przygód Ralpha Azhama pozwoli w pełni cieszyć się tą historią i docenić wszystkie jej atuty. Przede wszystkim bowiem, opowieść nadal koncentruje się wokół religii czterech bogów, która obowiązuje w królestwie Astolii. Od pierwszego tomu raz po raz pojawiają się nowe magiczne artefakty (jak pamiętamy jest ich szesnaście – po cztery związane z każdym bogiem), które niewątpliwie nadal będą odgrywać kluczową rolę w tej opowieści. Poza tym, wiele wątków znajdzie zapewne swoją kontynuację (np. podróż króla po najdalszych rubieżach królestwa najwyraźniej ma służyć nie tylko wzmocnieniu królewskiego autorytetu). Co więcej, sam autor również akcentuje ciągłość tej historii nadal stosując ciągłą numerację plansz – ósmy tom zaczyna się od planszy numer 331. Wszystko to jednoznacznie wskazuje, że mamy tu do czynienia kontynuacją tej przemyślanej w najdrobniejszych szczegółach historii i wszyscy ci, którzy jeszcze nie znają wcześniejszych tomów, powinni czym prędzej nadrobić zaległości przed sięgnięciem po kolejną porcję przygód Ralpha Azhama.
Graficznie komiks stanowi konsekwentną kontynuację stylu, który został zapoczątkowany w pierwszym tomie. Świat, w którym żyje Ralph Azham jest zamieszkiwany przez dziwne, humanoidalne stworzenia przypominające nieco z wyglądu zwierzęta. Poza tak skonstruowanymi „ludźmi” nie brakuje tu także fantastycznych, "prawdziwych" zwierząt, takich jak latacze, fylfy, ogry i oczywiście smoki. Rysunki postaci występujących w komiksie są co prawda uproszczone i schematyczne, ale tła są dużo bardziej złożone i pełne szczegółów. Co więcej, utrzymane w stylistyce czystej kreski rysunki uzupełnione zostały akwarelowymi kolorami, które tworzą niepowtarzalną, baśniową atmosferę. Wszystko to sprawia, że mamy tu do czynienia z niezwykle oryginalnym stylem, który doskonale pasuje do specyfiki opowieści. Warto tylko odnotować, że choć na pierwszy rzut oka rysunki kojarzą się z komiksem dla dzieci, to przygody Ralpha Azhama zdecydowanie nie nadają się dla najmłodszych czytelników.
Ósmy tom serii potwierdza, że „Ralph Azham” ciągle jest trzymającą w napięciu, zabawną a jednocześnie niosącą ze sobą poważniejsze przesłanie serią. Nieograniczona wyobraźnia oraz nietuzinkowe poczucie humoru Lewisa Trondheima połączone z jego skłonnością do łamania pewnych schematów, stanowi gwarancję wartościowej rozrywki. Sam pomysł na specyfikę nowego wroga, z którym przyjdzie się zmierzyć bohaterom, jest być może w pewnym stopniu schematyczny, ale już sposób, w jaki autor snuje swoją opowieść, znów daleki jest od wszelkiej oczywistości. Mając w pamięci to, jak Trondheim rozprawiał się dotychczas ze schematami opowieści fantasy, możemy być pewni, że i tym razem czeka nas nieposkromiona zabawa z konwencją. Poza tym, znając stosunek Ralpha Azhama do religii czterech bogów, można oczekiwać wielu zaskakujących zwrotów akcji oraz burzliwego rozwoju znajomości z radykalną Tildą Ponns.