Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Stig Dagerman
‹Niemiecka jesień›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNiemiecka jesień
Tytuł oryginalnyTysk höst
Data wydania26 stycznia 2012
Autor
PrzekładIrena Kowadło-Przedmojska
Wydawca Czarne
SeriaReportaż (Czarne)
ISBN978-83-7536-344-9
Format120s. 125×195mm
Cena29,50
Gatunekhistoryczna, non‑fiction, podróżnicza / reportaż
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ten okrutny XX wiek: Klęska zwycięzców
[Stig Dagerman „Niemiecka jesień” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Choć okres jego twórczej aktywności obejmował zaledwie pięć lat życia, zdołał przejść do historii literatury jako jeden z najwybitniejszych prozaików szwedzkich XX wieku. Sławę przyniosły mu jednak nie tylko powieści i opowiadania, ale przede wszystkim reportaż „Niemiecka jesień”. Zawiera on reminiscencje z podróży, jaką Stig Dagerman odbył w 1946 roku po leczących wojenne rany Niemczech.

Sebastian Chosiński

Ten okrutny XX wiek: Klęska zwycięzców
[Stig Dagerman „Niemiecka jesień” - recenzja]

Choć okres jego twórczej aktywności obejmował zaledwie pięć lat życia, zdołał przejść do historii literatury jako jeden z najwybitniejszych prozaików szwedzkich XX wieku. Sławę przyniosły mu jednak nie tylko powieści i opowiadania, ale przede wszystkim reportaż „Niemiecka jesień”. Zawiera on reminiscencje z podróży, jaką Stig Dagerman odbył w 1946 roku po leczących wojenne rany Niemczech.

Stig Dagerman
‹Niemiecka jesień›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNiemiecka jesień
Tytuł oryginalnyTysk höst
Data wydania26 stycznia 2012
Autor
PrzekładIrena Kowadło-Przedmojska
Wydawca Czarne
SeriaReportaż (Czarne)
ISBN978-83-7536-344-9
Format120s. 125×195mm
Cena29,50
Gatunekhistoryczna, non‑fiction, podróżnicza / reportaż
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
W 1991 roku duński reżyser Lars von Trier – wtedy jeszcze nie tak bardzo skandalizujący jak teraz – nakręcił swój czwarty pełnometrażowy film zatytułowany „Europa” (w oryginale użyto gry słów – „Zentropa”). Był to czarno-biały obraz, którego akcja rozgrywała się w Niemczech w drugiej połowie 1945 i początkach 1946 roku, a więc tuż po klęsce nazistów i ich bezwarunkowej kapitulacji. Główny bohater, Leopold Kessler, to młody Niemiec, który wychował się w Stanach Zjednoczonych i tam też spędził wojnę. Po jej zakończeniu przyjeżdża do kraju przodków, aby – jak sam mówi – „swoją pracą zrobić coś dobrego dla tego poniżonego kraju”. Stryj, pracujący na kolei, załatwia mu stanowisko pomocnika konduktora w wagonach sypialnych pierwszej klasy. Od tej pory panowie Kesslerowie wspólnie przemierzają Niemcy wzdłuż i wszerz, a widz ich oczyma obserwuje doszczętnie zrujnowane państwo. Wszędzie zaś widać tylko ruiny, niekończące się tłumy przesiedleńców i uciekinierów oraz patrole złożone z żołnierzy żandarmerii armii okupacyjnych. Dawnych nazistowskich aparatczyków i ich ofiary, członków Werwolfu i ocaleńców z obozów koncentracyjnych zrównują w prawach głód i beznadzieja. Ten ponury portret byłej III Rzeszy „roku zerowego” autorstwa von Triera zapewne nie powstałby nigdy (a przynajmniej wyglądałby inaczej), gdyby nie wcześniejsza lektura „Niemieckiej jesieni” szwedzkiego prozaika Stiga Dagermana, który podobną co młody Kessler podróż odbył tytułową jesienią 1946 roku. Po powrocie do ojczyzny spisał on swoje wrażenia i spostrzeżenia, tworząc tym samym jeden z najgłośniejszych reportaży drugiej połowy lat 40. ubiegłego wieku. W Polsce Ludowej książka Dagermana ukazać się nie mogła, stała bowiem w jaskrawej sprzeczności z wytycznymi komunistycznej propagandy; dziwić może jednak fakt, że po zrzuceniu oków sowieckiej dominacji, czekać musieliśmy na jej tłumaczenie ponad dwadzieścia lat.
