Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Goetel, Skiwski, Mackiewicz

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4

Sebastian Chosiński

Goetel, Skiwski, Mackiewicz

Józef Mackiewicz
Józef Mackiewicz
Radość ta nie trwała jednak długo: w czerwcu 1940 roku bolszewicy wkroczyli na Litwę, a w sierpniu wcielili ją — oczywiście „na własną prośbę” — do ZSRR. Mackiewicz odszedł z „Gazety”, choć NKWD próbowało go — na swój specyficzny sposób — przekupić. Został wezwany na przesłuchanie, ale kiedy okazało się, że nie jest „zainteresowany” pracą dla komunistów, o dziwo!, wypuszczono go. Świadomie zrezygnował z pracy dziennikarskiej; został furmanem i drwalem. Wyprowadził się z Wilna do położonej 12 km odeń uzdrowiskowej miejscowości Czarny Bór (zamieszkał tam ze swoją drugą żoną, także pisarką, Barbarą Toporską) i z leśnej głuszy z odrazą przyglądał się swoim kolegom pisarzom, którzy natychmiast po sowieckim „wyzwoleniu” Wileńszczyzny podejmowali współpracę z nowymi okupantami. Był dla nich jak wyrzut sumienia.
22 czerwca 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. Na Kresach działa się rzecz nieprawdopodobna: ludność czekała Niemców jak wyzwolicieli. Była bowiem pewna, że nic gorszego niż okupacja bolszewicka spotkać ich już nie może. W lipcu niemieckie władze okupacyjne Wilna zaproponowały Mackiewiczowi i znanemu ze swoich germanofilskich poglądów profesorowi Władysławowi Studnickiemu redagowanie pisma w języku polskim. I chociaż obaj odmówili, niebawem zaczął się ukazywać „Goniec Codzienny”. Choć Mackiewicz nie zgodził się formalnie zostać współpracownikiem „Gońca”, to jednak do końca 1941 roku opublikował w nim kilka tekstów. Były to opisy niedawnej jeszcze sowieckiej okupacji oraz jeden — znamienny — komentarz polityczny pt. „To dopiero byłaby klęska”.
Pisał w nim m.in.:
Bolszewizm jest wrogiem przede wszystkim i nade wszystko (…). O ile wróg, że się tak wyrazimy „normalny”, niszczy przede wszystkim państwo swego przeciwnika, o tyle bolszewizm pokonując państwo, niszczy jednocześnie naród (…), jego dobra duchowe, jego ideały narodowe.
(…)
Sowiety należy rozbić, zanim zakończy się wojna. Zanim z tą wojną nie ruszą same na Europę. (…)
Któż miał tego dzieła dokonać? W sytuacji z roku 1941, czyli ostatecznego terminu dla ratowania Europy przed zarazą bolszewicką — mogły tego dokonać tylko i wyłącznie — Niemcy. (…) A fakt, że tego dokonały, ośmieliłbym się policzyć im nie jako zasługę wobec świata kulturalnego, lecz jako spełnienie świętej misji.
A jakże wobec tego faktu obowiązującego kulturalną Europę zachowała się Anglia? Anglia dla własnych celów stanęła po przeciwnej stronie, zawarła z bolszewikami sojusz.
(…)
Dlatego jestem bardzo, ale to bardzo głęboko przekonany, że w sytuacji z roku 1941 zwycięstwo koalicji anglo-sowieckiej, byłoby dla Polaków największą klęską, jaka nie tylko ich w tej wojnie spotkać mogła, ale klęską przewyższającą wszystkie dotychczasowe na przestrzeni dziejów.
Dla mieszkańców Warszawy, Krakowa, Poznania czy Łodzi, którzy znali jedynie okupację niemiecką, nie znając — zdaniem Mackiewicza tysiąckrotnie straszniejszej — okupacji sowieckiej, te słowa musiały być szokiem. Musiały trącić „kolaboracją”. I tak je rzeczywiście odebrano. Wileńska AK wydała na pisarza wyrok śmierci, który w ostatniej chwili miał zawiesić Komendant Okręgu pułkownik Aleksander Krzyżanowski-Wilk (słusznie podejrzewając, że do wykonania wyroku dążyli przede wszystkim konspiracyjni „lewicowcy”).
W maju 1943 roku — a więc niemal miesiąc po Goetlu i Skiwskim — Mackiewicz został zaproszony przez Niemców do odwiedzenia grobów katyńskich. Natychmiast uzyskał zgodę wileńskiego dowództwa AK i udał się do Smoleńska. To, co zobaczył, wstrząsnęło nim. Pewnie tym bardziej, że wśród nazwisk pomordowanych znajdował nazwiska swoich szkolnych kolegów. Po powrocie do Wilna, podobnie jak Goetel i Skiwski, udzielił wywiadu „gadzinówce” („Gońcowi”), w którym jednoznacznie wskazał na Sowietów jako zbrodniarzy.
