Człowiek to dziwne stworzenie. Najpierw w dzieciństwie chce być dorosły i zarabiać pieniądze, aby wydawać, na co chce. Ale jak już jest dorosły i te pieniądze ma, wydaje je na to, co przypomina mu szczęśliwe dzieciństwo. Tym razem skorzystała z tego Madragora, wydając w wersji kolekcjonerskiej stary komiks ze „Świata Młodych” – „Tajfuna” Tadeusza Raczkiewicza.
Konrad Wągrowski
Siła nostalgii
[Tadeusz Raczkiewicz „Tajfun” - recenzja]
Człowiek to dziwne stworzenie. Najpierw w dzieciństwie chce być dorosły i zarabiać pieniądze, aby wydawać, na co chce. Ale jak już jest dorosły i te pieniądze ma, wydaje je na to, co przypomina mu szczęśliwe dzieciństwo. Tym razem skorzystała z tego Madragora, wydając w wersji kolekcjonerskiej stary komiks ze „Świata Młodych” – „Tajfuna” Tadeusza Raczkiewicza.
Tadeusz Raczkiewicz
‹Tajfun›
Wielka jest siła nostalgii. Potrafi zmusić do wydania kilkudziesięciu złotych na komiks, który ani nie jest dobrze narysowany, ani nie ma przyzwoitego scenariusza. Ale jest to komiks, który przypomina szczęśliwe i spokojne lata dzieciństwa, dni spędzane na lekturze ostatniej strony „Świata Młodych” (na pozostałych stronach nie było już praktycznie nic wartego czytania – chyba że akurat pisali o „Gwiezdnych wojnach”). A prawie każdy współczesny trzydziestoparolatek chętnie wyda ostatni grosz, aby kupić chociaż cień tamtych dni, bo PRL PRL-em, ale wspomnienie dzieciństwa ma swoją siłę.
Tadeusz Raczkiewicz dziś jest już twórcą prawie zapomnianym, choć na łamach „Świata Młodych” obecny był z przerwami przez ponad dekadę. Rysował tam adaptacje komiksowe powieści Juliusza Verne’a („Piętnastoletni kapitan” i „Dwa lata wakacji”), westerny, komiksy przygodowe i historyczne. Najlepiej jednak został zapamiętany dzięki serii o przygodach kosmicznego agenta Tajfuna, której cztery części ukazały się na owej magicznej ostatniej stronie w latach 1984-88. Dzisiejsze wydanie Mandragory obejmuje trzy z tych albumów (wydane po raz pierwszy poza gazetą): „Zagadkę układu C-2”, „Aferę Bradleya” i „Na tropie Skorpiona”. Wydanie czwartego, „Monstrum”, zapowiadane jest wkrótce.
Czytając w latach 80. te komiksy chłonęło się całą duszą ich rozrywkową, fantastycznonaukową (a tego wówczas nigdy nie było za wiele) fabułę. Czytane dziś śmieszą naiwnością, scenariuszowymi niezgrabnościami i uproszczeniami, bawią rysunkiem czasem całkiem starannym, częściej wykonanym jakby od niechcenia. Najbardziej jednak bawi to, że seria o Tajfunie w swej treści nie ma za grosz oryginalności – jest zlepkiem pomysłów z popularnych wówczas dzieł popkulturowych. Nie krytykujmy jednak za to Raczkiewicza – w końcu Quentin Tarantino robi praktycznie to samo i zarabia na tym dużo kasy.
Sam Tajfun jest postacią dość bezczelnie skopiowaną z Funky’ego Kovala. Tak jak on jest kosmicznym agentem, sprawnym, inteligentnym, dowcipnym i mającym powodzenie u kobiet. Odróżnia go od Funky’ego głównie bujny wąs przypominający nam, że estetycznie jesteśmy w socjalizmie lat 80. (wiecie, moda na „enerdowskiego piłkarza”). Różni się też Tajfun tym, że polityka specjalnie go nie interesuje. On wykonuje swoją robotę, a cała seria komiksowa to po prostu czysta rozrywka.
Postać głównego bohatera to nie jedyne zapożyczenie z serii Parowskiego – Rodka – Polcha. Cała fabuła, zwłaszcza części pierwszej „Zagadki układu C2”, zadziwiająco coś przypomina… Świat jest zagrożony przez kurduplowatych, złośliwych kosmitów (Muunowie zamiast Drolli), Tajfun musi lecieć do zagadkowego odległego układu (C-2 zamiast …DB-4), aby wyjaśnić sprawę. Tam produkowana jest straszliwa broń, a w całą aferę zaplatane są sfery rządowe… W „Aferze Bradleya” z kolei zobaczymy latające samochody i samuraja Sato, zadziwiająco przypominającego „Indianina” Krissa…
Raczkiewicz czerpie tez pełnymi garściami z innych produktów popkultury. Bohaterowie walczą używając sztuk kung-fu i karate (lata 80. to szał w Polsce na „Wejście smoka” i jemu podobne), Sato to oczywiście nawiązanie do kina samurajskiego (i znów – Raczkiewicz ma fascynacje podobne do Tarantino), a cała sekwencja ze „świata retro” to oczywista kopia kowboi-robotów ze „Świata Dzikiego Zachodu”. A wszędzie (zwłaszcza w scenografii) przewija się duch fantastyki filmowej tamtych czasów – „Gwiezdnych wojen”, „Saturna 3”, „Blade Runnera"…
Scenariuszowo bez wątpienia najlepiej wypada „Zagadka układu C-2”. To spójna historia sensacyjno-kryminalna z dynamicznym wstępem, spokojniejszym rozwinięciem i znów dynamicznym finałem. „Afera Bradleya” to już bardziej zabawa formą, bo scenariusz jest tu kulejący, a bohaterom pomaga stanowczo zbyt wiele zbiegów okoliczności. Zaskakuje mocno (na niekorzyść, niestety) „Na tropie Skorpiona”, gdzie Raczkiewicz rezygnuje praktycznie całkowicie z fantastycznej ikonografii na rzecz standardowej opowieści sensacyjnej (cały świat wygląda, jakby technologicznie cofnął się o dwa stulecia). Nie chcę jednak być bardzo krytyczny dla Raczkiewicza – i tak „Tajfun” wyróżnia się na tle polskiego komiksu sensacyjnego lat 70. i 80. („Czarna Róża”, „Figurki z Tilos”) pod względem poprowadzenia fabuły, jej logiki i sensu.
Tak jak wspomniałem, Raczkiewicz to w „Tajfunie” rysownik nierówny. Niektóre kadry są narysowane naprawdę niestarannie, inne cieszą miłą dla oka dynamiką. Nie ma tu Polchowej dbałości o szczegół, ale też obowiązkowe motywy SF są ukazane w solidny, nieraz nawet pomysłowy sposób. Co ciekawe, Raczkiewicz dużo lepiej radzi sobie ze scenami akcji niż statycznymi, na które często brakuje mu dobrego pomysłu.
Trudno polecać ten komiks współczesnemu młodemu czytelnikowi – w zestawieniu z tym, co obecnie pojawia się na rynku, nie ma szans się niczym obronić. Ale z pewnością starsze pokolenie przypomni sobie go z niemałą przyjemnością – w latach 80. naprawdę czekało się niecierpliwie na każdą kolejną część.
Daty pierwodruków:- „Zagadka układu C-2” („Świat Młodych”, 1984)
- „Afera Bradleya” („Świat Młodych”, 1985)
- „Na tropie Skorpiona” („Świat Młodych”, 1987)