Stig Dagerman urodził się w 1923 roku w niewielkiej miejscowości Älvkarleby w regionie Uppsala na wschodzie kraju. Do jedenastego roku życia mieszkał tam razem ze swoimi dziadkami; dopiero w połowie lat 30. przeprowadził się do ojca do Sztokholmu. Ideologicznie bliski anarchistom, mając dwadzieścia lat ożenił się z córką niemieckich uchodźców-anarchosyndykalistów, Annemarie Götze. Jako pisarz zadebiutował dwa lata później, niewydaną jeszcze w naszym kraju, antywojenną powieścią „Ormen” („Wąż”). Przyniosła mu ona duży sukces, ale i tak został on przyćmiony kilkanaście miesięcy później, kiedy ukazała się „Wyspa skazańców” (1946). Po niej wydał jeszcze „Poparzone dziecko” (1948) i „Weselne kłopoty” (1949); opublikował także tom opowiadań (1947) i dwa zbiory sztuk teatralnych (1948-1949). Krytycy prześcigali się w pochwałach, nie szczędzili ich zresztą – i tak jest po dziś dzień – koledzy po piórze, między innymi Graham Greene, a obecnie Elfriede Jelinek, Henning Mankell i Jean-Marie Gustave Le Clézio. Niestety, mniej więcej od 1950 roku Dagerman popadł w głęboką depresję, której skutkiem stała się blokada twórcza. Wpływ na to miał zapewne rozwód z Annemarie i nie do końca trafione drugie małżeństwo z aktorką Anitą Björk, choć biografowie pisarza wskazują głównie na problemy psychiczne, z jakimi Stig nie potrafił poradzić sobie od wieku nastoletniego. Pierwszą próbę samobójczą podjął, gdy miał siedemnaście lat, potem były kolejne, aż do tej ostatniej, udanej – 5 listopada 1954 roku. Pomiędzy 1950 a 1954 rokiem nie napisał już niczego wartościowego; dzieła, które ukazywały się pośmiertnie, były w większości drukowanymi wersjami rękopisów powstałych jeszcze w latach 40. Mimo że pozostawił po sobie zaledwie cztery powieści, uznany został za jednego z najwybitniejszych prozaików szwedzkich XX wieku. I raczej nie wypada się z tym poglądem spierać.
Gdy Dagerman – jako korespondent jednej ze skandynawskich gazet – wybrał się jesienią 1946 roku w podróż po Niemczech, był również w drodze na literacki szczyt. Miał już na koncie dwie powieści i wiele pochlebnych recenzji. Ale miał też jedynie dwadzieścia trzy lata. Jeśli weźmiemy to pod uwagę, tym większym zaskoczeniem będzie lektura „Niemieckiej jesieni”. Z dzisiejszej perspektywy reportaż ten mógłby zostać zaklasyfikowany gatunkowo jako publicystyka historyczna, choć tak naprawdę przecież prezentował wydarzenia spisywane na „gorąco” (co jednak nie bardzo pasuje do pory roku i panującej w czasie wojażu Szweda aury, o której wielokrotnie wspomina). Zadziwia przede wszystkim dojrzałość autora; diagnozy, które stawia, komentarze do aktualnej sytuacji państwa niemieckiego i jego obywateli zaskakują przenikliwością i wiedzą na temat tego, co się w kraju działo i dzieje. Bezsprzecznie istotny wpływ na tę wnikliwość osądów ma fakt, że Dagerman pochodził z państwa, które w drugiej wojnie światowej zachowało neutralność (choć wielu historyków mimo wszystko wyrzuca Królestwu Szwecji jego pronazistowskie sympatie i szeroko rozwiniętą współpracę gospodarczą i ekonomiczną z III Rzeszą), nie jest więc obciążony traumatycznymi doświadczeniami, które stały się udziałem Polaków, Rosjan czy Jugosłowian. Spogląda dzięki temu na powojenne Niemcy z dużym obiektywizmem, zrozumieniem, ale na pewno nie sympatią. Pamiętajmy o poglądach politycznych pisarza, które lokowały się zdecydowanie po lewej stronie, z dala jednak zarówno od komunizmu, jak i narodowego-socjalizmu.
Szwed nie dotarł może we wszystkie zakamarki Niemiec, ale „odwiedził” najważniejsze dla nich miejsca. Był w Monachium, gdzie przecież na początku lat 20. XX wieku rodził się ruch nazistowski, ale gdzie również w czasie wojny poparcie dla Hitlera było najmniejsze (z racji katolickich inklinacji Bawarczyków); był w zbombardowanym przez aliantów Hamburgu i ciężko doświadczonym Berlinie, ale także w miastach, które ucierpiały znacznie mniej – Frankfurcie nad Menem, Stuttgarcie, heskim Darmstadt i nadreńskim Essen, które już wtedy było głównym ośrodkiem przemysłowym Zagłębia Ruhry. Dla pełnego obrazu brakowało chyba jedynie wizyty w doszczętnie zniszczonym w wyniku dywanowych nalotów alianckich w połowie lutego 1945 roku Dreźnie. Co zapewne wynikało z tego, że stolica Saksonii znalazła się w radzieckiej strefie okupacyjnej. Wtedy prawdopodobnie Dagerman nie napisałby tych, poświęconych Hamburgowi, słów: „(…) najbardziej może przerażający obszar ruin w Europie (…)”. Inna sprawa, że z tą konstatacją mogliby się nie zgodzić także ówcześni mieszkańcy Stalingradu, Warszawy czy Kołobrzegu. Ale to w zasadzie szczegół, który nie może w żaden sposób wpłynąć na ocenę całości. Można podejrzewać, że zabierając się za spisywanie wrażeń z podróży po Niemczech, Szwed postanowił odsunąć na bok wszelkie uprzedzenia i nie patrzeć na obywateli powalonej na kolana III Rzeszy jedynie jako ludzi, którzy ponoszą – większą lub mniejszą, ale zawsze jakąś – odpowiedzialność za wybuch wojny. Za zniszczenia miast polskich, rosyjskich, ukraińskich. Za masowe mordy na Żydach… Postanowił także w nich dostrzec ofiary obłędnej polityki przywódców nazistowskich Niemiec. W tamtym czasie – rok, dwa po zakończeniu wojny – taki punkt widzenia dla wielu czytelników w Europie musiał być, jeśli nie szokujący, to na pewno zaskakujący. Trudno się więc dziwić, że w PRL-u reportażu Dagermana nie wydano. Było to niemożliwe w okresie, kiedy można było – i nie uznawano tego wcale za błąd ortograficzny – pisać o „niemcach” z małej litery.