Wiosną 1944 roku, kiedy do granic Wileńszczyzny dochodziła Armia Czerwona, wyjechał z żoną do Warszawy. Stolica zaskoczyła go beztroską i radością oczekiwania na Sowietów. Nie potrafił tego pojąć. Czuł się zobowiązany powiedzieć wszystkim o zagrożeniu, jakie niesie ze sobą bolszewizm. Ostrzeżeniom przed sowiecką okupacją miało służyć wydawane przez Mackiewiczów czasopismo „Alarm”. Ukazały się jednak tylko trzy numery. Jesienią 1944 roku, wyjechawszy tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego, pisarz znalazł się w Krakowie. Tam własnym sumptem opublikował broszurę pt. „Optymizm nie zastąpi nam Polski”. Przeczytać można w niej było m.in.:
Bolszewicy wkraczają do nas w postaci „Polski Demokratycznej” z biało-czerwonym sztandarem i „Jeszcze Polska nie zginęła”, graną przez sowieckie orkiestry wojskowe. Na pewno każą nam po kościołach śpiewać „Te Deum”, i gorzej jest, że je śpiewać będziemy. Ich pierwszym zarządzeniem będzie otwarcie najliczniejszych szkół polskich, gimnazjów, uniwersytetów, teatrów, kin, urzędów, akademii, wystaw, stowarzyszeń. Wypuszczą moc gazet, z których co druga będzie nosiła nazwę „Prawdy”, a których treść zawierać będzie zakłamanie o jakim pojęcia dotychczas nie mieliśmy. Drukować będą książki, zawierające płynną truciznę moralną. Zmobilizują wszystkie środki oddziaływania na psychosferę narodu naszego, aby od środka rozsadzić jego spoistość i w najkrótszym czasie przeistoczyć go z narodu polskiego w — „naród sowiecki”.
W Krakowie spotkał się również ze Skiwskim i Burdeckim; ci zaproponowali mu współpracę z „Przełomem”, ale odmówił, przekonany, że tak jawna akcja wespół z Niemcami przynosi sprawie polskiej więcej szkody niż pożytku.
18 stycznia 1945 roku, gdy do Krakowa wkraczali już bolszewicy, Mackiewiczowie uciekli na zachód: z grupą Tatarów wyjechali, przez Pragę, do Wiednia, aż wreszcie w końcu lutego pisarz zameldował się w Rzymie w armii generała Władysława Andersa. Tam odbył się nad pisarzem sąd koleżeński, który uwolnił go od zarzutu kolaboracji (co nie znaczy, że zrezygnowano z oskarżeń, przeciwnicy polityczni pisarza powtarzali je aż do jego śmierci). Tam też zlecono mu zebranie materiałów nt. zbrodni katyńskiej. Mackiewicz opracował je i wydał pt. „Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów”. Gdy jednak później próbowano pozbawić go praw do autorstwa tego dzieła (przypisując je… generałowi Andersowi), napisał jeszcze jedną książkę, którą opublikował w języku angielskim w 1951 roku. Publikacja ta przyniosła mu światowy rozgłos. Rok później (1952), jako jeden ze świadków koronnych, Mackiewicz złożył w sprawie zbrodni katyńskiej zeznania przed Komisją Kongresu Amerykańskiego.
Do 1954 roku mieszkał w Londynie, potem przeniósł się do Monachium. Na emigracji publikował swoje kolejne powieści, które przez znawców przedmiotu — Czesława Miłosza, Piotra Kuncewicza, Kazimierza Orłosia, Włodzimierza Boleckiego i wielu innych — uznawane są za arcydzieła polskiej literatury. Niestety, wciąż pozostają praktycznie nieznane. Warto więc chociaż wymienić ich tytuły: „Droga donikąd” (1955), „Karierowicz” (1955), „Kontra” (1957), „Sprawa pułkownika Miasojedowa” (1962), „Lewa wolna” (1965), „Nie trzeba głośno mówić” (1969), zbiór nowel „Pod każdym niebem” (1964). „Bohaterem” — dodajmy: negatywnym — niemal wszystkich tych powieści i opowiadań jest komunizm i zagrożenie, jakie z sobą niesie ta zbrodnicza ideologia. Mackiewicz był również wybitnym publicystą, choć jego poglądy często wzbudzały furię adwersarzy. O mniej lub bardziej zakamuflowaną współpracę z bolszewikami oskarżał bowiem zarówno opozycję w kraju, jak i… Watykan. Przynajmniej takie poglądy wyrażał w tomach: „Zwycięstwo prowokacji”, „W cieniu krzyża”, „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy”.
Pisarz zmarł 31 stycznia 1985 roku w monachijskim szpitalu, gdzie przebywał od połowy grudnia po doznanym udarze mózgu. Jego prochy spoczęły natomiast na londyńskim cmentarzyku przy kościele św. Andrzeja Boboli.
Podsumowanie
Przypomnijmy jeszcze na zakończenie definicję „kolaboracji”, przedstawioną już we wstępie artykułu:
Kolaboracja — dobrowolna współpraca obywateli kraju podbitego z władzami okupacyjnymi na szkodę własnego państwa i społeczeństwa.
Gdyby kiedykolwiek doszło do postawienia wspomnianych w tekście pisarzy przed sądem pod zarzutem „kolaboracji”, bezsprzecznie najtrudniejsze zadanie czekałoby obrońcę Skiwskiego. O ile bowiem polityczne i osobiste wybory Goetla i Mackiewicza da się obronić, z autorem „Czadu” sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Ale nawet jemu trudno jest zarzucić, że — świadomie współpracując z hitlerowcami, gdy wydawał „Przełom” — działał „na szkodę własnego państwa i społeczeństwa”. W kontekście tego, co zaczęło dziać się w Polsce już niebawem, gdy Stalin przekazał władzę w „wyzwolonym” kraju swoim ludziom i agentom NKWD, ocena postępowania Skiwskiego musi zmienić swą istotę. Żaden ze wspomnianych w tekście pisarzy nie wymaga „wybielania”, żaden bowiem nie jest winien tego, co im się przez całe dziesięciolecia zarzucało. A oskarżenia, które kierowano pod ich adresem, są wypadkową niezrozumienia ich ówczesnej sytuacji i poglądów oraz komunistycznej propagandy, która miała jasno sprecyzowane cele, dążąc do zdyskredytowania świadków zbrodni katyńskiej.
Poza tym spójrzmy na inne przypadki, innych słynnych pisarzy, którzy dali się uwieść faszystowskiej bądź nazistowskiej ideologii: Francuzi Louis Ferdinand Celine i Pierre Drieu la Rochelle; Amerykanin Ezra Pound (popierający Benito Mussoliniego, za co po wojnie został umieszczony w klatce w szpitalu psychiatrycznym); Norweg — laureat literackiej Nagrody Nobla w 1920 roku — Knut Hamsun (po wojnie także wysłany do „psychiatryka”); słynny dziś historyk religii Mircea Eliade i filozof Emil Cioran, popierający rumuńską faszystowską Żelazną Gwardię; niemiecki filozof Martin Heidegger, nawet kompozytor i dyrygent Herbert von Karajan; w końcu — angielski poeta Thomas Stearn Eliot.
Czy dzisiaj, z powodu popełnionych przezeń błędów, za które często zapłacili bardzo wysoką cenę, wykreśla się ich z historii literatury francuskiej, amerykańskiej, norweskiej, rumuńskiej, angielskiej czy niemieckiej? A przecież ich „winy” były nierzadko po wielekroć poważniejsze od „win” Skiwskiego, by o Goetlu czy Mackiewiczu już nie wspomnieć.
koniec
« 1 2 3 4
5 lutego 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Do księgarni marsz: Czerwiec 2024
Miłosz Cybowski, Sara Krawczyk

6 VI 2024

Ponieważ lud domagał się chleba, igrzysk i DKM-ów, po miesiącach posuchy wracamy z naszym comiesięcznym (oby!) cyklem książkowych polecanek.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (25)
Andreas „Zoltar” Boegner

8 V 2024

Pora przedstawić książkę, która okazała się najlepiej przyjętą przez czytelników powieścią SF 2021 roku. Nie zaniedbam również krótkiej formy i spojrzę na kolejną antologię opowiadań wielokrotnie nominowanego do nagród wydawnictwa Modern Phantastic.

więcej »
Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

My mieliśmy Miliana, Szwedzi mają Ståhla
— Sebastian Chosiński

Wszystkie drogi prowadzą do Bazylei
— Sebastian Chosiński

Przez ciernie na… Manhattan
— Sebastian Chosiński

Z Izraela – via Maroko i Senegal – do Nowego Jorku
— Sebastian Chosiński

Zabić… cóż może być prostszego?!
— Sebastian Chosiński

Nad piękną i modrą Odrą
— Sebastian Chosiński

Braterski hołd
— Sebastian Chosiński

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.