Zamiast wspaniałym i dumnym narodem, Niemcy w książce Szweda są cierpiącymi głód, ciężko doświadczonymi przez los ofiarami wojny, które, jak szczury (polski czytelnik dodałby: jak Żydzi w gettach i mieszkańcy Warszawy podczas powstania i krótko po wojnie), mieszkają w ruinach zniszczonych miast, w zalewanych deszczem walących się piwnicach. Jedzą „mięso niewiadomego pochodzenia” i „brudne jarzyny”; dzieci wypędzane są przez rodziców na ulice, by kradły żywność. Mieszkańcy Hamburga, przesiedleni po bombardowaniach do Bawarii, teraz przez nowe władze tego landu odsyłani są w bydlęcych wagonach do domów, a raczej do ruin, w jakie ich domy zostały obrócone. Słowem: Niemcom dane jest doświadczyć losu, jaki sami zgotowali wcześniej innym narodom. Dagerman nie jest jednak tylko biernym obserwatorem wydarzeń, nie ogranicza się jedynie do prostego odzwierciedlenia rzeczywistości, stara się zgłębić psychikę narodu, który rozpętał największy kataklizm w dziejach ludzkości. Zadaje przy tym wiele niewygodnych dla Niemców pytań, które dotyczą ich niedawnej przeszłości. Co jest skutkiem zaskakującej i zatrważającej konstatacji, że po maju 1945 roku praktycznie z dnia na dzień zniknęli gdzieś naziści. Jakby wyparowali albo przenieśli się do innego wymiaru (autorzy filmu „Iron Sky” dopowiedzieliby, że… wyemigrowali na Księżyc). Nagle bowiem okazało się, że dotychczasowi funkcjonariusze reżimu, członkowie NSDAP, SS czy SA, nigdy nikomu nie uczynili nic złego, w tajemnicy słuchali zakazanych przez władze zagranicznych rozgłośni radiowych, obowiązkowo też pomagali Żydom; do uznanych za zbrodnicze organizacji wstępowali zaś z biedy, po to, aby nie być pomijanymi przy awansach służbowych. Taki przynajmniej wniosek można wyciągnąć z odbywających się przed trybunałem denazyfikacyjnym rozpraw sądowych.
Dagerman stara się nie oceniać, nie ferować wyroków; woli, aby czytelnicy robili to sami na podstawie przedstawionego przez niego materiału dowodowego. Dlatego też niektóre partie „Niemieckiej jesieni” mogą wydać się Polakom niedostatecznie krytyczne pod adresem III Rzeszy; nie należy z tego jednak wyciągać nazbyt pochopnych wniosków, chociażby na temat stosunku Skandynawów – czy też samego autora – do nazizmu. Najciekawsze i jednocześnie najbardziej pouczające są fragmenty, w których pisarz stara się zgłębić stan psychiczny niemieckich antyfaszystów z czasów wojny (w rozdziale „Ruiny”), opisuje zróżnicowanie majątkowe – tak, to eufemizm – obywateli („Tort biedaka”), zastanawia się nad perspektywami odbudowy sceny politycznej w zdenazyfikowanym kraju, przy okazji głowiąc się nad tym, co kryje się pod płaszczykiem niemieckiej socjaldemokracji („Zimny dzień w Monachium”). Obraz wyłaniający się z reportażu Szweda jest nie mniej ponury i pozbawiony perspektyw, niż ten, który Lars von Trier przedstawił widzom w filmowej „Europie”. Mimo to gdzieś na końcu tunelu pojawia się światełko nadziei, bo przecież w tym doszczętnie zrujnowanym kraju ludzie próbują odbudować swoją egzystencję, w miarę normalnie żyć. Z pomocą przychodzą im zresztą alianci zachodni, zwłaszcza Amerykanie, którzy w zaciszach gabinetów przygotowywali już Plan Marshalla. Ale o tym Dagerman, w trakcie pracy nad „Niemiecką jesienią”, nie mógł jeszcze wiedzieć.
koniec
17 czerwca 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.